R8. W którym znów czytamy cudzą korespondencję

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chyba nie polubiłbym tego autora. Miałem ochotę go udusić za to, że przerwał rozdziały akurat w takim momencie. Czy byłoby źle, gdyby uronił jeszcze kilka zdań z dalszego ciągu? Nic by się nie stało.

— Czyli porwali go piraci? — Córka wbiła widelec w ziemniaka na swoim talerzu.

Może czytanie przy jedzeniu, a właściwie, obiedzie pogwałcało wszystkie czytelnicze zasady, ale co tam. Zdarzało mi się zapomnieć o posiłku na rzecz dobrej lektury. Każdy normalny człowiek, mając do wyboru poznanie ciągu dalszego a przekąszenie czegoś, wybrałby...

— Może byś coś zjadł?

Między dziećmi zawiązała się dyskusja, którą moja żona beztrosko zignorowała, by pomartwić się o mnie. Nie ma po co. Ja sobie już z takimi rzeczami radziłem. Z ignorowaniem posiłku, oczywiście.

— Tylko doczytam — zauważyłem, kładąc dłoń na kilku nowych linijkach tekstu.

n,

Nie wiesz, jaka radość ogarnęła mnie, gdy zrozumiałem, że żyjesz.

Będę pisać. Będę wytrwale utrwalać wszystkie swoje myśli, które kierowałbym do Ciebie. Może natłok wiadomości sprawi, że któraś z nich do Ciebie trafi. Nie chcę zostawić Cię na pastwę losu. Na Excelsior nic nie powinni Ci grozić. Na pewno znajdziesz sposób, by uciec.

Lucky tęskni, Merra pozdrawia, ja się dołączam.

Twój,

Alan.

Poczułem nagły ból w opuszkach palców. Jakby ktoś uderzył mnie po nich młotkiem. Z trudem powstrzymałem się, by głośno nie zakląć.

— Co się stało?

— Wypadłem z łask książki.

Zdawało mi się, paznokcie coraz bardziej mi pulsowały. Jakby miały zaraz wybuchnąć. Auć!

— Jest humorzasta. Tamta twoja książka też taka była?

Pokiwałem głową, co wprawiło dzieciaki w stan osłupienia. One nigdy nie słyszały o mojej przygodzie. Nie mówiłem im o tym.

— Tato, ty znałeś inne magiczne książki? — zapytał Stan.

— Nie. Przyśniło mi się, że taką znalazłem i opowiedziałem o tym mamie.

Skłamałem. Tak, zrobiłem to specjalnie i miałem ważny powód. Co powiedziałaby Diana? Nigdy nie ustaliliśmy, czy miałaby coś przeciwko temu, żebym powiedział rodzinie o tym, kim naprawdę jest. Na pewno za tym potoczyłaby się cała lawina innych tłumaczeń. Świat nie był aż mało skomplikowany, jak uczono w szkole.

Dobrze, że Renate szybko pojęła, że coś jest na rzeczy. Natychmiast zmieniła temat, zaglądając do czytanej opowieści:

— No proszę, Alan dostał odpowiedź.

Alanie,

Dopiero teraz fabuła pozwoliła mi odpisać.

Moją intencją było uspokoić Cię znacznie wcześniej. Przynajmniej, w sprawie Twoich wiadomości. Otrzymuję je. Musiałeś bardzo się martwić. Prawdopodobnie na spółkę z Luckym, który nawet nie ma pojęcia, co stało się z jego człowiekiem. To nie do pomyślenia. Dla kogokolwiek.

Proszę, nie martw się więcej o mnie. Zajmij się troską o własne zdrowie, a ja zaprzęgnę myśli do opracowania ucieczki. Spodziewam się, że droga będzie wiodła podobnie, lub tak samo, jak ta, dzięki której tu jestem.

Na wieki,

n.

Zdążyłem przełknąć ostatni kęs jedzenia, zanim skończyła czytać. Opowieść zdawała się chcieć, by moja żona czytała listy pisane do Alana, a mnie preferowała jako lektora listów od niego. Dostałem po palcach, bo to nie byłą moja kolej. Pewnie z tego samego powodu, ją zaatakował zimny wiatr.

— To na razie wszystko?

— Tak — odparła krótko.

— A rozmowa sir Arthura i Kapitana?

— Może jeszcze rozmawiają? — zauważył mój syn. — Nie powinniśmy ich podsłuchiwać.

W przypadku powieści, w której utknęła Errata, byłem pewien, że na wszystko miałem wpływ. Odpowiadała mi, dawała znaki życia i przejmowała mój nastrój. Tutaj było zupełnie inaczej. To nie ja nadawałem nastrój książce, ale ona mi. Całej rodzinie. To, co się działo, musiało nie mieć miejsca, w czasie, gdy czytaliśmy. Czyli nie mogliśmy praktycznie nic zrobić. Nic, poza biernym czytaniem.

To straszne, nie mieć kontroli nad czymś takim. W zwykłej książce można przynajmniej zajrzeć na ostatnie strony i nasycić się kilkoma słowami. Mieć przedsmak tego, co się stanie. A tu, zupełnie jak w życiu, jedna wielka niewiadoma. Uch...

Zagryzłem irytację kromką chleba. Jak na dość spokojne zajęcie, to czytanie bywa też stresujące.

— Bo dostaniesz czkawki...

Za późno. Sięgnąłem po szklankę wody, ale nawet nie zdążyłem się napić. Po prostu rozlałem sporą część napoju na stół i wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Teraz będę musiał mieć się na baczności. Wszędzie będą mnie straszyć.

— A pójdziemy zobaczyć zachód słońca?

Poszliśmy, choć nie było widać zbyt dużo, co nadal padało. Poza tym czkawka postanowiła mnie nie opuszczać, więc liczyliśmy, ile „czknięć" zmieści się w drodze powrotnej do hotelu. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli, ale licznie na głos sprawiło, że mi przeszło. Tylko Stan tak mocno się śmiał, że sam dostał czkawki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro