XIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień Matki był zawsze dla Alicji dniem szczególnym. Kiedy jej mama jeszcze żyła, spędzały go razem, wybierając się na zakupy czy jakąś wycieczkę bądź po prostu siedząc w domu na kanapie i ciesząc się swoim towarzystwem. Ostatni ich wspólny Dzień Matki nie był tak radosny jak poprzednie. Dorota właściwie nie ruszała się już z łóżka i tylko ostatkami sił była w stanie wymusić na ustach blady uśmiech. Mimo to dla Ali i tak była najpiękniejszą i najlepszą mamą na świecie. Lepszej nie mogłaby sobie wymarzyć. Dlaczego więc musiała tak szybko ją stracić?

Przez następne lata nie pozostało Alicji nic innego, jak w tym wyjątkowym dniu odwiedzać grób matki. Była to marna namiastka tego, jak spędzały go wcześniej, ale na nic innego nie mogła liczyć. Musiało wystarczyć jej te kilka minut nad granitowym nagrobkiem i poczucie, że jej ukochana mama wciąż jest obok duchem. Nie było to łatwe, ale z każdym kolejnym razem odrobinę mniej bolesne.

W tym roku czuła się jednak chyba jeszcze gorzej niż te dziesięć lat temu, pierwszy raz po śmierci Doroty. Stała przed bramą cmentarza i nie mogła zrobić kroku naprzód. Nie była tu od czasu pogrzebu Mateusza. I wcale nie chciała tam wchodzić. Bo wtedy to wszystko stałoby się jeszcze bardziej realne. Już nie będzie mogła ignorować faktu, że od teraz, kiedy tylko tu przyjdzie, będzie miała do odwiedzenia nie tylko jeden grób, ale dwa.

Wpatrywała się przez chwilę tępym wzrokiem w ogrodzenie, ściskając mocniej w rękach reklamówkę ze zniczami i dwie wiązanki kwiatów. Jeszcze kilka minut temu wmawiała sobie, że da radę. Że nie da się po raz kolejny porwać tej rozpaczy, która odbierała jej wszelką chęć do życia. Poczyniła już ogromny postęp i nie mogła zrobić teraz kroku wstecz. Musiała iść naprzód, a wizyta na cmentarzu była kolejnym etapem, który musiała przejść, aby w pełni pogodzić się z tym, co ją spotkało. Do tej pory unikała tego miejsca, ale przecież nie mogła robić tego wiecznie. I tak już zbyt długo to odwlekała. Dzisiaj miała dobry powód, aby tu przyjść i nie mogła stchórzyć. Obiecała sobie kiedyś, że będzie odwiedzać matkę w każdą rocznicę jej urodzin i właśnie Dzień Matki. Chciała dotrzymać tej obietnicy. Nie mogła pozwolić, aby strach zniweczył jej postanowienie.

Wzięła głęboki wdech i powoli ruszyła przed siebie. W pierwszej kolejności skręciła w alejkę, która była jej dobrze znana i prowadziła do grobu jej matki. Zanim do niego dotarła, minęła się ze starszą panią, na którą często tu wpadała, bo nieopodal pochowany był jej mąż. Staruszka uśmiechnęła się lekko do Alicji, która z uprzejmości odwzajemniła gest, chociaż wcale nie miała ku temu nastroju. Wiedziała jednak, że nie powinna karać innych za swoje nieszczęścia.

Po chwili Ala zatrzymała się przed granitowym nagrobkiem, na którym widniało imię i nazwisko jej matki. Tuż pod nim znajdowały się dwie daty, które wyznaczały czas, który Dorocie dane było spędzić wśród żywych. Alicja wciąż nie mogła odżałować tego, jak młodo jej mama odeszła z tego świata – miała zaledwie czterdzieści lat. Tyle jeszcze mogła przeżyć, tyle zobaczyć i doświadczyć. A tymczasem w tym roku przypadała dziesiąta rocznica jej śmierci. Kiedy to przeminęło?

Alicja położyła na płycie grobu jeden z bukietów, a potem sięgnęła do reklamówki po znicz. Zapaliła go i postawiła obok drugiego, który wciąż się tlił wątłym płomieniem. Nie była pewna, kto go przyniósł, ale przypuszczała, że mogła to być jedna z koleżanek Doroty. Miała ich kilka i wszystkie do tej pory pamiętały o tej, której już nie było z nimi. Ali zawsze rozbiło się miło, kiedy spotykała którąś z nich w dniu Wszystkich Świętych czy przy innych okazjach, bo to znaczyło, że pamięć o jej matce wciąż jest żywa nie tylko w jej sercu.

Rozejrzała się dookoła, aby upewnić się, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją usłyszeć. Wiedziała, że mówienie do grobu nie powinno wydawać się niczym dziwnym – zapewne wiele osób tak robiło – ale mimo wszystko czułaby się niezręcznie, gdyby ktoś był tego świadkiem. Dla niej to zupełnie prywatna rozmowa, nieprzeznaczona dla obcych uszu.

– Cześć, mamo – szepnęła, kiedy już była pewna, że nikt jej nie usłyszy. – Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki. Mam nadzieję, że dobrze ci tam, gdzie jesteś. Tęsknię bardzo mocno, ale wierzę, że wciąż jesteś gdzieś tu obok, że nieustannie mnie wspierasz. Dziękuję ci za to. Kocham cię najmocniej na świecie.

To nie było wszystko, co chciała powiedzieć, ale potrzebowała chwili przerwy. Musiała zebrać myśli i całą siłę woli, aby się nie rozpłakać. Nikt by jej za to nie osądzał, nie w takim miejscu, ale chciała powstrzymać się od łez dla samej sobie. Wypłakała ich już aż nadto, a nie były one żadnym rozwiązaniem. Owszem, dawały ulgę, ale tylko na chwilę. Na dłuższą metę niczego nie zmieniały.

– Pewnie już wiesz, co się stało – kontynuowała po chwili. – Zostałam sama. To znaczy, nie tak zupełnie, mam jeszcze tatę, Honoratę i rodzinę Matusza, ale czuję, jakbym straciła tę jedyną osobę, która sprawiała, że samotność była dla mnie czymś kompletnie abstrakcyjnym. A teraz... Teraz brakuje mi bliskości. Tej szczególnej bliskości, dzięki której nigdy nie jest się samotnym. Bo ja teraz jestem samotna, mamo. Mimo tych wszystkich ludzi, którzy mnie otaczają, którzy się o mnie troszczą, nie mogę się pozbyć pustki, którą pozostawił po sobie Mateusz. I czuję, jakby ona nigdy nie miała się zapełnić. Kiedy odeszłaś, zabrałaś ze sobą połowę mojego serca, a teraz zostałam pozbawiona też jego drugiej części. I przez to, gdzieś tam w środku, jestem pusta. Zupełnie pusta. Czy tak właśnie będzie? Czy już zawsze będę w jakiś sposób niepełna? Wybrakowana?

Wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi na to pytanie. Nie tylko dlatego, że jej matka nie mogła już przemówić, ale też dlatego, że sama niczego takiego nie przeżyła. Być może powinna zapytać o to panią Jolę – w końcu ona też straciła swojego ukochanego. Nie chciała jednak, aby jej bliscy wiedzieli, że dopadają ją takie myśli. W ich oczach chciała być silna i pogodzona z losem.

To mama zawsze była dla niej tą jedyną osobą, której mogła się zwierzyć ze wszystkich swoich rozterek. Nigdy nie oceniała, tylko starała się zrozumieć i doradzić. Dlatego tak bardzo Ali brakowało jej wsparcia w dorosłym życiu. Ona znalazłaby pocieszenia na wszystkie troski córki – te małe, codzienne, jak i na te zakrawające o życiowe dramaty. I właśnie teraz, jak nigdy wcześniej, tak bardzo Alicja potrzebowała z nią porozmawiać. Niestety mogła tylko prowadzić monolog, któremu odpowiadała cisza, zmącona lekkim wiosennym wiatrem.

 – Ale staram się być silna. Naprawdę – dodała, ścierając z policzka łzę, której jednak nie zdołała zatrzymać pod powieką. – Nie jest łatwo, ale jakoś się trzymam. Bywają lepsze i gorsze dni, ale kiedy znów dopada mnie rozpacz, mówię sobie, że ty i Mateusz nie chcielibyście, abym się poddała. I chcę wierzyć w to, że wciąż mogę być szczęśliwa, tylko nie wiem, czy to wystarczy. Boję się, że nie będę potrafiła znów w pełni otworzyć się na życie. Dostaję nawet takie listy, które chyba mają mi w tym pomóc, i faktycznie trochę pomagają, ale nie mogę pozbyć się przeczucia, że to wszystko na daremnie. Że już nic nie sprawi mi takiej radości, jak powinno. Że już na zawsze pozostanę tylko cieniem samej siebie.

Zrobiła pauzę, widząc idące pobliską alejką dwie kobiety. Rozmawiały przyciszonymi głosami i zupełnie nie zwracały na nią uwagi, ale i tak wolała przeczekać, aż oddalą się na bezpieczną odległość. Przy okazji wzięła kilka głębszych wdechów, aby opanować wzruszenie, które sprawiało, że zaczął się jej łamać głos.

 – Tak bardzo chciałabym, żebyś tu była – szepnęła, dotykając palcami zimnej płyty nagrobka. – Żebyście oboje tu byli, żebym mogła was odzyskać. Oddałabym wszystko, aby znów mieć was przy sobie.

Podobne deklaracje składała po śmierci Doroty i naprawdę w nie wierzyła. Była gotowa poświecić, co tylko trzeba, aby znów zobaczyć się z matką. I chociaż wiedziała, że nie było to możliwe, teraz byłaby gotowa oddać jeszcze więcej, aby chociaż jedno z nich do niej wróciło. To były dwie osoby na tym świecie, które były dla niej opoką, i obie je straciła. Jak miała więc funkcjonować ze świadomością, że kiedy znów upadnie, nikt nie będzie w stanie jej podnieść?

Nie znalazła odpowiedzi na żadne z tych pytań, które już od dłuższego czasu nie dawały jej spokoju, ale została przy grobie matki jeszcze kilka minut, które spędziła w ciszy. Wiedziała, że na więcej nie może liczyć, więc chciała chociaż nacieszyć się tym złudnym uczuciem, że Dorota jest obok i obejmuje ją ramieniem w geście otuchy. Kiedy rzeczywistość nie może nam dać tego, czego potrzebujemy, pozostaje tylko wyobraźnia.

Wiedziała, że nie może zostać tam zbyt długo, bo wkrótce zacznie się ściemniać, a ona miała jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia, ale bała się ruszyć w tamtym kierunku. Odwlekała ten moment najdłużej, jak się dało, ale w końcu pożegnała się z matką i ruszyła w głąb cmentarza, gdzie znajdowały się świeże groby.

Szła powoli, więc dopiero po kilku minutach zatrzymała się przed tym, w którym pochowano jej narzeczonego. Oczywiście nie było tam jeszcze płyty nagrobkowej, tylko zbite deski i krzyż z tabliczką. Zniknęły już pogrzebowe wieńce, które zapewne pozbierały pani Jola i Anita, ale za to pojawiły się inne kwiatowe wiązanki i kilkanaście zniczy. Ich ilość świadczyła o tym, jak wiele osób ubolewało nad śmiercią Guzowskiego. Wśród nich była zapewne nie tylko rodzina, ale także znajomi i liczne grono kolegów z pracy. Ala nie znała ich zbyt dobrze, ale wiedziała, że wszyscy, bez wyjątku, uwielbiali Mateusza. Jej narzeczony był taką osobą, której nie dało się nie lubić.

Cyfry znajdujące się pod jego nazwiskiem stanowiły połączenie, które było jeszcze bardziej wstrząsające niż w przypadku Doroty. Niecałe dwadzieścia osiem lat. Tylko tyle dane było mu przeżyć. I chociaż sam zapewne uważałby, że to było dobre życie, każdy, kto go znał, twierdziłby, że Mateusz zasługiwał na znacznie więcej. Przynajmniej na drugie tyle.

Drżącymi dłońmi Alicja położyła na grobie kwiaty i ustawiła zapalony znicz. Podobnie jak w przypadku matki, chciała powiedzieć kilka słów, aby chociaż stworzyć ułudę rozmowy, której tak pragnęła, ale kiedy otworzyła usta, gardło tak się jej ścisnęło, że nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. A chwilę później wybuchnęła spazmatycznym szlochem.

Obiecała sobie, że nie będzie już płakać, ale ta wizyta okazała się ponad jej siły. Cały ten ból, który udawało się jej tłumić przez ostatnie tygodnie, powrócił ze zdwojoną mocą, kiedy tylko jej wzrok padł na tabliczkę przybitą do drewnianego krzyża. Mając ją przed oczami, nie mogła się już nijak oszukiwać. Nieobecność ukochanego stawała się jeszcze bardziej realna niż do tej pory.

Chciałaby móc mu powiedzieć, że u niej wszystko w porządku, że świetnie siebie radzi. Ale to byłoby kłamstwo. Tak naprawdę tylko stwarzała pozory przed innymi, że zaczęła sobie radzić z tą sytuacją. W głębi serca wciąż była daleko od tego, aby się z tym wszystkim pogodzić. I zapewne zajmie jej to jeszcze wiele czasu. O ile kiedykolwiek to nastąpi.

Pozwoliła sobie na ten akt rozpaczy, czując, że i tak nie zdoła niczego z siebie wykrztusić. Nie obchodziło jej już nawet, czy ktoś będzie tego świadkiem. Ogarnęła ją taka bezsilność, że było jej wszystko jedno. I tak nie mogło jej spotkać już chyba nic gorszego.

Po kilku minutach niemal histerycznego płaczu zaczęła się pomału uspokajać. Wyciągnęła z kieszeni płaszcza chusteczki higieniczne, aby wytrzeć mokre policzki i dekolt, na który skapywały łzy. Po chwili jedyną oznaką tego, co się z nią działo, były tylko zaczerwienione i lekko opuchnięte oczy.

Stała tak jeszcze przez moment, wpatrując się tępo w miejsce, gdzie jej ukochany spoczął już na zawsze. Przez głowę przelatywały jej tysiące myśli, ale żadnej nie zdołała wypowiedzieć na głos. Czuła, że cokolwiek by to było, nawet w ułamku nie oddawałoby emocji, które właśnie nią targały. Dlatego też zdecydowała się tylko na jedno krótkie, wypowiedziane szeptem wyznanie, które zawierało wszystko to, co najważniejsze.

– Kocham cię.

Przyłożyła wewnętrzną stronę dłoni do ust, a potem dotknęła nią tabliczki w miejscu, gdzie widniało jego imię. Teraz to był jedyny czuły gest, jaki mogła wykonać.

Kiedy zauważyła, że ktoś zatrzymał się przy grobie obok, uznała, że czas wracać. Te krótkie odwiedziny naprawdę wiele ją kosztowały i wypompowały z niej niemal całą energię. Teraz musiała dać sobie chwilę na to, aby znów chociaż spróbować wziąć się w garść.

Dość szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z cmentarza. Z poczuciem ulgi przeszła przez bramę i skierowała się na pobliski parking, gdzie zostawiła samochód. Wsiadła do niego, ale nie ruszyła od razu. Wzięła kilka głębokich wdechów i przejrzała się w lusterku wbudowanym w osłonę przeciwsłoneczną. Tak jak się spodziewała, nie wyglądała najlepiej – zaczerwieniony nos, podpuchnięte oczy i rozmazany makijaż. Na to ostatnie zaradziła kolejnym chusteczkami, ale dwoma pozostałymi mankamentami się nie przejęła. Przecież i tak jechała już do domu, gdzie nikt jej nie zobaczy.

Kilkanaście minut później podjeżdżała pod swój dom. Brama wjazdowa była zamknięta, więc musiała się przed nią zatrzymać i ją otworzyć. Kiedy wysiadła z samochodu, kątem oka dostrzegła, że ktoś stoi przy sąsiednim ogrodzeniu i próbuje przymocować coś do płotu. Chwilę później rozległ się huk uderzającego o ziemię metalu oraz dość głośne i siarczyste przekleństwo.

 – Wszystko w porządku? – spytała niepewnie Ala, podchodząc bliżej, bo w półmroku wieczoru ciężko było dostrzec detale.

 – Tak, nic mi nie jest – odparł Rafał, podnosząc sporych rozmiarów, metalową tabliczkę. – Tylko to cholerstwo nie chce się przykręcić.

Dopiero kiedy Alicja stanęła tuż obok sąsiada, zorientowała się, że trzymał w rękach szyld oznajmiający, że w budynku znajduje się studio fotograficzne.

 – Modern View? – spytała, widząc, że właśnie te dwa słowa widniały u samej góry tabliczki i zdecydowanie były napisane największą czcionką.

 – No wiem, kiepska nazwa – stwierdził Kalczyński z westchnieniem. – Ale na nic lepszego nie wpadłem. Wmyślanie chwytliwych haseł nie jest moją mocną stroną. A w dodatku to wcale nie jest takie proste, jak się wydaje.

Z tą ostatnią uwagą Ala w pełni mogła się zgodzić. Odkąd tylko w jej głowie pojawił się pomysł prowadzenia własnego hotelu, zaczęła się głowić nad jego nazwą. I do tej pory nie wpadła na nic, co by się jej naprawdę podobało. Mateusz też podsunął jej kilka pomysłów, ale żaden z nich nie wydawał się jej zarówno oryginalny i łatwy do zapamiętania. Nie dziwiła się więc Rafałowi, że sam też miał zagwozdkę.

–  Nie jest tak źle – szczerze go pocieszyła. – Zawsze mogło być gorzej. Na przykład jakieś oklepane fotocośtam.

Rafał nie miał zamiaru się nawet przyznawać, że różne konfiguracje z słowem „foto" też brał pod uwagę, ale ostatecznie szczęśliwie z nich zrezygnował. Modern View nie było może porywające, ale miał nadzieję, że mimo wszystko nie zatonie w morzu innych nazw zawierających właśnie ten popularny przedrostek „foto".

– Liczę na to, że klienci będą mieli podobne zdanie i ta nazwa utkwi im w pamięci – odparł. – O ile w ogóle zawiśnie na tym płocie, bo póki co, to skutecznie się temu opiera.

Tabliczka, którą zamówił zaraz po przeprowadzce, przyszła kurierem już kilka dni temu, ale Rafał miał tyle roboty, że do tej pory nie znalazł czasu, aby przytwierdzić jej do ogrodzenia. Teraz też nie była na to najlepsza pora, bo szarówka utrudniała jakiekolwiek prace, ale wiedział, że w ciągu najbliższych dni nie znajdzie lepszej, wolnej chwili, a chciał, aby szyld w końcu znalazł się na swoim miejscu. Dlatego też podjął próbę jego zawieszenia, ale niestety dopadła go złośliwość rzeczy martwych.

– Może pomogę? – zaproponowała Alicja. – Ja potrzymam, a ty przykręcisz gwinty.

– O, byłoby super – ucieszył się Kalczyński, posyłając jej ciepły uśmiech.

Dopiero teraz przyjrzał się blondynce uważniej i nie umknęło jego uwadze, że nie wyglądała zbyt dobrze. Podpuchnięte oczy wyraźnie świadczyły o tym, że niedawno płakała, chociaż jej głos nie był ochrypnięty, jak to zazwyczaj bywa po szlochu. Może więc nie było to nic przejmującego. Może to tylko alergia.

Wspólnie unieśli tabliczkę na odpowiednią wysokość, a następnie Rafał puścił ją i zostawił  w rękach Ali, po czym sięgnął po leżącą nieopodal wkrętarkę. I tym razem, kiedy miał kogoś do pomocy, cała operacja zajęła zaledwie kilka minut i zakończyła się pełnym sukcesem. Gdy szyld wisiał już równo na swoim miejscu, Kalczyński posłał Alicji wdzięczny uśmiech. Gdyby nie ona, pewnie jeszcze długo by się z tym męczył.

– Wielkie dzięki – oznajmił, podziwiając z dumą tabliczkę, na której widniała nie tylko nazwa studia, ale także jego nazwisko. Teraz to już było oficjalne – spełnił swoje największe marzenie i był z tego powodu cholernie szczęśliwy.

– Nie ma za co – odparła. – Cieszę się, że mogłam jakoś spłacić dług twoich przysług – dodała, po czym ziewnęła i objęła się ciaśniej płaszczem, bo zerwał się nieco mocniejszy, chłodny wiatr.

– Zmęczona? – spytał Rafał z nutką troski w głosie.

– Trochę – przyznała. – To był długi dzień.

I trudny – dodała w myślach. Wizyta na cmentarzu naprawdę odebrała jej resztki energii. Cieszyła się więc, że ten dzień chylił się już ku końcowi. Jedyne, o czym teraz marzyła, to ciepły prysznic i sen. Tym bardziej, że następnego dnia, jak właściwie codziennie, musiała wstać skoro świt.

– Tak długie siedzenie w pracy to chyba nic przyjemnego – zagadnął niezobowiązująco Kalczyński.

Przez kilka ostatnich tygodni zdążył się zorientować, że Alicja wychodziła z domu zanim on jeszcze zdążył zwlec się z łóżka, a wracała najczęściej późnym popołudniem czy nawet wieczorem. Spodziewał się, że posada menadżera hotelu wymaga dostępności niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale mimo wszystko trudno było mu sobie wyobrazić, że można nie mieć żadnego życia poza pracą. Sam też był często zawalony robotą po uszy, ale jakoś udawało mu się znaleźć czas na relaks i przyjemności.

– Dzisiaj nie było tak tragicznie. Nawet wyszłam wcześniej, żeby odwiedzić mamę – odparła Alicja, a Rafał w jej głosie wyczuł, że nie była to łatwa wizyta, co nieco go dziwiło.

– Wydawała się bardzo sympatyczną osobą – oznajmił, na co z kolei Ala zmarszczyła brwi w konsternacji, bo nie miała pojęcia, jakim cudem Kalczyński mógł cokolwiek wiedzieć o jej matce.

Po chwili przypomniała sobie jednak, że kiedyś widział ją w towarzystwie pani Joli, a z racji tego, że ich sobie nie przedstawiła, zapewne uznał, że Guzowska była jej matką. Właściwie mogła przytaknąć temu rozumowaniu i się nie tłumaczyć, ale poczuła, że jednak powinna to wyjaśnić. Nie oczekiwała współczucia ani nic takiego, ale nagle poczuła potrzebę zrzucenia z siebie chociaż odrobiny ciężaru, który ją tego dnia przygniótł.

– Pani Jola nie jest moją mamą. Moja matka nie żyje od dziesięciu lat. Byłam na cmentarzu.

Jeśli Rafałowi zrobiło się z powodu tego wyznania nieswojo, nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał za to na Alę z troską w oczach. Tak jak przypuszczał – dziewczyna nie miała w życiu łatwo.

– Przykro mi – powiedział i, o dziwo, zabrzmiało to naprawdę szczerze.

– W porządku – odparła, starając się przywołać na twarz lekki uśmiech. – Już się z tym pogodziłam. Chociaż w taki dzień jak dzisiaj, to boli trochę bardziej.

Podobnie jak w dzień urodzin czy śmierci Doroty. Wtedy jakby jeszcze dotkliwiej odczuwała stratę, która towarzyszyła jej na co dzień. Aż bała się pomyśleć, jak będzie się czuć w dniu urodzin Mateusza lub dniu, w którym mieli stanąć przed ślubnym kobiercem. Już teraz wiedziała, że to będzie dla niej koszmar, skoro nawet dzisiaj zupełnie rozsypała się nad jego grobem.

– Przypuszczam, jakie to musi być ciężkie. – Rafał chyba chciał jej dodać otuchy. – Ja wychowywałem się bez ojca. Chociaż to nie do końca to samo, bo nigdy go nie poznałem. Trudno więc mówić, żebym za nim tęsknił, ale brak jednego z rodziców zawsze pozostawia w nas jakąś wyrwę.

Alicja kiwnęła głową ze zrozumieniem, bo chociaż ich sytuacje się różniły, mieli podobne odczucia – tę pustkę, która powstawała po odejściu jednej z najważniejszych osób w życiu każdego człowieka. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek spotka kogoś, kto zrozumie związane z tym rozterki, ale najwyraźniej Rafał w pewnym stopniu podzielał jej doświadczenia. I dzięki temu zrobiło się jej odrobinę lżej na sercu.

– Ale za to masz chyba świetną mamę – zagadnęła, chcąc zmienić temat i przypominając sobie swobodną atmosferę, którą wyczuła, przyglądając się kiedyś ich spotkaniu w ogrodzie.

– Można tak powiedzieć, o ile nie przeszkadza ci usposobienie ekscentrycznej psycholożki z niekonwencjonalnymi metodami terapeutycznymi – odparł z lekkim śmiechem. – Bywa specyficzna, ale zawsze mogę się do nie zwrócić ze swoimi problemami. Nigdy nie ocenia, ale stara się nakierować na właściwą drogę.

Dzięki tej uwadze Ala zrozumiała, dlaczego Rafał był tak wyrozumiałym i troskliwym człowiekiem. Po prostu wyniósł taką postawę z domu rodzinnego. I nie było w tym nic sztucznego ani napuszonego. To było dla niego coś zupełnie naturalnego.

– Moja mama co prawda nie była psychologiem, ale też potrafiła słuchać i doradzać – wyznała Alicja. – Tęsknię za naszymi rozmowami. Ona zawsze wiedziała co powiedzieć, żeby podnieść mnie na duchu.

I na pewno wiedziałaby, jak ją pocieszyć po stracie Mateusza. Na pewno nie powiedziałaby nic odkrywczego, bo zazwyczaj używała jak najprostszych słów, ale w jej ustach zawsze brzmiały one jak górnolotne mądrości, które skłaniały Alę do stawienia czoła problemom. I właśnie tego teraz potrzebowała, ale niestety nie mogła tego dostać.

– W końcu od tego są mamy – stwierdził Rafał. – Mojej zdarza się na mnie nawrzeszczeć, ale wiem, że to w dobrej wierze. A na końcu i tak zawsze poklepie mnie po ramieniu i zapewni, że wszystko będzie dobrze.

Odrobinę wbrew sobie Ala poczuła ukłucie zazdrości. Kalczyński być może nie miał ojca, ale w jakimś stopniu rekompensowała mu to relacja z matką. Alicja nie miała tego szczęścia. Jej ojciec nigdy nie był jej szczególnie bliski, a po śmierci żony jeszcze zwiększył dystans względem córki, więc trudno było szukać w nim oparcia. Czasami czuła się tak, jakby straciła oboje rodziców, a nie tylko jedno z nich.

Nim którekolwiek z nich zdążyło jeszcze coś powiedzieć, Alicja znów dość przeciągle ziewnęła. Chyba naprawdę potrzebowała odpoczynku. Musiała zebrać siły na kolejny dzień pełen pracy.

– Przepraszam, ale chyba już pójdę – oznajmiła, szukając w kieszeni płaszcza kluczy do domu i garażu.

– Jasne – odparł Rafał bez urazy. – Jeszcze raz dzięki z pomoc. I spokojnej nocy.

Posłali sobie ostatnie uprzejme uśmiechy, po czym każde skierowało się w stronę swojej bramy. Zanim Ala wsiadła do auta, aby wprowadzić je na posesję, zajrzała jeszcze do skrzynki pocztowej i wyciągnęła z niej plik kartek, które następnie wrzuciła niedbale do torebki.

Kilka minut później była już w domu, zrzuciła z siebie płaszcz i szpilki, po czym od razu skierowała się na piętro. Nie była zbytnio głodna, więc uznała, że weźmie relaksujący prysznic, a potem od razu położy się do łóżka. Tylko tego jej było teraz trzeba.

Miała zwyczaj umilać sobie czas spędzony w łazience muzyką, więc zanim się tam udała, sięgnęła do torebki po telefon. Jak zwykle, wpadł gdzieś na samo dno, więc zanim go znalazła, musiała ją niemal w całości opróżnić. Gdy już na niego natrafiła, miała zamiar obrócić się na pięcie i wyjść z sypialni, ale coś przykuło jej uwagę.

Na łóżku, obok pozostałej zawartości torebki, leżała koperta, na której widniało jedno słowo napisane wyraźnie dziecięcym charakterem pisma. Ala podniosła ją ostrożnie i przez chwilę wpatrywała się nierówno zapisany wyraz „Mama". Dość szybko zorientowała się, co mogła zawierać koperta, ale mimo to nie od razu ją otworzyła. Chciała nacieszyć się widokiem tego najprostszego i najpiękniejszego słowa na świecie.

W końcu, drżącymi dłońmi i z szybciej bijącym sercem, wyciągnęła z koperty dwie złożone kartki. Jedna zawierała krótki, nieco koślawy tekst zapisany piórem, gdzie w kilku miejscach rozmazał się atrament, a na drugiej znajdował się rysunek. Ala postanowiła najpierw zaznajomić się z treścią wiadomości.

26.05.2032 r.

Kochana Mamusiu!

Wszystkiego najlepszego z okazji Twojego święta! Zdrowia, szczęścia, radości i spełnienia wszystkich Twoich marzeń! W końcu sama mi powtarzasz, że wszystko jest możliwe, tylko trzeba w to mocno wierzyć. A ja wierzę w to, że jesteś wspaniała i ze wszystkim sobie poradzisz. W końcu jesteś Supermamą i żaden problem Ci nie straszny!

Mam nadzieję, że spodoba Ci się rysunek, który zrobiłam specjalnie dla Ciebie. To my – ja, Ty i tata, a za nami nasz hotel. Jesteśmy najszczęśliwszą rodziną na świecie! I oby to się nigdy nie zmieniło. W to też wierzę z całego serca.

Jesteś najlepszą mamą na świecie i kocham Cię bardzo, bardzo mocno! Nigdy o tym nie zapominaj!

Twoja córka

Po raz kolejny tego dnia Alicja poczuła, jak po policzku spływa jej łza. Ten list z przyszłości był najprostszy i chyba najkrótszy z dotychczasowych, ale wywołał w niej największe emocje. Zawsze chciała zostać matką, ale nie przypuszczała, że to może być tak dojmujące uczucie. Co prawda póki co nie było realne, ale i tak poczuła ciepło na sercu.

Zachęcona drugim akapitem wiadomości, sięgnęła po drugą kartkę, którą znalazła w kopercie. Rysunek rzeczywiście przedstawiał trzy postaci na pierwszym plnie i okazały budynek w tle. Skupiła się na ludziach, którzy bez dwóch zdań byli dwójką dorosłych i znajdującym się między nimi kilkuletnim dzieckiem. Ala nie miała problemu w rozpoznaniu samej siebie – ktokolwiek był autorem tej ilustracji, bezbłędnie uchwycił jej zielone oczy, zwykle spięte w kok jasne włosy i elegancki styl ubioru. Stojąca obok dziewczynka miała podobny odcień włosów zebranych w dwa kucyki i kolorową sukienkę. Mężczyzna natomiast był wyraźnie wyższy od pozostałych postaci. Jego niebieskie oczy i krótkie, brązowe włosy od razu przywiodły Alicji na myśl Mateusza. Kiedy jednak przyjrzała mu się bliżej, dostrzegła w nim także coś z Rafała. Najprawdopodobniej nie był to jednak wizerunek nikogo konkretnego, a ona tylko podświadomie dopatrywała się podobieństwa, bo chciała go przypisać do kogoś znajomego.

Przesunęła dłonią po rysunku i zatrzymała ją na postaci dziewczynki, która kiedyś mogłaby być jej córką. Jeszcze niedawno wierzyła w to, że razem z Mateuszem założą liczną, szczęśliwą rodzinę. Teraz ciężko było jej sobie wyobrazić, aby mogła to zrobić z kimś innym, ale instynkt macierzyński wciąż był w niej bardzo silny. Może za kilka lat spotka mężczyznę, który byłby odpowiedni do roli ojca jej dzieci. Może miała jeszcze szansę poczuć, jak to jest nosić pod sercem nowe życie, a potem troszczyć się o nie, kochać je najmocniej na świecie i doświadczyć odwzajemnienia tej miłości. Ten list, chyba nawet bardziej niż poprzednie, dał jej nadzieję, że jej marzenia mogą się jeszcze spełnić. Tylko – tak jak pisała autorka wiadomości – trzeba mocno w to wierzyć. I Ala pomału odzyskiwała tę wiarę.

Jeszcze raz prześledziła wzrokiem tekst i uśmiechnęła się, bo podobne słowa mogłaby skierować do swojej matki. I jeśli dane jej będzie mieć kiedyś własne dzieci, chciałaby być dla nich taką mamą, jaką Dorota była dla niej – czułą, wyrozumiałą, wspierającą. Po przeczytaniu tego listu, poczuła, że to mogłoby być realne, że naprawdę mogłaby być w oczach swoich pociech najlepszą mamą na świecie.

Kiedy już udało się jej opanować emocje, złożyła kartkę z wiadomością, włożyła ją do koperty, a następnie chowała do szuflady stolika nocnego, gdzie przechowywała pozostałe listy z przyszłości. Rysunek natomiast postawiła na komodzie naprzeciwko łóżka, tak aby mogła go widzieć codziennie rano po przebudzeniu. Uznała, że to będzie dobra motywacja do tego, aby każdego dnia podejmować wysiłek i postarać się ułożyć sobie życie na nowo. Bo kiedyś ten obrazek mógłby stać się jej prawdziwym życiem, a Dzień Matki dniem, który będzie także jej świętem. 

***********************************************

Hej :) Dzisiaj początek rozdziału troszkę przygnębiający, ale mam nadzieję, że dalsza jego część zrównoważyła nastrój. Jak widać mamy i spotkanie bohaterów, i list, który dodał Alicji nieco otuchy. W następnym rozdziale będzie to, na co zanosiło się już od dłuższego czasu, czyli wycieczka rowerowa. 

Dziękuję za gwiazdki i komentarze. 

Do napisania za tydzień :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro