Rozdział 3: Sprawy biznesowe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejną godzinę słuchałam porad mojej matki, która tłumaczyła mi, co mogę w ciąży, a czego nie mogę. Jednak znudziłam się tym i odłożyłam słuchawkę, gdzie teraz moja rodzicielka rozmawiała z ciszą, ale i tak nie słuchała mnie. Jestem pewna, że nawet się nie zorientuje. Wyciągnęłam z lodówki truskawki, które kupiłam dzisiaj rana. Zaczęłam jeść, rozkoszując się spokojem. Daniel spał, a Jorge był w pracy. Ostatnio ma dużo roboty, bo jego ojciec poszedł na emeryturę, oddając swojemu synowi firmę, przez co trochę mnie zaniedbywał.

Mój brzuch był już widoczny, bo to przecież połowa drugiego miesiąca. Czas płynął, a ja robiłam się coraz większa. Jeszcze chwila, a nie zmieszczę się we drzwiach.

Sięgnęłam po telefon domowy i kontynuowałam słuchanie mojej mamy, która nawijała jak najęta. Dziwię się, że mój ojciec z nią wytrzymał, lecz w miłości, to największe wady się akceptuje. Moi rodzice już mają parę lat małżeństwa, a kochają się tak, jakby nie było jutra.

– Tini, powinnaś dużo odpoczywać, mało się stresować i denerwować. Stres jest niedobry dla dziecka! Dziecka nie da się oszukać, ono czuje wszystko, co matka. Musisz też jeść dużo witamin. Dwa razy w tygodniu powinnaś chodzić na basen, a do tego powinnaś się zapisać do szkoły rodzenia. Jorge też powinien! – Przewróciłam oczami, słuchając mojej mamy. – Nie powinnaś się przedźwigać, zakupy niech robi Jorge, ty masz leżeć i pięknie pachnieć. To Jorge powinien wszystko robić.

– Mamoo...

– Tini, nie przerywaj mi. – I tak właśnie się kończy, gdy próbuję jej przerwać. – Pamiętaj, żeby nie przemęczać się, zdecydowanie omijaj jakiejkolwiek fizycznej pracy. To Jorge powinien wszystko robić za ciebie.

– Może zakujecie mnie w kaftan bezpieczeństwa, żebym się nigdzie nie ruszała?

– Martino Anno Stoessel nie wygłupiaj się! – odparła.

– Teraz to Martina Anna Stoessel Blanco! – odkrzyknęłam. – Dobra mamo, muszę już kończyć.

– Dbaj o siebie.

– Wiem.

– Nie przemęczaj się. – Przewróciłam oczami, ale mimo wszystko kochałam moją mamę. Była kobietą, która mnie urodziła. Od zawsze przy mnie była i mimo że czasem miałem jej dość, to nigdy nie chciałam, żeby jej zabrakło. – Kocham cię córeczko.

– Też cię kocham. – Uśmiechnęłam się na te słowa. Połączenie się skończyło, spojrzałam na godzinę i odkryłam, że Mechi próbowała do mnie zadzwonić podczas mojej rozmowy z rodzicielką. Szybko do niej zadzwoniłam.

– Mechi, dzwoniłaś do mnie – zaczęłam – rozmawiałam z mamą. Ponad godzinę mi tłumaczyła, co mogę robić w ciąży, a czego nie.

– Współczuję – odparła Mercedes rozbawionym tonem. – Jak byłam w ciąży z Justinem, to też miałam taki wykład od twojej mamy.

– Jak tam mój siostrzeniec? – spytałam, myśląc o dziecku Mechi i Fran.

– Co do twojego siostrzeńca... możesz go wziąć dzisiaj do siebie? Chciałabym zrobić Fran niespodziankę i może też dojdzie do czegoś więcej.

– Mercedes Stoessel! Stop! – wykrzyknęłam przerażona. Co wszyscy mają, żeby mówić o ich życiu seksualnym? Ja nie chcę być przy takich rozmowach, a do tego takich, gdzie to dotyczy mojego brata. Fuj! – Nie chcę słyszeć o życiu seksualnym mojego brata.

– Przepraszam, Tini – zaśmiała się Mercedes, na co przywróciłam oczami. Od kiedy jestem w ciąży, to częściej zdarza mi się ten mały gest. – Jednak wkrótce dowiesz się, co to jest, gdy dziecko przeszkadza w tych sprawach – dodała, a ja instynktownie dotknęłam się brzucha ciążowego. Byłam w drugim miesiącu ciąży, a maluch rosną jak na drożdżach. Już można było widzieć oznaki, ale trzeba byłoby się dobrze przyjrzeć. Zaokrąglony brzuszek już był. – Weźmiesz Justina do siebie?

– Mechi, co to za pytanie? Pewnie! – odparłam. – Dawaj Justina do kochanej ciotki.

– Podrzucę ci go za godzinkę.

***

Spacerowałam po parku, kołysząc we wózku mojego ulubieńca. Mały wyglądał jak typowy tatuś. Miał te same włosy, które jeszcze się podkręcały. Jestem pewna, że ten malec będzie w przyszłości zdobywał masę serc, bo moje już zdobył, gdy pierwszy raz na niego spojrzałam. Mój siostrzeniec nawet sobie nie zdawał jaki słodki może być.

Nagle ujrzałam naprzeciwko kafejkę, jednak zaskoczył mnie widok mojego męża i jakiejś kobiety. Była bardzo ładna. Rudawe zakręcone włosy, które opadały na plecy, ubrana elegancko. Nie podobało mi się to, jak ten rudzielec uśmiechał się do Jorge. Postanowiłam wyciągnąć swój telefon i zadzwonić do szatyna. Uniosłam brew, gdy ten mnie odrzucił. W środku ze mnie kipiało, ale wiedziałam, że nie powinnam robić żadnych scen zazdrości. Może mój ukochany był na jakimś spotkaniu biznesowym, które może wzbogacić firmę. Biznes, właśnie to. Może ja niepotrzebnie jestem zazdrosna. Ufam mu, lecz innym kobietom nie ufam.

– Co ten Jorge wyprawia? – spytałam się samej siebie. Zmarszczyłam brwi, gdy ta kobieta dotknęła jego dłoni, a on nawet jej nie odrzucił. Co to za biznes, gdy trzeba załatwiać tak sprawy? – Zabierz tę rękę, rudzielcu – wysycałam z jadem w głosie. Co ten mój mąż wyprawia? Już dawno powinien jej zwrócić uwagę, ale on udawał, że tego nie widział. Ja to widzę, aż za dobrze.

Jeszcze raz zadzwoniłam do niego, ale znów mnie odrzucił. Ja mu dam. Tak niby panikuje o mnie i dziecko, a teraz ciężko mu odebrać. Co za kanalia!

Rozgniewana udałam się na drugą stronę, żeby zrobić mu scenę zazdrości. Stanęłam za nim, patrząc się z gniewem na kobietę.

– Jorge, co to ma znaczyć?! – wykrzyknęłam, przez co doprowadziłam, że mój mężczyzna się przestraszył i to mnie. Podskoczył na tym krześle, jakby został na czymś przyłapany, albo się nie spodziewał tego.

– Tini? – zapytał, patrząc się na mnie. – Co tutaj robisz?

– To ja powinnam się ciebie zapytać – rzekłam. – Dzwoniłam do ciebie dwa razy. Dlaczego kanalio nie odbierasz?

Przewrócił oczami, co mnie bardziej doprowadziło do szału.

– Kochanie, spokojnie.

– Co spokojnie? Jestem w ciąży, a ty umawiasz się za moimi plecami z innymi kobietami! – powiedziałam. – Nie powinieneś być w pracy?

– Jestem, mam spotkanie biznesowe.

– To dlatego ta kobieta trzyma cię za rękę? Tak załatwiasz sprawy biznesowe?

– To nie jest tak, jak myślisz – powiedział Jorge i wstał ze swojego miejsca. – Proszę, uspokój się. Załatwiam z tą kobietą sprawy biznesowe. Jeśli nasza firma podpisze kontrakt z tą panią, to nasza firma dużo na tym zyska.

– Biznes, cholerny biznes się tylko liczy, a rodzina to nie – oznajmiłam.

– Myszko, nie musisz być zazdrosna – rzekł Jorge i złapał mnie za rękę.

– Nie dotykaj mnie! – powiedziałam. – Dzisiaj śpisz na kanapie, łajdaku.

– Tini, proszę, nie rób scen. To tylko sprawy biznesowe, nic więcej. Powinnaś mi ufać.

– Przecież ci ufam... to im nie ufam.

Przewrócił oczami.

– Kochanie, to tylko sprawy biznesowe, które mają podpisać umowę z firmą w Warszawie. Ta kobieta nie rozumie hiszpańskiego, proszę, uspokój się.

– Czyli ta pani jest z Polski? – spytałam, a Jorge tylko kiwnął głową. Spojrzałam na rudzielca, który nic nie wiedział, o czym rozmawiam z moim mężem. Była zagubiona. Postanowiłam do niej przemówić w języku moich przodków. – Spierdalaj od mojego męża, zdziro. – Zaskoczona uniosła wysoko brwi, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. – Z tobą Jorge jeszcze porozmawiam później – dodałam na końcu i oddaliłam się od nich, pchając wózek z Justinem. Aż dziwne było, że malec się nie obudził, kiedy ja tak krzyczałam na mojego męża. Mój siostrzeniec ma mocny sen.

***

Weszłam do budynku, gdzie razem z Jorge wynajmowaliśmy apartament. Z wózkiem wjechałam do windy, ciesząc się, że w środku byłam sama. Odetchnęłam i oparłam się o ścianę, gdy ruszyliśmy na piąte piętro. Powoli stępowało ode mnie zdenerwowanie, ale wciąż byłam wkurwiona na mojego męża. Jeszcze go przywiążę do smyczy, nie będzie się uganiał za innymi kobietami. Zadzwonił mój telefon, więc odebrałam, nawet nie patrząc, kto dzwoni. Okazało się, że to mój przyjaciel z obsady Violetty. Uśmiechnęłam się, słysząc jego głos.

– Ruggero! – zawołałam. – Miło słyszeć twój głos.

– Ja się domyślam, że się stęskniłaś – zaśmiał się. – Dlaczego Jorge nie odbiera?

– Pff... zadzwoniłeś do mnie, żeby spytać się o tego łajdaka?

– Coś się między wami stało?

– Tak jakby.

Ruggero i Jorge zaprzyjaźnili się w ciągu kilku ostatnich lat. Stali się prawdziwymi przyjaciół, aż czasem ta przyjaźń mnie irytuje. Może złego słowa użyłam, chodziło mi, że Jorge i Rugge są nie znośni, gdy cały czas robią między sobą żarty. Czasem gorzej zachowują się niż dzieci.

– Tini, mów co się dzieje – rzekł Rugge. – Mam wysłać Cande? – zapytał i nawet nie czekał, na moją odpowiedz, bo krzyknął gdzieś poza telefon. – Cande! Coś z Tini się dzieje! – Przewróciłam oczami. – Cande mówi, że będzie u ciebie za pół godziny.

– To nie było potrzebne – powiedziałam – ale dziękuję.

– Od tego są przyjaciele, a myślę, że Cande będzie lepszą osobą na pocieszenie, niż ja.

– Już mi pomogłeś.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro