Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słyszałam wyraźnie kłótnię rodziców - ojciec wyzywał matkę od idiotek, ponieważ uratowała Edmunda z użyciem własnej krwi. Nie przeczyłam, dla mnie było to również ohydne, ale wiedziałam, że było to konieczne. Miałam wrażenie, że wszystko coraz bardziej się zapętla, a ja sama nie miałam jak tego rozwikłać. Odkąd dwa wampiry zamieszkały w mojej piwnicy, stałym gościem wieczorami stała się Aurora. Im dłużej ją znałam, tym bardziej byłam przekonana, że ta laska żyje w ciągłej hipnozie, bo niemożliwym było, aby latała wokół Victora jak szalona przez czystą sympatię. Poza tym ten jej nienaturalnie szeroki uśmiech oraz dziwne oczy...

Wszyscy mieliśmy nadzieję, ze zarówno Victor, jak i jego ojciec wyniosą się tak szybko jak to możliwe. Miałam wrażenie, że Strażniczka częściej przemawia przeze mnie odkąd są bliżej. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że zajmie im to jeszcze kilka dni. Victor kilkukrotnie pożyczał ode mnie laptopa, przeglądając historię zorientowałam się, że szuka lokum dla siebie. Poza tym Edmund wyglądał coraz lepiej - przede wszystkim najgłębsze rany były już zasklepione. Nie mogłam jednak wymazać sprzed oczu widoku zębów i spalonego policzka. Na samą myśl robiło mi się słabo.

Przymykaliśmy oczy na to, co działo się w piwnicy. Teoretycznie Aurora twierdziła, że jest lalką Victora, mówiła również, że będzie przy nim póki ja całkowicie się nie przebudzę, rzeczywistość wyglądała jednak inaczej. Kilkukrotnie zauważyłam na jej szyi ślady po świeżych ugryzieniach - nawet nie maskowała ich szczególnie, a kiedy zauważyła, że się przyglądam zmarszczyła brwi i zapytała:

- O co chodzi? Ty nie możesz im pomóc, ja mogę.

- Myślałam, że oni polują albo coś w ten deseń - mruknęłam.

- Nie, jeśli nie muszą. Poza tym, naprawdę sądzisz, że Edmund cokolwiek by zdziałał w tym stanie?

Westchnęłam. Niestety, Aurora miała rację. Jeśli mówili prawdę, ja nie nadawałam się na kryzysową karmicielkę, a moja matka zrobiła to wyłącznie raz i podejrzewam, że z wielkimi oporami. Wszyscy wyobrażają sobie, że wampiry to niezwykle romantyczne istoty, o karmieniu mówią jako o mrocznym pocałunku, a jak przychodzi do karmienia na wpół spalonego żywego trupa, to nie ma chętnych. Moja matka wyraźnie zresztą zaznaczyła, że nigdy więcej tego nie zrobi, choćby nie wiem co. W sumie cieszyłam się nawet, że mnie ominie ta wątpliwa przyjemność. Dwa ostre kły zanurzające się w ciele nie były zachęcające.

Aurora natomiast traktowała to jako rutynę - wpadała, wypijała herbatę, czasami pomagała w jakichś domowych czynnościach i szła na dół. Faktycznie, dziewczyna była bardzo przydatna. Uznałam, że w sumie by się przydała na stałe - nigdy nie mieliśmy aż tak wysprzątanego mieszkania, nikt też nie grymasił, że musi skoczyć do sklepu czy zrobić tosty. Nie wiedziałam do końca na jakich zasadach działa jej relacja z Victorem, podejrzewałam więc hipnozę albo zauroczenie. Któregoś dnia nie wytrzymałam i zapytałam o to Victora.

- Wiesz, może i trochę się we mnie podkochuje, ale tak naprawdę to płacimy jej za pomoc - rzekł, a ja przez chwilę byłam w szoku.

W sumie chyba bardziej spodziewałam się, że Aurora go kocha. Poza tym, nie ukrywajmy - ta dziewczyna była po prostu śliczna, gdzie mi do niej?! W końcu przyznała się, ze zbiera na operację mamy i na mieszkanie, a sumy, którymi dysponowali Rossi były kolosalne. Byłam w szoku. Wiedziałam, że to stara rodzina i że mają pieniądze, ale żeby aż tak wiele, by ustawić jeszcze taką Aurorę? Mimo wszystko, nawet majątek nie był w stanie zapewnić im całkowitego bezpieczeństwa.

- Jest tyle pięknych, dużych mieszkań i w centrum i na obrzeżach miasta. Czego ty szukasz? - wypaliłam pewnego dnia, kiedy Victor przeglądał oferty lokali.

- Czegoś brzydkiego, co nie rzuca się w oczy. Opuszczony magazyn, jakiś strych, może zrujnowany dom - powiedział.

- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.

- Powód jest bardzo prosty, Scarlett - uśmiechnął się smutno - Epatowanie bogactwem, szybkie samochody czy też piękne wille rzucają się w oczy. A nam zależy by pozostać niezauważonymi.

W tym momencie przypomniałam sobie piwnicę domku, którą odwiedziłam w dniu, kiedy doszło do pożaru i aż plasnęłam dłonią w czoło, a Victor spojrzał na mnie pytająco. Nie bardzo wiedziałam jak zacząć, ponieważ także nie do końca wiedziałam w jaki sposób Rossi podchodzą do innych wampirów, jednak ani Edmund ani Victor nie wspominali słowem aby mieli jakiś konflikt z innymi.

- Posłuchaj, jak wiele wampirów jest w mieście? - spytałam w końcu.

- Ja i ojciec, z tego co mi wiadomo - rzekł niepewnie Victor, po czym dodał podejrzliwie: - A czemu pytasz?

- Wiesz, Victor, chyba muszę ci o czymś w takim razie powiedzieć...

Im dłużej słuchał mojej opowieści tym bardziej był zdziwiony, aż w końcu zaproponował, żebyśmy poszli obejrzeć ten domek. Było już dosyć ciemno, wzięłam więc latarkę - może on miał dobry wzrok i widział w ciemności, ja jednak byłam ślepa jak kret. O dziwo, mimo ciemności i nocnego chłodu czułam się dosyć bezpiecznie. Wiedziałam, że nie muszę się bać i że w razie czego, on zareaguje szybciej niż ja się zorientuję, że coś się dzieje.

Kiedy odnaleźliśmy klapę prowadzącą do piwnicy i zeszliśmy na dół nie mogłam ukryć zdziwienia. Okazało się, że nie pozostał niemal żaden ślad po wampirach, na które trafiłam tamtego dnia. Victor stał i zdawałoby się, że bardzo mocno się koncentruje. Wpatrywał się w miejsce, gdzie stała skrzynia, którą uchyliłam i zobaczyłam przepięknego mężczyznę. Klęknął, dotknął palcami ziemi i odwrócił się w moją stronę mówiąc:

- Scarlett, ty nawet nie wiesz na co trafiłaś... Ja sam nie wierzę, że to możliwe!

- No to mów natychmiast, bo się zniecierpliwię!

- Wiem, ty nie czujesz zapachu tak dobrze jak wampiry, ale wierz mi, ja czuję tutaj woń mojego brata. Dokładnie tak pachniał kilkadziesiąt lat temu.

- Oszalałeś? - prychnęłam - Co ty mi za dyrdymały opowiadasz? Mówiłeś, że oni zginęli czy coś...

- Zaginęli, Scarlett... I chyba się znaleźli.

Nie chciałam sprowadzać go na ziemię, ale było to wszystko cholernie naciągane. I o ile wcześniej uznałam pomysł powiedzenia mu o tym zdarzeniu za dobry, tak teraz plułam sobie w brodę, że to zrobiłam. Kręcił się po piwnicy i okolicach dobre pół godziny, dotykając ścian, podłogi, szukając jakichkolwiek śladów bytności domniemanego brata. Ja zamarzałam, w końcu zirytowana wyszłam z piwnicy i przysiadłam niedaleko studni. Prawie nie czułam dłoni. W końcu wyszedł, a ja popatrzyłam na niego spode łba. Wiedziałam, że bardzo przeżył pożar rodzinnego domu i że obaj z ojcem od tamtej pory się ukrywali, jednak nie mogłam uwierzyć, ze dorosły facet wierzy, że nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki trafił na ślad zaginionego niemal pół wieku wcześniej brata.

Kluczowym okazała się rozmowa z ojcem Victora, który jak tylko dowiedział się o obcych wampirach, a także o tym, że prawdopodobnie był z nimi jego zaginiony syn, po prostu usiadł zaszokowany i byłby zaczął niemal płakać.

- Całe życie myślałem, że to ludzie czyhali na naszą rodzinę. Synu, wybacz mi - zwrócił się do Victora, który zaraz ujął go za dłoń - obawiam się, że mamy znacznie większy problem niż zakładałem... Czy pamiętasz ten moment, kiedy zależało nam na dogadaniu się z ludźmi, na ujawnieniu się?

Kiedy Victor pokiwał głową, starszy wampir zaczął opowiadać. Okazało się, że od początku była frakcja wampirów, której wcale nie uśmiechało się ujawnienie ich istnienia. Wtedy właśnie wampiry podzieliły się na dwie grupy: te stojące za Edmundem oraz te, które poparły jego przeciwnika, Henry'ego. Edmund chciał żyć w pokoju, wspierać ludzi wiedzą oraz pomagać im, a także żywić się na dobrowolnych dawcach, tymczasem Henry... Henry chciał wyłącznie wojny oraz rzeki krwi.

Według słów Edmunda, tamten odłam, nazywany później przez nich dzikimi wielokrotnie odgrażał się, że ich skrzywdzi, jednak pożar, który wybuchł w posiadłości wydawał się zupełnie niezwiązaną z nimi sprawą. Odkąd wyszła książka Edmunda, ludzie również odgrażali się, więc naturalnym było po znalezieniu śladów ludzkiej krwi, że uznano ich za sprawców. Tymczasem moje przypadkowe odkrycie rzucało zupełnie inne światło na sprawę - zwłaszcza, że jak twierdził mój towarzysz, wyczuł zapach wielu wampirów, także znacznie starszych niż on czy nawet jego ojciec.

Nie miałam pojęcia, co to może oznaczać, jednak powoli zaczynałam się bać i liczyłam na to, że jak najszybciej obaj panowie znajdą jakiś przytulny schowek na miotły i wyniosą się spod naszego dachu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro