List № 10. A.L.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam...

Nawet nie wiem co napisać. Dokładniej, nie wiem, jak wyrazić słowami wszystko, co dzieje się w mojej duszy.

Jestem najszczęśliwsza na świecie i jednocześnie najbardziej nieszczęśliwa. Powiesz, że to niemożliwe, że ktoś jest albo szczęśliwy, albo nie, kiedyś zgodziłabym się z Tobą bez wahania, ale nie teraz.

Wiadomo, każda dziewczyna, nawet jeśli z całych sił temu zaprzecza, choć raz w życiu marzy o tym, jaki będzie miała ślub. Widzi siebie w białej sukni, lub w przypadku dziewcząt z Twojego świata —  w złocie. Wydaje mi się, że wszystkie dziewczyny podświadomie śnią o własnym ślubie, każda dziewczyna od urodzenia marzy, że tego dnia będzie najszczęśliwsza, że ​​z uśmiechem pójdzie do ołtarza, gdzie będzie na nią czekał przystojny książę, kochany całą duszą i który kocha ją całym sercem.

Wydaje mi się, że w wieku szesnastu lat idealny ślub każdej dziewczyny jest już przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, zaczynając od koloru sukienek druhen i własnej przysięgi, którą często sobie powtarza, patrząc na to lub tego faceta, kończąc na obramowaniu talerzy z weselnym tortem. Pytasz po co to wszystko? Odpowiem Ci, aby mogła spokojnie znaleźć osobę, z którą będzie mogła spełnić to marzenie. Idealny facet, na idealny ślub, dla idealnej rodziny.

Mężczyźni często zastanawiają się, czego pragnie kobieta, odpowiedź jest banalna i prosta. Chce, żeby wszystko było idealne... I pozostaje tylko jeden problem. Ideał jest nieosiągalny.

Oczywiście to wszystko też mnie nie ominęło. Marzyłam o długiej, prostej i bardzo pięknej, białej sukience, założyłabym pod nią śnieżnobiałe trampki i nie martwiłabym się, że nogi mi się zmęczą w wysokich szpilkach. Ceremonia odbyła by się na ranczo Luke'a, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo uwielbiam to miejsce, jakie jest piękne... Na brzegu małego stawu stałby łuk ozdobiony świeżymi kwiatami, a goście siedzieliby na ziemi, na kolorowych kocach i miękkich poduszkach oo, nie byłoby ich zbyt wielu, tylko ci najważniejsi i bliscy, wtedy byłoby przyjazne grillowanie, a nie pompatyczne techniki nudnej muzyki orkiestrowej i niepotrzebnego weselnego puchu...

Kiedy przyszłam do Twojego świata, wszystko się zmieniło i teraz sny o ślubie nad brzegiem stawu wydają mi się takie dziecinne i odległe, a dziewczyna w białej sukience i tenisówkach jest zupełnie nieznajoma. Jakby to nie był mój sen, ale sen kogoś innego.

Choć nie jest to zaskakujące, bo w zasadzie całe moje życie było życiem kogoś innego...

Kiedy weszłam do Świata Cieni i zostałam łowcą, zacząłam myśleć jak łowca, czuć się jak łowca i marzyć jak ktoś, kto urodził się i wychował w tym świecie. W tak krótkim czasie stał się dla mnie jak członek rodziny.

Ponad tysiąc razy widziałam Cię w złotym garniturze, stojącego przy ołtarzu...

Pamiętasz, jak kiedyś narysowałeś runę na mojej piersi? W tamtym momencie wyobraziłam sobie jak ta runa połączy nasze serca, moja wyobraźnia stworzyła tak realny obraz, że otwierając oczy, chciało mi się płakać... I łzy popłynęły z moich oczu, wtedy powiedziałeś, że płaczę z bólu i z przyzwyczajenia, i po raz kolejny nazwałeś mnie przyziemną. Tak, to były łzy bólu, ale to nie runa je do mnie sprowadziła...

A za trzy dni nie będę już Clary Fray.

Ponad tysiąc razy śniło mi się, jak podchodzisz do mnie, tak jak wtedy, na dachu instytutu i cicho, niemal szeptem, bez patosu, bez klękania na jedno kolano, bez szukania jakichś specjalnych powodów, powiesz po prostu: „Wyjdź za mnie... — a wtedy włożysz mi na palec złoty pierścionek, zawsze z czarodziejskim światłem, zamiast wymaganego diamentu...

I byłyby to najpiękniejsze oświadczyny na świecie i oczywiście zgodziłabym się.

Wiesz, nie wierzyłam własnym uszom, kiedy zawołałeś mnie na dach i powiedziałeś, że odbyłeś ze swoimi rodzicami poważną rozmowę. Długo mi opowiadałeś o tym, ile lat Twoja rodzina prowadzi Nowojorski Instytut, o tym, jak trudno będzie rodzicom jak odbiorą im Instytut, o tym, że dla dobra swoich dzieci są gotowi zrobić wszystko i dla rodziny. A przede wszystkim, że Ty dla rodziny jesteś gotów zrobić wszystko.

Potem wszystko wydarzyło się dokładnie tak, jak we śnie, jeśli chodzi o brak patosu, rozsądku i diamentu na pierścionku... Właściwie samego pierścionka też nie było. Prosiłeś o pomoc dla rodziny i o zostanie Twoją żoną, chociaż na jakiś czas, przynajmniej do czasu rozwiązania problemów, obiecałeś znaleźć dobry powód do rozwodu... A jak oboje wiemy rozwody w Świecie Cieni nie są zbyt częste. To musiał by być mega wielki powód. Powód do rozstania... Do zniszczenia tego co mogło być piękne, ale... A Ty nadal mówiłeś, mówiłeś, mówiłeś...

A w uszach po prostu dzwoniło, nic nie słyszałam i szczerze mówiąc, nie chciałam nic słyszeć... Ale nie mogłam Ci odmówić. Moje marzenie się spełniło.

Za trzy dni będę Clarissą Lightwood. Żoną mężczyzny, którego kocham nieskończenie, tego, któremu od dawna oddałam swoje serce, duszę, miłość, cóż możemy powiedzieć, że również moją rękę.

Pewnie myślisz, że jestem szczęśliwa? Nie jestem. Kiedy zgodziłam się na tę przygodę, nawet nie przypuszczałam, że będzie ona tak bolesna. Po prostu nie możesz sobie wyobrazić, jaki piekielny, po prostu nie do zniesienia jest ból, gdy Cię odnajduje, wiedząc, że będę musiała Cię stracić. Że robisz to tylko po to, żeby pomóc rodzinie, że wiem, że jestem tylko środkiem do celu.

Chyba nie jestem warta miłości skoro życie traktuje mnie w ten sposób...

To jakby dać dziecku coś, o czym od dawna marzyło, a potem od razu powiedzieć, że za kilka miesięcy wszystko będzie trzeba zwrócić. Albo jak podnieść kociaka na ulicy, zabrać go do domu, ogrzać, nakarmić, dać mu nadzieję, że teraz wszystko będzie dobrze i wyrzucić go na ulicę, gdy tylko się znudzi.

To jest dla Ciebie szczęście, Clary. Oto Twój ślub z osobą, którą kochasz najbardziej na świecie, oto Twoja rodzina, ale pamiętaj, kochanie, to nie jest na zawsze. To taka beznadziejna bajka. Nie będzie w niej tych słów: i żyli długo i szczęśliwie...

Czasami wydaje mi się, że wszystko, co dzieje się wokół mnie, to jakiś głupi sen. Że to się nie zdarza w prawdziwym życiu. Że teraz wzejdzie słońce i obudzę się w swoim łóżku, ciesząc się, że to tylko sen...

Kiedy wyobrażam sobie, że po upływie wymaganego czasu przyjdziesz i powiesz, że wszystko się udało i możemy się rozwieść, to tak bardzo mnie to boli, jakby wbito mi w pierś zardzewiałe, postrzępione ostrze i nie tylko zostawisz mnie na pewną śmierć, krwawiącą, ale odwrócisz sytuację, powoli, jakbyś czerpał przyjemność z tego procesu...

Oczywiście rozumiem, że nie robisz tego ze złośliwości, że starasz się ocalić to, co najdroższe Twojej rodzinie, że sama się na to zgodziłam, ale, do cholery, nigdy tak bardzo nie cierpiałam.

Za trzy dni Clarissa Fray zniknie i nigdy nie wróci. Nawet wtedy, gdy Clarissa Lightwood nie będzie już potrzebna.

Kiedyś powiedziałam, że jestem od Ciebie uzależniona, że ​​jesteś jak narkotyk, teraz rozumiem, że małżeństwo z Tobą to dawka śmiertelna. Przedawkowałam. A po przedawkowaniu nie ma szans na przeżycie.

Nocni Łowcy nie składają przysięgi małżeńskiej, ale przysięgam, że z każdym dniem będę Cię kochać bardziej, że przez cały czas przeznaczony naszemu małżeństwu, będę starała się, aby każdy dzień był szczęśliwszy od poprzedniego, przysięgam, że nigdy nie będziesz żałować swojej decyzji. Może mnie nie kochasz, ale w moim sercu jest tyle miłości, że wystarczy nam obojgu. Będę najlepszą żoną, a może nie będziesz chciał nigdzie odejść...

Powiesz, że to zbyt romantyczny nonsens i będziesz miał rację.

Przysięgam inaczej, że nie będę Cię obciążać swoją miłością, że do końca odegram swoją rolę, że nie sprawię Ci problemów i z uśmiechem przyjmę Twoją wdzięczność za pomoc w naszym rozwodzie, i wtedy odejdę, po prostu zniknę z Twojego życia na zawsze, bo po prostu nie mogę obok Ciebie żyć, po tym wszystkim.

Powiesz, że jeszcze nie jest za późno na rezygnację, że zrozumiesz, że nie muszę się tak męczyć... Ja chcę. Nawet jeśli nie na długo, może nie na serio, ale mimo to chcę być Twoją żoną.

Za trzy dni spełni się moje kolejne marzenie —  poznam smak Twojego pocałunku, a wtedy może umrę z bólu, ale będzie warto, bo wiem, że w tej chwili będę naprawdę szczęśliwa. I to będzie najszczęśliwsze wspomnienie, jakie będę pielęgnować.

Kiedy już wszystko się skończy i wyjadę gdzieś daleko, będę wiedziała, że jesteś szczęśliwy ze swoją rodziną, której ja choć krótko byłam częścią, że u Ciebie wszystko w porządku, że w końcu odnalazłeś spokój, a własne szczęście nie jest tak wysoką ceną za szczęście bliskiej osoby.

Przysięgam, że nigdy nie dowiesz się, jak bardzo Cię kocham.

Clarissa „Jeszcze” Fray.

💌➰

Alec siedział długo niczym kamienny posąg, wpatrując się w nabazgraną kartkę papieru i nie wierząc we wszystko, co tam było napisane. Przez jakiś czas nawet zapomniał, jak się oddycha. Z odrętwienia wyrwał go promień słońca, który prześliznął się po liście. Alec złożył go ostrożnie i włożył z powrotem do szkatułki.

Dziś za kilka godzin poślubi Clary Fray. Dziewczynę, która ratując dobro jego rodziny, zgodziła się go poślubić. Był pewien, że ze współczucia i szlachetności nie potrafił sobie nawet wyobrazić... Przez chwilę wydawało mu się, że czuje cały ból, jaki kryje się w tych listach. Miał wrażenie, że niewypowiedziane słowa spadały na niego niczym lodowaty wodospad.

Wciąż nie wierząc w to, co się dzieje, wziął prysznic, mając nadzieję, że szum wody zagłuszy jego łkanie. Tak, Alexander Lightwood nie mógł powstrzymać łez. Wychodząc z łazienki, rzucił okiem na rzeczy Clary, które dzień wcześniej przeniesiono do jego pokoju, ponieważ goście z Idrisu, gdy tu byli, musieli mieszkać w tym samym pokoju. Potem spojrzał na swoje odbicie w lustrze i poczuł zniesmaczenie, że jest taki ślepy i głupi. Wiedział, że jeśli poczuje choć połowę tego, co czuła Clary, jego serce po prostu pęknie z bólu. Alec opadł bezradnie na łóżko.

— Jaki z ciebie idiota... Nieprzenikniony idiota, prawdziwy kretyn.

Bezsenna noc dawała o sobie znać, obudziły go rozdzierające serce krzyki Isabelle.

— Co do cholery, Alec, ceremonia zaczyna się za godzinę! Obudź się natychmiast.  — Alec otworzył oczy, patrząc z dezorientacją na swoją siostrę w pełnym stroju.

Przez chwilę wydawało mu się, że to wszystko był tylko sen, jednak stojące na stoliku przy łóżku pudełko z inicjałami J.C. udowadniało, że jest inaczej.

Kiedy się przygotowywał, porządkując w głowie treść każdego listu i przeklinając siebie, że nigdy nie udało mu się porozmawiać z Clary. Isabelle pojawiała się w jego pokoju co pięć minut i co pięć minut bełkotała o tym, jakim jest bezwstydnym dupkiem.

Alec spojrzał na siebie w swoim uroczystym garniturze.

— Nigdy nie wyglądałem tak źle... — powiedział do swojego odbicia.

— Nie opowiadaj bzdur, stałeś się porządnym człowiekiem, a jeśli się pospieszysz, za pięć minut staniesz się porządnym i żonatym mężczyzną. Nie każ Clary czekać.

Alec ponownie zerknął na szkatułkę i wzdychając, poszedł za siostrą, bo nieprzyzwoicie było spóźniać się na własny ślub. Zwłaszcza dla pana młodego.

Sam zaczął ten bałagan i będzie przez to przechodził do końca. Po raz pierwszy w życiu nie bał się niczego i wiedział dokładnie, co ma zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro