~ I ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nigdy nie marzyłem o władzy. Nie chciałem jej. Nie umiałem być przywódcą. Niestety... Jako najstarszy syn i następca tronu musiałem pomagać ojcu w obowiązkach... Zostanie królem to wielki zaszczyt i wiążą się z tym przywileje, jednakże jest to ogromna odpowiedzialność...
Byłem za młody, by myśleć o władaniu krajem. Nie chciałem korony. Wolałem wymykać się z pałacu i poczuć się, jak zwykli mieszczanie. Dlaczego? Pałacowe życie było nudne... Służba wyręczała mnie praktycznie we wszystkim. Nie pozwalano mi się samemu zająć własną komnatą. Szykowano mi odzienia i ubierano.
Kucharki wyganiały mnie do jadalni, bym cierpliwie czekał na posiłek.
Kiedy wchodziłem do stajni, masztalerz natychmiast szykował mego wierzchowca do jazdy.
Nic nie mogłem zrobić samodzielnie... To było wręcz irytujące.
Wiele razy odprawiałem służących, lecz nie wiele to dawało.
Dlatego zacząłem się wymykać z pałacu. Odziany w czarne, tanie ubrania, wychodziłem na miasto. Zakapturzony przechadzałem się po ulicach i patrzyłem na zamyślonych mieszczan.
Lubiłem obserwować ludzi i uczyć się ich prac. Poznawałem świat od strony skromnego człowieka, który musi liczyć każdy grosz, aby nie umrzeć z głodu.
Oczywiście musiałem unikać strażników, niczym bandyta. Gdybym dał się złapać... Ojciec kazałby mnie pilnować dniami i nocami.

Wspominałem, że szlajałem się po mieście też po zmroku? Trudno wyrazić słowami, jak osada wspaniale wygląda, gdy słońce zniknie za horyzontem. Ta cisza i samotność... Ten mrok i spokój... To było cudowne.
Wśród tej ciemności czułem się bezpiecznie. Miałem wrażenie, że cienie sprawiają, że jestem niewidzialny. Jednak towarzyszyło mi też dziwne wrażenie, iż nie tylko ja kryję się w mroku. Coś mi podpowiadało, że muszę zachować czujność, bo w każdej chwili ktoś mógł zaatakować.
To zadziwiające, że noc wywołuje tak skrajne odczucia.

Pewnego wieczoru miałem okazję się przekonać, czym mogą się skończyć wędrówki przez miasto po zmroku...
Zaatakował mnie jakiś bandyta. Nie obroniłem się... Byłem nieuzbrojony i dałem się zaskoczyć.
Nie wiele kojarzę z tego starcia. Szedłem jakąś wąską uliczką. Pamiętam błysk noża i potwory ból na twarzy, a później dostałem czymś w głowę. Straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, nie miałem swojej małej sakiewki, w której trzymałem parę monet, na wypadek jakbym zgłodniał. Byłem w takim szoku, że nie zauważyłem, że straciłem nie tylko pieniądze. Dopiero gdy wstałem i chciałem odejść, zdałem sobie sprawę, że coś jest nie w porządku z moim prawym okiem.
Podpierając się o ściany budynków, wróciłem na główną ulicę. Musiałem pilnie odnaleźć medyka.
Kręciło mi się w głowie, a wzrok płatał mi figle. Upałem na kolana, czując, że zaraz zwymiotuję, choć miałem pusto w żołądku.
Jakaś dziewczyna przy mnie ukucnęła i delikatnie dotknęła mojej dłoni.

- Dasz radę wstać? - spytała łagodnym, przyjemnym dla ucha głosikiem.

Pokręciłem przecząco głową. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Nawet nie mogłem się zmusić, by unieść głowę i spojrzeć kim ona jest.

- Niech mi pan pomoże go podnieść - zaczepiła kogoś.

Po chwili poczułem, jak ktoś przerzuca moją rękę przez swoje ramię i siłą podnosi mnie z klęczek.

- Dziękuję - rzekła, podpierając mnie - Dalej już sobie poradzę.
- Jesteś pewna, panienko?
- Tak.

Facet odszedł, a ona zaczęła mnie gdzieś prowadzić.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

- Kogo żeś znowu przywlokła? - jakiś mężczyzna warknął, gdy moja wybawicielka, wprowadziła mnie do jednego z wielu domów.
- Pomóż mu, wuju. Biedak, ledwo trzyma się na nogach.
- Pewnie jest pijany. Zabierz go stąd.
- Nie śmierdzi alkoholem. Za to jest ranny. Pomóż mu!

Kiedy krzyknęła przeszedł mnie dreszcz. Co za stanowczość.

- Eh... Niech ci będzie.

Posadzili mnie na stole. Lekarz ściągnął mi kaptur.

- Ktoś ci nieźle pociął buźkę, przyjemniaczku - mruknął.

Nie rozpoznał mnie. Przynajmniej do chwili, kiedy zmył krew z mojej twarzy.

- K-książę? - wydukał.
- Nie, jego sobowtór - prychnąłem.

Nieco oprzytomniałem po ciosie w głowę, więc byłem w stanie cokolwiek powiedzieć.

- Co z moim okiem? - spytałem.
- Zamknij lewe oko, książę.
- Darujmy sobie tą szopkę z kłanianiem do pasa i ciągłym powtarzaniem "Wasza wysokość", "książę" itp. - wyciągnąłem do niego rękę - Rainer jestem.
- Ale to się nie godzi...  Być z księciem na ty?

Rzuciłem mu znużone spojrzenie.
Medyk zawahał się.

- Spokojnie, nie gryzę i nie każę uciąć ci rąk - zachęcałem.

Choć nadal nie był przekonany, w końcu uścisnął moją dłoń.

- Tomas.

Dopiero wtedy zauważyłem jakąś dziewczynę, stojącą pod ścianą. Była śliczna. Miała długie, blond włosy. Jej policzki były lekko zaróżowione, a usta pełne, wykrzywione w subtelnym uśmiechu. Obserwowała mnie swoimi lśniącymi, jasnobrązowymi ślepiami.
Zeskoczyłem ze stołu i podszedłem do niej. Delikatnie chwyciłem jej drobną dłoń i ucałowałem ją czule.

- A ciebie, jak zwą, piękna?

Zachichotała, rumieniąc się przy tym. Wyglądała tak uroczo.

- Aisha.
- Miło poznać. A tak w ogóle, to dziękuję za pomoc.
- Drobiazg - uśmiechnęła się szerzej.

Zapatrzyłem się w jej cudowne ślepia. Mógłbym się w nie wpatrywać godzinami.
Wróciłem duchem, gdy Tomas odchrząknął. Zdałem sobie sprawę, że nadal trzymałem rękę Aishy. W końcu puściłem jej dłoń.

- To... - wróciłem na stół - Co z moim okiem?
- Zamknij lewe, a prawym spójrz na mnie.

Opuściłem lewą powiekę i przerażony stwierdziłem, że nic nie widzę, pomimo, że druga nadal była uniesiona.

- Ile widzisz palców?
- Sęk w tym, że wogóle nie widzę!

Byłem przerażony, ale nie rozpaczałem z tego powodu. W pewnym sensie, straciłem oko na własne życzenie...
Potraktowałem ten incydent jako ważną lekcję. Nauczyłem się, że mając zbyt dużo zaufania do ludzi, mogę naprawdę źle skończyć.
Nigdy więcej nie opuściłem pałacu bez broni.

Podsumowując. Nie zakładaj z góry, że ktoś chce Ci zaszkodzić, ale... lepiej miej się na baczności.

***

Wiecie jakiego psikusa zrobiła mi autokorekta? Na samym początku jest zdanie "Oczywiście musiałem unikać strażników, niczym bandyta". Gdybym nie sprawdziła rozdziału byłoby: Oczywiście musiałem unikać staników, niczym bandyta. 😂 Kochany telefon.

Stwierdziłam, że zawartość dziennika będę dodawać jako oddzielne rozdziały. Co wy na to? Ciekawy pomysł? Piszcie śmiało w komentarzach, co o tym sądzicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro