73.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Vivian ziewnęła, przeciągając się. W końcu otworzyła oczy i uśmiechnęła się, krzyżując spojrzenie z Randalem.
Zachichotała cicho, czując, jak jego ręka, spoczywająca dotąd na jej boku, przesunęła się na żebra, łaskocząc ją przy tym.
Po chwili Randy pocałował ją czule, po czym wstał i zaczął się ubierać.
- Gdzie idziesz? - spytała, siadając.
- Mam wartę - odparł, zawiązując troczki spodni.
- Nie możesz się z kimś zamienić? - spojrzała na niego błagalnie.
Chłopak zaśmiał się, siadając obok  niej.
- To tylko kilka godzin - przysunął się bliżej, by szepnąć jej do ucha - Resztę dnia będziemy mieli tylko dla siebie.
- Wcale nie... - mruknęła - Dziś moja kolej na polowanie...
- To pójdę z tobą.
- Naprawdę?
- No pewnie - uśmiechnął się.
Vivian zarzuciła mu ręce na szyję, po czym wbiła się w jego usta.
Randy od razu odwzajemnił pocałunek. Po chwili opadli z powrotem na posłanie, nie przerywając czułości.
- Randal! - ktoś wrzasnął.
Chłopak niechętnie skończył pocałunek i już miał się podnieść, gdy Vi kurczowo się go chwyciła.
- Nie ma mowy - zachichotała, oplatając go nogami - Nigdzie nie idziesz.
- Muszę.
- Nie.
- Uważaj. Nie jesteś ciężka, więc mogę cię wynieść - zaśmiał się, przesuwając dłonią po jej nagich plecach - A tego chyba byś nie chciała.
- Nie zrobiłbyś tego - odparła.
- Nie? Jesteś pewna?
- Nie odważysz się - zmrużyła oczy.
- Masz rację. Wiem, że byś się zemściła - uśmiechnął się łobuzersko - Ale mam sposób, żeby cię odkleić.
- Jaki?
W odpowiedzi zaczął ją łaskotać. Vivian parsknęła śmiechem.
- Nie! Randy! - zawołała - Przestań! Błagam! Dość!
W końcu puściła go i szybko się odsunęła, unikając tortur.
- To nie jest zabawne - mruknęła, widząc na jego ustach uśmieszek.
- Właśnie, że jest - odparł, wstając.
Vi otuliła się kocem i udając obrażoną, łypnęła na Randala.
- Nie ubierasz się? - spytał, narzucając koszulę.
- Nie. Poczekam, aż sobie pójdziesz.
- Przecież i tak widziałem cię nago - zaśmiał się - I to setki razy.
- No i? - wzruszyła ramionami - Teraz sobie nie popatrzysz.
Młodzieniec zaśmiał się, zakładając ciepły płaszcz.
- Randy - rzekła, gdy już miał wyjść z namiotu.
- Tak?
- Rzuć mi ciuchy - uśmiechnęła się uroczo.
- Czyżby było ci zimno?
- Trochę...
Randal nie tracąc uśmieszku z twarzy, złapał ubrania Vivian i podał jej.
- Dziękuję - przejęła odzienie.
- Ależ proszę - puścił do niej oczko, po czym wyszedł.
Vivian szybko się ubrała, próbując ignorować poranny chłód. Poprawiła posłanie, po czym chwyciła kurtkę i wyszła z szałasu.
Chuchnęła w zimne dłonie. Poranek był naprawdę rześki. 
Po chwili ruszyła do bramy. Uśmiechnęła się, mijając Randala.
- Gdzie idziesz? - spytał.
- Pobiegać - odparła - Muszę się rozgrzać, bo KTOŚ mnie zostawił samą w łóżku i trochę zmarzłam.
Chłopak zaśmiał się, kręcąc przy tym głową.
- Nie bierzesz broni? - spytał po chwili.
- Zapomniałam, a nie chcę się wracać.
Randy sięgnął do noża, który miał przy boku i podał jej.
- Uważaj na siebie.
Vi wsunęła nóż za pasek.  Cmoknęła chłopaka w policzek, po czym opuściła fort. Wciągnęła do płuc zimne powietrze i ruszyła truchtem wąską ścieżką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro