IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rafał jechał łagodną leśną ścieżką, kiedy nagle zerwał się mocny wiatr, który zatrząsnął nie tylko rosnącymi wokoło drzewami, ale także jego rowerem. Miał jednak na tyle duże doświadczenie, że bez problemu udało mu się utrzymać równowagę. Między dwoma większymi podmuchami zerknął do góry i między koronami drzew dostrzegł niepokojące skrawki ciemnych chmur. Chyba zanosiło się na ulewę. Szkoda, bo miał ochotę jeszcze trochę pojeździć, ale w takim razie chyba musiał ruszyć w drogę powrotną, jeśli nie chciał, aby złapał go deszcz.

Mimo to był zadowolony, że udało mu się wyrwać na tę ponad godzinną przejażdżkę. Nie tylko ze względu na to, że poznał nowe, ciekawe trasy, ale przede wszystkim dlatego, że jazda na rowerze zawsze była dla niego pewnego rodzaju relaksem, który przy okazji pozwalał mu też zebrać myśli. A właśnie tego teraz potrzebował.

Pewne aspekty jego życia układały się, o dziwo, nawet lepiej, niż się tego spodziewał. W ciągu ostatnich dni załatwił wszystko, co było niezbędne do oficjalnego otworzenia studia. Zadbał już o wszystkie potrzebne sprzęty, a przynajmniej te spełniające podstawowe wymagania. Resztę, w miarę konieczności, będzie kupował na bieżąco. Bardzo cieszył się na powrót do pracy – na poniedziałek miał umówioną pierwszą sesję do folderu reklamowego pewnego biura podróży – bo zdążył już zatęsknić za tą nieco nerwową, ale ekscytującą atmosferą towarzyszącą tego typu sesjom. Od tygodni był tak zajęty przeprowadzką, że nie miał czasu nawet sięgnąć po aparat i zrobić jakiekolwiek zdjęcie. Nie mógł się więc już doczekać, kiedy weźmie go w dłonie i zacznie szukać idealnego kadru, który ostatecznie uwieczni.

Niestety w jego życiu prywatnym nie było już tak kolorowo. Po tym, jak w zeszły piątek odebrał telefon od Oliwii, ta stała się jeszcze bardziej napastliwa. Wydzwaniała do niego kilkanaście razy dziennie, nagrywała się na pocztę głosową, a nawet zaczęła wysyłać SMS-y, za którymi nie przepadała. Ostatni z nich szczególnie zaniepokoił Rafała, bo napisała w nim, że poszła do mieszkania, które wynajmował, i dowiedziała się, że już tam nie mieszkał. Wyglądało na to, że jeszcze nie znała jego nowego adresu, bo nie stanęła na progu jego domu, ale wiedział, że to tylko kwestia czasu. Skoro raz jej uległ, to teraz blondynka już nie odpuści. Musiał być przygotowany na to, że za wszelką cenę będzie próbowała go przekonać, aby do siebie wrócili. A jemu zapewne niełatwo będzie odmówić. Wiedział, że nie powinien do tego dopuścić, ale – jak mawiała jego matka – miał za dobre serce. Zwłaszcza jeśli w grę wchodziły zagubione, zranione dziewczyny, które w jego odczuciu potrzebowały pocieszenia. Zgrywanie bohatera nie zawsze wychodziło mu na dobre, ale taka po prostu była jego natura. Próbował z nią walczyć, ale z góry był na przegranej pozycji.

Tym razem obiecał jednak sobie, że będzie inaczej. Raz już nabrał się na przepełnione smutkiem oczy Oliwii i nie mógł drugi raz popełnić tego samego błędu. Blondynka doskonale potrafiła grać na jego emocjach. Z początku być może robiła to nieświadomie, ale szybko zorientowała się, jak łatwo mogła zatrzymać Kalczyńskiego przy sobie. I potem notorycznie to wykorzystywała, a on nie potrafił przejść obojętnie obok jej zapłakanej twarzy i pełnych rozpaczy zapewnień, że jej życie to jeden wielki koszmar, który staje się znacznie bardziej znośny z Rafałem u boku. Dobrze, że w porę zorientował się, że to tylko puste słowa, które miały zagrać na jego emocjach. Ich relacja zaszła jednak na tyle daleko, że Oliwia chyba naprawdę zdążyła sobie wmówić, że nie może bez niego żyć. Nie miało to jednak nic wspólnego z prawdziwą miłością.

Matka właściwie od samego początku ostrzegała go, że Oliwia panicznie boi się samotności i to zapewne stąd wynikały jej problemy z obsesyjną zazdrością. Wtedy jednak zbagatelizował tę diagnozę, bo dziewczyna wydawała się tylko zraniona zakończeniem poprzedniego związku i może trochę przewrażliwiona na punkcie okazywania przez Kalczyńskiego uprzejmości innym kobietom. Sądził jednak, że opinia jego matki było sporo na wyrost. Teraz wiedział, że nie pomyliła się ani o jotę. To on dał się zwieść pozorom i teraz musiał ponieść tego konsekwencje.

Westchnął ciężko, nie mając pojęcia, jak rozegrać całą tę sprawę. Miał nadzieję, że stopniowe odsuwanie się od blondynki będzie najlepszym rozwiązaniem, ale chyba jednak nic z tego. Gdyby nie odebrał tego telefonu, może by się udało, ale teraz to już nie zda egzaminu. W zaistniałych okolicznościach był nawet gotowy postąpić wbrew swojej naturze i powiedzieć Oliwii wprost, że to definitywny koniec ich związku, ale miał obawy, że to też jej nie powstrzyma przed kolejnym szturmem na jego życie. Musiałby się zdarzyć chyba jakiś cud lub katastrofa, aby ta dziewczyna w końcu pojęła, że nie są dla siebie stworzeni. Na żadną z tych rzeczy Rafał raczej nie mógł jednak liczyć.

Pogrążony w myślach, nie zauważył nawet, kiedy leśna ścieżka zamieniła się w asfalt, a obok siebie nie miał już gęstwiny drzew, tylko domki jednorodzinne. Do ulicy, na której mieszkał, miał jeszcze kawałek drogi, a gdzieś nieopodal rozległ się złowieszczo brzmiący grzmot, więc przyspieszył tempo, aby dotrzeć do domu przed burzą.

Był trzy posesje od swojej, kiedy poczuł na skórze pierwsze krople deszczu. Początkowa mżawka nasilała się z każdą sekundą. Na szczęście zdążył schować rower w garażu, zanim rozpadało się na dobre, i przebiec na ganek, za bardzo nie zamknąwszy. Już miał otworzyć drzwi do domu, kiedy zauważył, że przy rabatkach po drugiej stronie płotu wciąż leżały narzędzia ogrodowe i puste doniczki, które przewróciły się pod wpływem mocnego podmuchu wiatru i zaczęły turlać się po ziemi. Zdziwił się nieco, że Alicja ich nie pozbierała, zanim schowała się przed ulewą, bo z tego, co zauważył, to należała do tych porządnickich, którzy zawsze po sobie sprzątają zaraz po skończeniu roboty.

Nie powinien się tym przejmować, bo to nie jego sprawa, ale jak zwykle wrodzona uprzejmość nie dawała mu spokoju. Poza tym, sam nie wiedział dlaczego, ale mimo dystansu, który Ala utrzymywała wobec niego, coś go do niej przyciągało. Pewnie nie będzie zadowolona, kiedy znów nieproszony wtargnie na jej posesję, pozbiera rozrzucone po ogrodzie rzeczy i stanie w progu z szerokim uśmiechem i gadką o sąsiedzkiej życzliwości, ale wcale go to nie zrażało. Poczuł nagłą ochotę, aby znów ją zobaczyć i nawet deszcz go nie zniechęcił.

Otworzył szybko dom, wszedł do środka, odłożył na komodę kask, a następnie chwycił stojący w rogu parasol. Rozłożył go, po czym szybkim krokiem przemierzył drogę do swojej bramy, aby za chwilę przejść przez tę prowadzącą na działkę obok.

Nie zdążył podnieść nawet jednej doniczki, którą musiał gonić, bo wiatr tak nią miotał, kiedy usłyszał za sobą oburzone:

– Co robisz?!

Obrócił się w tamtą stronę i zobaczył zdziwioną i przemoczoną Alicję. W pierwszej chwili jej nie poznał, bo jej zwykle wzorowo ułożone włosy niespodziewanie zmieniły się w burzę nieokiełznanych loków. Najwyraźniej były wyjątkowo podatne na wilgoć.

– Zbieram rozszalałe doniczki – odparł, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

– Ale to moje doniczki – stwierdziła Alicja, a sekundę później podskoczyła lekko, przestraszona głośnym grzmotem. Chwilę wcześniej niebo przeszyła również błyskawica.

– Tak, wiem – oznajmił, po czym wcisnął jej w dłoń parasol, chociaż i tak już niewiele mógł jej pomóc, a sam ruszył w pościg za plastikowymi pojemnikami.

W zaistniałych okolicznościach Ala nie chciała się kłócić, więc pozwoliła Rafałowi gonić doniczki, a sama pozbierała łopatkę i grabki, karcąc się w duchu, że nie zajęła się tym wcześniej.

Miała to zrobić po wizycie pani Joli, ale zajęła się czytaniem nowego listu z przyszłości, po czym zupełnie pogrążyła się w swoich myślach i zapomniała o bożym świecie. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero deszcz. I to nawet nie pierwsze jego krople. Miała zamiar wbiec do domu przez taras, ale przypomniała sobie, że zostawiła w ogródku bałagan. Pewnie nie przejęłaby się tym tak bardzo, gdyby nie gwałtowny wiatr, który mógł narobić wiele poważnych szkód. Dlatego też zdecydowała się pozbierać doniczki i narzędzia. A kiedy dotarła na miejsce, zastała tam Rafała, który najwyraźniej miał taki sam zamiar jak ona, chociaż to nie były ani jego rzeczy, ani tym bardziej jego posesja.

– Biegnij do domu! – Usłyszała chwilę po tym, jak podniosła jedną z doniczek, która potoczyła się wprost pod jej nogi, a sekundę później opad o średniej intensywności zamienił się w ścianę deszczu.

Nie zwlekając, puściła się biegiem w stronę ganku. Kiedy stanęła przed frontowymi drzwiami i szukała w kieszeni dżinsów kluczy, zorientowała się, że Rafał poszedł w ślad za nią, trzymając w dłoniach pozostałe cztery doniczki. Szybko otworzyła drzwi i zaraz potem wpadli do środka cali przemoczeni. Na taką ulewę nawet parasol, który Ala wciąż trzymała w ręce, był kompletnie bezradny.

– O, matko – westchnął Kalczyński, przecierając dłońmi mokrą twarz. – Kto by pomyślał, że taki całkiem ładny dzień skończy się taką nawałnicą.

Rzeczywiście rzęsisty deszcz nie był jedynym zjawiskiem pogodowym, jakie szalało za oknem. Niebo co chwilę przeszywały błyskawice, grzmoty były niezwykle głośne, a wiatr tak porywisty, że zapewne powali niejedno drzewo.

– Oby tylko nie zniszczyła tych kwiatów, które dzisiaj posadziłam – odparła Alicja, odkładając trzymane rzeczy na podłogę.

– Faktycznie szkoda, aby tyle pracy poszło na marne – stwierdził Rafał, uśmiechając się lekko.

Ala zajęła się zdejmowaniem butów, a Rafał zerknął dyskretnie przez okno, aby zorientować się, jak wiele nieszczęść może mu się przydarzyć podczas drogi powrotnej do swojego domu. Na parasol nie miał co liczyć – po pierwsze i tak był już przemoczony do suchej nitki, a po drugie wiatr tak wzrósł w siłę, że już przy pierwszym podmuchu parasolka by się połamała. No, ale jakoś musiał wrócić. Jeśli się postara, to przebiegnie ten niewielki dystans w mniej niż pół minuty.

– Dobra, to ja wracam do siebie – oznajmił, sięgając do klamki frontowych drzwi. – Upewnij się, że masz zamknięte wszystkie okna – poradził na odchodnym. – To nic przyjemnego, kiedy podczas ulewy wybije się szyba.

Wraz z ostatnim jego słowem w najbliższe okno z hukiem uderzyła duża gałąź. Szyba pozostała nietknięta, ale Alicja i tak podskoczyła przestraszona.

– A mógłbyś jeszcze chwilę zostać? – zapytała nieśmiało, kiedy Kalczyński już uchylał drzwi. – Poczekaj, aż przejdzie ten najgorszy deszcz.

Ala nie chciała się przyznać przed samą sobą, że tak naprawdę poprosiła Rafała o to, aby z nią został, bo odrobinę bała się burzy. Nie był to paniczny strach, ale zawsze czuła się podczas niej nieswojo. Do tej pory mogła przytulić się do Mateusza, który robił wszystko, aby odciągnąć jej uwagę od tego, co działo się za oknem. Teraz miałaby zostać całkiem sama. I w takich okolicznościach towarzystwo szatyna wydawało się naprawdę kojące.

– Byłoby fajnie, ale jestem cały mokry, a nie chcę ci niczego zamoczyć – odparł, nieco zdziwiony jej propozycją.

– Żaden problem – zapewniła. – Dam ci coś na przebranie – dodała, zanim zdążyła się nad tym dobrze zastanowić. Dopiero po chwili dotarło do niej, że musiałaby mu dać coś z ubrań Mateusza. I ta wizja niezbyt się jej podobała, ale nie mogła już cofnąć wypowiedzianych słów.

– W takim razie chętnie skorzystam. – Rafał posłał jej ciepły uśmiech, uradowany faktem, że nie będzie musiał się przedzierać przez tę ścianę deszczu.

Najpierw skierowali się do łazienki, gdzie znaleźli ręczniki, którymi się z grubsza wytarli. Alicja z niesmakiem spojrzała na swoje odbicie w lustrze – nie znosiła, kiedy jej włosy zamieniały się w nastroszone loki, układające się każdy w inną stronę. Nic jednak nie mogła na to teraz poradzić. Musiałaby jej najpierw podsuszyć, a potem wyprostować, a w obecnej chwili miała ważniejsze rzeczy do załatwienia.

Zostawiła Rafała w łazience, a sama skierowała się na górę. Szybko zrzuciła z siebie przemoczone dżinsy i sweter, a założyła wygodne legginsy i luźną, bawełnianą tunikę. Chwilę później z lekkim wahaniem otworzyła tę część szafy, w której wciąż znajdowały się ubrania jej narzeczonego. Drżącymi dłońmi wyciągnęła spodnie dresowe i najzwyklejszy T-shirt. Na moment przyłożyła je do twarzy – wciąż pachniały Mateuszem.

Ten moment zadumy nie trwał długo – szybko przypomniała sobie, że na dole czekał Kalczyński. Wzięła więc głęboki wdech i zeszła na parter, po czym weszła do łazienki. Z małym zakłopotaniem zauważyła, że Rafał ściągnął sportową koszulkę, którą miał na sobie i wykręcał ją nad umywalką, aby pozbyć się wody, którą nasiąknęła. Widok półnagiego mężczyzny lekko ją onieśmielił.

– O, dzięki – oznajmił z uśmiechem, odbierając od niej suche ubrania. – Mam nadzieję, że właściciel się nie pogniewa, że trochę w nich poparaduję – dodał widząc, że Ala przyniosła mu męską odzież, a nie damski szlafrok, którego się spodziewał.

– Nie będzie miał nic przeciwko – odparła Alicja z grobową miną.

Rafał wyczuł, że to dla niej drażliwy temat, więc o nic nie dopytywał. Ala też nie powiedziała nic więcej, tylko wyszła z pomieszczenia, dając mu chwilę prywatności.

Kiedy już się przebrał i rozwiesił mokre ciuchy na łazienkowym kaloryferze, ruszył w stronę, gdzie, jak przypuszczał, znajdował się salon. Okazało się, że był on połączony z kuchnią, po której właśnie krzątała się Alicja. Kalczyński rozejrzał się po pokoju, w którym panował niemal idealny porządek. Nic nie walało się po stoliku, kanapie czy podłodze, jak to bywało u niego. Nawet na komodzie wszystko było ustawione tak, aby stwarzało wrażenie symetrii. Jego uwagę szczególnie przykuła stojąca na środku, dość duża ramka ze zdjęciem. Przedstawiała parę młodych, szczęśliwych i wyraźnie zakochanych w sobie ludzi. Postawny szatyn obejmował czule drobną blondynkę, która wtulała się ochoczo w jego ramię. To był naprawdę uroczy obrazek. Ktoś, kto zrobił tę fotografię, uwiecznił szczególny, wart zapamiętania moment. Niby taki zwyczajny, a jednocześnie wyjątkowy. To właśnie była siła fotografii – zamykanie w jednym kadrze ulotnej chwili, która już nigdy się nie powtórzy. I za to Rafał tak bardzo ją kochał.

– Zrobiłam herbatę na rozgrzanie – oznajmiła Ala, wchodząc do salonu z dwoma kubkami w ręce.

Rafał szybko odwrócił się w jej stronę, ale ona i tak zdążyła zauważyć, że przyglądał się zdjęciu, na którym byli ona i Mateusz. Fotografia została zrobiona w dniu ich zaręczyn i ukazywała ich w momencie, kiedy byli najszczęśliwsi na świecie. Miała nadzieję, że dzień ślubu przebije to uczucie. Teraz już nie będzie miała szansy się przekonać, czy rzeczywiście by tak było.

– Dzięki. – Kalczyński odebrał od niej kubek i wziął łyk herbaty. – Dobra – stwierdził. – Jaki to smak?

– Słodkie mango – odparła. – Moja ulubiona.

– Muszę zapamiętać, bo jest naprawdę pyszna. – Znów się szeroko uśmiechnął i pociągnął kolejny, większy łyk.

Alicja zrobiło się cieplej na sercu, słysząc, że Rafałowi zasmakowała herbata, którą ona wręcz ubóstwiała i mogła pić hektolitrami. Mateusz nie podzielał jej pasji do owocowych napojów. Zdecydowanie preferował czarną, gorzką kawę, a jeśli już pijał herbatę, to tylko Earl Grey. Była to więc dla niej miła odmiana, że ktoś zachwycał się egzotycznymi smakami tak samo jak ona.

Objęła mocniej kubek obiema dłońmi i przez chwilę przyglądała się Rafałowi, który w ekspresowym tempie opróżnił już połowę swojego. Ze względu na to, że byli z Mateuszem podobnej postury, ubrania, która dała Kalczyńskiemu, całkiem nieźle na nim leżały. Koszulka jedynie wydawała się odrobinę za duża, bo Guzowski miał nieco szerszą klatkę piersiową i większe bicepsy. Sądziła, że widok obcego mężczyzny w stroju, który należał do jej narzeczonego, w jakimś stopniu ją oburzy, ale nic takiego nie nastąpiło. W końcu były to tylko czarne dresowe spodnie i zielony T-shirt jakich wiele. Gdyby nie wiedziała, że kiedyś nosił je Mateusz, pewnie nawet by się nie zorientowała.

– Naprawdę ładnie urządzony dom – odezwał się niespodziewanie Rafał, rozglądając się dookoła. – Niedawno robiłaś remont? – dopytał, bo wszystkie sprzęty wyglądały na stosunkowo nowe.

– Niecały rok temu, zanim się przeprowadziliśmy – odparła, odruchowo używając liczby mnogiej. Aby uniknąć kłopotliwego pytania ze strony szatyna, którego on wcale nie miał zamiaru zadać, zapytała: – A ty nie robiłeś żadnego remontu? Nie słyszałam wiercenia ani innych hałaśliwych robót.

– Kuchnia i łazienka są we w miarę dobrym stanie, więc się nimi nie kłopotałem – wyjaśnił. – Pokoje przemalowałem i wstawiłem swoje meble. Bardziej zależało mi na przygotowaniu pomieszczenia pod studio niż części mieszkalnej. W tej drugiej kwestii nie jestem zbyt wymagający.

I tutaj zdecydowanie się różnili. Ala może nie wymagała luksusów, ale jeśli mogła pozwolić sobie na jakieś dogodności, to z nich korzystała. Podczas urządzania wystroju domu Mateusz pozostawił jej niemal wolną rękę. Jemu w sumie było wszystko jedno, ale chciał, aby Alicja tak wyposażyła mieszkanie, aby poczuła, że to jej miejsce na ziemi. Poza tym dzięki pracy w hotelu lepiej orientowała się w trendach i funkcjonalności poszczególnych elementów wystroju. W efekcie, zanim się wprowadzili, remont trwał dobrych kilka miesięcy. Dlatego też było dla niej niepojęte, jak można wejść do cudzego domu i tak po prostu w nim zamieszkać, nie zmieniwszy praktycznie nic.

– Ja to jednak lubię urządzić wszystko po swojemu – przyznała, siadając na kanapie, która była jednym z niewielu mebli, które wybrali z Mateuszem wspólnie.

– Ja nie mam do tego głowy – odparł Rafał, zajmując fotel. – Muszę się teraz skupić na pracy, bo właściwie wszystkie swoje oszczędności zainwestowałem w ten dom.

Podobnie jak Ala i Mateusz. Kupili ten dom z myślą, że to będzie ich inwestycja na przyszłość. Teraz chyba musiała się jednak poważnie zastanowić nad jego sprzedażą. Był zdecydowanie za duży dla niej jednej. Może lepiej przysłuży się jakiejś szczęśliwej rodzince z gromadką rozbrykanych dzieci.

– A właśnie, od poniedziałku zaczynam przyjmować klientów, więc z góry przepraszam, jeśli będzie trochę głośno – ostrzegł Kalczyński. – Niektóre sesje potrafią się zmienić w istny cyrk – dodał ze śmiechem.

– Nie ma problemu – zapewniła Alicja. – Ja też niedługo wracam do pracy, więc przez większość dnia będę poza domem.

Zapadła chwila ciszy, kiedy żadne z nich nie wiedziało, jaki jeszcze neutralny temat mogliby poruszyć. Ala spojrzała przez okno, gdzie deszcz już nie był tak gęsty jak jeszcze kilka minut temu, ale mimo to nie miała serca wyrzucać Rafała z domu. Tym bardziej, że wciąż jeszcze się błyskało i grzmiało. Skoro już go zaprosiła, aby przeczekał u niej tę nawałnicę, to wypadało ugościć go do momentu, aż ta zupełnie ustanie.

– Boisz się burzy? – spytał Kalczyński, kiedy Ala wzdrygnęła się lekko ma dźwięk kolejnego grzmotu.

– „Boję" to chyba za mocne słowo – stwierdziła. – Raczej nie przepadam. Zwłaszcza kiedy moje włosy zmieniają się w to – dodała, zakładając za ucho niesforny loczek.

Na podstawie reakcji blondynki Rafał łatwo domyślił się, że proponując mu, aby się u niej na chwilę zatrzymał, nie kierowała się wyłącznie troską o jego zdrowie. Zapewne chciała mieć towarzystwo na wypadek, gdyby deszcz i wichura spowodowały większe szkody i ją przestraszyły. Zupełnie mu jednak nie przeszkadzała ta mała manipulacja. Cieszył się, że dzięki temu miał okazję spędzić z nią trochę czasu. Nie chciał jednak dać tego po sobie poznać.

– Ja tam uważam, że do twarzy ci w tej fryzurze – odparł, posyłając jej ciepły uśmiech. – Wyglądasz naprawdę uroczo – dodał, na co Ala ostentacyjnie przewróciła oczami.

– A jak tam twoja przejażdżka? – szybko zmieniła temat, bo dziwnie poczuła się z komplementem dotyczącym jej nieokiełznanych włosów, wygłoszonym przez innego mężczyznę niż jej narzeczony. – Trafiłeś na jakieś ciekawe trasy?

– Tak, chociaż nie dotarłem zbyt daleko, bo wróciłem się, kiedy zaczęło zbierać się na deszcz – wyjaśnił. – Mam jednak nadzieję, że wkrótce znajdę czas, żeby znów się tam wybrać i odkryć coś nowego. Może pojechałabyś ze mną? – zaryzykował pytanie, zanim zdążył się nad nim dobrze zastanowić. – Kiedy wyciągaliśmy kosiarkę, widziałem, że masz całkiem niezły sprzęt.

Alicja zmarszczyła czoło, nie bardzo wiedząc, co na to odpowiedzieć. Kiedy to pani Jola zaproponowała, aby wspólnie wybrali się na przejażdżkę, uznała ten pomysł za absurdalny. Wciąż była daleka od tego, aby bez wahania się na niego zgodzić, ale nie wydawało się jej to już tak niedorzeczne jak kilka godzin temu. Tylko skąd ta nagła zmiana? Czyżby zaczął na nią działać wrodzony urok osobisty Rafała?

– Kiedyś dużo jeździłam, ale nie wiem, czy teraz znajdę na to czas – odparła wymijająco. – Poza tym w tym roku jeszcze nie wyciągnęłam roweru i nie zdążyłam przygotować go na nowy sezon.

Tym też zawsze zajmował się Mateusz, chociaż rowery to była bardziej jej pasja. Guzowski uznawał jednak, że nie powinna zaprzątać sobie głowy pompowaniem opon czy sprawdzaniem sprawności hamulców – uważał to za typowo męskie zajęcie i jako mężczyzna z krwi i kości dbał o to wszystko, ściągając ten obowiązek z jej barków. Teraz to była kolejna z wielu rzeczy, o które będzie musiała się zatroszczyć sama.

– Jeśli chcesz, to chętnie pomogę – zadeklarował się Rafał.

– Dzięki, zastanowię się – odparła zdawkowo.

Przez kolejne pół godziny rozmawiali o szeroko pojętym kolarstwie. Okazało się, że nie tylko z zapałem uprawiali tę dyscyplinę rekreacyjnie, ale też lubili oglądać w telewizji różne wyścigi, w tym oczywiście rodzime Tour de Pologne. Rafał wspominał, jak kilka lat temu wybrał się do Katowic, aby obejrzeć jeden z etapów na żywo, a Ala przyznała ze lekkim smutkiem, że jej nigdy nie udało się poczuć tych emocji, kiedy peleton z zawrotną prędkością przejeżdża zaledwie kilka metrów od ciebie. Kalczyński chciał zaproponować, aby w tym roku wybrali się tam wspólnie, ale w porę zdążył ugryźć się w język. To zdecydowanie nie byłaby dobra sugestia. Alicja mogła się pod jej wpływem spłoszyć i znów zamknąć w sobie, a przecież tak dobrze im się rozmawiało. Nie chciał tego zepsuć.

Pogrążeni w dyskusji nie zauważyli nawet, kiedy za oknem nastąpił względny spokój – zniknęły grzmoty i błyskawice, deszcz zelżał do ledwo wyczuwalnej mżawki, a wiatr już nie miotał gałęziami. Dopiero kiedy wzrok Rafała spoczął na zegarze ściennym, zorientował się, że już nadszedł wieczór, a niebo nie było ciemne z powodu ciężkich burzowych chmur, tylko ze względu na późną godzinę. Uznał więc, że czas najwyższy się zbierać, mimo że po raz pierwszy, odkąd się poznali, czuł, że Ala rozmawiała z nim naprawdę swobodnie i chyba nawet czerpała z tego przyjemność.

– Dzięki, że mogłem u ciebie przeczekać – oznajmił, kiedy odprowadzała go do przedpokoju. – I za herbatę oraz suche ciuchy. Wypiorę je i oddam jak najszybciej – zapewnił.

– Nie ma takiej potrzeby. Możesz je zatrzymać – odparła Alicja, zadając sobie sprawę, że rzeczywiście te ubrania już na nic się jej nie zdadzą. – I to ja dziękuję. Nie musiałeś zbierać tych doniczek. Tylko niepotrzebnie przy tym przemokłeś.

– Nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się sąsiedzka pomoc, więc ratując twoje doniczki, liczyłem na to, że będę miał u ciebie dług wdzięczności i w razie potrzeby będę mógł go odebrać – odpowiedział, uśmiechając się filuternie i puszczając jej oko, na co Ala szczerze się uśmiechnęła. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.

– W porządku. Będę o tym pamiętać – odparła.

Wymienili jeszcze kilka zdawkowych uwag, po czym Kalczyński pozbierał swoje rzeczy – przemoczone ubrania, które lekko podeschły, i parasol – po czym wyszedł na zewnątrz, gdzie deszcz już ustał na dobre, ale powietrze wciąż było przesiąknięte wilgocią, a wszystko dookoła zupełnie mokre.

Kiedy drzwi za Rafałem się zamknęły, Alicja westchnęła głośno. Bała się przyznać sama przed sobą, że naprawdę miło spędziła tę ostatnią godzinę w towarzystwie sąsiada, który, jak się okazało, wcale nie był taki irytujący, jak jej się z początku wydawało. Właściwie był naprawdę sympatyczny i, co chyba zdziwiło ją najbardziej, lubił te same rzeczy co ona. Do tej pory nie przypuszczała, że mogliby znaleźć wspólny język, ale wyglądało na to, że mogliby się całkiem nieźle dogadać. Ala jednak nie była pewna, czy chciałaby podtrzymywać tę znajomość. Może ten jeden wieczór był tylko takim wyjątkiem. Poza tym każde z nich musiało się teraz skupić na czymś innym. Kalczyński rozkręcał własny biznes, a ona powinna wziąć się za układanie sobie życia na nowo.

Ta myśl przypomniała jej o liście, który czytała, zanim się rozpadało. Pognała szybko na piętro, aby wyjąć kopertę z jej zawartością z kieszeni przemoczonych dżinsów, do której ją włożyła, kiedy pobiegła zebrać doniczki i narzędzia ogrodowe. Była przekonana, że papier na dobre nasiąknął wodą i rozmazał wiadomość zapisaną schludnym, ale dość surowym charakterem pisma. Z ulgą stwierdziła jednak, że mimo zawilgoconej kartki, słowa wciąż dało się odczytać.

Wcześniej zdążyła prześledzić tekst już kilka razy, ale postanowiła zrobić to po raz kolejny, kładąc list na szafce nocnej, aby mógł swobodnie wyschnąć. Ta wiadomość różniła się od dwóch poprzednich – zdecydowanie została napisana przez inną osobę, mężczyznę, i w nieco innym stylu. Ala musiała jednak przyznać, że ten list podobał się jej najbardziej z dotychczasowych.

17 sierpnia 2021 r.

Droga A.

Nie jestem pewien, czy mnie pamiętasz, ale poznaliśmy się wczoraj w schronisku dla zwierząt „Podaj łapę". Odbierałaś swojego psiaka, którego postanowiłaś adoptować, kiedy ja wróciłem ze spaceru z kilkoma innymi psami. Wpadliśmy na siebie przy recepcji – Klusek, ciemny kundelek, którego miałem na smyczy, rzucił się na Ciebie i doszczętnie wylizał. Śmiałaś się przy tym, więc raczej nie miałaś nic przeciwko, ale i tak przykro mi, że go nie upilnowałem. Mam nadzieję, że nie masz o to do mnie pretensji.

Nie piszę jednak po to, aby przepraszać za ten incydent, ale dlatego, że w schronisku znalazłem coś Twojego. Na kontuarze w recepcji zostawiłaś gruby, bordowy notatnik. Przejrzałem go pobieżnie, aby zorientować się, co zawiera. Niewiele zrozumiałem z tych zapisków, ale zapewne dla Ciebie są bardzo istotne, bo prowadzisz je niezwykle skrupulatnie. W środku znalazłem też Twoje dane, więc stąd wiedziałem, do kogo skierować ten list.

Przypuszczam, że chcesz odzyskać swoją zgubę, więc proponuję spotkanie, podczas którego oddam Ci ten notatnik. Co Ty na to? Masz czas i ochotę wypić ze mną kawę? Powinnaś mi ją postawić, w ramach podziękowania, ale to ja zapraszam ;)

Mam nadzieję, że się zgodzisz.

Pozdrawiam serdecznie i czekam na Twoją odpowiedź.

Znalazca bordowego notatnika

Na widok niecodziennego podpisu, Ala uśmiechnęła się pod nosem. Doskonale wiedziała, o jakim notatniku była mowa. Odkąd została menadżerem w „Azalii" zaczęła prowadzić zeszyt, w którym zapisywała cenne uwagi dotyczące prowadzenia takiego przybytku. Miała nadzieję, że te zapiski okażą się naprawdę wartościowe, jeśli kiedyś zdecyduje się otworzyć swój własny hotel. Ten notatnik w grubej, bordowej okładce był jej małym skarbem, którego zawsze skrzętnie pilnowała, więc było mało prawdopodobne, aby go zgubiła, ale nie mogła tego wykluczyć.

Nie zmartwił jej fakt, że nieznany mężczyzna, który napisał list, wiedział o jej osobistym hotelarskim poradniku, bo sporo osób zdawało sobie sprawę z jego istnienia. Alicja co prawda nikomu nie pokazywała zapisywanych uwag, ale widok jej z tym konkretnym zeszytem pod pachą, nie był dla nikogo niczym zaskakującym. Wszyscy jej bliscy wiedzieli, że notowała w nim tajniki swojej pracy.

Podobnie miała się zresztą sprawa z posiadaniem psa. Jako mała dziewczynka Ala dostała od rodziców golden retrievera, który wabił się Amber. A właściwie wabiła, bo to była suczka. Niestety pod koniec życia była już bardzo schorowana i Banaszkiewiczowie musieli ją uśpić, kiedy Alicja miała czternaście lat. Kiedy poczuła się gotowa na nowego psiaka, jej mama miała zawrót choroby i nikt nie miał głowy do myślenia o kolejnym pupilu. Od czasu do czasu zaglądała jednak do pobliskiego schroniska „Podaj łapę", aby pobawić się z tamtejszymi lokatorami. Dawało jej to odrobinę szczęścia i wytchnienia od trudnej sytuacji, z jaką musiała się zmierzyć w związku z chorobą matki.

Ponownie pomysł sprawienia sobie nowego zwierzaka pojawił się, kiedy była na studiach. Pomału planowali też już wtedy z Mateuszem wspólne mieszkanie, więc pies byłby dla nich świetnym sprawdzianem odpowiedzialności. Niestety okazało się, że Guzowski miał alergię na psią sierść. I w ten sposób Ala szybko pożegnała się z wizją ich wspólnych spacerów z czworonogiem u boku.

Czytając ten list, zdała sobie jednak sprawę, że teraz bez przeszkód mogła się rozejrzeć za psim towarzyszem. I może właśnie tego było jej trzeba? Pies to niemała odpowiedzialność, ale też chwile pełne radości i beztroski. Zawsze wierny kompan, który nie opuści swojego właściciela nawet w najgorszych chwilach. Żadne zwierzę co prawda nie zastąpi ukochanego człowieka, ale da chociaż namiastkę bezwarunkowej miłości, do której można się przytulić, kiedy potrzeba pocieszenia.

Alicja jeszcze raz zatrzymała wzrok na fragmencie listu, który mówił o tym, że adoptowała psa. Nie była przekonana, czy faktycznie tego chciała już teraz, ale to obudziło w niej dawno porzucone pragnienie i tęsknotę za kontaktem z uroczymi czworonogami, który zaniedbała, odkąd musiała połączyć pracę ze studiami. Wydawało się jednak, że teraz nadeszła dobra pora na to, aby go odnowić. Nie musiała od razu decydować się na to, aby przygarnąć jakiegoś porzuconego nieszczęśnika, ale zdecydowanie dobrze by jej zrobiło odwiedzenie tych niechcianych zwierzaków.

Położyła się na łóżku z lekkim uśmiechem na ustach i postanowieniem, że w najbliższym czasie zajrzy do „Podaj łapę". Nie była tam od wieków, ale ogarnęła ją ochota, aby znów zacząć regularnie tam wpadać i poświęcić podopiecznym schroniska chociaż odrobinę swojego czasu. I kto wie, może za jakiś czas wróci do domu z jednym z nich. 

*********************************** 

Hejka :) To chyba mój ulubiony z dotychczas napisanych rozdziałów, więc mam nadzieję, że Wam też się podoba. Jak widać, między Alą i Rafałem zaczyna się nawiązywać koleżeńska relacja. Co będzie dalej, przekonacie się za tydzień ;) 

Pozdrawiam serdecznie i do napisania :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro