Rozdział 6: Pierwszy pocałunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jedziemy? - Zapytałam się siedząc w czarnym samochodzie BMW najlepszej marki, bo przecież Daniel nie może mieć tańszego. Faceci kochają najbardziej swoje samochody tak, że dają im imiona. Akurat teraz siedzę w Edwardzie, a może na? Chodzi o auto Daniela.

- Denerwuję się. - Rzekł chłopak, który ciągle patrzył przed siebie. - Co jeśli mnie nie zaakceptują?

- To twoi rodzice.

- Boję się, że nie zrozumieją mojej orientacji. - Stwierdził blondyn.

- Gdyby nawet, to pamiętaj, że masz mnie. - Pocieszyłam go dotykając jego ręki.

- Dziękuję Ci, kochanie. - Powiedział całując moje czoło, a potem ruszył przed siebie.

Państwo Wesley mieszkają godzinę stąd od mojego miejsca zamieszkania, więc czeka mnie dość długo podróż. Ułożyłam się wygodnie, wsłuchując się muzyki w radiu.

Przez całą drogę myślałam o moim nauczycielu. Czułam, że powoli się do niego uzależniam, a przecież uzależnienia nie są dobre. To jest jak narkotyk. Jorge staje się moim narkotykiem, a na to nie odwyku. Nie można przestać kochać tak jak nie można dobrowolnie samemu odłożyć narkotyków.

- Już jesteśmy, mała. - Z moich rozmyśleń wybudził mnie Daniel.

Wraz z przyjacielem stanęliśmy przed drzwiami rodziców blondyna. Widziałam, że chłopak się denerwował, co mnie nie dziwiło. Też bym była zdenerwowana w takiej sytuacji. Dla otuchy złapałam za jego dłoń, a on posłał mi blady uśmiech.

- Będzie dobrze. - Pocieszałam się.

Zadzwoniłam do drzwi, które po chwili otworzyła matka chłopaka. Kobieta patrzyła się najpierw szokowana na swojego syna, a potem rzuciła mu się na szyję.

- Jak ja tęskniłam za moim małym synkiem. - Oznajmiła blondynka.

- Mamo. - Skarcił ją Dylan. - Już nie jestem mały.

- No dobrze żabciu, dobrze. - Powiedziała mama chłopaka na co ja zaczęłam cicho chichotach. Chyba wszystkie mamy są takie, a szczególnie do swoich synów.

- Dzień dobry, Tini. - Przywitała się ze mną gdy mnie zobaczyła.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się delikatnie. Kobieta zaprosiła nas do środka, więc udaliśmy się do salonu gdzie był pan Wesley.

- Muszę wam coś powiedzieć... - Zaczął chłopak gdy skończyliśmy jeść obiad, który nam wcisnęła pani domu. Złapałam Daniela za rękę, żeby dodać mu wsparcia.

- Co się stało, synku? Jesteś na coś chory? Umierasz?

- Nic z tych rzeczy mamo. - Uspokoił ich syn. - Mamo, tato... jestem gejem.

- Och... Jestem tym trochę zdziwiona, bo przecież nie codziennie się dowiaduje się takich spraw, ale mimo wszystko spróbuję uszanować to. Najważniejsze jest to, że jesteś szczęśliwy. - Powiedziała matka Daniela.

- Cóż nie wiem co mam powiedzieć... - Zaczął ojciec blondyna. - Mimo to kochamy Cię za to jaki jesteś, a nie jaką masz orientację. - Zakończył wypowiedź mężczyzna.

- Czy masz y... chłopaka? - Zapytała się niepewnie pani Agata.

- Tini mi go zgarnęła z pod nosa. - Zaśmiał.

- On nie jest mój. - Oznajmiłam odrobinę smutno.

- Martina jeśli Cię nie zauważy to nie jest wart Ciebie, a jeśli to prawdziwa miłość to kiedyś będziecie razem. - Stwierdziła blondynka na co się lekko uśmiechnęłam.

Może kiedyś będziemy razem...

Jeszcze z godzinkę posiedzieliśmy u rodziców mojego przyjaciela, a potem wróciliśmy do domu. Weszłam do pokoju na pół przytomna i rzuciłam się na swoje łóżko. Otworzyłam szerzej oczy słysząc jęk bólu.

- Miłe powitanie. - Powiedziała Mechi.

- Co tutaj robisz? Nie miałaś być w sobotę? - Zapytałam się z uśmiechem.

- Miałam, miałam, ale jestem dzisiaj. - Wyjaśniła blondynka. - Jak ty się witasz z przyjaciółką? Gdzie przytulasz? - Zapytała się po chwili rozkładając ramiona. Z wielką przyjemnością przytuliłam się do niej.

- Opowiadaj jakie są podstępy z nauczycielkiem? - Zadała pytanie Mercedes.

- Myślę, że trochę lepiej, ale nie aż tak bardzo. Nawet wymieniliśmy krótką rozmowę. Wraz z Danielem szliśmy do szkoły...

- Czekaj... Daniel chodzi do szkoły?!

- Chodzi. Co jesteś aż taka zdziwiona?

- Cóż myślałam, że z jego inteligencją nawet do szkoły go nie przyjmą. - Wyjaśniła. - Wracaj do nauczyciela...

- Jak już wspominałam wchodziliśmy do szkoły, a Daniel zauważył pana Blanco, więc postanowił mnie popchnąć tak, że wpadłam na niego. Nauczyciel się zapytał czy nic mi się nie stało i tylko tyle zamieniliśmy ze sobą zdania. - Wyjaśniłam. - I jeszcze kazał mi zostać po zajęciach za karę, choć nie wiem za co, ale nie ważne. Zapomniałam odrobić w ten dzień zadania domowego, a na matematyce się odbył apel, więc mi się wtedy upiekło, ale Jorge kazał mi pokazać zadanie wtedy kiedy zostałam po lekcjach, a jak wspominałam to zapomniałam o nim, więc zmyśliłam, że nie zrozumiałam tego zadania. Przez całą godzinę miałam z nim korepetycje. - Powiedziałam uśmiechnięta.

- No Tincia, szalejesz. - Oznajmiła Mechita.

- Chyba się w nim zakochałam. - Wyznałam. - Boję się, że między mną a nim nic nie będzie. Przecież on ma 24 lata, a ja tylko siedemnaście. Między nami jest siedem lat różnicy. - Dodałam.

- Jak to mówią: W miłości wiek się nie liczy. - Stwierdziła Jorge.

- Jak dla mnie taki zwyczajny związek jest nudny. Przynajmniej po tym co masz teraz jak w przyszłości będziesz z nim to będzie znaczyło, że miłość była silniejsza od tych wszystkich przeciwności losów. Jeśli kiedyś będziesz z Jorge to będzie tylko znaczyło, że ta miłość była silniejsza od wieku czy zawodu. - Oznajmiła Mercedes.

- Jaka ty dzisiaj mądra.

- Zawsze jestem mądra. - Rzekła. - Ja przynajmniej myślę, a nie to co Daniel.

- Ale przyznaj, że bez niego było by nudno. - Zauważyłam.

- Wtedy było by trochę nudno, ale nie bardzo. Przecież my we dwie się nie nudzimy.

- Na ile zostajesz w Polsce? - Zapytałam się.

- Miesiąc mam wolnego, a potem muszę wracać. Mam spotkanie z fanami. - Wyjaśniła.

- Ten miesiąc będzie najlepszy. Jutro idziesz ze mną na ognisko.

- Będzie tam twój nauczyciel? - Zapytała się.

- Raczej nie, ale nie wiem. Ale chyba nie. - Rzekłam.

- Szkoda, ale pewnie też tam się wybiera Daniel.

- Beze mnie to by nigdzie nie poszła. - I o wilku mowa, pomyślałam. - Będziemy tam jak trzej muszkieterowie. - Dodał po chwili obejmując nas.

- Po co właściwie przyszedłeś? - Zapytałam się chłopaka.

- A co nie mogę do mojej przyjaciółki? - Zaczął. - No dobra, chciałem wziąć twój zeszyt od matematyki. - Wyjaśnił po chwili.

- Zadania domowego nie chce się zrobić? - Zadała pytanie Mercedes.

- Jest w mojej torbie. - Oznajmiłam wskazując mu kierunek.

- Za chwilę Ci go przyniosę. - Odparł blondyn, a potem już wyszedł z mojego pokoju.

- Ja też idę do siebie. - Poinformowała mnie Mechi.

Udałam się do łazienki gdzie wykonałam wieczorne czynności i ubrałam się w piżamę. Położyłam się do łóżka, a potem zasnęłam.

Obudziłam się dzisiaj bardzo wypoczęta. Spojrzałam na zegarek i aż poderwałam się na równe nogi widząc dwadzieścia minut po ósmej. Szybko zaczęłam się ubierać i pobiegłam na przystanek z powodu tego, że nikogo nie było kto mógłby mnie podwieś do szkoły. Akurat miałam szczęście, że autobus przyjechał dwie minuty po moim przyjściu. Kupiłam bilet i usiadłam przy oknie. Po pięciu minutach byłam już pod szkołą. Na korytarzach było pusto, bo każdy miał teraz lekcje. Szybkim krokiem udałam się do sali matematycznej. Weszłam do środka, a tam zobaczyłam, że nie ma ani jednego ucznia. Natomiast przy biurku siedział pan Blanco. Dlaczego tutaj tak pusto?

- Panie Blanco... - Zaczęłam. - Dlaczego tutaj tak pusto? - Zapytałam się.

- Dzisiaj zamiast matematyki macie z panią pedagog. Pewnie oglądając film o bezpieczeństwie itd. - Wyjaśnił szatyn. - Dobrze, że jesteś. Dodał po chwili zbliżając się do mnie. Teraz stał stanowczo za blisko mnie.

- Dlaczego? - Zapytałam się patrząc w jego zielone oczy.

- Bo mogę zrobić to. - Szepnął i gwałtownie wbił mi się w usta. Całowaliśmy się bardzo namiętnie. Nasz pocałunek był przepełniony brutalnością, a nawet dzikością. W nim było pełno pasji. To był nasz pierwszy pocałunek.


***

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego JortiniForever15

To taki jakby prezent dla Ciebie :D

Dwa rozdziały w jeden dzień

Komentujcie :*

Patty;*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro