Rozdział 37 Starcie i niechciana prawda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 37 Starcie i niechciana prawda

Rheę przeszły dreszcze. Chociaż wiedziała, że Svar był gotowy jej pomóc, mroczna, podziemna sala wzbudzała w niej jedynie strach. W powietrzu unosił się zapach kurzu i zgnilizny. Ściany były brudne, pełne mchu i dziwnej mazi. Ciszę przerywało mamrotanie zamaskowanego maga, które jedynie potęgowało napięcie. Wyglądał, jakby przygotowywał się do straszliwego rytuału, który miał ściągnąć na świat czyste zło. Zastanawiała się, czy Svar zasługuje na taki tytuł. Znała historię, ale w obliczu nowych faktów wydawał się mniejszym potworem.

Wzrokiem powiodła ku kamiennemu stołu, na którym narysowano liczne, magiczne symbole i kręgi. To na nim ułożono dzbany z częściami ciała Svara. Wyczuwała ich aurę i pojęła, dlaczego bóstwo miało przy ostatnim spotkaniu prawie całe ciało. Zbierała się wokół nich moc, co musiało go wzmacniać.

— Chodź.

Rhea zadrżała, gdy mag wydał jej polecenie. Odruchowo dotknęła swojego lekko już zaokrąglonego brzucha i pomyślała o planie. Nim wykonałaby swoją część, musiała czekać, aż Svar zacznie własną. Szła sztywno, zagrażając wargę. Miała na sobie jedynie lekką, przewiewną, szarą sukienkę. To właśnie nakazał jej ubrać Kares. W ten sposób chciał się upewnić, że nie weźmie ze sobą niczego nieodpowiedniego. Nie dziwiła się, ale z ulgą przyjęła fakt, że plan powstrzymania starożytnego maga zakładał, że to Kaladin będzie mieć ze sobą sztylet.

Posłusznie ubrała wtedy to, co jej wybrano, ale to nie wystarczyło. Kares zmusił ją do zostawienia przed salą rytualną naszyjnika z runą ochronną, która podarował jej Kaladin. Cokolwiek Rhea mówiła, jak się sprzeciwiała, nie miało znaczenia. Kares nie dyskutował, a nakazywał. Obecnie musiała być mu posłuszna. I chociaż wiedziała, że nawet bez runy nic jej nie groziło, nie czuła się dobrze. Nie potrafiła się skupić, bojąc, że przedmiot przepadnie. Zbyt bardzo go ceniła.

— Zamarłaś ze strachu?

Rhea drgnęła, widząc, że mimowolnie przystanęła. Pokręciła głową, podchodząc tak, aby stanąć obok maga.

— Zamyśliłam się.

Rhea przełknęła, prawie gryząc się w język. Zdecydowanie za dużo mówiła i sama nie miała pojęcia dlaczego. Gdy patrzyła na Karesa, wiedziała, że już za niedługo wszystko się skończy. Powinna się cieszyć, a mimo to w środku niej trwała niewielka burza.

— Daj rękę.

Niechętnie wykonała polecenie, zaciskając usta, gdy dostrzegła, że mag przesuwa po jej skórze kciukiem.

— A te-

Kares zastygł. Tak jak wszystko dookoła. Rhea była zdziwiona.

— Działaj. Szybko. Nie utrzymam go zbyt długo.

Sprawa stała się jasna. Zadrżała, rozglądając się w szoku. Nie spodziewała się, że Svar zatrzyma czas. Sięgnęła dłonią w stronę kaptura Karesa, ale nim go dotknęła, poczuła szarpnięcie. Uniosła brew. Początkowa dezorientacja prędko minęła, gdy zrozumiała, że maga otaczała bariera. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo chronił swoją tożsamość, a może chodziło o coś innego? Wstydził się?

Rheę z zamyślenia wyrwał bolesny prąd, który przeszedł przez całe jej ciało. Jęknęła.

— Pośpiesz się.

Kobieta bez słowa zbliżyła się do dzbanów, śledząc symbole, jakie posiadały. Runy, kręgi i dziwne, niezrozumiałe dla niej słowa. Spojrzała na leżący na stole rytualny sztylet i chwyciła za niego. Zacisnęła zęby. Zerwanie pieczęci wymagało krwi oraz słów. Nie była jedynie pewna, czy zdoła unieść ciężar magii, którą zamierzała wyzwolić.

Nacięła dłoń, pozwalając sobie na cichy syk. Przesunęła raną nad dzbanami, dbając, aby każdy skropiła jej krew. Wzięła głęboki wdech i zaczęła recytować podyktowaną jej przez bóstwo formułkę.

— Poprzez krew, wyzwalam cię, Svarze.

Pierwszy dzban pękł, a Rhea zadrżała. Ogarnął ją chłód.

— Wróć do tego świata. Wróć i krocz ze mną.

Pęknięcia zaczęły pojawiać się na kolejnych naczyniach. Potężna energia wypełniła otoczenie, a Rhea podparła się wolną dłonią.

— Krocz ze mną i ukaż światu swoją wolę! Wyzwalam cię!

Nawet nie spostrzegła, kiedy zaczęła krzyczeć. Głośno, jakby na przekór szumowi, który wypełnił jej głowę. Znamię na dłoni Rhei zalśniło, a jej oczy na moment straciły blask.

Naczynia dygotały, zupełnie, jakby ich zawartość się gotowała, a jednak temperatura w sali odczuwalnie spadła. Ziemia pokryła się szronem, a stół lodem. Mróz zaatakował nawet kaptur Karesa.

Rhei zrobiło się ciemno przed oczami. Zacisnęła usta, wiedząc, że musi mówić dalej. Inaczej na nic się jej to wszystko zda.

— Ty, którego ogłoszono Panem Ciemności, powstań. Twórco ludzi, przejmij władanie nad swoim ludem. Przez moją krew do... tysiącleci ciemności.

Upadła na kolana, nie będąc w stanie się utrzymywać. W głowie jej huczało, chociaż w sali panowała wręcz idealna cisza. Ze szczelni w dzbanach zaczęła wypływać czarna ciecz. Ta bardzo szybko pokryła cały stół i podłogę. Tadern była tak oszołomiona, że nie spostrzegła, w czym obecnie siedzi. Gdy to zrobiła, zrobiło się jej niedobrze.

— Co ty zrobiłaś?!

Wybudzony Kares podniósł głos. Był wzburzony i to tak, jak nigdy go takiego nie widziała. Drgnęła, ale zdezorientowany umysł nie do końca zareagował powodu krzyków. Dopiero krzyk wywołał u niej większą reakcję. Uniosła głowę, wyczuwając morderczą energię.

— Co zrobiłaś? — powtórzył lodowato.

Rhea przełknęła ślinę. Nie miała słów wytłumaczenia, a powiedzenie prawdy jedynie by jej zaszkodziło. Z lekką paniką obserwowała, jak mag kuca na równi z nią i wznosi ku jej głowie błyszczące od energii dłonie. Nim jednak jej dotknął, odwrócił się, po czym znikł, wyczuwając, że ktoś zaczął naruszać jego barierę. Oczom Rhei ukazał się Kaladin, który w jednej dłoni trzymał sztylet, a w drugiej migoczącą kulę światła.

— Spodziewałem się, że zdecydujecie się mnie zabić — wyznał Kares. — Przyznam jednak, że pomoc Svara mnie zaskoczyła. Cóż, prawdopodobnie poszedł z wami na układ z obawy, że naprawdę ukradnę mu moc.

Zamarła. Wzrok Rhei stał się pusty. Myśl, że ktoś taki jak Kares ukradłby boską moc, napawała niemałym strachem. Mając potęgę Svara, faktycznie mógłby własnymi rękoma zamordować Boga Chwały.

— Jednak nie rozumiem jednego, dlatego, odpowiedz mi, Rheo. Co zrobiłaś? — nakazał.

Kaladin przeszedł do ofensywy, a mrok pomknął ku Karesowi. Ten prędko przeniósł się gdzie indziej, posyłając ku wrogowi kamienne odłamki. Rheę otoczyła bariera, od której odbił się kamień.

Tadern zacisnęła usta. Nie rozumiała, o co ją pytano.

— Co zrobiłaś?

Kares nie przestawał pytać, ale Rhea całe swoje skupienie poświęcała wirującej wokół magii. Kaladin atakował każdą formą, ale Kares dostrzegając, że dzierżony przez wroga sztylet mógł przeciąć magię. Kaladin machnął ręką, a ku wrogowi pomknęły języki mrocznego ognia. Kaladin zablokował je kamieniami. Ciągle używał przedmiotów fizycznych, bo ich sztylet nie przecinał. Oczywista słabość, ale wcale nie poprawiała jego sytuacji.

Rhea w końcu drgnęła, dostrzegając, że jedynie magia chroniła sufit przed zapadnięciem. Rozejrzała się, szukając oznak Svara, ale nie wyczuwała go.

— Co zrobiłaś?

Złapała się za głowę, mając wrażenie, że to pytanie zadudniło w jej umyśle. Zadrżała, przymykając oczy. Tymczasem otoczył ją ogień, a Kares przywołała do walki z Kaladinem zamieć. Lodowe drobinki pozostawiały zacięcia na kamieniach, ale Pan Magicznej Wieży stał dumnie, patrząc na przeciwnika ze spokojem. Rhea była pośrodku pola bitwy, nieświadoma, że o jej bezpieczeństwo dba dwójka obecnych tu magów.

— Ja... Obiecałam mu swoją krew.

Kares niespodziewanie zamarł, odwracając się w stronę dziewczyny. Atmosfera zmieniła się, a rozproszenie wroga wykorzystał Kaladin. Zaszarżował, tnąc. Sztylet nie dosięgnął twarzy zamaskowanego, zderzając się z zaklęciem nałożonym na kaptur.

To był ten moment, który sprawił, że Rhea zwątpiła we wszystko, co planowali zrobić.

— Nie! — krzyknęła, a Król Popiołów odskoczył. Kares zrobił to samo, mrużąc oczy.

Rhea wpatrywała się w jego twarz z niedowierzaniem. To był Vilijar. Pokręciła głową, uśmiechając się kwaśno.

— To nieprawda.

— Również pragnąłbym, aby to, co powiedziałaś, było kłamstwem — rzekł ponuro, a jego fioletowe oczy pociemniały. Zdawały się skrywać w sobie burzę.

Kaladin zacisnął usta, gotowy atakować. Nie zrobił tego, widząc, że Rhea chce rozmawiać. Pomysł mu nie odpowiadał. Danie czasu wrogu mogło kosztować cię życie.

— Przejąłeś go?

— Nie — odparł.

Rhea zagryzła wargę tak bardzo, że poczuła w ustach metaliczny posmak. Liczyła na to, że Kares kłamał.

— Ty...

— On mówi prawdę, Rheo — wtrącił Kaladin, atakując lodem.

Kares przeniósł się ponownie, wbijając spojrzenie w dobrze znaną sobie wiedźmę. Uśmiechnął się w sposób, który według Rhei w ogóle nie pasował do mimiki Vilijara. Uważała go za uroczego i niewinnego chłopca, a okazało się, że za tym wszystkim czaił się złowrogi mag, planujący zamordować boga.

— Wiesz, co takiego zrobiłaś? — zakpił. — Trzykrotnie obiecałaś coś, czego jeszcze nie masz. W końcu pamiętasz, co mi obiecałaś, prawda?

~ CDN ~

Do matury zostało mi niecały miesiąc... Szybko to zleciało. Teraz to latam z obiegówką, ale zostały mi tylko dwa podpisy. A jak tam u was? ^^

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 10.04.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro