3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia, kiedy Radek wstał rano i udał się do swojego salonu, stanął w progu zaskoczony. W pierwszej chwili nie wiedział na co patrzy. Na na dywanie w centrum po turecku siedziała poznana wczoraj kobieta. Jednak nie to było najbardziej zaskakujące i szokujące. Wokół unosił się zapach świeżego lasu. Radek miał wrażenie jakby nagle przeniósł się z własnego domu do lasu pełnego świerków. Brakowało tu jeszcze świergotu ptaków i ziemi pod nogami. Ale to jeszcze nie wszystko. 

Nieznajomą oplatało jasnozielone, ciepła poświata, która rezonowała na zewnątrz. Z tego powodu rośliny znajdujące się w salonie zdawały się rosnąć, rozkwitać pod wpływem tej niesamowitej, tajemniczej siły. Gdy stykały się z tą dziwną energią, która zdawała się przypominać drobny kwiatowy pyłek, rośliny rozkwitały i nabierały nowego życia. 

W pewnej chwili jedno z pnączy paproci oddzieliło się od pozostałych i z ufnością otuliło szczupłą, białą dłoń  kobiety. Ta w geście położyła prawą dłoń na liściach i delikatnymi ruchami głaskała roślinę. Traktowała paprotkę jak istotę czującą. 

— O już jesteś! — oznajmiła z szerokim uśmiechem odwracając głowę w jego kierunku. Bask mocy trochę przygasł, a pnącze paproci szybko się wycofało. Zdawało się zawstydzone przyłapaniem przez człowieka. — Wyspałeś się? 

— Tak.... czekaj! — zawołał wyciągając dłoń w geście zatrzymania się, 

Kobieta instynktownie zatrzymała się kilka kroków przed zszokowanym mężczyzną. I przekrzywiła głowę w niemym oczekiwania. Z tego powodu przypominała kota. 

— Co to było? Kim ty jesteś? — zapytał ze strachem i konsternacją. 

— Jestem wróżką wiosny — odpowiedziała szeptem. Spuściła głowę i zwiesiła ramiona. 

Radek patrzył na nią jak na wariatkę, a po tym wybuchnął śmiechem. 

— Wróżką wiosny, dobre sobie! — powiedział ze złością. — Wynoś się z mojego domu! — chwycił zaskoczoną i przestraszoną wróżkę za ramię i pociągnął w stronę drzwi wejściowych. — Wynoś się albo zadzwonię po policję. 

Lilia ze łzami w oczach patrzyła na zamknięte za sobą drzwi. Nie znała wcześniej ludzi, ale chyba to co pisali w księgach, które czytała, mieli rację.  Otarła łzy wierzchem dłoni i zeszła z tarasu. Postanowiła poszukać swojego zaginionego wisiorka i wrócić do wypełniania obowiązków. Podczas poszukiwań dotykała dłońmi łodyg. Pyłek znajdujący się na jej dłoniach osiadał i wspinał się po roślinie pobudzając ją do szybszego wzrostu. 

— Gdzie on jest? — szeptała do siebie nie podając się rozpaczy. — No musi gdzieś tutaj być. 

Lilia dzięki swoim mocom mogła wyczuć zachodzące w głęboko pod ziemią procesy budzenia się i wzrostu. Gdy słońce stało już niemal wysoko na niebie, opadła na podłoże zrezygnowana. Zamknęła oczy i rozkoszowała się chodem jaki dawały gałęzie drzewa i promieniami słońca na powiekach. W sercu natomiast tęskniła za bezpiecznym domem.  

— Hej, on musi dotrzymać danej mi obietnicy — stwierdziła nagle otwierając oczy. 

Poderwała się do pozycji siedzącej jednym płynnym ruchem. Podpierając się rękoma wstała i pełna determinacji wbiegła po schodach. Zamaszystym ruchem zapukała w drzwi. Czekała z zaciętą miną aż gospodarz otworzy. Tak jak się spodziewała zrobił to. Teraz patrzyli na siebie wyczekująco. 

— Obiecałeś mi coś — odpowiedziała wróżka stanowczym, pewnym głosem.  — Miałeś pomóc mi znaleźć moją zgubę. 

— Wybacz, ale teraz wybieram się na przejażdżkę rowerową — oznajmił mężczyzna chłodnym tonem. 

Po tych słowach wyminął zdezorientowaną dziewczynę i poszedł w stronę małego podjazdu. Lilia poszła za nim i z niewielkiej odległości obserwowała jak Radek wsiada na rower - oczywiście nie wiedziała jak to urządzenie się nazywa. I odjeżdża. 

Wahała się tylko przez ułamek sekundy. Mimo strachu, któremu nie pozwalała na przejecie władzy nad swoimi decyzjami, podbiegła do różowego składaka i niepewnie zasiadła na siodełku. Odpychała się nogami. W końcu po dłuższym czasie udało się dziewczynie "wyjechać" z podjazdu. 

— Jak oni mogą na tym jeździć — wyspała zmęczona. 

Krzyknęła ze strachu, kiedy zaczęła bezradnie staczać się w dół na ulicę. Przejechał jakiś samochód, na szczęście Lilia nie wjechała w niego. Zachwiała się i przewróciła, boleśnie raniąc sobie dłonie. 

— Co ty wyprawiasz? — Usłyszała męski głos. 

Przestraszona odwróciła głowę i ujrzała Radka siedzącego na rowerze. Mężczyzna siadł z niego i szybko podszedł do nadal leżącej na asfalcie młodej kobiety. Ściągnął z niej rower, po czym pomógł jej wstać. 

— Jak wy możecie na tym jeździć? — zapytała zagubiona wskazując na rower. — Przecież na tym można się zabić. 

Radek zaśmiał się z jej niewinnej i dziecinnej miny jaką zrobiła. 

 — Co cię tak bawi? — obruszyła się. 

— Nic. Nic. — mruknął pod nosem. — Chodź nauczę cię jeździć. 

Zabrali rowery z ulicy i wrócili na podjazd. Lilia patrzyła wyczekująco na mężczyznę. Ten podszedł do niej. Był znacznie wyższy, więc dziewczyna zadarła głowę, a on spuścił swoją. Spotkali się spojrzeniami. Stali tak nieruchomo pozwalając aby wokół nich przepływała energia porozumienia. To dla obojga było dziwnie i nieznane uczucie. 

— Skaleczyłaś się gdzieś? 

— To nic takiego — stwierdziła z trudem panując nad głosem. Rana za kilka sekund zniknie. 

— Pokaż — poprosił łagodnym głosem. 

Nie chciała podać mu dłoni, więc delikatnie lecz stanowczo chwycił jej dłoń. Obejrzał dokładnie, ale na ręce dojrzał tylko niewielkie draśnięcie. 

— Faktycznie, nic poważnego się nie stało. 

— Mówiłam przecież — mruknęła wróżka zabierając dłoń z powrotem. 

— Skoro nic ci nie jest, możemy zacząć naukę jazdy na rowerze — oświadczył z delikatnym uśmiechem. 

Tak więc przez następne pół godziny uczyła się jazdy na rowerze. Okazało się, że jest całkiem pojętną uczennicą. I bardzo szybko opanowywała nowe sprawności. Oboje czerpali także ze wspólnego czasu dużo radości. 

— No skoro umiesz już jeździć, to myślę, że możemy pojechać na wycieczkę, co ty na to?

Lilia pokiwała głową. Nie była pewna czy nie zadrży głos z emocji. W głębi duszy bała się tego nowego wyzwania, ale z drugiej strony była podekscytowana. 

— No to wsiadamy — polecił Radek wesoło. Siedząc już na siodełku, obejrzał się na Lilię i dodał: — Trzymaj się blisko mnie! Jedź za mną. 

— Dobrze — Pokiwała głową. 

Jazda rowerem okazała się niesamowicie przyjemna i relaksująca. Trochę przypominała latanie. Sprawiała, że człowiek czuł się wolny i szczęśliwy. Na odsłoniętych częściach ciała, oboje czuli przyjemny dotyk słońca, a we włosach hulał ciepły, wiosenny wiatr. 

Wkrótce wyjechali poza miasto. Zabudowania pojawiały się coraz rzadziej, aż wreszcie całkiem zniknęły.  Lilia czuła się cudownie wokół dzikiej roślinności z jeszcze nie dojrzałych zbóż. Czuła energię wibrującą w powietrzu. Rozkoszowała się śpiewem ptaków i wyczuwała dzikie, małe stworzonka. 

Z radości zaśmiała się melodyjnie, a Radek także dołączył. Z tym, że mężczyzna rozłożył ręce na boki i jechał tak przez dłuższy czas. 

— Masz ochotę odpocząć? — zapytał Radek zsiadając z roweru. 

Lilia pokiwała głową i uczyniła to samo. Zachwiała się, ale nie przewróciła. Mężczyzna poprowadził swoją towarzyszkę w głąb zagajnika. Po kilkunastu minutach zatrzymał się na małej polance. Z bagażnika wyciąga to co było na nim zamocowane. Okazało się, że to koc. 

Lilia przyglądała się w milczeniu pracy Radka. Kilka minut później piknik był już gotowy. 

— Zjedźmy coś — zaproponował pogodnie. 

Dziewczyna zostawiła rower przy jednym z drzew i ruszyła w stronę koca. 

—  Dziękuję — powiedziała Lilia z uśmiechem zajadając się jabłkiem. — Teraz rozumiem, dlaczego ludzie lubią jeść owoce. Są naprawdę dobre. 

— A co jako wróżka nie możesz jeść? — zapytał żartobliwie. 

— Dla nas jest to zbyt duże, poza tym nie potrzebujemy jedzenia, kiedy przebywamy na Ziemi — odpowiedziała poważnym tonem. — Pokazać ci co potrafię?

Trzymała w dłoni ogryzek. Przykryła go drugą dłonią. Zamknęła oczy i skupiła się na swojej mocy. Radek znów ujrzał jak dziewczynę otacza zielona poświata. Kręcone włosy unosiły się lekko w górę. Wytrzeszczył ze zdumienia oczy. Zdał sobie sprawę, że w domu mu się nie przewidziało. Lilia naprawdę nie należała do jego świata. Ogarnął go niepokój. Nie wiedział jak ma się zachować. 

— Tadam! 

Gdy zabrała dłoń, Radek ujrzał czerwone, dojrzałe jabłko zamiast ogryzka. 

— Zdumiewające — powiedział biorąc owoc w rękę. 

Przez chwilę panowała cisza. Radek zjadł owoc ze smakiem. 

— Dużo jest takich jak ty?

— Tak, wróżki takie jak ja zajmują się wiosną. Pobudzamy rośliny i całe środowisko naturalne do życia — oznajmiła z uśmiechem dumy. — Szkoda tylko, że ludzie nie szanują swojej planety i Matki Ziemi. Jestem tutaj krótko, ale widzę jak planeta cierpi z powodu ludzkich ingerencji. Mam nadzieję, że kiedyś ludzie się opamiętają i przestaną wykorzystywać i niszczyć swój dom. 

Radek z uwagą pokiwał głową. 

W pewnym momencie, kiedy leżeli na kocu, usłyszeli z krzaków po prawej stronie szelest. Ostrożnie podnieśli się i spojrzeli w tamtym kierunku. Ze zdumieniem ujrzeli stadko dzikich ptaków i dwa małe zajączki. Wróżka uśmiechnęła z radością i be obaw wyciągnęła dłoń w stronę zwierząt. Pogłaskała je delikatnie i przyjaźnie. 

— Witajcie, moim przyjaciele — powiedziała radośnie. 

Jeden z królików odpowiedział jej i wysunął się na przód. Lilia spojrzała na niego i w łapakach coś dostrzegła. Zwierzątko odważnie podeszło do wróżki i z szacunkiem wręczyło to co miało w łapkach. Okazało się, że był to...

— Mój naszyjnik — wyszeptała patrząc na niebieską kulę. 

— To teraz będziesz mogła wrócić do domu?

Lilia pokiwała powoli głową i założyła na szyję klejnot. Ten natychmiast rozbłysnął i Lilia zniknęła. Bez pożegnania i bez zbędnych słów. Radek rozglądał się smutny i zaskoczony. 

Wrócił do domu, ale czuł się samotny. Od tej pory, kiedy rozkwitał nowy kwiat czy trawa zazielenieje wspominał swoją poznaną przyjaciółkę. Od tej pory także starał się dbać bardziej o środowisko naturalne. 

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro