9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ernan w wielkim skupieniu wpatrywał się w dziennik z Oliverto. Przez lata zaniedbywał sprawę księgi, ale po takim czasie znów tknęła go ciekawość. Dumny z siebie zmierzył wzrokiem kartkę, na której wypisał rozpoznane znaki. Nareszcie udało mu się rozszyfrować wszystkie symbole. Ktoś miał poczucie humoru, łącząc litery z kilku alfabetów.
Przeciągnął się. Zasłużył na chwilę przerwy. Opuścił poddasze i wyszedł przed chatę. Zdębiał, dostrzegając Tristana mierzącego z łuku do Victora, który miał przywiązane do głowy jabłko.
Ernan w ostatniej chwili zabrał białowłosemu chłopcu strzałę.

- Tristan! Czyś ty zgłupiał?! Nie wolno strzelać do brata! - pokręcił głową - W ogóle nie można strzelać do ludzi!

Podszedł do Victora i zdjął mu owoc z głowy.

Dobrze, że Nora poszła z innymi kobietami nad rzekę zrobić pranie...

Wbił wściekły wzrok w synów.

- Co was napadło? Mogliście się pozabijać!
- Tatku - ni z tego, ni z owego zjawiła się Vivian.
- Nie teraz, Vi.
- Ale... To ważne.
- Eh... Jeszcze do tego wrócimy - mruknął do Tristana, po czym wlepił w córkę pytające spojrzenie - O co chodzi?
- Muszę ci coś pokazać - złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
- Chwila. Musimy poczekać, aż Nora wróci. Nie zostawię chłopców, bo znowu wymyślą coś głupiego - zmarszczył brwi, widząc jej siny nadgarstek - Co ci się stało?
- Spadłam z konia, ale to nie ważne - pokręciła głową - Pójdziesz ze mną, jeśli Randy ich popilnuje?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Jestem pewna, że da sobie radę.
- Z Victorem być może, ale wiesz, że Tristan potrafi dać w kość.
- Tato...
Ernan zerknął na synów.
- Ile nam to zajmie?
- To dosyć spory kawałek stąd, więc...
- To aż tak ważne?
- I tak za długo zwlekałam, żeby ci o tym powiedzieć...
- Dobra. Mam nadzieję, że Randal jakoś sobie z nimi poradzi. Tylko, czy się zgodzi?
- Bez obaw - Vivian uśmiechnęła się nieco - Jakoś go przekonam.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Że co mam zrobić? - Randal spojrzał przerażony na Vi.
- Chwilę popilnować moich braci - uśmiechnęła się uroczo - Ładnie proszę.

Wlepiła w niego błagalne spojrzenie i zatrzepotała rzęsami.

- Błagam... Nie patrz tak na mnie...
- Randy - narzuciła mu ręce na szyję i spojrzała głęboko w oczy - Chcę pokazać tacie obóz... Wiesz kogo. Nie możemy zabrać ze sobą chłopców, a zostawić ich samych tym bardziej. Proszę, zajmij się nimi przez chwilę. Niedługo powinna wrócić Nora. Zrobisz to dla mnie?
- Eh... No dobra... Ale od razu ostrzegam, że jeśli zaczną rozrabiać, to ich zwiążę.
- Możesz nawet przybić gwoździami do podłogi - uścisnęła go - Jestem twoim dłużnikiem.

Vivian wypadła z chaty, niczym błyskawica.
Randala przeszedł dreszcz, gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z upiornymi ślepiami Tristana, który uśmiechał się łobuzersko.

To się wpakowałem...

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Vivian odgarnęła gałąź, odsłaniając obóz Zdobywców. To było już drugie obozowisko na jakie się natknęła w lesie. Gdyby nie trafiła też na splądrowaną wioskę plemienia Zugarro, nadal nie powiedziałaby ojcu o Zdobywcach.
Ernan zmarszczył brwi.

- Widziałaś więcej obozów?
- Tak i... lud Zugarro... Przepadł...
- Powinnaś mi o nich wcześniej powiedzieć.
- Przepraszam... Czemu kryją się w lesie, podzieleni na takie małe grupy?
- Bardzo mądre zagranie. Powoli, niepostrzeżenie dostają się do Talwyn. Te sukinsyny, zniszczą kolejne wioski, aż będą mieli wystarczającą przewagę, by wprowadzić całą swoją armię i roznieść nas w bezpośrednim starciu.
- Co teraz?
- Zagram w ich grę - Ernan uśmiechnął się upiornie - Zbiorę kilku myśliwych i wybijemy ich. Jednego, po drugim.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której chcę ci powiedzieć...
- Hm?
- Jeden z nich... Ja... pomogłam mu - spuściła wzrok - Opatrzyłam jego rany.

Ernan nic nie powiedział. Vivian po chwili niepewnie zerknęła na ojca.

- Nic ci nie zrobił? - spytał w końcu.
- Nie. Nazar jest naprawdę miły. Tato... Oni... Oni go katują.
- Trzymaj się z daleka od tego chłopaka.
- Ale... - urwała, widząc srogie spojrzenie ojca.
- Chodźmy stąd, nim któryś nas przyuważy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro