III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Całkiem niezłe masz to lokum – stwierdził Przemek, rozglądając się po salonie, w którym stało jeszcze kilka kartonów i cały sprzęt fotograficzny, póki co upchnięty pod jedną ścianą. – To tutaj będzie studio? – dopytał, przyjmując od Rafała butelkę piwa.

– Tak – odparł szatyn, pociągając łyk swojego trunku. – Miałem nadzieję, że ogarnę wszystko przed przeprowadzką, ale właściciel mieszkania kazał mi się zwijać w podskokach, więc najpierw musiałem się zająć przeprowadzką.

Rafał odkąd pamiętał, marzył o własnym studiu fotograficznym. Wiedział jednak, że dla nowicjusza w branży nie byłoby to takie proste, więc postanowił na początek zahaczyć się w jakiejś firmie. I tak trafił do PictureTop, w którym pracował przez blisko siedem lat. Z początku naprawdę mu się tam podobało i to na tyle, że właściwie porzucił pomysł własnej działalności. Odżył on jednak jakieś pół roku temu, kiedy zauważył, że stali zleceniodawcy firmy, zwracali się z prośbą o kolejne sesje bezpośrednio do niego. Jednorazowi klienci również doceniali jego warsztat, bo mając do wyboru kilku fotografów, najczęściej wskazywali jego prace, jako te najlepsze. Kalczyński uznał, że to znak, aby podjąć ryzyko i spróbować stworzyć coś zupełnie własnego. Jego szef nie był z tego zadowolony – w końcu tracił świetnego pracownika i przy tym także znaczną ilość klientów – ale nie mógł go zatrzymać. Rafał postanowił spełnić swoje marzenia i nikt nie mógł go od tego odwieść.

Niemal od razu zaczął poszukiwania odpowiedniego lokalu. Nie musiał być duży, ale chciał, aby znajdował się we w miarę łatwo dostępnym i przyjaznym miejscu, a jak się okazało o takie w Tarnowskich Górach wcale nie było łatwo. Znalazł kilka lokalizacji, ale żadna mu do końca nie odpowiadała. A do tego czynsze były horrendalnie wysokie. Ogarniało go już lekkie zrezygnowanie, kiedy dodatkowo dowiedział się, że mężczyzna, od którego wynajmował mieszkanie – a właściwie to klitkę pod postacią kawalerki – w najbliższym czasie będzie musiał je sprzedać. W takich okolicznościach bardziej naglące okazały się poszukiwania nowego miejsca do zamieszkania, a plany związane ze studiem musiały zejść chwilowo na dalszy plan. A przynajmniej tak się mu zdawało, dopóki jakieś dwa miesiące temu matka nie podsunęła mu ogłoszenia o sprzedaży domu w miłej, spokojnej okolicy. W pierwszym momencie popukał się w czoło, bo niby po co samotnemu facetowi, chcącemu rozwijać własny biznes taki duży dom? Matka szybko jednak zasugerowała mu, że zamiast wynajmować dwa lokale, może zainwestować w jeden porządny i urządzić go tak, żeby znalazło się z nim miejsce zarówno na mieszkanie, jak i pracę. Początkowo nie był do tego rozwiązania przekonany, ale ostatecznie stwierdził, że to wcale nie taki głupi pomysł.

Na drugi dzień umówił się z właścicielami domu na jego oględziny. Kiedy tylko znalazł się w środku i wszedł do przestronnego salonu, oczami wyobraźni zobaczył porozstawiane po nim lampy, tła i parasole. Po obejrzeniu reszty budynku stwierdził, że to coś idealnego dla niego. Znajdujące się także na parterze kuchnia i łazienka były tak oddzielone od salonu, że nie przeszkadzałoby to w przyjmowaniu klientów, a w hallu byłoby nawet miejsce na dwa-trzy krzesła, które mogłoby stanowić prowizoryczną poczekalnię. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje, z czego jeden mógł stanowić sypialnię, drugi niewielki salon, a trzeci gabinet. I to w zupełności mu wystarczało – typowe lokum zapracowanego kawalera.

Klika dni później był mówiony z właścicielami – starszym małżeństwem – u notariusza na podpisaniu umowy przedwstępnej. Naprawdę cieszył się z tej decyzji, chociaż była może ona nieco zbyt spontaniczna. Nie przejął się tym jednak. Od lat dokonywał szybkich, czasami nie do końca przemyślanych wyborów, podyktowanych mu przez intuicję, ale do tej pory jeszcze ani razu się nie sparzył. Miał nadzieję, że tak samo będzie i tym razem.

– A masz w planach jakiś większy remont? – spytał Przemek, gładząc dłonią ścianę w błękitnym kolorze.

– Wiadomo, że malowanie jest konieczne, ale poza tym chyba nie będę nic ruszał – odparł Rafał, kierując się w stronę okna, aby przysiąść na parapecie, bo w pobliżu nie było żadnych stołków. – Kuchnia i łazienki są w całkiem niezłym stanie. Pokoje na górze wymagają tylko lekkiego odświeżenia i wstawienia mebli. Nic więcej mi nie potrzeba.

– Ta – mruknął Przemek ze śmiechem. – Ty to w ogóle jesteś mało wymagający.

Rafał nie mógł się z tym nie zgodzić. Jego styl życia w wielu względach można było określić jako minimalistyczny. Jedyne aspekty, przy których nie zadowalał się byle czym, to fotografia i rowery. Pierwsze z nich było nie tylko jego pracą, ale także największą pasją, a drugie sposobem na relaks i utrzymanie dobrej kondycji fizycznej. Kalczyński wychodził z założenia, że nie oszczędza się na tym, co sprawia przyjemność. Wygoda życia codziennego miała dla niego drugorzędne znaczenie.

– Jeśli chodzi o resztę domu to tak – przyznał Rafał. – To pomieszczenie będzie jednak wykończone na tip-top.

– W to nie wątpię – odparł jego przyjaciel, również pochodząc do okna. – Widok też całkiem przyjemny. Tylko nie zapomnij od czasu do czasu ogarnąć ogródka, bo jak to zarośnie, to nawet nie będziesz wiedział, czy sąsiednie domy nadal stoją na swoim miejscu – dodał ze śmiechem, na co Rafał przewrócił oczami.

Prawda była jednak taka, że w pierwszej chwili tak zachwycił się domem i wizją tego, jak go urządzić, że zupełnie pominął kwestię konieczności pielęgnacji ogrodu. Przypomniała mu o tym dopiero poprzednia właścicielka, która przy okazji przekazania kluczy, zaciągnęła go do rabatek i zaczęła tłumaczyć, jak pielęgnować poszczególne kwiaty, aby jak najdłużej cieszyły oko. Nie zapamiętał z tego wykładu ani słowa, ale obiecał staruszce, że będzie dbał o jej rośliny najlepiej, jak potrafi. Widać było, że kobiecie trudniej było się pożegnać z ogródkiem niż z samym domem. Dlatego Kalczyński za punkt honoru postawił sobie utrzymanie przydomowej zieleni w takim stanie, który można by uznać przynajmniej za przyzwoity.

– Właśnie, a jak tam sąsiedzi? – zagadnął Przemek. – To chyba jedyny minus mieszkania w tej okolicy.

– Niby dlaczego? – zdziwił się Rafał, bo akurat lokalizacja domu wydawała mu się wyjątkowo przyjazna pod względem mieszkańców.

– Bo szanse na wyrwanie jakiejś laski są tutaj zerowe – odparł Dejas. – No rozejrzyj się dookoła. Same rodzinne samochody w dziecięcymi fotelikami, huśtawki i piaskownice albo fotele bujane z dzierganymi kocami. Stary, to strefa emerytów i pięćset plus.

Kalczyński musiał przyznać, że coś w tym było. Nie zdążył jeszcze zapoznać się ze wszystkimi sąsiadami, ale idąc ulicą nie dało się nie zauważyć wszechobecnych oznak bytności dzieci lub osób w wieku jego matki. Zupełnie mu to jednak nie przeszkadzało. On potrafił dogadać się z każdym. No może poza blondynką zza płotu.

Mimowolnie wrócił myślami do wczorajszego, dość dziwnego incydentu. Do tej pory nie wiedział, o co właściwie został oskarżony, ale tak czy siak, naprawdę nie miał nic wspólnego z tym tajemniczym listem, który otrzymała Alicja. W duchu cieszył się, że zjawiła się jej przyjaciółka i załagodziła nieco sprawę, bo wyglądało na to, że sąsiadka nie wierzyła w jego gorliwe zapewnienia. Widział wyraźnie, że była w kiepskim stanie psychicznym – co potwierdziło jej desperackie przeszukiwanie skrzynki pocztowej, a następnie wybuch płaczu w ramionach Honoraty, które obserwował ukradkiem ze swojego ganku – ale to i tak nie upoważniało jej do kierowania pod jego adresem jakichkolwiek zarzutów. Przecież nawet jej nie znał, więc po co miałby jej cokolwiek podrzucać? Chciał być po prostu uczynny i zaprezentować się z dobrej strony jako nowy sąsiad. Niestety zamiast tego chyba tylko sobie nagrabił.

– Właściwie to tu po lewej mieszka dziewczyna mniej więcej w naszym wieku – odparł, wskazując na dom, który był widoczny z okna, przy którym siedzieli.

– Serio? – zdziwił się Przemek. – Sama? I wolna? – zapytał, uśmiechając się przy tym głupkowato.

Rafał pokręcił tylko głową z politowaniem. Niby przywykł już do faktu, że jego przyjaciel nie przepuści żadnej okazji, aby nawiązać znajomość z płcią przeciwną, ale wciąż zaskakiwało go, z jaką łatwością Dejas do tego podchodził. Wystarczyło tylko wspomnieć o jakiejś samotnej dziewczynie, a on już biegł do niej, aby dotrzymać jej towarzystwa. Zresztą zdarzało mu się też podrywać takie, które wcale samotne nie były, i zazwyczaj nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.

– Chyba tak, ale ani myśl do niej startować. – Szatyn szybko ostudził jego entuzjazm. – Rozmawiałem z nią dwa razy i delikatnie mówiąc, nie jest zbyt przyjacielska.

Kalczyński nie czuł się najlepiej, mówiąc o Alicji w taki sposób, kiedy było oczywistym, że blondynka po prostu cierpiała i stąd najprawdopodobniej brało się jej oschłe traktowanie, ale uznał, że tak będzie lepiej. Zarówno dla Przemka, jak i dla dziewczyny. Zresztą nie wydawało mu się, aby była w typie jego przyjaciela, więc lepiej ukrócić jego zapędy już na samym początku.

– Jesteś pewien, że ona mieszka sama? – spytał Dejas, wyglądając przez okno. – Bo pod drzwi podchodzi właśnie jakaś laska z dwójką dzieci.

Rafał podążył wzrokiem za przyjacielem. Faktycznie ogrodową ścieżką w stronę domu Alicji zmierzała kobieta, niosąc na biodrze około roczną, sądząc po różowej bluzeczce, dziewczynkę, a drugą ręką trzymając dłoń kilkuletniego chłopca. W pierwszej chwili pomyślał, że to może Honorata, ale nie. Ta kobieta była znacznie wyższa od Suchockiej, raczej o kilka lat starsza, a jasnobrązowe włosy bardziej wpadały w blond niż rudy. Kimkolwiek była, zapewne wpadła z wizytą. Ciekawe tylko, czy gospodyni raczy jej otworzyć drzwi.

– To nie ona – oznajmił Kalczyński.

– Ale też niczego sobie – stwierdził Przemek z cwanym uśmieszkiem.

– Czyżby przez te kilka sekund twój mózg zdążył już wymazać obraz uwieszonych na niej dzieci? – spytał szatyn z odrobiną złośliwości w głosie.

O ile Dejas nie miał problemu z kręceniem się koło dziewczyn, które były ewidentnie zajęte, o tyle dzieci stanowiły dla niego skuteczny czynnik odstraszający. Kiedyś po pijaku wyznał, że nie widzi się w roli ojca, a małe istoty ludzkie wręcz napawają go lękiem. Rafał lubił sobie z tego żartować, nawet jeśli wiedział, że przyjaciel naprawdę bał się odpowiedzialności za nowe, małe życie.

– Niestety nie, ale muszę przyznać, że nawet z tym obślinionym brzdącem na rękach wygląda naprawdę sexy – odparł, nie odrywając wzroku od szatynki, która stała przed drzwiami i wciskała dzwonek, równocześnie mówiąc coś do chłopca. – Niektórym laskom po prostu to pasuje.

– Nie sądziłem, że kiedykolwiek takie stwierdzenie padnie z twoich ust. – Rafał nie mógł powstrzymać śmiechu.

– W sumie ja też nie – odparł Przemek. – Ale w tym wypadku to czysta prawda – dodał, wskazując na kobietę, która właśnie znikała we wnętrzu domu.

Zaskoczyło to nieco Rafała, bo wyglądało na to, że tym razem Alicja naprawdę szybko wpuściła swojego gościa do środka. Ciekawe, co się zmieniło w ciągu jednego dnia, że on wczoraj koczował przed drzwiami dobre kilka minut, a dzisiaj ta trójka nie musiała czekać nawet połowy tego czasu. Może chodziło o dzieci. Kto kazałby im tak sterczeć bezczynnie i się niecierpliwić?

Jego rozmyślania przerwał dźwięk jego telefonu. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na ekran. Jęknął w duchu, kiedy zobaczył na nim imię Oliwii. Od wczorajszego dnia próbowała się z nim skontaktować już kilkanaście razy, a on konsekwentnie ignorował te połączenia. Nagrała też coś na pocztę, ale nie odsłuchał wiadomości. Zastanawiał się, ile miał jeszcze czasu, zanim zaleje go fala SMS-ów. Oliwia nie lubiła tej formy kontaktu, ale sięgała po nią w ostateczności. A jak do tego dochodziło, to oznaczało, że było już naprawdę źle.

– Myślałem, że już z nią skończyłeś – oznajmił Dejas, zaglądając przyjacielowi przez ramię, kiedy ten ociągał się z odebraniem połączenia.

– Bo tak było – odparł markotnie Rafał. – Ale najwyraźniej ona nie skończyła ze mną.

Przemek pokiwał głową ze zrezygnowaniem i pociągnął łyk piwa. Nie znał Oliwii zbyt dobrze, ale właściwie nigdy nie miał o niej zbyt dobrego zdania. To był ten typ dziewczyny, który określał jako „rzep" i którego nigdy nie tolerował. Naprawdę współczuł Kalczyńskiemu, że dał się wplątać w związek, którego zakończenie graniczyło z cudem, bo do laski nie docierało, że facet już jej nie chce. Sam unikał tego typu kobiet jak ognia. Blondynka jednak z początku całkiem dobrze się z tym ukrywała. Dopiero po czasie wyszło na jaw, jaka jest naprawdę. Ale wtedy było już za późno, aby ostrzec Rafała przed przykrymi konsekwencjami takiej relacji.

– Mam nadzieję, że nie masz zamiaru odbierać. – Przemek spojrzał znacząco na przyjaciela.

– Nie robię tego od wczoraj, ale to najwyraźniej i tak je nie zniechęca – westchnął Rafał. – Kiedy czegoś chce, potrafi być naprawdę uparta.

Kiedyś uważał tę cechę za godną podziwu. Sam też dążył wytrwale do celów, które sobie wyznaczył, ale to Oliwia była mistrzynią w osiąganiu wszystkiego, co tylko sobie zamarzyła bez względu na cenę. I naprawdę mu to imponowało, póki nie zorientował się, że w pewnych momentach zakrawa to o obsesję. I tak chyba było w przypadku ich związku. Blondynka miała wyraźną wizję ślubu, domu z ogródkiem i gromadki dzieci. Niestety Rafał nie do końca podzielał to marzenie, ale Oliwia nie chciała przyjąć tego do wiadomości.

– A z tego, co wiemy, chce właśnie ciebie – dodał Dejas. – Serio, co ty w niej widziałeś? Przecież to wariatka.

Cóż, to określenie było chyba trochę na wyrost, ale szczerze mówiąc Kalczyński nieraz zastanawiał się, co właściwie skłoniło go do nawiązania głębszej znajomości z blondynką. Zaczęło się chyba od tego, że tak jak zwykle nie mógł przejść obojętnie obok jej zagubienia i potrzeby bliskości drugiego człowieka. Chciał ją tylko pocieszyć, dać trochę nadziei, a nim się obejrzał, ona już chciała przedstawiać go swoim rodzicom jako swojego narzeczonego. Matka zawsze mu powtarzała, że za bardzo się angażuje w cudze nieszczęścia i potem sam na tym traci. Chyba coś w tym było. Wystarczy tylko spojrzeć na incydent z Alicją – chciał być miły, a wyszło jak zawsze i do tego jeszcze został niesłusznie oskarżony o coś, czego nie zrobił.

– Chyba wiem, co by ją skutecznie przegoniło – stwierdził Przemek po chwili ciszy, a Rafał spojrzał na niego z zainteresowaniem. – Znajdź sobie nową dziewczynę – ogłosił, jakby to był najbłyskotliwszy plan na świecie.

– Żeby i ją zaczęła nękać? – Kalczyński uniósł brew. – Nie narażę żadnej, Bogu ducha winnej, kobiety na takie niedogodności.

Chciał obrócić tę sytuację w żart. Wiedział, że nie powinien tego robić, bo Oliwia naprawdę zaczynała stanowić niemały problem, ale nie miał ochoty rozmawiać o tym z przyjacielem na poważnie. Wystarczy już, że matka wytykała mu fiasko tego związku przy każdej nadarzającej się okazji.

– Ale nie możesz przez całe życie być samotny tylko dlatego, że jakaś psychopatka chce cię zaciągnąć do ołtarza – odparł Dejas lekkim tonem, w którym jednak przebijała się nuta powagi. – Chociaż z drugiej strony, jak obaj zostaniemy starymi kawalerami, to będziemy mogli używać życia do woli!

Zaśmiali się, chociaż obaj dobrze wiedzieli, że w głębi serca każdy z nich chciałby się kiedyś ustatkować. To „kiedyś" jeszcze całkiem niedawno wydawało się im tak bardzo odległe. Rafał łapał się jednak na tym, że coraz częściej zastanawiał się nad upływającym czasem i tym, że za niedługo będzie już w takim wieku, że znalezienie sobie żony zacznie stanowić pewien kłopot. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że w pobliżu nie znajdowała się żadna kobieta, którą widziałby w tej roli.

Sam nie wiedział czemu, ale nagle na myśl przyszła mu Alicja. Szybko jednak ją odrzucił tę wizję, bo to było niedorzeczne. Ta dziewczyna była wyraźnie skrzywdzona przez los, a on już nauczył się, że powinien takich kobiet unikać, bo chcąc je uratować, sam ściągał się w dół.

***

Alicja oparła się o kuchenny blat i skupiła wzrok na minutniku mikrofalówki w oczekiwaniu, aż zagrzeją się resztki spaghetti, które wczoraj ugotowała dla niej Honorata. Nie sądziła, że wizyta przyjaciółki jakkolwiek podniesie ją na duchu, ale musiała przyznać nawet przed samą sobą, że czuła się odrobinę lepiej niż poprzedniego dnia. Wciąż nie miała ochoty wychodzić z domu i wolała unikać towarzystwa, ale postanowiła chociaż trochę doprowadzić się do porządku. Wzięła długą relaksującą kąpiel, po czym przebrała się w coś bardziej wyjściowego – dżinsy i bawełnianą bluzkę z rękawami trzy-czwarte. Rozczesała też włosy i odświeżyła nieco przesuszoną cerę. Do dawnego blasku nadal było jej daleko, ale i tak poczuła się znacznie lepiej. Może to był pierwszy krok ku powrotowi do codzienności.

Miała właśnie wyciągnąć danie z mikrofalówki i zapełnić lekko wygłodniały żołądek, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiło ją to, bo Honorata zaznaczyła, że tego dnia nie da rady do niej zajrzeć, a nie spodziewała się nikogo innego. Wszyscy wciąż sądzili, że nie życzy sobie żadnych gości. Czyżby stało się coś złego? Ale co mogło być gorsze od wieści o śmierci ukochanego? Chyba już nic nigdy nie doprowadzi jej do tak skrajnej rozpaczy.

Idąc w stronę hallu, przyszło jej na myśl, że to może ten nachalny, nowy sąsiad. Wydawało się jej, że skutecznie go odstraszyła, ale mogła się mylić. Facet wyglądał na takiego, który zawsze wie swoje i nigdy łatwo nie odpuszcza. Ale jaki miałby mieć interes, aby znów się do niej dobijać? Może jednak ruszyło go sumienie i postanowił się przyznać do zrobienia jej mało śmiesznego psikusa.

Kiedy jednak spojrzała przez wizjer, ze zdziwieniem stwierdziła, że na progu stała Anita z dzieciakami. Nie spodziewała się takiej wizyty i odrobinę się jej obawiała, ale nie ociągała się z otwarciem drzwi. Mateuszowi na pewno by się nie spodobało, gdyby kazała jego siostrzeńcom zbyt długo czekać w progu. On po prostu uwielbiał te maluchy. I nie mógł się już doczekać, kiedy będą mieli własne.

Ala szybko odepchnęła od siebie tę myśl i starała się przywołać na twarz chociaż cień uśmiechu. Dzieci nie powinny oglądać jej w tak opłakanym stanie.

– Cześć – przywitała się, robiąc miejsce w przejściu.

– Cześć, ciociu – oznajmił pięcioletni Dominik, po czym puścił dłoń matki i swoim zwyczajem wbiegł do środka.

– No, hej. – Głos Anity wydawał się przygaszony i słychać w nim było nutkę zmęczenia. – Możemy wejść? – spytała niepewnie, poprawiając siedzącą na jej biodrze Tosię.

To było właściwie pytanie retoryczne, ale Ala i tak kiwnęła głową na zgodę. W końcu Dominik i tak już buszował gdzieś w domu, a znając życie niełatwo będzie go stąd wyprowadzić. Zawsze uwielbiał ich odwiedzać. Głównie ze względu na Mateusza, który poświęcał mu naprawdę sporo czasu, wymyślając coraz to nowe zabawy. Ciekawe, kiedy chłopczyk na dobre zrozumie, że te beztroskie chwile w obecności wujka już nigdy nie wrócą.

Bez słowa przeszły w stronę salonu, gdzie Anita posadziła córkę na puchatym dywanie i położyła obok niej kilka zabawek wyciągniętych z torebki. Sama przycupnęła na skraju kanapy i spojrzała na Alicję wzrokiem przepełnionym troską, ale również współczuciem, które jej samej też się przecież należało.

– Przepraszam, że przyszłam z dzieciakami, ale Maciek jest w kilkudniowej delegacji, a mama nie czuje się jeszcze na tyle dobrze, aby się nimi zająć – wyjaśniła szatynka, oglądając się za siebie, gdzie dochodziły do nich dźwięki zabawy wydawane przez jej syna.

Ala nie miała nic przeciwko obecności Tosi i Dominika, chociaż miała podejrzenia, że tak naprawdę Anita wzięła ich ze sobą z premedytacją. Doskonale wiedziała, że jej niedoszła bratowa nie miałaby serca odmówić dzieciom wpuszczenia do środka. Gdyby przyszła sama, mogła nie mieć szansy porozmawiać z blondynką.

– Cieszę się, że przyszliście – odparła Alicja z lekko ściśniętym gardłem, klękając przy dziewczynce, która otworzyła książeczkę ze zwierzętami i zaczęła ją przeglądać. – Co tam u was słychać?

Wiedziała, że to może nieco głupie pytanie, ale chciała odwlec moment, w którym ich rozmowa zejdzie na temat, na który wciąż nie za bardzo miała siłę rozmawiać. Choć przez chwilę chciała udawać, że żadna z nich nie przeżyła dotkliwej tragedii. Tak było łatwiej, chociaż może niekoniecznie lepiej.

– Jakoś idzie do przodu – odparła Anita neutralnym tonem. – Maciek dostał awans i stąd ten wyjazd. Ja też mam zamiar od września wrócić do pracy, więc mam nadzieję, że Tośka dostanie się do żłobka. A jak nie, to będziemy musieli pomyśleć o jakiejś opiekunce. Nie chcę obciążać mamy. I tak jest jej już niełatwo.

Ala pokiwała głową ze zrozumieniem. Jolanta Guzowska zawsze wydawała się jej pełna energii, chociaż życie jej nie oszczędzało. Najpierw straciła męża, zanim jej dzieci osiągnęły pełnoletność, a teraz los odebrał jej także syna. Miała co prawda jeszcze córkę i dwójkę wspaniałych wnuków, ale nic nie było w stanie zapełnić pustki po ukochanym mężczyźnie i synu. Nie potrzeba jej też było dodatkowych obowiązków, które tylko by ją przytłoczyły.

– A jak ty się trzymasz? – spytała szatynka. – Wczoraj dzwoniła do mnie Honorata. Mówiła coś o jakimś liście z przyszłości, ale szczerze mówiąc, nic z tego nie zrozumiałam.

Alicja wróciła myślami do dziwacznego listu, o którym już prawie zdążyła zapomnieć. Nie wyrzuciła go, ale rzuciła niedbale na stos pozostałej, nieistotnej korespondencji. Przez niemal całą wizytę Suchockiej zastanawiały się wspólnie, kto mógłby wysłać jej taką wiadomość, ale niestety nie znalazły rozwiązania tej zagadki. Na dobrą sprawę nie umiały nawet wytypować jakiegokolwiek podejrzanego. Banaszkiewicz wciąż twierdziła, że to nowy sąsiad musiał mieć z tym coś wspólnego, ale niestety nie była w stanie mu tego udowodnić. Chociaż patrząc na to z drugiej strony, ktokolwiek to napisał, musiał ją znać. Może nie osobiście, ale kojarzyć na tyle, aby wiedzieć gdzie pracuje i na jakie zajęcia pozalekcyjne uczęszczała w technikum. Czy tym kimś mógł być Kalczyński? Niewykluczone, chociaż odnosiła wrażenie, że ich wczorajsze spotkanie było pierwszy dla ich obojga. No, ale może facet był po prostu dobrym aktorem.

– To tylko jakiś głupi żart. – Ala machnęła lekceważąco ręką.

Honorata była zupełnie innego zdania. Próbowała ją przekonać, że to znak, aby przestać żyć przeszłością i spojrzeć przed siebie. Może i tak było, ale zawsze łatwiej mówić niż zrobić. Przez ostatnie lata Alicja wierzyła w to, że to Mateusz jest jej przyszłością. Jak więc z dnia na dzień miała ruszyć do przodu bez niego? Wydawało się jej to niemal niemożliwe i żaden niby proroczy list tego nie zmieni.

Anita wyraźnie nie miała zamiaru ciągnąć tematu. Zawsze uważała, że Suchocka nieco wyolbrzymiała niektóre kwestie i tak musiało być też w tym przypadku. Ala również postanowiła nie zaprzątać sobie już więcej myśli tą przedziwną wiadomością. Wciąż nieco niepokoiło ją jej nieznane pochodzenie, ale uznała, że ma większe zmartwienia na głowie, a przecież w gruncie rzeczy ten list nie był niczym szkodliwym. Przynajmniej do tej pory nic nie sugerowało, aby miał sprawiać jakiekolwiek kłopoty.

– A poza tym? – zagadnęła szatynka. – Dajesz sobie jakoś radę?

Alicja wzruszyła tylko ramionami. Na dobrą sprawę mogła zadać Anicie to samo pytanie. Jedna z nich straciła ukochanego, druga młodszego brata, ale obie przeżyły to równie boleśnie. Chociaż Anita miała większą motywację do tego, aby szybko się pozbierać. Wciąż miała dla kogo żyć – mąż i dzieci jej potrzebowali. A Ala? Odbierając Mateusza, los odebrał jej wszystko. Nie pozostało jej nic, co skłoniłoby ją do wzięcia się w garść. I to był właśnie największy problem.

Zanim zdążyła odpowiedzieć coś zdawkowego, do salonu jak burza wpadł Dominik.

– Ciociu, gdzie są klocki i ciężarówka? – spytał zniecierpliwiony. – Mogę się nimi pobawić?

– Jasne – odparła, starając się posłać mu ciepły uśmiech. – Chodź, poszukamy ich razem.

Chłopiec ufnie ścisnął jej dłoń, po czym ruszyli do schowka pod schodami, gdzie gospodarze trzymali różne rupiecie, w tym właśnie kilka zabawek zakupionych z myślą o siostrzeńcu. Mateusz śmiał się, że przy dobrych układach może przetrwają do czasów, kiedy i w ich domu pojawi się dziecko i podrośnie na tyle, aby odpowiednio spożytkować te przedmioty. Wtedy uśmiechała się ukradkiem na te uwagi, ale teraz na samą myśl o nich czuła w sercu jeszcze większą pustkę.

Sama była jedynaczką, więc od zawsze marzyła o dużej rodzinie. Właściwie już na początku związku ustalili zgodnie z Mateuszem, że chcą mieć co najmniej trójkę pociech, a potem dość często o tym rozmawiali. Ala miała nadzieję, że zaraz po ślubie szczęście im dopisze i niecały rok później powitają na świecie swoje pierwsze dziecko. Niestety los chciał inaczej. A teraz nie była pewna, czy w ogóle kiedykolwiek zdecyduje się zostać matką, bo nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek inny mógł być ojcem jej dzieci.

– O, tutaj są! – zawołał radośnie Dominik, wyciągając pudło z klockami i samochodami. – I jest nowe autko! Wujek mi je kupił?

Alicja zupełnie zapomniała, że na tydzień przed śmiercią Mateusz postanowił powiększyć ich małe zabawkowe wyposażenie o nowy Hot Wheels. Jej narzeczony od czasu do czasu dokupował kolejne resoraki i chował je w pudle, aby Dominik z zachwytem mógł je odkryć przy okazji następnej wizyty. Uśmiech na twarzy dziecka był dla niego największą radością.

– Tak, wujek chciał ci zrobić niespodziankę – odparła, mrugając kilkakrotnie oczami, aby odpędzić gromadzące się pod powiekami łzy.

Rano, zanim wstała z łóżka, obiecała sobie, że postara się przetrwać ten dzień bez płaczu i do tej pory nie złamała tego postanowienia. Chciała go dotrzymać, bo pomału zaczynało do niej docierać, że wypłakiwanie sobie oczu wcale w niczym nie pomaga. Poza tym przez ten miesiąc wylała już tyle łez, że ich produkcja dawno powinna się skończyć. Jednak wspomnienie Mateusza przez chłopca łamało jej serce i nie potrafiła pozostać na to obojętna.

Dominik nie zadawał już więcej pytań, tylko chwycił mocno karton i ruszył z nim w stronę salonu. Rodzice tłumaczyli mu, że wujka już nie ma z nimi i poszedł do nieba, ale mały chyba jeszcze nie bardzo to pojmował. Albo po prostu przyjął to do wiadomości i się z nią pogodził. Alicja też by tak chciała.

– Popatrz, mamo! – zawołał, stawiając karton na podłodze nieopodal miejsca, w którym siedziała jego siostra. – Wujek Mati dał mi nowe autko!

Alicji nie umknęło, że na twarzy Anity przez moment odmalował się ten sam ból, który dostrzegała w lustrze, jeśli odważyła się w nim przejrzeć. Szybko jednak się lekko uśmiechnęła, aby syn nie zauważył tego momentu jej tęsknoty za bratem.

– Super – odparła, chcąc podzielić jego entuzjazm. – I to w dodatku w twoim ulubionym kolorze.

– Tak! – potwierdził Dominik, pokazując dumnie zieloną wyścigówkę.

Chłopiec zajął się wyciąganiem z pudełka klocków Lego i budowaniem garażu dla swojego nowego nabytku. Tosia, raczkując, zbliżyła się do niego i z zaciekawieniem przyglądała się pozostałym samochodzikom i innym skarbom, które jej brat wyciągnął z kartonu. Anita przyglądała się jej uważnie, aby w porę zapobiec ewentualnemu połknięciu jakichś małych elementów. Ala przysiadła obok, również wpatrując się w pogrążone w zabawie dzieci, po raz kolejny żałując, że być może sama się własnych nie doczeka.

Siedziały chwilę w ciszy, ale najwyraźniej obie tego potrzebowały. Chciały podzielić się ze sobą swoim cierpieniem, ale nie miały odwagi mówić o nim głośno. Rany były jeszcze zbyt świeże. Zwłaszcza że nie były na tę stratę nawet w najmniejszym stopniu przygotowane. Przyszła tak nagle i zatrzęsła światem trójki kobiet, które kochały Mateusza całym sercem – matki, siostry i narzeczonej. Minie zapewne jeszcze sporo czasu, zanim wszystkie pogodzą się z tym, co je spotkało.

– Już nigdy nie zobaczy, jak Dominik cieszy się z jego upominków. – Niespodziewanie wyrwało się Anicie. – Ani jak Tosia stawia pierwsze kroki, ani... – urwała, jakby bała się powiedzieć to, co miała na myśli. – Nie zasługiwał na to. Nie zasługiwał, żeby umrzeć tak młodo – dodała po chwili niemal szeptem.

– Nikt na to nie zasługuje – odparła Alicja, znów starając się powstrzymać potok łez.

– Ale on w szczególności – stwierdziła szatynka. – Był na to zbyt dobry. Najlepszy człowiek, jakiego znałam.

Obie były bliskie płaczu, ale nie chciały sobie na niego pozwolić ze względu na dzieci. Były za małe, aby zrozumieć, co się tak naprawdę stało, jaka tragedia dotknęła ich rodzinę. Ale może to i lepiej. Dzieciństwo powinno być beztroskie, a nie naznaczone smutkiem i rozpaczą.

– Ale damy sobie jakoś radę – dodała Anita, posyłając Ali blady uśmiech, który miał jej dodać otuchy. – Musimy. On by tego chciał. Chciałby, abyś była szczęśliwa.

– Tak, wiem – odparła, próbując oddać uśmiech. – Ale jeszcze nie dzisiaj.

Szatynka pokiwała głową ze zrozumieniem. Jej niedoszła bratowa była silną kobietą i wiedziała, że ostatecznie stanie na nogi i ułoży sobie życie na nowo. Tyle że nie była jeszcze na to gotowa.

Resztę wizyty przesiedziały niemal w milczeniu, skupiając swoją uwagę na Tosi i Dominiku, którzy kompletnie nie wyczuli ciężkiej atmosfery, zajęci zabawkami. Ali i Anicie w ogóle to nie przeszkadzało. Obie wiedziały, że wspólne cierpienie w ciszy znaczy więcej niż morze pustych słów pocieszenia. 

******************************************************* 

Hejka :) Jak widać dzisiaj poznaliśmy nowych bohaterów. Mam nadzieję, że chociaż niewiele się dzieje, to rozdział się podobał. To opowiadanie będzie bardziej nastawione właśnie na bohaterów i ich rozterki, więc nie spodziewajcie się jakiejś zawrotnej akcji. Mimo to liczę na to, że ta historia nie będzie nudna i znajdzie się kilka osób, które będą ją śledzić z przyjemnością ;) 

Dziękuję za gwiazdki i komentarze. Do napisania za tydzień :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro