Rozdział 25 Mogłabyś dla niego walczyć z całym światem?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 25 Mogłabyś dla niego walczyć z całym światem?

Powóz zatrzymał się na królewskim dziedzińcu, lecz Rhea nie od razu go opuściła. Rozmyślała i przypomniała sobie wszystko, co zostało powiedziane. Kaladin naprawdę zaplanował wszystko. Dobrze być przygotowanym i zapobiegawczym, ale... Najgorsze było, że ustawił się w zarazem najgorszym i najlepszym położeniu. Wszystko w celu odkrycia tożsamości Karesa.

Dziś i ona miała przybyć do zamku dla informacji. Pozornie w celu wstawienia się za narzeczonym, po prawdzie, aby zbadać sytuację i, o ile to możliwe, spotkać się z uwięzionym magiem.

Rhea chwyciła dłoń drugą, chcąc powstrzymać jej drżenie. Westchnęła, przypominając sobie o saszetce zapachowej, którą miała przy sobie. Przed wejściem na pewno zostanie sprawdzona, a więc wzięcie ze sobą broni, nie wchodziło w grę. Nie wspominając, że marna była z niej wojowniczka. Miała jednak przewagę, wiedzę zielarską, wynikającą z nauk matki. Kobiety nosiły ze sobą różnorodne zapachy, a więc żołnierze nie powinni nic podejrzewać. Choć i tu był warunek. Saszetka musiała pachnieć zwyczajnie. Dlatego padło na lawendę. Rhea i Aspen pracowały bez wytchnienia i udało się im tak przygotować suszone kwiaty, aby po wyciągnięciu z saszetki ich zapach uśpił wroga. Nie obyło się bez drobnej pomocy magii.

— Panienko Tadern, proszę opuścić karetę.

Surowy głos żołnierza przywrócił Rheę do rzeczywistości. Otworzyła drzwiczki i z pomocą sługi, wyszła z powozu. Widziała, że na twarzy wojowników pojawiło się skrzywienie. Saszetka, którą przygotowała, miała jeden minus. Wydzielała intensywny zapach.

Żołnierz rzucił Rhei oceniające spojrzenie. Ubrana była w czarną, elegancką kreację, a jej włosy były rozpuszczone. Twarz wydawała się nieco chudsza, blada, a pod oczami widniały lekkie zaczerwienienia. Wyglądała na zrozpaczoną. Choć on był nieporuszony, wiedział, że ten widok mógłby zniszczyć pewnego mężczyznę.

— Co za szkoda, że następca tronu zabronił zaciągnięcia cię na przesłuchanie — rzekł z wyraźną arogancją. Bańka pozornego szacunku pękła.

Rhea nie musiała udawać oburzonej. To była prawdopodobnie pierwsza jej wizyta w takim miejscu, gdy nie zakładała maski.

— Co za szkoda, że ty, panie, znasz tylko drogę przemocy. Komu próbujesz zaimponować? — spytała gorzko. — Sądzisz, że przyszły cesarz zauważy cię?

Choć nie było mowy o głębokiej więzi między rodzeństwem, Rhea była pewna, że Ilvo nigdy nie doceniłby takich metod. Rozsądni ludzie bywali okrutnie szczerzy, ale nigdy nie używali przemocy bez powodu.

— Ty...!

Wojownik zacisnął dłoń, a jego zbroja zatrzeszczała.

— Dość tego. Nie bądź arogancka. Twój narzeczony zamordował cesarza, módl się do Boga Chwały, aby jego wysokość darował ci życie. Idziemy — nakazał, zgrzytając zębami i brutalnie chwycił Rheę za ramię.

Pewne było, że pozostawi na jej ciele siniaki. Tadern nie była jednak kózką, którą przyprowadzono na rzeź. Aby plan działał, musiała być dzielna i wyglądać na oburzoną, przekonaną o niewinności Kaladina.

— Panie rycerzu, kto ci dał prawo do znęcania się nad panienką Tadern?

Osoba, która się odezwała, brzmiała na dość niepewną, co tylko rozjuszyło wojownika. Ten uniósł łeb i zaciskając usta, zaczął szukać śmiałka.

— Kto...?!

Obcy nagle zbladł, gdy to dostrzegł stojącego niedaleko Viljara Hedwerga. Chłopak wyglądał tak samo, jak na balu. Niepewnie i niewinnie jak małe dziecko, ale przy tym elegancko. Jego fioletowe oczy zerknęły nieco nerwowo na Rheę.

— Panie rycerzu, nawet mój ojciec nie odważyłby się dotknąć Diamentu Wśród Paproci... W końcu panienka jest bardzo ceniona przez mojego kuzyna... — przyznał cicho, co od razu zadziałało, barczysty mężczyzna puścił kobiece ramię.

Werwa aroganta zmalała, co Rhea przyjęła z niemałą ulgą. Była również niezwykle wdzięczna młodzieńcowi. Pomógł jej, chociaż widziała, że wiele go to kosztowało.

— Paniczu, następca tronu...

— Umm... Mój kuzyn mówił, że panienka ma być traktowana z najwyższym szacunkiem — przypomniał, przerywając.

Vilijar wiedział, co mówić, ale brakowało mu powszechnej wśród szlachty arogancji i buty. Wyglądał natomiast na wystraszonego. To było śmieszne... Kto ośmieliłby się zastraszać syna markiza? Rhea przypomniała sobie bal, to jak Vilijar bladł przy ojcu, jak się stresował. Może... Wcale nie miał prostego życia.

W kilku krokach młodzieniec stanął przed brązowowłosą i skłonił się, słabo uśmiechając. Najwyraźniej zapach mu nie przeszkadzał.

— Odprowadzę panienkę — zaproponował.

Żołnierz od razu się obruszył.

— Paniczu, panna Tadern...

Naprawdę chciał odmówić. Postrzegał Rheę jako wspólniczkę mordercy cesarza i nie widział możliwości na to, aby ktoś tak mizerny, jak krewny cesarskiego dziedzica, mógł sobie z tym zagrożeniem poradzić.

— Odprowadzę panienkę — powtórzył Vilijar z nieco większym naciskiem w głosie.

Gdyby nie sytuacja, Rhea roześmiałaby się. Hedwerg przypomniał teraz kotka, który próbował drapać niedźwiedzia.

— Tak jest!

W końcu obcy uległ, choć niezadowolenie nie znikło z jego twarzy. Posłał Tadern ostrzegawcze spojrzenie, ale kobieta nie przejmowała się nim. Posłała natomiast uśmiech fioletowookiemu.

— Dziękuję, paniczu.

Vilijar słabo się uśmiechnął, potrząsając głową. Jego czarne włosy do szyi i grzywka zachodząca na oczy lekko zafalowały. Po tym ruchem ręki wskazał kierunek i ruszył. Rhea podążyła za nim.

Królewskie korytarze zmieniły się. Wszędzie wisiały czarne banery, a służba miała grobowe miny. Każdy nosił symbol żałoby i zerkał ku narzeczonej magii z pogardą. Vilijar zerknął przez ramię, a w jego spojrzeniu było wiele współczucia.

Widząc, że zatrzymali się w ogrodzie, kobieta lekko zmarszczyła brwi. Wątpiła, aby brat chciał się z nią spotkać w takim miejscu. Hedwerg zauważył zmianę nastroju Rhei, dlatego prędko wyjaśnił.

— Pomyślałem, że chciałabyś, panienko, chwilę odetchnąć. To wejście do lawendowego ogrodu.

Lawendowy... Rhea nagle sobie o czymś przypomniała i cicho zachichotała. Nieoczekiwanie... Czy wtedy, po śmierci narzeczonej, nie przebywał w Lawendowych Komnatach na rekonwalescencji? Teraz nawet nie krzywił się na zapach.

— Lubisz lawendę, paniczu? I dziękuję za pomoc.

Vilijar skinął głową, nieznacznie rozluźniając napięte ciało.

— Tak, bardzo — wyznał. — Naprawdę ci współczuję.

Vilijar usiadł na kamiennej ławce przy wydeptanej ścieżce. Wejście do pałacowych ogrodów nie było zbyt ciekawe. Dookoła tylko krzewy, dróżka i para ławek.

— I podziwiam. Jesteś gotowa wstawić się za swoim narzeczonym, chociaż sytuacja na zamku jest obecnie napięta. Podobno mają dowody na winę Pana Magicznej Wieży — przyznał. — Jesteś niesamowita. Ja nie potrafiłem być tak silny, gdy... — umilkł, a jego głos wyraźnie się załamał.

Rhea zrozumiała, że rana spowodowana tamtym wydarzeniem wciąż się w młodzieńcu nie zabliźniła. Wątpiła, aby cierpiał z powodu miłości, ale trauma też była ciężkim przeżyciem. Bez słowa usiadła obok niego, utrzymując zdrowy dystans.

— Kaladin jest niewinny — zapewniła z uporem. — Wiem to, dlatego nie pozwolę, aby inni go oskarżali. Jeśli będzie trzeba, przemówię przed sądem i...

Nie dokończyła, ale jej współrozmówca rozumiał. Fioletowe tęczówki szlachcica zabłyszczały z zachwytu.

— Mogłabyś dla niego walczyć z całym światem? — spytał szeptem.

— To byłaby krótka walka — stwierdziła z sarkazmem.

— Wow... — z ust Vilijara umknęło pełne zachwytu westchnięcie. — Mój kuzyn przyjmie cię dopiero za jakiś czas i... Nie powinienem o tym mówić, ale jesteś tak odważna, że chcę ci pomóc.

Hedwerg rozejrzał się dookoła wyraźnie zestresowany i ruchem głowy pokazał na zachodnią wieżę zamku.

— W tamtym miejscu mieszka mag... Przed śmiercią mój wuj często tam chodził. Widziałem to, bo moje komnaty są na drodze do wieży — wyszeptał. — Ten mag jest dziwny... Widziałem go tylko kilka razy, ale aura śmierci, jaką roztacza...! — zamilkł, zaciskając dłoń na własnym ramieniu.

Rhea słuchała z uwagą. Mag... Aura śmierci... I król. Czy to mógłby być Kares? Chciała zapytać o jakiekolwiek szczegóły, ale wtedy rozniósł się huk. Vilijar podskoczył. Ponownie zapanował chaos. Żołnierze odnaleźli ich szybko. Człowiek, który wcześniej był arogancki, ponownie chwycił Tadern za ramię, zgrzytając zębami.

— Ty wiedźmo!

— Panie rycerzu...!

— Ta suka sprowadziła ze sobą zarażonych! — ryknął, przerywając arystokracie.

— O czym ty mówisz? — spytała Rhea z wyraźnym szokiem.

Żadni zarażeni nie byli w planie. Co się działo? Zamek został zaatakowany? Pragnęła zadać wiele pytań, ale nim to zrobiła, zauważyła, że rycerz prychnął i wolną dłoń skierował ku mieczowi. Nie dobył go, nagle blednąc i cofając się. Oddział padł na kolana, okazując wyrazy szacunku.

— Bądź pozdrowiony, Słońce Imperium.

Rhea odwróciła się, dostrzegając brata. Ich spojrzenia się spotkały, a ciało księcia nieznacznie się rozluźniło. Za nim stało jednak kilku możnych, w tym ojciec Vilijara. Odgłosy walki i krzyki nabierały na sile.

Zamek naprawdę został zaatakowany.

~ CDN ~

Pierwszy rozdział w tym roku! I do kogo trafił? Do Maga. Mam nadzieję, że Sylwester minął wam przyjemnie, a pierwsze dni tego roku są jak najprzyjemniejsze ^^

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 02.01.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro