4. Początek przygody [3/4]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozpalili niewielkie ognisko, by zjeść drobny posiłek przed snem, a potem rozeszli się w różne strony. Hobbici skupili się blisko siebie, Boromir kawałek dalej, jakby trzymając wartę u ich boku, a Aragorn długo jeszcze wpatrywał się w gwiazdy u boku elfa i krasnoluda, w końcu jednak wszyscy troje udali się na spoczynek.

Jedynie Gandalf stał na skraju obozu i wpatrywał się w niewidoczną dla ludzkich oczu linię horyzontu na zachodzie.

- Ty wiesz, dlaczego Elrond chciał byś do nas dołączyła - odezwał się, gdy tylko poczuł za plecami obecność swojej uczennicy.

- To była bardziej decyzja Arweny, niż Elronda - odpowiedziała. - To w jej wizji światło zachodu rozproszyło mrok zbierający się między członkami Drużyny. Ale ty wiesz o tym jeszcze lepiej ode mnie, prawda? - Spojrzała na niego z ukosa.

- Linna-dun - westchnął Gandalf, zerkając na naszyjnik spoczywający na jej piersi. - Nie spodobało mi się, gdy usłyszałem, jakie miano nadali ci elfowie. Lileea, którego źródłosłów, jak sama dobrze wiesz to właśnie Linna-dun - śpiew, głos zachodu.

- Myślisz, że Randil nadając mi to imię, sugerował się bardziej moim domniemanym pochodzeniem, czy amuletem, który przy mnie znaleziono? - spytała, przekrzywiając lekko głowę. - Żałuję, że nie wpadłam na pomysł, by zadać mu to pytanie, gdy byliśmy jeszcze oboje w Rivendell.

- Ten amulet to tylko kawałek czarnego drewna i odrobina górskiego kryształu, Linos - odparł czarodziej.

- Mówisz tak, bo jesteś tego pewien, czy chcesz po prostu uspokoić i siebie, i mnie? - zapytała ze smutnym uśmiechem. - Nie jestem już dzieckiem, Gandalfie.

- Ale nie jesteś też gotowa, by dźwigać tak wielkie brzemię, jakie próbuje nałożyć na ciebie Elrond. - Spojrzał na nią zmartwiony. - Nie musisz niczego udowadniać, moja droga. Wciąż jeszcze możesz zawrócić.

- Wiesz dobrze, że nie mogę. Mam tutaj coś do zrobienia, mam pytania, na które potrzebuję odpowiedzi, mam tę cząstkę siebie, której dotąd nie potrafiłam odnaleźć - westchnęła ciężko, nim podjęła wątek. - Śpiew i światło to nie to samo, Gandalfie. Jeżeli Arwena wierzy, że ten amulet ochroni wasze umysły przed mrokiem i ja muszę w to wierzyć. I obiecuję, że zrobię wszystko, by nie dopuścić, by Pierścień omotał wasze myśli.

Czarodziej uśmiechnął się lekko.

- A co z twoim sercem, Linos? Jak ochronisz swoje własne serce przed jego mocą?

- Pierścień kusi obietnicą władzy. A władza, to ostatnia rzecz, której pragnę.

- Pragniesz jednak wiedzy, a i ona jest w mocy Pierścienia - zwrócił jej uwagę Gandalf.

- Pozostaje nam tylko wspierać się wzajemnie i ufać w nieomylność wizji Arweny - westchnęła, zaciskając palce na amulecie. - Ja jednak już dostrzegam mrok pośród was - dodała cicho, zerkając z ukosa na śpiących hobbitów.

- I ja to zauważyłem, moja droga - stwierdził strapiony Gandalf, podążając za jej spojrzeniem. - Nie sądźmy go jednak zbyt surowo. Każdy z nas ma swoje własne pokusy i pragnienia. Niektóre będą lepszą pożywką dla mocy Pierścienia, niż inne. - Odwrócił wzrok. - Idź spać, Linos. Ja muszę jeszcze pomyśleć. - Opierając się na swej lasce, zniknął między drzewami.

Skinęła głową i podeszła do posłania tuż przy dogasającym ognisku. Położyła się na pledzie i utkwiła wzrok w gwiazdach. Wiatr lekko rozwiał jej włosy, które odgarnęła niedbałym gestem, a jej wzrok padł na Legolasa leżącego na sąsiednim posłaniu. Spał jak to elfowie na wznak z szeroko otwartymi oczami, w których odbijało się światło gwiazd.

- Zapowiada się piękny dzień - odezwał się nagle ściszonym, lecz dźwięcznym głosem. - Noc będzie pogodna, lecz chłodna. Zwłaszcza przed świtem.

Zerknęła na niego, unosząc się na łokciu.

- Zgadza się. Byłam przekonana, że śpisz - wyznała.

- Jeszcze nie wszystko zostało dziś zrobione i wypowiedziane, bym mógł udać się na spoczynek - odparł. - Czy to prawda, że wychowywali cię elfowie, Lileeo? - zapytał, nie tłumacząc swoich pierwszych słów.

- Owszem. Pierwsze dwanaście lat życia spędziłam w Północnym Królestwie - odpowiedziała, siadając. Legolas również podniósł się ze swego posłania i zbliżyli się do dogasającego ogniska. - Najpierw poznałam języki waszej rasy, dopiero później Wspólną Mowę. Potrzebowałam dużo czasu, by zrozumieć, że nie jestem i nigdy nie będę taka, jak wy - dodała z nieco smutnym uśmiechem.

Legolas uważnie obserwował jej twarz. Gdy odwzajemniła spojrzenie, dostrzegła w jego wzroku coś, czego nie umiała do końca zinterpretować.

- Jesteś pierwszym człowiekiem, którego poznałem, który mówi tak płynnie i bez akcentu w naszym języku - odezwał się w końcu. - W pierwszej chwili uznałem cię za jedną z nas...

- Przecież nic wtedy nie powiedziałam. - Pokręciła głową, wspominając ich pierwsze spotkanie.

- Nie, ale było coś takiego... - zamilkł, nie skończywszy myśli. - Byłem pewien, że już kiedyś nasze ścieżki się skrzyżowały. Jeśli nie na jawie, to być może we śnie...

Linos zadrżała na te słowa. Pamiętała to uczucie, którego doświadczyła, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Sen, którego jedyną pozostałością w jej umyśle była tylko i wyłącznie jego twarz.

- Zimno ci? - Zauważył jej wzdrygnięcie.

- Lepiej pójdę się położyć. Moje ciało potrzebuje więcej wypoczynku od twojego. - Uśmiechnęła się krótko. - Maedaw*, Legolas.

- Maedaw, Lileea - odpowiedział.

Siedział jeszcze przez dłuższą chwilę przy ognisku, obserwując, jak dopalają się jego ostatnie płomienie, jak żar powoli gaśnie w zwęglonych polanach. Dopiero, gdy nie ostała się już żadna iskra ruszył w kierunku swojego posłania. Po drodze przystanął przy posłaniu dziewczyny. Spała, lecz drżała z zimna, mimo płaszcza, którym była okryta. Jej ubranie było uszyte z cienkiego materiału, a chłód przybierał na sile.

Legolas zdjął z ramion swój własny płaszcz, przyklęknął i przykrył ją nim ostrożnie. Drgnęła i uchyliła lekko powieki, jednak nie obudziła się. Westchnęła jedynie lekko przez sen i mocniej wtuliła się w materiał elfiego płaszcza. Legolas ułożył się na swoim posłaniu i jeszcze długo patrzył w niebo z lekkim uśmiechem na ustach, nim zmorzył go sen.

___________

* Tłumaczenie z języka sindarin wg:

Haltha-roch - (sin.) strzeż konia; rodzaj błogosławieństwa na drogę

Maedaw - (sin.) Dobranoc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro