~ IX ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co tu robisz? - spytał lekarz - Jeszcze nie ma nawet południa.
- Zostawisz nas na chwilę? - zwróciłem się do Aishy, puszczając ją.
- Tylko się nie pozabijajcie - musnęła wargami mój policzek, po czym wyszła z kuchni.
- Mówiłem ci, że masz się od niej odwalić - warknął Tomas.
Wspominałem, że medyk niezbyt tolerował moje uczucie do Aishy? Uważał, że tylko się nią bawię i szybko się znudzę. Bał się, że ją wykorzystam i się ulotnię. Nie miałem takiego zamiaru. Kochałem ją. Przyznaję się bez bicia, że miałem wiele kobiet. Prawie każdą zapewniałem, iż darzę ją wyjątkowym uczuciem. Gdy osiągałem swój cel, po prostu ją porzucałem. Byłem podłym draniem, łamiącym serca uroczym pannom, które ulegały mojemu urokowi... Teraz jest mi za to wstyd...
Ale z Aishą było inaczej. Musiałem długo się o nią starać. Z nią postępowałem ostrożnie. Uważałem na to co mówię. Nie pozwalałem sobie na zbyt odważne gesty, takie jak pocałunek z zaskoczenia. Cierpliwie budowałem więź między nami. Nie próbowałem jej na siłę oczarować. Po prostu byłem sobą. Miałem czyste intencje. Szkoda tylko, że Tomas nie potrafił tego dostrzec...
- Nie możesz w końcu pojąć, że zależy mi na Aishy? - mruknąłem.
- Jakoś trudno mi uwierzyć w twoje uczucia - prychnął - Przysiągłem umierającemu bratu, że będę chronił jego jedyną córkę. Znam takie historie. Panienka się zadurza, a później kończy jako samotna matka, albo zimny trup - zacisnął pięści - Nie pozwolę ci skrzywdzić mojej bratanicy!
- Kocham ją, a Aisha kocha mnie, czy ci się to podoba, czy nie. Zaakceptuj to, nim ją stracisz.
- Co masz na myśli?
- Znam cię, Tomasie - spojrzałem mu w oczy - Każesz jej wybrać. Albo ciebie, albo mnie. Pomyślałeś o tym, że stawiając jej ultimatum, skrzywdzisz w ten sposób nie tylko ją, ale też i siebie? Wiesz, że mogłaby wybrać mnie. Straciłbyś ją.
Tomas warknął wściekły. Wiedział, że mam rację.
- Zmieniając temat, to co tu robisz o tej porze? - spytał.
Podrapałem się po karku. Nie chciałem mu mówić, że zostałem bezdomnym. Miałby kolejny argument, by zatruwać mi życie, powtarzając, że nie jestem godny jej bratanicy. Ale w tej kwestii... Przyznałbym mu rację...
- Rainer! - zawołał, wyrywając mnie z ponurych myśli - Może mi łaskawie powiesz, czemu zmieniłeś nawyki?
- Uciekłem z domu - rzekłem po krótkim namyśle - Porzuciłem tamto życie.
- Co?
- Ojciec dał mi w kość. Znowu... - wskazałem na obity policzek - To też jego robota.
- Król ci to zrobił? - wytrzeszczył oczy - Jakoś nie mogę w to uwierzyć.
- Tak! Wspaniały, kochany, nieskazitelny władca tłukł mnie, przy każdej nadarzającej się okazji! Gdy dziś znów podniósł na mnie rękę... Nie wytrzymałem.
Przeczesałem dłonią włosy, wzdychając przy tym ciężko. Po chwili minąłem Tomasa i ruszyłem w stronę wyjścia z chaty.
- Przeproś ode mnie Aishę... - złapałem klamkę - Miałeś rację... - spuściłem głowę - Nie powinienem był jej w sobie rozkochiwać...
- Czekaj - mruknął - Gdzie pójdziesz?
- Przed siebie - wzruszyłem ramionami.
Westchnął zrezygnowany.
- Aisha mi nie daruje, jeśli pozwolę ci błąkać się po ulicy. Możesz zostać...
- Mówisz poważnie? - patrzyłem na niego, nie wierząc własnym uszom.
- Ale zapamiętaj sobie jedno, Rainer. Nie robię tego dla ciebie, tylko dla Aishy.
Pokiwałem głową.
Z jednej strony cieszyłem się, że nie jestem skazany na walkę o przetrwanie na ulicy, lecz z drugiej... Żyć pod jednym dachem z Tomasem? To dopiero będzie bitwa...

***

Tak na osłodę życia i okazji moich urodzin, wstawiłam wam dziś 3 rozdziały 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro