Rozdział 11: Sam i Tom

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czytałam tą wiadomość kilka razy. Przecież miał siedzieć w więzieniu jeszcze przez 2 lata. Dlaczego tego człowieka wypuścili? Bo nie uwierzę, że za dobre sprawowanie.

Pewnie wiecie, że w Argentynie itd, jestem sławna. Sława przynosi wiele korzyści, ale też są tego skutki i jednym z nich jest psychol co do mnie napisał. Ten czterdziestoletni mężczyzna lękał mnie przez kilka miesięcy. Wtedy moje życie było zagrożone przez niego i dlatego też miałam zwiększoną ochronę. Ale w końcu złapała go policja, za co byłam im wdzięczna. Ale teraz znów musiał się pojawić w moim życiu.

Przez to, że byłam pochłonięta treścią smsa to nie mogłam się skupić na kartkówce i dlatego ją oblałam. Całe ręce mi się trzęsły i ani jednego słowa nie mogłam napisać. Wydawało mi się, że każdy ruch, dźwięk może spowodować mi krzywdę. Mój wzrok rozglądał się po klasie sprawdzając czy niczego podejrzanego nie ma.

Kiedyś przez tego mężczyznę byłam zamknięta w małym pomieszczeniu i dlatego teraz mam klaustrofobię. Na szczęście nic nie zdążył mi zrobić, bo policja była szybsza.

- Kaśka pozbieraj kartkówki. - Jorge poprosił dziewczynę z pierwszej ławki. Moja oprócz nazwiska nic nie miała.

- Otwórzcie książki na stronie trzydziestej czwartej - powiedział szatyn. - Zrobicie zadanie drugie i trzecie - dodał, a potem rozsiadł się przy biurku. Podniosłam powoli swoją rękę.

- Tak Martina?

- Mogę iść do toalety? - Zapytałam się, a on się zgodził.

Bardzo powoli się podniosłam i ruszyłam do wyjścia i będą przy biurku nauczyciela to wtedy przed moimi oczami pojawiły się czarne plamy. Ostatnie co pamiętam to, że Jorge zdążył mnie złapać.

- Martina, słyszysz mnie? - Zapytał się trzymając mnie w ramionach, ale ja nie zdążyłam już mu odpowiedzieć, bo zemdlałam.

- Kocham Cię - wyszeptałam, a potem zdałam sobie sprawę co powiedziałam. - Leon - dodałam w tej chwili odrywając moją postać z serialu. Violetta na serio kochała Leona, a ona to ja. Więc to prawda. Co z tego, że to fikcyjna postać. Violetta istnieje we mnie.

Narrator...

- Co jej jest? - Usłyszała Tini kiedy powoli zaczęła się budzić.

- To nic poważnego. Martina powinna tylko odpocząć - oznajmił kobiecy głos.

- Zadzwonię do jej rodziców - rzekł pan Blanco. - Czy dodzwoniłem się do państwa Stoessel?

- Mówi pan po angielsku? - Zapytała się Mercedes, nie za bardzo znając język polski, więc Jorge odpowiedział jej po angielsku.

- Niestety państwa Stoessel nie ma. Wyjechali w sprawach służbowych. (Pisane kursywą to Mechi, a Tini tego niestety nie słyszy)

- Martina dzisiaj zemdlała na lekcji matematyki.

- Ja się nie dziwię czemu. - Odpowiedziała myśląc o tym jak jej przyjaciółce podoba się nauczyciel.

- Co ma pani na myśli?

- Nic. Więc co jest z Martiną?

- Martina zemdlała i czy mogła by pani odebrać ją z zajęć?

Martina...

Otworzyłam oczy, a wtedy zobaczyłam, że znajduję się w gabinecie pielęgniarki. Przede mną stał Jorge, który był odwrócony do mnie tyłem i rozmawiał z kimś przez telefon.

- Wypij wodę - oznajmiła pielęgniarka widząc, że wróciłam do żywych.

- Wrócę już na lekcje - rzekłam i próbowałam wstać, ale czyjeś męskie ręce mi w tym przeszkodziły. Spojrzałam na mężczyznę, którym okazał się pan Blanco.

- Musisz leżeć, za niedługo ktoś po Ciebie przyjedzie - oznajmił szatyn patrząc mi w oczy. Czy ta chwila nie jest piękna? Właśnie jeden szczegół mi nie pasuje.

Ta pielęgniarka.

Wolałabym być z Jorge sama, ale najwyraźniej mogę tylko o tym marzyć i śnić.

Po około dwudziestu minutach słyszę pukanie do drzwi. Jestem przekonana, że to rodzice, ale zamiast nich widzę w nich Mechi. To nawet lepiej.

- Tini nic Ci nie jest? - Zapytała się blondynka przytulając mnie.

Pielęgniarce pewnie się głupio zrobiło, bo tylko ona nie zna hiszpańskiego w tym pomieszczeniu.

- Mam się dobrze Mechi - rzekłam z delikatnym uśmiechem.

- Pani miała odebrać Martinę? - Zapytał się szatyn mojej przyjaciółki, a ona odpowiedziała, że tak. Po chwili już wyszliśmy ze szkoły, a przed budynkiem czekała już na nas taksówka.

- Mów co się stało.

- Przeczytaj lepiej to - oznajmiłam i podałam jej swój telefon.

- O kurwa - powiedziała przyjaciółka. - Sam i Tom będę musieli znów być potrzebni - dodała. Mimo, że nie chciałam mieć ochroniarzy to wiedziałam, że bez tego się nie obejdzie. Tutaj teraz liczyło się moje bezpieczeństwo, a przecież Bernardo był do wszystkiego zdolny. Już raz udało mi się dostać do mnie. Tym razem mu na to nie pozwolę.

Kilka godzin później...

- Dziecko co ty mówisz? - Zapytała się zaskoczona i jednocześnie przerażona matka, a po chwili zaczęła szlochać, bo jeszcze nie dokończa zapomniała o Bernardzie. Matka nigdy nie zapomni o krzywdzie, które spotkało jej dziecko.

- Zadzwonię do Sama i Toma - rzekł mój ojciec.

- Mechi już do nich dzwoniła - oznajmiłam. - Powinni być... - I w tym momencie przerwał mi dzwonek do drzwi. Daniel postanowił otworzyć, a do środka później weszli moi ochroniarze.

- Jutro razem z Tini i Danielem pójdziecie do szkoły - zażądał William po tym jak Sam i Tom zapoznali się z sytuacją.

- Pójdę już do siebie. Dobranoc. - Po tych słowach udałam się do siebie. Wykonałam wieczorne czynności i poszłam spać. Ze snu zapamiętałam tylko jedno zdanie: Zawsze będę Cię chronić Tini.

Chciałabym, żeby to było naprawdę, żeby mógł mnie chronić jako mój chłopak.

Następnego dnia obudziłam się dziesięć minut przed budzikiem. Postanowiłam wstać i zacząć przygotowania do szkoły. Udałam się do mojej garderoby, skąd wybrałam zestaw na dzisiaj. Jasne rurki z dziurami na kolana, bluzka w biało-granatowe paski i czarna bluza z adidasa.

Kiedy już byłam gotowa to zeszłam na dół, ale widok Toma i Sama mnie odrobinę... jak to ująć? Przeraził? Byli ubrani czarne kurtki skórzane, a na oczach mieli ciemne okulary. Wyglądali jak z jakiegoś filmu. Oni tak nie mogą ze mną iść do szkoły. Od razu będą się wrzucać w oczy.

- Tom, Sam czy byście mogli się przebrać coś em bardziej nie wrzucające się w oczy? - Zapytałam się delikatnie.

- Oczywiście panienko Stoessel - rzekł chyba Tom.

Nie umiem ich odróżnić, może dlatego, że są bliźniakami.

Postanowiłam się udać na śniadanie gdzie czekali na mnie rodzice i przyjaciele. O dziwo też tam była Wiktoria.

- Hej Tini. Postanowiłam, że wpadnę do Ciebie i zapytam jak się czujesz.

- O dziękuję za fatygę. Nie musiałaś Wiki przychodzić - powiedziałam do przyjaciółki i ją przytuliłam. Rodzice zaproponowali Wiktorii, że może zjeść z nami śniadanie, na co dziewczyna się zgodziła.

Po skończonym posiłku do pomieszczenia weszli moi ochroniarze ubrani w dresy, bluzy, oraz w czapkach - wydaje mi się, że podobne miał Maxi we Violettcie. Na pewno w tym nie będą się rzucać w oczy, jestem tego pewna. Cóż przynajmniej się postarali, liczy się gest.

Ja, Daniel i Wiktoria wyszliśmy z domu wraz z dwójką ochroniarzy.

- Tini czemu za tobą chodzą ochroniarze? - Zapytała się Wiki kiedy jechaliśmy do szkoły. Samochód chyba prowadził Sam - nie jestem tego pewna.

Daniel postanowił, że sam opowie o tym psychopacie, który teraz czeka na odpowiedni moment byle mnie dorwać. Wiktoria nieźle się zdziwiła, ale też po chwili się przeraziła. Mimo, że znamy się krótko to zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić.

Kiedy jesteśmy na miejscu to od razu wchodzimy do szkoły. Tom i Sam podążali za mną aż pod samą salę od matematyki. Już od jakiś dwóch minut trwają lekcje. Wszyscy weszliśmy do środka.

- Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie - oznajmiłam i szybko usiadłam w swojej ławce, a ochroniarze stanęli na końcu sali przy ścianie zaraz za moją ławką.

- Martina wytłumaczysz mi kim są Ci mężczyźni? - Pan Blanco pewnie nie spodziewał się takiej sytuacji na swojej lekcji.

- Oni to moi... kuzyni... - zaczęłam szybko wyjaśniać zmyślone kłamstwo. - I oni się przeprowadzili nie dawno z Argentyny do Polski i oni mają dzieci.

- I nie wiedzą do jakiej szkoły je zapisać, więc przez jakiś czas będą chodzili z Martiną i będą obserwować zajęcia - rzekł Daniel.

Szatyn najwyraźniej musiał to uwierzyć, bo o nic nie pytał tylko prowadził zajęcia.

Miesiąc później...

Od miesiąca mam ochronę, a Bernardo nie złapali. Między mną, a Jorge bez zmian. Nadal jest tylko moim nauczycielem, a ja jego uczennicą. Nawet ani jednego małego gestu z jego strony. Powoli już tracę nadzieję na związek mój i Jorge. To raczej nigdy nie będzie miało miejsca. Wiktoria zaczęła się spotykać z Michałem - tak to ten co pierwsze mojego dnia śmiał się z mojego tekstu, że niby zapłodniłam banana. Siedzę właśnie na lekcji matematyki, akurat w sali nie ma moich ochroniarzy. Ale są na terenie szkoły. Po chwili do klasy wtargnął jeden z bliźniaków i z kimś rozmawiał przez słuchawkę w uchu.

- Panienko Stoessel musimy opuścić opuścić w tej chwili to miejsce - rzekł Sam lub Tom. Jeszcze do tego do końca nie doszłam jak się nazywają.

- Co się dzieje? - Zapytałam przerażona.

- Musimy dostarczyć panienkę w bezpieczne miejsce. Tu jest niebezpiecznie - powiedział. Czyżby był tu Bernardo? Jest zdolny, żeby wtargnąć do budynku szkoły?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro