Rok pierwszy: 1. Harry znajduje pierwszych przyjaciół

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł oryginału: Leo Inter Serpentes: First Year

Autorka: Aeternum

Oryginał: https://archiveofourown.org/series/53590

Zgoda na tłumaczenie: jest

Fabuła: Harry zamiast do Gryffindoru trafia do Slytherinu; AU

Z braku contentu przynoszę wam świetne opowiadanie, które czytałam już jakiś czas temu i postanowiłam je przetłumaczyć, aby dotarło ono do jeszcze większego grona odbiorców. Taka mała odmiana, oczywiście pozostałe ff także dokończę, jednak jeśli chodzi o to, z uwagi, iż nie jest mojego autorstwa i jedynie je tłumaczę, więc nie potrzebuję "weny", to postaram się publikować rozdziały regularnie co tydzień:) enjoy.

Harry wszedł samotnie do Madam Malkin, przyglądając się wiszącym na ścianach staromodnym ubraniom. Potter zauważył, że na tyłach sklepu blady blondyn przymierzał jakieś szaty. Harry starał się nie gapić, ale to pierwszy raz widział czarodzieja w jego wieku i nie mógł powstrzymać zainteresowania. Kiedy złapali kontakt wzrokowy, Potter zastanawiał się, czy tamten był w stanie stwierdzić, że Harry zupełnie nie orientował się w sprawach czarodziejów.

Z zamyślenia wyrwała go sama Madam Malkin, która kazała mu wejść do środka i stanąć koło blondwłosego chłopca. Włożyła mu przez głowę czarną szatę i uklęknąwszy, zaczęła zaznaczać szpilkami długość. Harry wykorzystał ten moment, żeby uśmiechnąć się do chłopca obok.

- Więc ty też do Hogwartu? – zapytał nieśmiało Potter.

- Tak, moi rodzice kupują mi pozostałe przybory – odpowiedział, po czym wyciągnął rękę do Harry'ego. – Jestem Draco.

- Harry – odparł Potter, potrząsając nerwowo ręką drugiego chłopca. Wiele lat chodzenia z Dudleyem do tej samej szkoły nauczyły go ostrożności wobec osób oferujących mu przyjaźń, ponieważ to nigdy nie kończyło się dobrze.

- Wiesz, do jakiego domu zostaniesz przydzielony? To znaczy, do jakiego chciałbyś należeć? – zapytał go Draco.

Harry spojrzał na niego pustym wzrokiem.

- Domu?

- Hogwarckiego domu! – wykrzyknął Draco. Widząc spojrzenie Harry'ego, kontynuował – No wiesz, Slytherin, Ravenclaw, Gryffindor czy Hufflepuff?

Potter pokręcił bezradnie głową.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Dopiero wczoraj dowiedziałem się, że jestem czarodziejem. Przez większość mojego życia wychowywali mnie mugole.

Draco spojrzał na niego dziwnym wzrokiem.

- Mugole? Czy twoi rodzice są czarodziejami?

- Byli, nie żyją, dlatego wychowywali mnie moi mugolscy krewni – niezdarnie wyjaśnił Potter.

- Naprawdę? Jak się tutaj dostałeś? Całkiem sam? – wypytywał Draco.

- Nie, przyprowadził mnie Hagrid. Jest gajowym w Hogwarcie, pomagał mi wypłacić pieniądze u Gringotta i kupić szkolne przybory.

- Hagrid? Słyszałem o nim od rodziców. Nie powinni przysłać nauczyciela, żeby ci pomógł? Podobno tak robią ze szl... z mugolakami – Draco, ku zdziwieniu Harry'ego, wydawał się zakłopotany.

- Nie mam pojęcia, ale on był jak na razie bardzo pomocny i spójrz – Potter wskazał coś za oknem – kupił mi lody!

Draco odwrócił się, żeby spojrzeć na Hagrida, który wesoło do nich machał.

- Hm, to brzmi całkiem nieźle. Chyba też poproszę matkę o lody.

- Gotowe, kochasiu – odezwała się Madam Malkin, zanim Harry zdążył odpowiedzieć. Podziękował jej i odwrócił się do Draco.

- Więc... Chyba spotkamy się w Hogwarcie – powiedział z uśmiechem.

- Chyba tak –odpowiedział Draco, także się uśmiechając, po czym Harry poszedł zapłacić i dołączył do Hagrida na zewnątrz.

                                                                                ********

Ostatni miesiąc Harry'ego z Dursleyami był najszczęśliwszym, jaki pamiętał. Wreszcie mógł od nich uciec, nawet jeśli tylko na okres roku szkolnego, a oni tak bardzo bali się jego i jego różdżki, że po raz pierwszy miał święty spokój.

Ponieważ nie miał żadnych prac domowych do wykonania, swój czas całkowicie poświęcił na czytanie podręczników.

Już wiedział, które przedmioty będą jego ulubionymi: obrona przed czarną magią i eliksiry.

Jedyna ciekawa rzecz, jaką znalazł w książce do historii magii, to imię dla Hedwigi, jego sowy śnieżnej. Mimo że czytanie pozostałych podręczników sprawiało mu przyjemność, to nie przemawiały do niego.

Ale Obrona... Ponieważ był prześladowany i pomijany przez całe życie, podobał mu się fakt, że mógłby przeciwstawić się złu, o którym czytał.

A co do eliksirów, Harry gotował dla Dursleyów, odkąd dosięgał kuchenki. To jednak zawsze były nudne, mdłe posiłki. Jego ciotka i wuj preferowali zwykłe angielskie potrawy i najciekawsze, co Potter kiedykolwiek przygotował, to spaghetti. Dlatego Harry nie mógł doczekać się warzenia mikstur, które mogły uzdrawiać albo sprawiać, że czyjeś włosy rosną. Po latach gotowania warzyw i mięsa, magiczne eliksiry brzmiały wspaniale.

Harry patrzył jak Dursleyowie odjeżdżają z King's Cross. Przywieźli go aż tutaj tylko dlatego, że zaraz potem zabierali Dudleya do szpitala na chirurgiczne usunięcie świńskiego ogonka. Chichocząc na wspomnienie małej zemsty Hagrida, Potter włożył swój kufer i klatkę Hedwigi na wózek i ruszył w stronę dworca.

Spojrzał na swój bilet i zmarszczył brwi. Peron 9¾? Musiała być jakaś pomyłka. Wzruszył ramionami i skierował się na peron 9., dochodząc do wniosku, że musiał coś źle przeczytać.

Jednak dotarłszy tam, nadal był zdezorientowany. Peron 9 znajdował się obok 10, tak jak Harry się spodziewał, jednak nie znalazł żadnych znaków z napisem „Hogwart".

Potter popchnął wózek do barierki i zaczął szperać w kieszeniach w poszukiwaniu swojego listu, stwierdziwszy, że mogą tam być jakieś instrukcje. Szybko przeleciał wzrokiem tekst, ale nic nie znalazł.

Zirytowany podniósł wzrok, żeby spojrzeć na Hedwigę i szczęka mu opadła.

Jego wózek znikał.

Najwyraźniej wózki z dworca są tak samo posłuszne jak te sklepowe, pomyślał, patrząc jak ten powoli przesuwa się między barierkami.

Harry powoli przycisnął dłoń do muru i wstrzymał oddech, kiedy ta zanurzyła się w nim.

Zebrał całą odwagę, złapał za uchwyt wózka i popchnął go.

Znów wstrzymał oddech, kiedy wynurzył się i znalazł się na czymś, co wyraźnie było peronem 9¾. Szkarłatny parowóz buchał dymem, który wypełniał stację pełną ludzi w szatach, biegających dookoła dzieci i sów w klatkach. Uśmiechając się do Hedwigi, Harry wszedł do pociągu i zaczął szukać wolnego przedziału.

Nie musiał iść długo, bo szybko znalazł jeden, w którym siedziały tylko dwie osoby – dwoje nerwowych dzieci w jego wieku. Pewnie też byli pierwszoklasistami, poza tym wyglądali na miłych.

- Cześć, mogę się przysiąść? – zapytał Potter. Kiedy pokiwali głowami, wciągnął swój bagaż i Hedwigę do środka i usiadł. – Jestem Harry.

- Cześć, Harry, jestem Neville – uśmiechnął się nieśmiało pulchny chłopiec. – A to moja ropucha, Trevor – Neville trzymał w rękach brzydkiego płaza, który najwyraźniej nie był z tego powodu szczęśliwy. Hedwiga uważnie na nich patrzyła.

- A ja jestem Hermiona – powiedziała dziewczyna o bujnych włosach, siedząca obok niego. – Neville, chyba lepiej, jeśli schowasz swoją ropuchę. Sowa Harry'ego patrzy na nią jak na obiad.

- Hedwiga nie wyjdzie z klatki – powiedział Potter do Neville'a. – Trevor jest bezpieczny.

Neville uśmiechnął się do niego nerwowo, zerknął na sowę, po czym zamknął swoją ropuchę w małym terrarium.

- Lepiej dmuchać na zimne – stwierdziła Hermiona. – Więc, Harry, zakładam, że też jesteś pierwszoroczniakiem? - kiedy Potter przytaknął, kontynuowała. – Tak samo jak my. Czyż to nie ekscytujące? Byłam taka zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że jestem czarownicą! Mam nadzieję, że...

Dokładnie w tym momencie drzwi przedziału otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł Draco, zamykając je za sobą i zasuwając rolety. Odwróciwszy się, zauważył Harry'ego i uśmiechnął się.

- Wybaczcie, że przerywam – powiedział – ale Crabbe i Goyle doprowadzają mnie do szału i nie jestem w stanie znieść całej podróży w ich towarzystwie.

- Nie ma sprawy. Miło widzieć kogoś, kogo znam – powiedział Harry. - To są Hermiona i Neville, a to jest Draco – Potter uśmiechnął się, patrząc jak pozostali się witają. Nigdy jeszcze nikogo nikomu nie przedstawiał, czuł się prawie, jakby miał przyjaciół. – Kto to Crabbe i Goyle?

- Ich ojcowie znają się z moim – Draco zmarszczył nos. – Znam ich od lat, ale naprawdę, są jednymi z najgłupszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem. Zdecydowałem, że skoro wyjeżdżam do Hogwartu, to zaprzyjaźnię się z osobami, które rozumieją słowa składające się z więcej niż dwóch sylab – oparł się plecami o siedzenie i uśmiechnął.

Harry, chcąc przerwać lekko ogłuszającą ciszę, wysilił mózg, żeby znaleźć jakiś temat.

- Więc, eee, wiecie, w którym domu będziecie? – zapytał.

- Cóż, mam nadzieję, zę w Slytherinie. Cała moja rodzina należała do Slytherinu. Chociaż Ravenclaw też nie byłby taki zły. Wszystko, byle nie Hufflepuff. Chyba wsiadłbym w pociąg powrotny, gdyby mnie tam przydzielono – wzdrygnął się Draco. Widząc ich pusty wzrok, kontynuował. – Przepraszam, zapomniałem, że Harry nic nie wie o domach. A wy dwoje?

Neville głośno przełknął ślinę zanim odpowiedział: - Babcia chce, żebym Gryfonem jak moi rodzice , ale pewnie trafię do Hufflepuffu.

- Wiesz, w jaki sposób będą nas przydzielać? – Hermiona odezwała się, zanim Draco zdążył odpowiedzieć.

- Tak, matka mi powiedziała. Zakładamy Tiarę Przydziału, która zobaczy nasz umysł i zadecyduje, do którego domu pasujemy najlepiej – odpowiedział blondyn. – Zakładam zatem, że jesteś mugolakiem? – spojrzenie Draco nie było zbyt przyjacielskie.

- O, tak. Zanim wszedłeś właśnie mówiłam, jaka byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że jestem czarownicą! Mam nadzieję, że dorastanie w niemagicznym świecie nie stawia mnie w gorszej sytuacji? – spojrzała na Draco wyczekująco.

Harry zauważył, że Draco zawahał się, zanim odpowiedział:

- Nie, jeśli chodzi o wiedzę i umiejętności, to tak naprawdę jesteśmy na równym poziomie.

- Oh, dobrze to słyszeć! Przeczytałam już wszystkie książki i próbowałam nauczyć się kilku prostych zaklęć. W sumie – pochyliła się i zdjęła Harry'emu okulary, następnie stukając w nie różdżką – Occulus Reparo!

Hermiona uśmiechnęła się z dumą, gdy Potter i Neville spojrzeli na nią z zachwytem. Nawet Draco był pod wrażeniem.

Dziewczyna pochyliła się i włożyła je Harry'emu na nos, po czym nagle zamarła.

- Co masz na czole?

Harry dotknął blizny i odparł:

- Oh, to tylko...

- Jesteś Harrym Potterem! Czytałam o tobie wszystko! – zawołała Hermiona.

Neville gapił się na niego, a Draco wyglądał na urażonego.

- Dlaczego nie powiedziałeś, kim jesteś, gdy spotkaliśmy się na Pokątnej? – zapytał ze złością.

- Powiedziałem! – zaprotestował Harry. - Przecież podaliśmy sobie ręce i w ogóle!

- No tak, ale nigdy nie powiedziałeś, że jesteś Harrym Potterem! – sapnął Draco, a Hermiona i Neville jedynie się przyglądali.

- Właśnie dlatego! – odciął się Harry. – Patrzycie się na mnie, jakbym był jakimś dziwadłem, myślicie, że tego chciałem? Hermiono, powiedziałaś, że byłaś zaskoczona, gdy dowiedziałaś się o byciu czarownicą. Wyobraź sobie, że dowiadujesz się, że jesteś w dodatku sławna. Nie jestem przyzwyczajony do żadnej z tych rzeczy, więc możecie przestać się tak na mnie patrzeć i wrócić do normalności?

Pozostali pokiwali głowami i zmienili pozycje. Siedzieli przez chwilę w niezręcznej ciszy, dopóki milczenia nie przerwało otwarcie drzwi.

- Chcecie coś z wózka, kochani? – zapytała pulchna czarownica.

Przez następne kilka minut każdy wybierał smakołyki dla siebie. Przytłoczony przez tak duży wybór i szczęście, że wreszcie miał na coś pieniądze, Harry wziął po jednym z każdego rodzaju. Widząc niedowierzanie w spojrzeniach pozostałych, zaczął się tłumaczyć.

- Ee, w domu nie dostawałem zbyt wielu słodyczy, a wszystko tu wygląda tak wspaniale!

Hermiona przytaknęła, ale Draco i Neville nie wyglądali na tak podekscytowanych.

- Nie są aż takie świetne – powiedział Draco, wgryzając się w Czekoladową Żabę. – Spójrz, nawet jeszcze nie ma nowej kolekcji kart z czarodziejami. Kolejny Dumbledore – rzucił kartę na siedzenie między nim a Harrym. Potter zaciekawiony podniósł ją i przeczytał opis, znajdujący się na tyle.

- Przynajmniej nasz dyrektor wydaje się fajny – powiedział. – Ciekawe, jacy będą pozostali nauczyciele. Może ty wiesz? – odwrócił się do Draco.

Reszta drogi minęła przyjemnie, bez niezręcznego milczenia. Harry i Hermiona zasypywali Draco i Neville'a pytaniami o Hogwarcie. Głównie to Draco odpowiadał, a Neville okazjonalnie coś dopowiadał.

Kiedy przebrali się w szaty, Harry czuł, że był gotowy.

Gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade, Harry pomachał Hagridowi, który zapraszał wszystkich pierwszorocznych do łódek. Harry, Hermiona, Draco i Neville wsiedli do tej samej, ale nie rozmawiali, ponieważ każde z nich obserwowało zamek, który z każdą chwilą stawał się coraz większy.

Razem weszli po schodach, a Draco wytrwale ignorował wołanie dwóch wielkich, niezdarnych chłopców, którzy najprawdopodobniej byli Crabbem i Goylem.

Przy frontowym wejściu Hagrid przekazał ich surowo wyglądającej profesor McGonagall, która krótko wyjaśniła im ideę Domów i Ceremonii Przydziału, po czym zostawiła ich samych na kilka minut.

Harry, słysząc urywki rozmów dookoła niego, odwrócił się do Draco z uśmiechem.

- Cieszę się, że usiadłeś z nami w pociągu – szepnął. – Gdybyś nie opowiedział nam o Ceremonii, to pewnie bylibyśmy przerażeni, tak jak ci tutaj. Słyszałeś tego chłopca, który mówił, o walce z trollem?

- A morał jest taki – zaśmiał się cicho Draco – zawsze mnie słuchaj, bo zawsze mam rację.

- Głupek.

- Dureń.

Odpowiedź Harry'ego utonęła w krzykach kilku uczniów. Zaskoczony, spojrzał w górę i zauważył parę duchów, unoszących się nad nimi.

- Nie powiedziałeś mi, że są tu duchy!

- A co, przestraszony?

- Nie, jedynie... zaskoczony.

- Cóż, nie mogłem pozwolić, żebyś wiedział wszystko, przychodząc tu – powiedział Draco. – Gdybym to zrobił, mógłbyś się mną znudzić i odejść.

Harry właśnie starał się wymyślić, jak w nie-żałosny sposób powiedzieć Draco, że nie, nie sądził, żeby kiedykolwiek się nim znudził, kiedy wróciła McGonagall i kazała im wejść do Wielkiej Sali. Harry nie mógł powstrzymać opadającej szczęki na widok ogromnego pomieszczenia. Setki uczniów siedziały przy długich stołach poszczególnych domów i każde z nich patrzyło na idących pierwszorocznych. Sala była oświetlana przez świeczki, unoszące się tuż pod sufitem, który wyglądał jak nocne niebo.

- Jest zaczarowany, żeby wyglądać jak niebo – odezwała się Hermiona, widząc jego niedowierzające spojrzenie. – Czytałam o tym w „Historii Hogwartu".

Pierwszoroczni stanęli blisko siebie, kiedy McGonagall ustawiła ich w wolnej przestrzeni na przedzie pomieszczenia.

Tu kończyły się stoły domów, a zaczynał się podest, na którym znajdował się stół nauczycieli.

McGonagall postawiła przed nimi stołek, a na nim starą, wytartą tiarę.

W Sali zapadła cisza, a Tiara zaśpiewała pieśń o Czterech Domach. Kiedy skończyła, McGonagall zaczęła wywoływać pierwszoklasistów według kolejności alfabetycznej.

Po kolei podchodzili do stołka, a nauczycielka wkładała im Tiarę na głowę.

- Granger, Hermiona! – Harry poklepał ją po plecach, kiedy przechodziła obok niego.

Potter zauważył, że jedni ledwo zdążyli usiąść i od razu zostawali przydzieleni, a przy drugich trwało to o wiele dłużej.

Hermiona siedziała na stołku prawie pięć minut, zanim Tiara orzekła:

- GRYFFINDOR!

Granger uśmiechnęła się z ulgą do Harry'ego, po czym ruszyła do stołu Gryfonów.

Głośno klaszcząc Potter odwrócił się do Draco i Neville'a. Draco uśmiechnął się spokojnie, ale Neville jedynie spojrzał na niego z przerażeniem. Kiedy przyszła jego kolej, odwrócił się do Harry'ego z niemą prośbą wypisaną na twarzy.

- Będzie dobrze – odparł Potter, klepiąc go po plecach.

Neville potknął się, idąc do stołka, gdzie siedział prawie tak długo, jak Hermiona.

Wreszcie Tiara umieściła go w Gryffindorze i zajął miejsce koło Granger.

Kiedy Draco został wywołany, odwrócił się do Harry'ego.

- Do zobaczenia po drugiej stronie – powiedział, po czym podszedł do stołka.

Ledwo umieszczono mu na głowie Tiarę, ta już krzyknęła:

- SLYTHERIN!

Draco uśmiechnął się do Harry'ego, zanim podszedł do stołu Ślizgonów. Potter zauważył, że Malfoy ostrożnie zajął miejsce obok jakichś pierwszoklasistek, unikając Crabbe'a i Goyle'a, którzy też zostali przydzieleni do Slytherinu.

Harry nerwowo czekał wśród samych obcych, aż go wywołają. Kiedy usłyszał swoje nazwisko, szybko podszedł do stołka, starając się nie zwracać uwagi na uczniów szeptajacych do siebie „To Harry Potter!".

Chcąc uniknąć kontaktu wzrokowego z uczniami, spojrzał na stół personelu. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, zanim Tiara opadła mu na oczy, był czarnowłosy i niezbyt przyjaźnie wyglądający nauczyciel, który uważnie go obserwował.

Z Tiarą na oczach, Harry niecierpliwie czekał, gdy nagle usłyszał szept:

- Hmm, trudne, bardzo trudne. Mnóstwo odwagi, potężny umysł. I talent, tak, i wielka potrzeba sprawdzenia się, interesujące. Więc gdzie powinnam cię przydzielić?

Slytherin lub Gryffindor, Slytherin lub Gryffindor, pomyślał Harry.

- Cóż, między tymi dwoma deliberuję... Sprawdziłbyś się w obu. Hmm. Z twoją odwagą nie sądzę, żebyś prosperował w Slytherinie – Harry był zaskoczony, kiedy Tiara zaczęła szeptać do siebie. – Tak, to rzadkość, ale myślę, że jednak lepszy byłby dla ciebie... SLYTHERIN!

Harry zamrugał, oślepiony światłem, gdy Tiara została zdjęta z jego głowy, po czym wstał i ruszył w stronę stołu Ślizgonów.

Starając się nie patrzeć na wiwatujących uczniów, opadł na ławkę obok Draco.

- Wiedziałem, że tu trafisz – powiedział Malfoy.

- Wiedziałeś? A Tiara nie. Zdaje się, że była rozdarta między Slytherinem a Gryffindorem – odpowiedział Potter.

- Oo, wielki i dzielny lew w Slytherinie? – zaśmiał się Draco. – Ten rok będzie to będzie dopiero zabawa.

Harry też się zaśmiał, podczas gdy wysoki, ciemnoskóry chłopak usiadł obok niego. Ceremonia się skończyła, a kiedy przestali już śmiać się z dziwnej przemowy Dumbledore'a, zaczęli wzajemnie się sobie przedstawiać.

Z pierwszorocznych poza Harrym i Draco był Blaise Zabini, ostatni przydzielony; Theodore Nott, cichy, chudy chłopak, który chyba wolał słuchać, niż mówić; Crabbe i Goyle, którzy ledwo powiedzieli, że mają na imię Vince i Greg, po czym zaczęli wpychać w siebie jedzenie, które nagle pojawiło się na stole; Pansy Parkinson, dziewczyna o mopsiej twarzy, najwyraźniej uważająca siebie za liderkę pierwszorocznych dziewcząt; Tracey Davis, niska dziewczyna o azjatyckiej urodzie w okularach; Daphne Greengras, szczupła dziewczyna, poprawiająca swoje jasnobrązowei włosy w odbiciu wody w kielichu, oraz Millicenta Bulstrode, która górowała nad wszystkimi, oprócz Vince'a i Grega.

Wydawało się, że Draco znał już Pansy, Blaise'a i Theodora, ale nadal nie zwracał uwagi na Carbbe'a i Goyle'a. Harry postanowił, że zapyta go o to później.

Potter rozejrzał się po Sali z zainteresowaniem, przytłoczony magią tego miejsca. Nagle samoistnie pojawiło się przed nim jedzenie, w które z zapałem wbił widelec, zadowolony, że chociaż raz mógł zjeść, ile chciał.

Tu i tam nad głowami uczniów dryfowały duchy. Jeden z nich, oplątany w ciężkie łańcuchy, przeleciał tuż nad Harrym, przedstawiając się jako Krwawy Baron, duch Slytherinu. Gdyby nie to, że Potter i tak był zdeterminowany, żeby dobrze się uczyć, to na pewno byłby po tym jak Baron ostrzegł ich, żeby zachować Puchar Domów, który Dom Salazara miał już od siedmiu lat.

Patrząc na innych uczniów, Harry pomachał do Hermiony, która odmachała mu ze stołu Gryfonów.

- Czy ty właśnie pomachałeś do Gryfona? – zapytała Pansy z niesmakiem.

- Ee, tak? – odparł Potter, zdezorientowany jej reakcją, ale Draco jedynie przewrócił oczami.

- Poznaliśmy ich w pociągu, Pansy, są w porządku.

- Są Gryfonami – podkreśliła dziewczyna. – Cały dom jest naszym śmiertelnym wrogiem!

- Pansy, naprawdę w to wierzysz? – Draco otwarcie się zaśmiał. – Gryfoni? To prawda, najpierw robią, potem myślą, ale są niegroźni. Są jak... porywiste szczeniaczki: każdy porządny Ślizgon potrafi sprawić, że będą gonić własny ogon, po czym odesłać ich skaczących i czekać, aż zepsują własne zabawki.

Nawet Pansy zaśmiała się, ale Harry poczuł się trochę źle za Hermionę i Neville'a.

- Draco Malfoy, obrońca Gryfonów – zakpił Blaise. – Zgaduję, że zaraz będziesz nam wmawiał, że Hufflepuff ma jakiś sens?

- Oczywiście, że ma – odparł Draco. – Ktoś musi być ostatni w rozgrywkach o Puchar Domów.

- Co jest nie tak z Hufflepuffem? – zapytał Harry, kiedy pozostali znowu wybuchli śmiechem.

- Nie słuchałeś pieśni Tiary? – zachichotała Pansy. – Gryfoni są odważni, Ślizgoni zaradni, Krukoni mądrzy, a Puchoni pracowici? To jedynie oznacza, że nadrabiają tym brak wrodzonych talentów.

Harry śmiał się razem z innymi, ale po tym wyrwał się z rozmowy. Nie lubił wyśmiewać się z osób, których nie poznał, poza tym znał na razie za mało stereotypów o poszczególnych domach, żeby wyrazić swoją opinię. Spojrzał na stół nauczycieli, gdzie złapał kontakt wzrokowy z tym samym czarnowłosym profesorem, którego zauważył wcześniej. Mężczyzna nie uśmiechał się, tylko patrzył na Harry'ego niczym na zagadkę. Ubrany całkowicie na czarno wyglądał bardzo imponująco, szczególnie w porównaniu do siedzącego obok nauczyciela w turbanie. Potter próbował dopasować go do wcześniejszych opisów nauczycieli Malfoya, gdy nagle zabolała go blizna.

- Ał! – syknął i złapał się za czoło.

- Co się stało? – zapytał Draco.

Harry rozejrzał się, ale najwyraźniej nikt ze współdomowników nie patrzył na nich. Byli zbyt zajęci obserwowaniem bezowocnych prób Prefekta, starającego się nauczyć Crabbe'a i Goyle'a, jak poprawnie używać sztućców.

- Blizna mnie zabolała. Dziwne, akurat kiedy ten ubrany na czarno nauczyciel na mnie spojrzał – mruknął. – Wiesz, kim on jest?

- Oczywiście, to Snape. Wiesz, Mistrz Eliksirów i...

- Opiekun Slytherinu – dokończył Harry z osiadającym w nim odczuciem. Nie tylko, że Snape wydawał się za nim nie przepadać, ale też ból w bliźnie, akurat gdy tamten na niego spojrzał no i jeszcze to uczucie.

Najwyraźniej domyślając się, o czym myślał Potter, Draco uśmiechnął się do niego uspokajająco.

- To tylko zbieg okoliczności, Harry, nie bądź idiotą. Dlaczego Snape miałby rzucać na ciebie urok?

- Tak, pewnie masz rację – odparł Potter, decydując, iż nie będzie się tym martwił. W końcu wcześniej nie wiedział, że ta blizna to pozostałość po zaklęciu. Może tego typu rzeczy były normalne w magicznym świecie.

Reszta uczty minęła szybko i już po chwili dwójka prefektów przedstawiała się pierwszoklasistom. Gemma Farley była przyjazną rudowłosą, która grała jako Pałkarz w drużynie Slytherinu i zachęcała każdego, kto czułby się zagubiony, żeby zwrócił się do niej. Reed Hawthorn wydawał się surowy, nawet raz się nie uśmiechnął i krótko nakazał im iść za sobą. Kiedy tylko się odwrócił, Gemma wytknęła do niego język, powodując chichot pierwszoroczniaków. Potter zaczął odchodzić razem z resztą, ale Gemma zatrzymała go i odczekała, aż pozostali odejdą.

- Cześć, Harry. Nie chciałam nic mówić przy pozostałych, ale dorastałeś w świecie mugoli, zgadza się?

- Ee, tak – odpowiedział chłopak.

Dziewczyna przez chwilę patrzyła na pozostałych Ślizgonów, zanim znwou zwróciła się do Harry'ego.

- Cóż, wiem, że to na pewno dla ciebie szok, cały świat czarodziejów. Reputacja Slytherinu... Większość osób z domu jest czystej krwi, a przyjamniej reszta twojego roku, więc jeśli ktoś będzie ci dokuczał, że dorastałeś z mugolami lub będziesz miał jakieś pytania, nie wahaj się przyjść z tym do mnie. Jestem półkrwi, więc wiem jak ten świat może różnić się od tego mugolskiego.

- Okej, jasne, dzięki – odpowiedział Potter. Gemma kontynuowała:

- Reed nie jest zbyt dobrym wyborem. Widzisz, jest czystej krwi i przy okazji gnojkiem. Profesor Snape też jest niezłym materiałem, jeśli potrzebujesz porozmawiać.

- Profesor Snape? – zapytał Harry.

- Tak, opiekun domu – odpowiedziała Gemma. – Wygląda strasznie... Cóż, szczerze mówiąc, jest straszny, ale zazwyczaj służy dobrą radą. Dba o swoich Ślizgonów. A przynajmniej nie wywołuje eksplozji w swojej klasie! – Harry zaśmiał się słabo, ale w głębi czuł, że prędzej przyjdzie po radę do Gemmy niż Snape'a. Przeszli przez krótkie schody i dołączyli do reszty, którzy stali pod ceglaną ścianą.

- Wreszcie dotarliście? Dobrze. Hasło to „Merlin" – kiedy Reed wypowiedział hasło, mur zamienił się w uchylone drzwi. – Hasło jest zmieniane co dwa tygodnie i zostaje wywieszane na tamtej tablicy. Nie podawajcie go nikomu z innego domu i nikogo tu nie zapraszajcie, jasne? Dziewczęta, idźcie za Gemmą, zaprowadzi was do waszego dormitorium. Chłopcy za mną.

Reed poprowadził ich przez duży pokój. Wysokie okna wpuszczały do środka zielonkawe światło, które dodatkowo wzmacniały zielone lampy. Z wielkiego kominka buchało ciepło, a dookoła niskich stolików stały czarne, skórzane kanapy. Było też kilka biurek, aktualnie zajętych. Większość uczniów rozmawiało ze swoimi przyjaciółmi. Na ścianach wisiały tkaniny, a pod nimi stały ciemne szafki, na których znajdowały się ornamentowane artefakty.

Reed popchnął drzwi z napisem „ Pierwszoroczni" i zaczekał, aż wszyscy wejdą do środka.

Sześć czterokolumnowych łóżek z zielono-srebrną pościelą stało pod obiema ścianami, każde z hebanową szafką i szafą obok. Z sufitu zwisały srebrzyste lampy. Na ścianie naprzeciwko drzwi znajdowały się dwa duże okna i z bliska Harry zauważył, że za nimi było jezioro. Po obu stronach pokoju były kominki, w których palił się ogień.

- Wasze rzeczy zostaną tu dostarczone, a ci, którzy mają sowy: są one już w sowiarni. Łazienka jest na końcu tego korytarza. Plany lekcji dostaniecie jutro. Nie ma wyznaczonej godziny snu tak długo, jak jesteście pewni, że pojawicie się jutro na śniadaniu, ale żadne z was nie może być poza lochem po ciszy nocnej. Wierzę, że jesteście w stanie się dostosować.

Kiedy Reed tylko zamknął za sobą drzwi, wybuchła walka o łóżka. Draco zajął to pod oknem, a Potter wziął naprzeciwko niego, Theo obok Harry'ego, Blaise obok Malfoya. Vince i Greg kłócili się o jedno z pozostałych łóżek. Harry z zadowoleniem położył się na swoim. Najedzony po uczcie przez chwilę analizował, żeby powspominać wydarzenia z jednej z najlepszych nocy w swoim życiu, gdy jego uwagę zwrócił dźwięk skrobania. Podniósł glowę i zobaczył jak Draco wychodzi spod łóżka z krótkim nożem w ręku.

- Co tam robiłeś? – zapytał Malfoya.

- Wycinałem moje imię oczywiście – odpowiedział. – To hogwarcka tradycja lub przynajmniej ślizgońska. Każdy uczeń dodaje swoje imię do pozostałych. Mam to samo łóżko, co mój ojciec. Myślę, że widziałem też imię dziadka, ale te starsze były trudniejsze do odszyfrowania.

- Pożyczysz mi nóż? To brzmi fajnie – uśmiechnął się Harry. Wycięcie swojego imienia na łóżku, nawet jeśli go nie widział, sprawiało, że czuł się, jakby miał coś swojego.

Wziąwszy nóż od Draco, wsunął się pod łóżko. Kiedy jego oczy się przystosowały do ciemności, zdał sobie sprawę, że Malfoy miał rację. W drewnie wycięte były setki imion. Zastanawiając się, co by się stało, gdyby powierzchnia łóżka się zapełniła, zaczął wydrapywać swoje imię na końcu listy. Zauważył też, że większość chłopców dodało także rysunki, w większości węże, spostrzegł z uśmiechem. Chwilę zastanawiał się nad swoim, po czym w przypływie inspiracji wyciął błyskawicę.

Kiedy wyczołgał się spod łóżka, podał nóż Theodorowi.

Podczas gdy pozostali chłopcy wycinali swoje imiona, Harry przebrał się w piżamę i położył w łóżku. Różdżkę i okulary umieścił na szafce nocnej i zaciągnął zasłony przy posłaniu.

- Dobranoc, Draco.

- Dobranoc, Harry.


Wbrew pozorom tłumaczenie opowiadań nie jest takie łatwe jak się wydaje i jest naprawdę wyczerpujące, także mam nadzieję, że wam się podobało:)!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro