~ III ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przyczajony na dachu jakiegoś budynku, przyglądałem się, jak Aisha zamiatała przed domem swojego wuja. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Kiedy była w pobliżu, zupełnie traciłem rozum.
Trochę ją zaniedbałem... Ostatnie miesiące spędziłem z Warnerem, ucząc się skutecznie bronić, albo siedziałem zamknięty w pałacu. 

W końcu zeskoczyłem z dachu i podkradłem się do niej. Podskoczyła zaskoczona, gdy zasłoniłem dłońmi jej oczy.

- Rainer?
- A spodziewałaś się kogoś innego? - szepnąłem jej do ucha.
Chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie między budynki.
- Co tu robisz? - spytała, gdy skryliśmy się w cieniu.
- Stęskniłem się - położyłem dłonie na jej biodrach - Masz jakieś plany na wieczór?
- Nie.
- A zechciałabyś poświęcić wolną chwilę mojej osobie?
- Z chęcią - zatrzepotała rzęsami - Jednakże mamy mały problem.
- Jaki?
- Mojego wuja. Nie wymknę się z domu.
- Nie widzę w tym przeszkody - pozwoliłem sobie cmoknąć ją w policzek - Do zobaczenia po zmroku.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

W nocy przyszedłem pod okno jej sypialni. Wziąłem garść maleńkich kamieni i zacząłem rzucać w szybę, licząc, że Aisha jeszcze na mnie czeka. Miałem małe problemy z wymknięciem z pałacu. Przy murze otaczającym posiadłość, ostatnimi czasy kręciło się o wiele więcej strażników...
Po chwili otworzyła okno.

- Schodzisz do mnie, czy mam się tam do ciebie wdrapać? - szepnąłem.
- Wspinaj się. Tylko cicho, bo wuj już śpi.

Szybko dostałem się do środka.
Powitałem ją czułym pocałunkiem.

- Gdzie się podziewałeś? - wtuliła głowę w moją pierś - Bałam się, że znowu jakiś bandyta cię napadł.
- Nie musisz się o mnie obawiać.
- Już jedno oko straciłeś.
- To było tak dawno - wzruszyłem ramionami.

Staliśmy przez chwilę, tuląc się do siebie.

- Przestań - zachichotała cicho, gdy złapałem ją za pośladki.

W odpowiedzi złączyłem nasze wargi.
Po chwili opadliśmy na łóżko. Wsunąłem rękę pod jej koszulkę. Musnąłem palcami jej miękką skórę.

Zakochałem się w niej do szaleństwa. Wystarczyło jedno spojrzenie w szmaragdowe oczy Aishy, bym stracił dla niej głowę. Kiedy nie trenowałem, spędzałem z nią każdą wolną chwilę.

Już miałem ściągnąć z niej ubranie, gdy ktoś wrzasnął. Błagał o pomoc.
Nie potrafiłem tego zignorować.

- Wybacz, skarbie - cmoknąłem Aishę w usta, po czym zerwałem się z miejsca - Kiedyś to nadrobimy.
- Uważaj na siebie.

Wyskoczyłem z okna i pognałem w stronę krzyków.
Kląłem pod nosem. Ktoś potrzebował pomocy akurat, kiedy miałem spędzić upojną noc z ukochaną.
Szlag by to trafił...

Biegłem po dachach, licząc, że nie natknę się na łuczników. Ostatnie czego potrzebowałem, to strzała w plecach. W końcu moim oczom ukazała się banda małolatów. Czterech nastolatków znęcało się nad jednym dzieciakiem, młodszym od nich o parę lat.
Zeskoczyłem z dachu, czym zwróciłem na siebie ich uwagę. Chwyciłem za noże i obróciłem je w dłoniach, gotów do walki. Jednak żaden nie miał odwagi, by stanąć ze mną do pojedynku. Uciekli, nim zdążyłem cokolwiek zrobić.
Podszedłem do dzieciaka, którego katowali. Chłopiec krztusił się własną krwią. Nie miał siły nawet by utrzymać otwarte oczy. Był potwornie poobijany. Nawet jego włosy kleiły się od posoki. Zauważyłem, że był wychudzony, dzięki czemu wywnioskowałem, że chował się na ulicy. Nikt się nie przejmie jego losem.
Wziąłem go na ręce i udałem się do Tomasa.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Z kamienną twarzą patrzyłem, jak lekarz, delikatnie zmywa krew z chłopca, którego uratowałem. Dzieciak stracił przytomność, gdy go niosłem i nadal nie odzyskał świadomości.
W końcu zerknąłem na Aishę, która miała łzy w oczach. Nie umiała patrzeć na ludzkie cierpienie, zwłaszcza kiedy chodziło o dzieci.
Podszedłem do niej. Złapałem ją za rękę i wyszedłem z nią przed dom. Nie chciałem, by patrzyła na tego nieszczęśnika.

- To straszne - wtuliła się we mnie - Jak można kogoś tak skatować? I to jeszcze takie dziecko...
- Widziałem kto zaatakował tego dzieciaka. Możesz być pewna, że nie ujdzie im to na sucho.

Niespodziewanie Tomas wyjrzał z domu.

- Co z nim? - spytała Aisha, nim zdążyłem otworzyć usta.

Medyk pokręcił głową, ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
Dzieciak zmarł...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro