Rozdział 4 Piasek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 4 Piasek

Wzrok Rhei utkwiony był w suficie jej nowego pokoju. Nie uciekała, nie szarpała się, bo doskonale wiedziała, że żadna z tych rzeczy nie ma sensu. Była zła, rozgoryczona, ale trzeźwa. Wcześniej nie była. Miała moment, w którym pomyślała, że wolałaby być pod urokiem miłosnym, magicznym przyrzeczeniem niż zostać zobowiązana narzeczeństwem. We wcześniejszych wariantach nie byłaby sobą. I to byłoby błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Kaladin nie dał jej wyboru, ogłaszając światu, że jest jego narzeczoną, pokazał, że droga do przeżycia jest tylko jedna i było nią pozostanie przy nim. Osiągnął swój cel i wybrał do tego bardzo męczącą trasę, bo była wściekła. Król Popiołów próbował z nią rozmawiać kilka razy, ale ona za każdym razem nakazywała mu odejść. Potrzebowała przestrzeni i dostała coś, co można było uznać za jej. Kaladin sam oto zadbał. Humanitarne wejście do tego pomieszczenia gwarantowało otworzenie drzwi przez Rheię. Niehumanitarne natychmiast by go zaalarmowało i wiązało się z łamaniem skomplikowanych zaklęć.

— Mam prywatny bunkier! — mruknęła z kpiną.

Przymknęła oczy, wzdychając ciężko i powoli usiadła. Wcześniej nie miała ochoty przyglądać się pomieszczeniu. Teraz widziała, że było przestronne. Większe od jej chaty o jakąś połowę. Łóżko miało kremowy baldachim, a na ścianie naprzeciw znajdował się kominek, w którym teraz wesoło trzeszczał ogień. Przy nim była burgundowa sofa, fotele oraz drewniany stolik ze złotymi zdobieniami. Na ścianie na lewo znajdowały się drzwi oraz szafa i lustro. Na prawo było przejście do łazienki, okno, skrzynia i stół z krzesłem. Wszystko zostało wykonane z czarnego dębu. Podłoga była również dębowa, ale jaśniejsza. Ściany pokrywała jasnoróżowa farba, na której można było zauważyć srebrno-złote zdobienia wykonane magią. To był przyjemne miejsce, nawet jeśli Rhea nie była zwolenniczką różu.

Kobieta usiadła, a jej nagie stopy dotknęły chłodnego podłoża. Zakryła twarz dłońmi, ciężko wzdychając. Była na siebie zła za bezczynność. Nienawidziła tego, musiała się czymś zająć, a złoszczenie się na Kaladina nie powinno być jej jedynym zajęciem. Doskonale wiedziała, że aby odzyskać normalność musiała doprowadzić sprawę zarazy do końca. Pokręciła głową, opuszczając dłonie.

Zawsze, gdy ktoś angażował się w rozwiązywanie ogólnoświatowego kryzysu czy problemu to miał bardziej szlachetne powody. Przynajmniej na wierzchu. Rhea nie była chętna do wielkich ofiar dla świata, ale nie przemawiał przez nią strach, a świadomość, że więcej w tym straci niż zyska. Co mogłaby dostać w zamian? Pamięć? Szacunek? Sławę? To wszystko było bezwartościowe.

Wstała, podchodząc do stołu. Leżała na nim książka. Kaladin ją tutaj zostawił, mówiąc, że znajdzie tam informacje na temat istoty, która ją zaatakowała. Miała pewną wiedzę na temat magicznych, ale była ona skromna w porównaniu z tym, co już wiedziano i co było prawdą. Musiała o siebie zadbać, bo nie zamierzała polegać jedynie na Kaladinie. Co więcej, co by nie mówić, wciąż nie chciała, aby mag zginął. Była wściekła, zraniona, ale nie potrafiła całkowicie skreślić przyjaciela. Może dlatego, że był pierwszym, którego zdobyła.

Dzięki małej karteczce, którą Kaladin pozostawił, prędko znalazła fragment o istocie, która ją zaatakowała. Pominęła opis wyglądu.

Fenox to drapieżnik o dwóch twarzach. Za dnia wyglądają pięknie i przykuwają spojrzenia innych. Są przyjazne i pomocne, co ma spotęgować uczucie zaufania u potencjalnej ofiary. Agresywna natura oraz twarz potwora ujawnia się tuż po zachodzie słońca. Wtedy do Fenox nie wolno się zbliżać. Złamanie nakazu doprowadzi do ataku.

Ludowe podania głoszą, że Fenox to potomkowie przeklętych, którzy oszukali maga Karesa. Ucztowali z nim przy jednym stole za dnia, oferując pomoc i opiekę, by nocą próbować złożyć go w ofierze Bogom. Kares uwił klątwę, będąc zjadany żywcem.

Rhea przymknęła powieki. Nie była wrażliwa na makabryczne opisy, ale kanibalizm był czymś, co wywołało w niej nieprzyjemne odczucia. Nie miała pojęcia co to była za ofiara i Bóg, jeśli wymagał spożywania ofiary i nie była zainteresowana dowiadywaniem się. Wzięła głęboki wdech i wróciła do czytania.

Mieszkańcy pierwotnie mieli twarze potwora i cechowali się agresją niezależnie od pory dnia. Dopiero trzysta lat po Karesie mag Garella spróbowała zmodyfikować klątwę. Przypłaciła to życiem.

Klątwy... Rhea ponownie westchnęła. Wiedziała, że istniały ich rodzaje. Ona skupiała się zawsze bardziej na podziale znanym z jej praktyki, ale nie była ograniczona. Klasyfikacje magów również znała i uważała ją za bardzo przydatną. Wiedziała przez to, że klątwy rzucone w gniewie, za które zapłaciło się życiem, należą do najbardziej skomplikowanych. Nie chodzi w nich tylko o złamanie, ale o ukojeniu ducha, który ją uwił. Dodając do tego czas trwania i wpływ ogólny magii... Z czasem stawały się nie do przełamania.

Rozmyślenia o klątwie przerwało pukanie do drzwi. Rhea odwróciła się w stronę wejścia. Zastanawiała się, czy podejść i otworzyć, by zobaczyć, kto przyszedł. To mógł być ponownie Kaladin, ale nie musiał. W końcu westchnęła po raz kolejny tego dnia i otworzyła, napotykając twarz obcego pozornie mężczyzny. Pozornie, bo go rozpoznała. Alor, Starszy Wieży Magów, który reprezentował ją na zewnątrz od wielu lat. Można by mieszkać na odludziu, a i tak wieść o magu by tam dotarła. Rhea poczuła się nieco onieśmielona, widząc, że mag jest wyższy od niej o około piętnaście centymetrów. Kaladon również był wyższy, ale nie o tyle. Dodatkowo Alor był wysportowy, a przez jego prawe oko przechodziła blizna. Sprawiał wrażenie kogoś niebezpiecznego, nieprzyjemnego i wojowniczego.

Chwila ciszy dla Rhei trwała wieki i potęgowała ciężar w sercu. Kaladina znała, o Alorze jedynie słyszała i nie czuła się komfortowo. Mimo to starała się wyglądać na spokojną.

— Cześć.

Alor przemówił pierwszy i nagle się uśmiechnął, wyciągając ku Rhei ubraną w skórzaną rękawiczkę dłoń. Dostrzegając to, pstryknął palcami, a materiał zamienił się w piach, który zawirował w powietrzu i wsunął się w jeden z rękawów jego szat.

— Wybacz, pracowałem i zapomniałem ich ściągnąć. Nie patrzę na ciebie z góry! — stwierdził pośpiesznie.

Rhea była zdezorientowana. Czy to naprawdę był Alor, Herold Pustkowi? Poczuła ukłucie złości. Mogła widzieć maga i go słyszeć, ale oczywiste było, że wtedy był inny niż prywatnie. Świadomość, że przy niej ujawniał tę inną stronę, była pocieszająca.

Uśmiechnęła się w końcu słabo.

— Nic nie szkodzi. I cześć.

Uścisnęła jego dłoń, cofając się po tym o krok.

— Nazywam się Rhea Tadern i...

Umilkła, bo nie wiedziała jak odpowiedzieć. Co wiedział? Kaladin mówił, że znał różne prawdy, ale... czy tę?

— Wiem, wiem, nie denerwuj się. Jestem, poza tobą, jedyną osobą, która jest tak blisko z tym staruszkiem. Mogę wejść? — spytał i pokazał dłonią za siebie. — Przyniosłem herbatę.

Chociaż mag wydawał się być bardzo przyjazny, to Rhea nie była pewną, czy chciała go wpuścić. Nagle Alor uderzył się piaskową dłonią w czoło.

— Przywykłem, że tego nie robię i zapomniałem. Robię błąd na błędzie. Wierz mi bądź nie, ale to spotkanie stresuje mnie bardziej niż ciebie — rzucił, zaraz śmiejąc się nerwowo. — Alor Viltar, Starszy Wieży Magów i uczeń Króla Popiołów.

Oczywiście, że człowiek mógł się różnić od tego, co pokazywał publice, ale to... Rhea uśmiechnęła się szerzej. Skinęła głową, odsuwając się od drzwi, by go wpuścić. Nie ufała Alorowi, ale nie przychodziłby tu bez potrzeby, a rozmowa z nim mogła rzucić światło na pewne kwestie. Warto było również poznać otoczenie, w którym zmuszona będzie przebywać.

Alor podziękował, wchodząc do środka i stawiając mocą herbatę na stoliku. Po tym usiadł, a Rhea zrobiła to samo. Filiżanka zawędrowała w powietrze tuż obok niej. Spojrzała na nią kątem oka.

I znowu zapanowała cisza. Ta jednak była nieco przyjemniejsza od pierwszej. Rhea zamierzała poczekać i zobaczyć, co się stanie. Nie pośpieszała faktów ani nie zadawała swoich pytań. Uważała, że przyjdzie na nie czas. Ostatecznie Alor faktycznie przemówił jako pierwszy, odstawiając w powietrze własną filiżankę. Złączył na kolanach dłonie. Jedną wciąż okalała skórzana rękawica.

— Wiem, że może ci być ciężko zrozumieć Kaladina, ale postaraj się. On nie chciał i nie chce cię skrzywdzić.

Skrzywiła się, upijając łyk herbaty, co nieco ją rozluźniło. Była przepyszna. Rhea nie była w stanie rozpoznać ziół, co ja zaciekawiło.

— Nie chce mojej krzywdy, a ustanawia mnie głównym celem jego wrogów?

Alor westchnął. Czarne kosmyki opadły mu na twarz.

— Powiedział ci prawdę, Rheo. To warte docenienia. W tym świecie, który budują kłamstwa, prawda jest bezcenna. Kaladin, jak mówisz, skierował na ciebie wzrok wszystkich. To bywa bardziej skuteczne niż ukrywanie czegoś cennego w skarbcu. Nie siłą samą zdobywa się posłuch, ale również umiejętnościami manipulacji i psychologii. Kaladin pokazał światu, że jesteś dla niego cenna i zrobił to tak swobodnie, jakby nie lękał się, że cokolwiek może cię skrzywdzić. Ludzie znają jego moc, a przez swobodę jego wrogowie przemyślą coś dwa razy, nim zaryzykują.

— Wymyślą lepszy plan, nie lepiej gdyby sądzili, że mają przewagę?

— Tak i nie. Działania wpływają na dwie strony, ich i naszą. Okazanie słabości, pokazałoby, że coś jest nie tak, a panika jest nam niepotrzebna. Dla publiki wszystko musi wyglądać jasno, ale twoje prawdziwe miejsce pobytu znam tylko ja i on. Pozostali mają różne informacje i zakaz dzielenia się nimi.

Przygotowali się, a Rheia rozumiała, co chcieli osiągnąć. Nawet jeśli szpiedzy otrzymali inne informacje i dowiedzą się o metodzie, to będą się lękać, że wypadli z łask. W panice mogą sprawdzić, który otrzymał prawdę, a który fałsz. To było ryzykowne, ale mogło przynieść poszlaki, co do wrogów.

— Chcecie sprawdzić, czy nie macie szpiegów.

— Na pewno ich mamy, naiwnym byłoby sądzić, że nie — stwierdził z lekkim uśmiechem.

Skrzywiła się i nawet aromatyczna herbata nie potrafiła jej odprężyć. Alor przyszedł tutaj dla Kaladina, to było jasne i dużo o nim świadczyło. Powiedział też o elementach ich działań, co było zarówno dobre, jak i złe.

— Wiem, że nie jesteś zadowolona — przyznał Alor, unosząc dłoń, nad którą zebrał się piach.

— To mało powiedziane — stwierdziła Rhea, obserwując piach. — Lubisz piach?

Alor napił się nieco herbaty, zaraz odstawiając ją w powietrze.

— Uwielbiam! Może się wcisnąć wszędzie. Najpierw uważałem, że jest wkurwia- Aj, aj! — uciął, powstrzymując się od klnięcia. Rozejrzał się nawet na boki, jakby kogoś szukał. — Magowie mają pewne ograniczenia co do atrybutów, których mogą używać. Pewne zaklęcia będą w ich wykonaniu skuteczniejsze, a inne słabsze.

Nie była magiem, więc wcześniej o tym nie słyszała. Uważała to jednak za całkowicie logiczne. Chodziło o energię, a nie każdy mógł mieć związek z danym typem.

Alor spojrzał na widok za oknem i jego postawa się zmieniła. Wesołość znikła, a pojawiła się melancholia i coś na wzór wzruszenia. Uśmiechnął się, ale był to nieco smutny uśmiech. Rhea obserwowała go, licząc, że coś powie, ale mag milczał. Zmieniło się to dopiero po pewnym czasie.

— Cieszę się, że Kaladin cię poznał, Rheo. Możesz tego teraz żałować, ale wierzę, że z upływem czasu zmienisz zdanie — przyznał, podnosząc się. Pusta filiżanka zamieniła się w piach, który wsunął się w jego rękaw. — Za dwa dni będzie mieć miejsce przyjęcie u markiza Hedwerg.

— Zakładam, że moja obecność jest obowiązkowa?

Ton Rhei był gorzki, bo doskonale znała odpowiedź.

— Jakie to ma znaczenie?

Alor zbliżył się do drzwi, zerkając na nią zza ramienia.

— Cóż, polityka i kłopoty zawsze idą w parze.

Po tym oświadczeniu wyszedł, a Rhea wpatrywała się w pozostałą herbatę. Wiedziała doskonale, że teraz wchodzi na coś groźniejszego niż pole bitwy. Rezydencje szlachty były niczym legowiska najgroźniejszych istot. 

~ CDN ~

Rozdziału miało nie być, ale udało mi się wyrobić. Tak oto wpada! Jestem ciekawa waszych odczuć względem Alora i tego, co się szykuje. Informuję również, że nieco przemyślałam swój terminarz. Rozdział poniedziałkowy będzie tym, który może się pojawić, ale może też nie. Powodem jest rozdział z dnia na dzień. Poniedziałek -> niedziela. Chcąc napisać coś dobrego jakościowo (a brak weny to nie mój problem), a mając niestety ograniczony przez życie czas zostaje mi coś takiego. Tak, jedna praca będzie nieco pokrzywdzona, ale ostatecznie każda jest traktowana równo.

Przyjemnej majówki! <3

Data pierwszej publikacji: 01.05.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro