VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny tydzień nie był tak ciepły jak miniony weekend, ale pogoda na prace w ogródku była w sam raz. Słońce co jakiś czas wychylało się zza chmur, a lekki wiatr nie był zbyt zimny, ale raczej orzeźwiający. Najważniejsze, że nie padało. Mimo to ziemia była dość wilgotna i dobrze się w niej kopało.

Alicja odłożyła łopatkę i sięgnęła po niewielką sadzonkę, którą kupiła poprzedniego dnia. A właściwie jedną z tych, w które się zaopatrzyła w pobliskim ogrodnictwie. Wciąż miała problemy z nazwami poszczególnych roślin, ale z pomocą sprzedawczyni wybrała te, które jej się podobały i przy okazji podobno były nieskomplikowane w pielęgnacji. A teraz, kiedy już pozbyła się chwastów, mogła się zabrać za ich sadzenie.

– Ostrożnie, żeby nie poszarpać korzeni – oznajmiła pani Jola, pomagając jej wyjąć hortensję z doniczki.

Wspólnie przeniosły ją do przygotowanego dołka, odpowiednio ustawiły i zaczęły przysypywać ziemią. Po chwili niewielki krzak z intensywnie niebieskimi kwiatami zdobił rabatkę przy płocie, który Ala dzieliła z nowym sąsiadem.

Obie wstały i przyjrzały się uważnie swojemu dziełu. Pani Jola uśmiechnęła się ciepło. Na twarzy Alicji też pojawiło się coś, co można by uznać za uśmiech. To dopiero pierwsza roślina z pięciu, jakie miała w planach tego dnia posadzić, ale już poczuła coś na kształt dumy. Oczywiście nie było nic trudnego w wykopaniu dziury i włożeniu do niej kwiatka, ale cieszyła się, że to zrobiła i nie poczuła rozdzierającej tęsknoty. Wręcz przeciwnie – widok zasadzonej hortensji jakby dodał jej skrzydeł i zachęcił do kontynuowania ogródkowej przygody.

– Mateuszowi na pewno by się spodobała – oznajmiła niespodziewanie jej niedoszła teściowa z nutką żalu w głosie. – Uwielbiał ten kolor.

Rzeczywiście Guzowski gustował we wszystkim co barwne i jaskrawe. I odnosiło się to nie tylko do jego ukochanych kwiatów, ale także ubioru. Nieraz rodzina i znajomi nazywali go papugą, bo nie mógł pojąć, że jeśli stawia się na jeden krzykliwy element garderoby, to reszta powinna być stonowana. O, nie. Mateusz uwielbiał kolorystyczne eksperymenty, a Alicja w swoich, wymaganych w pracy, głównie beżach i szarościach wypadała przy nim blado. Nie przeszkadzało jej to jednak. To on był większą duszą towarzystwa, więc przyciągał również uwagę swoim strojem. Ludzie do niego lgnęli. A gdyby jeszcze na dodatek ona biła ciuchami po oczach, to chyba dostaliby oczopląsu, widząc ich dwójkę.

– Tak, byłby zachwycony – odparła Ala, starając się, aby głos się jej nie łamał.

Pani Jola jednak to wyczuła, więc objęła blondynkę ramieniem w dodającym otuchy geście. Alicja odwzajemniła uścisk, wyobrażając sobie, że właśnie tak pocieszałaby ją jej matka. Guzowska od dawna była dla Ali jej namiastką. Dlatego tak bardzo cieszyła się, że będzie miała za teściową tak ciepłą i opiekuńczą kobietę. Teraz nawet to zostało jej odebrane.

Długo biła się z myślami, czy poprosić matkę Mateusza o pomoc przy sadzeniu nowych roślin. Z jednej strony bała się spotkania z panią Jolą, bo to mogłoby być dla nich obu dość bolesne, zwłaszcza po tym, jak Alicja ją od siebie odtrąciła po śmieci mężczyzny, którego obie kochały całym sercem. Z drugiej uznała jednak, że wspólna pielęgnacja ogrodu, który stanowił oczko w głowie Matusza, pomoże im znów się do siebie zbliżyć. A przynajmniej na jakiś czas, bo teraz już właściwie nic ich nie łączyło i zapewne wkrótce każda pójdzie w swoją stronę. Bo chociaż zawsze świetnie się dogadywały, to nie było już mostu, który je łączył. Pozostały na dwóch przeciwległych brzegach, które mimo że nie były daleko, straciły połączenie. A nowe raczej nigdy nie powstanie.

Ostatecznie doszła do wniosku, że przydadzą się jej rady kogoś bardziej doświadczonego w pracach ogrodowych. Poza tym chciała przeprosić za swoje zachowanie, które na pewno zraniło panią Jolę. Co prawda wszyscy jej bliscy byli dotknięci tym, jak traktowała ich przez ostatni miesiąc, ale Alicja miała wrażenie, że to właśnie mama Mateusza najbardziej była przejęta jej odtrąceniem. Strata dziecka, nawet dorosłego, musi być naprawdę druzgocąca. Może nawet bardziej niż utrata ukochanego.

– Naprawdę cieszę się, że zadzwoniłaś – powiedziała Guzowska, rozluźniając nieco uścisk i gładząc lekko Alę po policzku. – Bałem się, że... – urwała na moment, aby wziąć głębszy oddech – że to cię za bardzo przytłoczyło.

Nie dodała nic więcej, ale Alicja doskonale wiedziała, co jej niedoszła teściowa miała na myśli. Kiedy się poznały, Banaszkiewicz wciąż jeszcze przeżywała żałobę po matce i chociaż wychodziła już na prostą, to łatwo było dostrzec, że ciężko to przeżyła. A teraz, mimo że była dziesięć lat starsza i zdecydowanie dojrzalsza, znosiła to wszystko chyba jeszcze gorzej. Chociaż czy można porównywać te dwie straty? Nie ulegało jednak wątpliwości, że każda z nich na moment pozbawiła ją chęci do życia. Raz się pozbierała. Teraz też jakoś da radę.

– Przepraszam, że was wszystkich tak od siebie odepchnęłam – wyznała Ala z bólem serca. – Wiem, że nie powinnam, ale potrzebowałam samotności. Musiałam się z tym oswoić, ale zanim to nastąpiło, byłam w naprawdę kiepskim stanie i nie chciałam, aby ktokolwiek mnie w nim oglądał – dodała z pełną szczerością.

– Och, kochanie – westchnęła pani Jola, zakładając niedoszłej synowej kosmyk jasnych włosów za ucho. – To żaden wstyd rozpaczać za utraconą miłością. Zwłaszcza że została ci odebrana tak nagle i w tak brutalny sposób. Ja też nie od razu pogodziłam się ze śmiercią Cezarego. Miałam jednak to szczęście, że dzieci wciąż mnie potrzebowały i to zmotywowało mnie do szybkiego powrotu do rzeczywistości. Wiem jednak doskonale, co przeżywasz. Też przez to przeszłam. I nie będę cię okłamywać, że kiedyś wszystko znów będzie w porządku, bo nie będzie. Ale jeśli tylko się postarasz, na pewno nauczysz się żyć z tą wyrwą w sercu i czerpać z tego życia to, co najlepsze.

Alicja poczuła się jeszcze gorzej, nagle zdając sobie sprawę, że Guzowska przecież wiedziała dokładnie, jak to jest stracić ukochanego. Chociaż nie była to do końca identyczna sytuacja – zanim jej mąż zmarł, przeżyli razem ponad dwadzieścia cudownych, szczęśliwych lat, wychowali razem dwójkę wspaniałych dzieci i mieli czas na to, aby się sobą nacieszyć. Ala nie dostała aż tylu szans. Owszem, znali się z Mateuszem dziesięć lat, a parą oficjalnie byli od ośmiu i mogłoby się wydawać, że to szmat czasu, ale dla niej to i tak było stanowczo zbyt mało. A co ze ślubem, który miał być najszczęśliwszym dniem w jej życiu? Co z dziećmi, które kochaliby nad życie? Co ze wspólną przyszłością, którą od tak dawna planowali? Nic z tego już się jej nie przydarzy. A przynajmniej nie z Matuszem u boku.

– Jesteś jeszcze młoda i całe życie przed tobą – kontynuowała pani Jola. – Teraz pewnie wydaje ci się to niemożliwe, ale zobaczysz, że wkrótce poznasz kogoś, dla kogo znajdzie się miejsce w twoim póki co pokiereszowanym sercu i kto je poskleja. To, że Mateusza nie ma już przy tobie, nie oznacza, że nie powinno być nikogo.

– Ale ja nie chcę nikogo innego – odparła stanowczo Ala, powstrzymując cisnące się do oczu łzy.

– Przez długi czas też tak sobie wmawiałam – stwierdziła Guzowska. – Niedawno dotarło do mnie jednak, że nie chcę już być sama. Wydawało mi się, że Czarek był tym jednym jedynym i już do nikogo nigdy nie poczuję nawet ułamka tego, co czułam do niego. I rzeczywiście, to on na zawsze pozostanie tym, którego pokochałam najmocniej na świecie, ale to nie oznacza, że nie mogę tej miłości podarować jeszcze komuś. Co prawda w moim wieku to już raczej niełatwe, ale jakiś czas temu kogoś poznałam i myślę, że to może być coś naprawdę dobrego. Ty też prędzej czy później zrozumiesz, że samotność niszczy człowieka od środka. Poza tym Mateusz na pewno by chciał, żebyś była szczęśliwa. A jestem przekonana, że kiedy tylko będziesz na to gotowa, to odpowiedni mężczyzna będzie w stanie ci to szczęście zapewnić.

W pierwszej chwili Ala chciała zaprotestować i jeszcze raz zapewnić, że nigdy nie pokocha nikogo, kto nie będzie Mateuszem, ale ostatecznie się powstrzymała. Może w słowach pani Joli było jednak trochę prawdy? Teraz nie była w stanie wyobrazić sobie siebie u boku innego mężczyzny i obawiała się, że jeszcze długo nie dopuści do siebie myśli, że mogłaby kogoś obdarzyć uczuciem, które dzieliła z narzeczonym, ale czy to naprawdę było aż tak niemożliwe? W tej chwili zdecydowanie tak. Kiedyś? Nie wybiegała myślami tak daleko. Do tej pory samotność dawała jej ukojenie. Może kiedyś nadejdzie taki moment, gdy zacznie jej doskwierać. Wtedy będzie się tym martwić. Teraz musiała stawić czoła innym troskom.

– Nie rób takiej przestraszonej miny. – Pani Jola uśmiechnęła się lekko. – Chciałam tylko powiedzieć, żebyś pamiętała o tym, że odejście Mateusza nie oznacza, że twoje życie też się skończyło. Pokieruj nim, jak chcesz, ale nie pozwól, aby to, co cię spotkało, na dobre przekreśliło twoją przyszłość. Jestem pewna, że czeka cię jeszcze coś wspaniałego. Tylko musisz dać sobie na to szansę.

Teraz trudno było jej przyjąć te słowa, ale miała przeczucie, że kiedyś je sobie przypomni i wtedy dodadzą jej otuchy. Zawsze uważała przyszłą teściową za mądrą kobietę, która doskonale wie, co powiedzieć, aby podnieść człowieka na duchu, mimo że sama nie miała wcale w życiu łatwo. Straciła najpierw męża, a potem także syna i to niemal w identyczny sposób. Ala naprawdę podziwiała ją za to, że się nie załamała i wciąż parła do przodu. A jak się teraz okazało, nawet spotkała kogoś, z kim mogłaby dzielić codzienność. Alicja nie była tak silna i obawiała się, że nigdy nie będzie. Kolejne tragedie, jakie ją spotykały, wcale jej nie hartowały, tylko odbierały chęci do czegokolwiek. Sprawiały, że zamykała się w sobie i niełatwo było ją skłonić do ruszenia naprzód. Po śmierci mamy pomógł jej Mateusz. A kto pomoże jej tym razem?

– Naprawdę pani tak myśli? – spytała niepewnie, wciąż nie będąc przekonana, że świat mógłby jej coś jeszcze zaoferować.

– Oczywiście! – zawołała Guzowska z pewnością w głosie. – Ale wszystko w swoim czasie. Nie spiesz się. Mnie dojście do takich wniosków zajęło ponad dekadę. Mam nadzieję, że u ciebie nastąpi to szybciej, ale nic się nie stanie, jeśli potrwa dłużej. Tempo nie jest istotne. Najważniejsze, żebyś po prostu znów odnalazła szczęście.

Alicja kiwnęła głową na zgodę, bo chyba zrozumiała, co pani Jola chciała jej przekazać. Za jakiś czas znów będzie mogła cieszyć się życiem, jeśli tylko znajdzie na to odwagę. Miała cichą nadzieję, że kiedyś rzeczywiście to nastąpi.

– Dziękuję – szepnęła, wtulając się w ramię kobiety.

Nie sprecyzowała, za co właściwie była wdzięczna, bo sama nie była w stanie tego jednoznacznie stwierdzić. Nie chodziło tylko o te słowa pocieszenia, które właśnie usłyszała, ale o wszystkie minione lata, kiedy Guzowska traktowała ją jak córkę. Dzięki Mateuszowi Ala zyskała nie tylko cudownego mężczyznę, który kochał ją nad życie, ale też najlepszą rodzinę, jaką tylko mogła sobie wymarzyć. Tak bardzo będzie jej brakowało bliskości, do której zdążyła już przywyknąć.

– To ja dziękuję – odparła równie cicho pani Jola. – Za to, że dzięki tobie mój syn mógł zrozumieć, czym jest prawdziwa miłość.

Po tym wyznaniu Ala nie mogła już powstrzymać łez. Pewnie powinna się cieszyć, że Mateusz odszedł ze świadomością, że był kochany i doceniany. I to nie tylko przez nią, ale także przez inne bliskie mu osoby – matkę, siostrę, siostrzeńców, przyjaciół, kumpli z pracy. Wszyscy go uwielbiali i rozpaczali po jego stracie. Dopiero teraz zaczęło do Alicji docierać, że śmierć jej narzeczonego była ciosem nie tylko dla niej, chociaż niewątpliwie to właśnie jej najtrudniej było się po nim podnieść.

– No, już cichutko. – Pani Jola próbowała ją uspokoić. – Będzie dobrze. Zobaczysz. Zresztą z tego, co widzę, to już naprawdę nieźle sobie radzisz.

Ala zluźniła uścisk i starła z policzków ostatnie oznaki łez. Spojrzała na niedoszłą teściową, która patrzyła na nią ze szczerą troską. Naprawdę się o nią martwiła, mimo że miała mnóstwo innych zmartwień.

– Tak, już jest trochę lepiej – potwierdziła Banaszkiewicz. – Za tydzień wracam do pracy.

Uznała, że nie będzie wspominać o tym, iż dopiero poprzedniego dnia pierwszy raz wyszła poza dom, do sklepu. Wybrała jednak jak najbardziej odległy supermarket w okolicy, mając nadzieję, że nie natknie się tam na nikogo znajomego, kto rzuciłby się na nią z kondolencjami lub kłopotliwym pytaniem „jak się trzymasz?". Nie chciała litości, nie chciała, aby ludzie patrzyli na nią jak na tę biedną, młodą kobietę, która straciła ukochanego mężczyznę w dramatycznych okolicznościach. Wiedziała, że na pewno jej to nie ominie – chociażby ze strony współpracowników w hotelu – ale miała nadzieję, że uda się jej chociaż na chwilę odwlec ten niezręczny moment.

I w rzeczy samej – zakupy przebiegły we względnym spokoju. Tylko kasjerka spojrzała na nią jakby z odrobiną współczucia, ale na szczęście się nie odezwała. Może więc Ali tylko się wydawało, że kobieta wiedziała, co ją spotkało.

W drodze powrotnej przejeżdżała obok ogrodnictwa. Kątem oka dostrzegła wystawione przed sklepem sadzonki i poczuła impuls, który kazał się jej zatrzymać. Początkowo chciała się tylko przyjrzeć różnym kwiatom i zastanowić, co spodobałby się Mateuszowi i pasowało do ich ogródka, a ostatecznie wróciła do domu z pięcioma roślinami. Teraz, przyglądając się im – jednej zasadzonej i czterem wciąż tkwiących w doniczkach, czuła, że to była dobra decyzja.

– To wspaniale! – Guzowska ucieszyła się na wieść o powrocie Alicji do pracy. – Słyszałam też, że odwiedziła cię Anitka z dzieciakami.

– Zgadza się – potwierdziła. – A w zeszły piątek wpadli też Honorata i Jacek. Urządziliśmy małego grilla.

Chociaż Alicja z początku nie chciała tego przyznać, to spotkanie bardzo dobrze na nią wpłynęło. Jacek jak zwykle popisywał się swoim poczuciem humoru, więc mogła chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim, co złe. Honorata także starała się poruszać neutralne tematy, aby w żaden sposób nie zrobić przyjaciółce przykrości. Ala była im wdzięczna, że pomimo jej oschłej postawy nie odwrócili się od niej, tylko próbowali wyciągnąć ją z dołka. Kiedy już w pełni dojdzie do siebie, będzie musiała im podziękować za tę cierpliwość. Zwłaszcza Honoracie, która po miesiącu w końcu została zwolniona z obowiązku zaopatrywania Alicji w jedzenie, którego ta i tak właściwie nie tykała. Teraz blondynka będzie już sama dbać o wyposażenie swojej lodówki i obiecała sobie, że zadba też o swoje wychudzone ciało tak, aby wróciło do dawnej, zdrowej formy.

– Naprawdę się cieszę, że pomału wracasz do siebie – zapewniła pani Jola. – I mam nadzieję, że znajdziesz motywację do tego, aby ułożyć sobie życie na nowo – dodała z uśmiechem.

Alicja odwzajemniła lekko gest, przypominając sobie o listach. Musiała przyznać sama przed sobą, że w pewnej mierze to właśnie one zachęciły ją do powrotu do pracy oraz zajęcia się ogrodem. Postanowiła jednak, że to będzie jej mały sekret i nikomu nie wspomni o tych dziwnych wiadomościach. Co prawda Honorata wiedziała o pierwszej, ale podczas ostatniego spotkania nie poruszyła tego tematu, więc może już o niej zapomniała – zawsze była dość zakręconą dziewczyną. Ala bała się, że ktoś jeszcze się o tym dowie i bliscy nakłonią ją, aby zgłosiła to na policję. I chociaż pierwotnie sama miała taki zamiar, to teraz już nie była do tego przekonana. Uznała, że Suchocka może jednak miała rację – może celem tych listów było pokazanie jej, że wciąż miała szansę coś w życiu osiągnąć. Zdobyć prestiżową nagrodę, o której marzyła, zbudować altanę, której Mateusz nie zdążył postawić. Mogło być tego znacznie więcej. I jeśli miałaby być ze sobą szczera, to chyba nawet czekała na kolejny list, ciekawa, co los mógłby jej zaoferować. Przekonywała też samą siebie, że autorem wiadomości musiał być ktoś jej znajomy. No bo skąd by tyle o niej wiedział? Widocznie uznał, że to będzie dla Ali dobra forma terapii – taka niebezpośrednia i odrobinę tajemnicza. Jeśli tak właśnie było, to miał rację, bo póki co zdawała egzamin.

– Tak ja też – odparła. – I właśnie postanowiłam zacząć od ogrodu – dodała. – Pomyślałam, że dzięki temu w pewien sposób będę bliżej Mateusza.

– W takim razie bierzmy się do roboty – zarządziła pani Jola, posyłając jej ciepły uśmiech.

Przez następną godzinę sadziły kolejne rośliny, porządkowały grządki i prowadziły swobodną rozmowę głównie na temat prac ogrodowych. Dzięki temu Ala usłyszała kilka praktycznych porad, które na pewno się jej przydadzą przy dalszej pielęgnacji przydomowej zieleni. Pani Jola opowiedziała też co nieco o panu Janku – mężczyźnie w jej wieku, którego niedawno poznała i z którym niewątpliwie przypadli sobie do gustu. Podobno był dla niej dużym wsparciem po śmierci Mateusza, chociaż nawet go nie poznał, nad czym Guzowska bardzo ubolewała. Mimo to Alicja cieszyła się, że jej niedoszła teściowa spotkała na swojej drodze kogoś, kto dawał jej chociaż odrobinę szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Może jej też się kiedyś poszczęści i pozna mężczyznę, który zapewni jej coś równie ważnego.

– O, a co to za kawaler? – zapytała niespodziewanie pani Jola, kiedy Ala wykopywała dołek dla dalii. – Myślałam, że mieszkało tu jakieś starsze małżeństwo.

Alicja spojrzała w kierunku, w którym spoglądała jej towarzyszka, chociaż doskonale wiedziała, kogo tam zobaczy. Zdziwił ją jednak nieco strój Rafała, w którym skierował się w stronę garażu. Miał na sobie przylegający do ciała strój sportowy, który dobrze podkreślał jego mięśnie, a na głowie kask. Wyglądał jak zawodowy kolarz. Zaskoczyło ją to, bo do tej pory nie widziała, aby jeździł na rowerze. Sam też o tym nie wspomniał.

– Wyprowadzili się jakiś czas temu, a dom kupił facet koło trzydziestki – wyjaśniła, wracając do pracy. – Ma zamiar otworzyć tutaj studio fotograficzne – dodała, sama nie wiedząc po co.

– O, proszę. – Guzowska uśmiechnęła się lekko. – Czyli już zdążyliście się poznać? – spytała nieco zdziwiona, że nowemu sąsiadowi udało się skłonić Alicję do rozmowy, chociaż ta ostatnio wszystkich od siebie odpychała.

– Pożyczył ode mnie kosiarkę – odparła obojętnie, zupełnie nie wyczuwając intencji w wypowiedzi niedoszłej teściowej.

Zanim pani Jola zdążyła o coś jeszcze zapytać, Rafał wyłonił się z garażu, prowadząc rower. Chwilę później dostrzegł Alę i jej towarzyszkę, więc pomachał do nich przyjaźnie, czego blondynka chyba nie zauważyła, za to starsza kobieta ochoczo odwzajemniła jego gest. Nie miał zamiaru do nich podchodzić, więc ruszył w stronę bramy wjazdowej, ale Guzowska uznała, że chciałaby bliżej poznać mężczyznę, który jakimś cudem przebił mur, którym otoczyła się jej niedoszła synowa.

– Dzień dobry! – zawołała donośnie. – Wybiera się pan na przejażdżkę?

Nieco zaskoczony tym powitaniem i pytaniem Kalczyński ruszył w stronę płotu, gdzie stały kobiety. Chociaż raz to nie on był inicjatorem rozmowy, więc uznał, że niegrzecznie byłoby się od niej wymigać.

– Dzień dobry – odparł z uśmiechem. – Tak, mam zamiar przejechać się po okolicy. Do tej pory nie miałem na to czasu, a podobno są tu w pobliżu ciekawe trasy – dodał uprzejmie.

– Och, to prawda – potwierdziła kobieta. – Ala doskonale je zna, bo też chętnie jeździ. Może wybralibyście się kiedyś razem? – zasugerowała, patrząc znacząco na Alicję. – Pokazałabyś panu najciekawsze ścieżki.

Blondynka zmieszała się nieco i wyglądała, jakby miała ochotę posłać pani Joli karcące spojrzenie w stylu „czemu mi to robisz?". To prawda, że jazda na rowerze była jej hobby, ale nie była pewna, czy kiedykolwiek do tego wróci. Podczas wycieczek zawsze towarzyszył jej Mateusz. Nie kochał tego sportu tak bardzo jak ona, ale to była ich wspólna pasja i sposób na aktywne spędzenie czasu we dwoje. Samotne wyprawy nie będą już tym samym, nie będą jej dawały takiej radości. A jeżdżenie z kimś innym? To byłoby niemal jak zdrada.

– Rzeczywiście w pobliżu jest kilka ciekawych, dość wymagających leśnych tras – przyznała, podnosząc się z klęczek i postanawiając, że uwagę o wspólnych wycieczkach puści mimo uszu.

– Też tak słyszałem – odparł Rafał. – Właściwie to jeszcze przed przeprowadzą chciałem je przetestować, ale jakoś nigdy tam nie dotarłem. Teraz mam ku temu świetną okazję.

Alicja nie uznała za zasadne cokolwiek dodać czy podzielić się jakimiś wskazówkami odnośnie do tras, a pani Jola nie miała już nic od powiedzenia w tym temacie, więc zapadła chwila nieco krępującej ciszy. Właściwie był to dla Rafała dobry moment, aby się pożegnać i ruszyć w drogę, ale mimo chłodu ze strony Ali, nie chciał jeszcze odchodzić. Nie rozumiał, czemu ta dziewczyna tak go przyciągała, ale nic nie mógł na to poradzić.

– Widzę, że prace ogrodowe ruszyły pełną parą – zagadnął, podziwiając nowo zasadzone rabatki przy ich wspólnym płocie. – A u mnie dalej wszystko poza trawą woła o pomstę do nieba – dodał ze śmiechem.

Pani Jola spojrzała dyskretnie na grządki po drugiej stronie płotu i rzeczywiście musiała stwierdzić, że należało nad nimi popracować. Nie było jednak tragedii. Dzień czy dwa plewienia i małych przekopów, a ogród będzie się prezentował co najmniej przyzwoicie.

– Oj, proszę nie przesadzać. Nie jest tak źle – zapewniła.

– Może i nie, ale przy mojej marnej wiedzy w tym zakresie, chcąc polepszyć sprawę, niewykluczone, że jeszcze ją pogorszę – stwierdził Rafał, pokazując, że ma dystans do siebie i swoich ogrodniczych umiejętności.

Pani Jola nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu. Ten młody człowiek bardzo się jej spodobał. W pewnym względzie przypominał jej syna. Był równie otwarty na ludzi i miał podobne poczucie humoru.

– To może w takim razie przydałaby się panu pomoc? – zaproponowała. – Przekazałam właśnie Ali kilka porad, więc gdyby miał pan jakieś wątpliwości, na pewno chętnie się nimi podzieli.

Rafał spojrzał na Alicję, która nie wydawała się szczególnie zadowolona z tego pomysłu. Widocznie należała do tych osób, które wolą pracować w pojedynkę i nie znoszą, kiedy ktoś się wtrąca i im przeszkadza. Nie miał zamiaru więc wywierać na niej żadnej presji. Już chyba i tak wystarczająco się jej narzucał, odkąd się poznali.

– Dziękuję za propozycję, ale nie chcę robić kłopotu – odparł dyplomatycznie. – Poza tym nie wiem, kiedy znajdę czas, aby się tym zająć. Rozkręcam własny biznes i póki co to mój priorytet.

– Oczywiście, to w pełni zrozumiałe – stwierdziła Guzowska. – Gdyby jednak zaszła taka potrzeba, to służymy radą.

Rafał odniósł dziwne wrażenie, że kobieta chciała, aby Alicja i on nawiązali jakąś bliższą relację. Może była jej matką i chciała, aby córka zapomniała o zawodzie miłosnym, jaki przeżyła, wmanewrowując ją w nowy związek. Kalczyński jednak nie uważał, aby to było dobre posunięcie. Blondynka wyraźnie wciąż była w nie najlepszej formie psychicznej i na pewno nie była jeszcze gotowa na szukanie sobie nowego faceta.

– Zobaczymy, jak to wyjdzie – zbył temat. – A teraz przepraszam, ale będę ruszał w drogę. Chcę wrócić zanim się ściemni, żeby nigdzie nie zabłądzić.

– W takim razie miłej przejażdżki – odparła pani Jola, znów ładnie się do niego uśmiechając.

– Dziękuję. – Odwzajemnił gest. – Do widzenia. Cześć, Alicjo – dodał w stronę dziewczyny, która nie wykazywała większego zainteresowania jego osobą i toczącą się rozmową.

– Do zobaczenia! – zawołała Guzowska, a Ala mruknęła niemrawe pożegnanie pod nosem.

Odprowadziły Rafała wzrokiem, póki nie wyszedł na ulicę i nie wsiadł na rower, aby po chwili oddalić się i zniknąć im z oczu. Alicja odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, czemu poczuła się tak spięta, chociaż podczas ostatniego spotkania z Kalczyńskim była w stanie rozmawiać z nim dość swobodnie. Może to przez panią Jolę, która, nie wiedzieć czemu, odnosiła się do niego z takim entuzjazmem. A przecież nawet go nie znała! Dlaczego więc tak usilnie chciała, aby Ala pomagała mu w ogródku i wybierała się z nim na rowerowe przejażdżki? To tylko jej nowy sąsiad, o którym właściwie nic nie wiedziała i za którym szczególnie nie przepadała.

– Sympatyczny chłopak, prawda? – zagadnęła Guzowska. – Moglibyście się zaprzyjaźnić.

Dla Alicji to była wręcz absurdalna sugestia. Zawieranie nowych znajomości było ostatnim, na co miała teraz ochotę. Powinna skupić się na sobie i powrocie do normalności. Poza tym nie była pewna, czy znalazłaby z Rafałem wspólny język, bo po tych kilku pogawędkach, które odbyli, mogła stwierdzić, że chyba niekoniecznie nadawali na tych samych falach.

– Nie wydaje mi się – odburknęła, znów klękając przy rabatce.

– Ale dlaczego? – zapytała zatroskana pani Jola. – Myślę, że świetnie byście się dogadali. W końcu macie to samo hobby i moglibyście razem popracować nad grządkami przy płocie. Poza tym ma taką podobną aurę do Mateusza i... – umilkła, widząc zirytowaną minę Alicji. Najwyraźniej, wspominając o swoim synu, posunęła się o krok za daleko. Nie powinna porównywać go do nowego, przystojnego i przemiłego sąsiada. Dla Ali nikt nie mógł się równać z jej narzeczonym.

– Cóż, jego dziewczyna pewnie nie byłaby zadowolona, że koleguje się z kobietą – odparła Banaszkiewicz, aby uciąć temat, chociaż nie wiedziała nawet, czy Rafał rzeczywiście kogoś miał.

Właściwie do tej pory zupełnie się nad tym nie zastanawiała. Co prawda nie widziała, aby odwiedzał go ktoś poza kolegami i matką, ale szczerze mówiąc, wątpiła w to, aby taki facet był sam. To, że jej nie przypadł do gustu, nie znaczyło, że nie podobał się kobietom. Uważała wręcz przeciwnie – że mógł mieć grono wielbicielek. I to zapewne pięknych, smukłych modelek, skoro był fotografem. Niewykluczone, że jedną z nich był w stałym związku.

– Z zazdrością to faktycznie ciężko wygrać – mruknęła w odpowiedzi pani Jola, po czym na szczęście zmieniła temat na kwestię sadzenia dalii.

W ciągu kolejnych minut uporały się z ostatnią sadzonką. Potem Guzowska dała się jeszcze namówić na filiżankę herbaty, którą wypiły w ogrodzie, po czym stwierdziła, że czas wracać do domu. Alicja odprowadziła ją do bramy, gdzie uściskały się serdecznie i podziękowały sobie nawzajem za miło spędzone popołudnie. Obie wyraźnie tego potrzebowały – nie tylko swojego towarzystwa, ale też oderwania się od rozpaczania i zajęcia się czymś pożytecznym. Dzięki temu ogród prezentował się o wiele lepiej niż jeszcze kilka godzin temu.

Kiedy auto pani Joli zniknęło za zakrętem, Ala postanowiła zajrzeć do skrzynki pocztowej. Starała się ją regularnie opróżniać, aby nie utrudniać już życia listonoszowi, chociaż tak naprawdę sprawdzała, czy nie przyszedł jakiś nowy list bez znaczka i adresu zwrotnego. I tym razem taki znalazła – w mig wyłowiła białą kopertę z pośród stosiku kolorowych ulotek.

Tym razem wiadomość jednak się różniła. Na froncie koperty nie widniało jej imię ani nazwisko, tylko jedna litera. Duże „A." wyglądało zupełnie inaczej niż to z zawijasami widniejącymi na dwóch poprzednich listach. To były trzy proste, surowe kreski. Zapisane najprawdopodobniej męską ręką.

Obawa, która towarzyszyła jej przy otwieraniu wcześniejszych kopert, zmieniła się w ciekawość i niecierpliwość. Dlatego nie zwlekając, wróciła do ogrodu, przysiadła na plastikowym krześle i wyciągnęła znajdującą się w środku kartkę. Chwilę później pogrążyła się w treści wiadomości, zaintrygowana wizją przyszłości, jaką chciał się z nią podzielić jej autor. 

*****************************************

Hejka :) Dzisiaj pojawiła się kolejna postać. Mam nadzieję, że polubiliście panią Jolę. Jakoś tak wyszło, że w tym tygodniu poznajemy mamusie – tutaj mama Mateusza, a w "Pestce" mama Ksawerego (jeśli jest tu ktoś, kto nie zna tej drugiej historii, zapraszam serdecznie do lektury ;)) 

Po końcówce rozdziału można się domyślić, że w następnym pojawi się kolejny list. Jeśli chcecie wiedzieć, co zawiera, zapraszam za tydzień :) 

Pozdrawiam serdecznie i do napisania 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro