XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alicja spodziewała się, że powrót do pracy będzie o wiele trudniejszy i bardziej stresujący, niż okazał się w rzeczywistości. Obawiała się, że współpracownicy będą patrzeć na nią ze współczuciem i obchodzić się jak z jajkiem. Na szczęście starali się zachowywać wobec niej jak najbardziej normalnie. Większość wyraziła radość z jej powrotu, ale nikt nie ośmielił się złożyć kondolencji czy zapytać, jak Ala się po tym wszystkim trzyma. Była im za to wdzięczna i sama też starała się zachować pełen profesjonalizm. Robiła wszystko, aby nie dać po sobie poznać, że zaledwie niespełna dwa miesiące temu straciła najważniejszą część swojego życia.

Miała obawy, że pod jej nieobecność w hotelu zapanował istny chaos, ale się pozytywnie zaskoczyła. Oczywiście nie wszystko było tak starannie zorganizowane, gdyby nad tym czuwała, ale i tak musiała przyznać, że Wiola, która przejęła jej obowiązki, naprawdę nieźle się spisała. To uświadomiło Ali, że wcale nie była tak niezbędna w Azalii, jak się jej do tej pory wydawało. Najwyraźniej reszta personelu polegała na niej, bo tak było im łatwiej, ale kiedy wymagała tego sytuacja, potrafili się spiąć i wykonywać swoje obowiązki należycie bez jej nadzoru.

Dochodziło południe i część wyznaczonych na ten dzień zadań miała już za sobą. Odwiedziła wszystkie strategiczne punkty – recepcję, restaurację oraz pomieszczenia socjalne przeznaczone dla pokojówek i innych pracowników, aby upewnić się, że wszystko działa bez zarzutu i goście, których akurat nie było zbyt wielu, nie mają powodów do niezadowolenia. Kontrola przebiegła jak najbardziej pomyślnie – Ala nie miała się do czego przyczepić. Omówiła też z podwładnymi plany na najbliższy tydzień – w hotelu miała się odbyć biznesowa konferencja dla ponad pięćdziesięciu osób, więc należało odpowiednio przygotować zarezerwowane pokoje, salę konferencyjną oraz bufet. Nie było to nic nadzwyczajnego, w końcu już nieraz organizowała nawet większe eventy, ale chciała, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik, bo w końcu to była jej praca, którą zaniedbywała przez ostatnie tygodnie, i chciała teraz udowodnić sobie oraz innym, że wciąż stać ją na pełen perfekcjonizm.

Miała chwilę przerwy, więc udała się do pomieszczenia, które stanowiło coś w rodzaju jej gabinetu. Opadła na obrotowy fotel, kładąc na biurku swój organizer, bez którego nie ruszała się na żaden obchód. Gruby zeszyt w dużym formacie był nawet cenniejszy niż jej bordowy notatnik. Chociaż nie przywiązywała się zbytnio do tego konkretnego, bo musiała wymieniać go na nowy średnio co pół roku, ponieważ zapisywała w nim absolutnie wszystko, co miało sprawić, że hotel będzie funkcjonował niczym szwajcarski zegarek – precyzyjnie i niezawodnie.

Dopiero mając moment wytchnienia, zdała sobie sprawę, że przez całe przedpołudnie tak była pochłonięta swoimi obowiązkami, że nawet nie miała czasu na sekundę rozpaczy. Może jej ojciec jednak miał rację – rzucenie się w wir pracy pomagało wrócić do codziennej równowagi. Nie sądziła, że będzie w stanie skupić się na czymś tak mocno, aby zapomnieć o swoim nieszczęściu, ale najwyraźniej się myliła. Tutaj nic nie przypominało jej o Mateuszu, nie wywoływało słodko-gorzkich wspomnień. Dzięki temu mogła się odciąć od myśli, które sprawiały, że traciła chęć do życia. Azalia od dawna była dla niej jego integralną częścią, więc powrót do tej znajomej przestrzeni sprawił, że nabrała werwy, aby spróbować stanąć na nogi. To było to miejsce, w którym wciąż miała jakiś cel do osiągnięcia. I tego właśnie celu zamierzała się trzymać.

Niewątpliwie dobre nastawienie do pracy zawdzięczała również listowi, który rano znalazła w skrzynce. Przeczytała go przed wejściem do hotelu i chociaż poruszał nieco inny temat niż jej powrót do Azalii, to dodał jej otuchy, której potrzebowała. Wciąż była niepewna tego, jak teraz będzie wyglądać jej życie, ale dzięki tym tajemniczym wiadomościom zaczynała wierzyć w to, że może jej przyszłość nie jest jeszcze tak zupełnie skreślona. Nadal mogła liczyć na coś dobrego, tylko musiała na nowo odkryć swój świat – ten, w którym nie miała już przy sobie Mateusza.

Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Bez zwlekania zaprosiła gościa do środka, a po chwili w progu stanął pan Leszek – właściciel hotelu. Uśmiechnął się do niej ciepło, a ona postarała się odwzajemnić gest, ale nie była pewna, czy się jej to udało.

– Dzień dobry – przywitał się. – Cieszę się, że znów jesteś z nami – dodał, siadając na krześle po drugiej stronie biurka.

– Dzień dobry. Ja również się cieszę, że wróciłam – odparła szczerze, bo zdała sobie sprawę, że naprawdę tęskniła za tym miejscem, ludźmi i atmosferą.

– Widzę, że całkiem nieźle się trzymasz – stwierdził Nielewski, posyłając jej ciepły uśmiech. 

Alicja sądziła, że tego typu uwaga ją zdołuje, ale, o dziwo, niczego takiego nie poczuła. Przyjęła ją zupełnie normalnie, bez większych emocji. Chyba zaczynała się przyzwyczajać do tego, że nie może wiecznie chować głowy w piasek. Wcześniej czy później będzie musiała zacząć mówić o tym, co ją spotkało, ze swobodą i bez zbędnego dramatyzowania.

– Jak widać – odparła, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Na to jeszcze nie była gotowa.

Musiała jednak przyznać, że założenie szykownej granatowej sukienki, ciemnego żakietu i czarnych szpilek, upięcie włosów w standardowy, schludny kok oraz zrobienie lekkiego makijażu dodało jej pewności siebie. Poczuła się chociaż odrobinę dawną sobą – profesjonalną, zawsze nienaganną. Potrzebowała tej namiastki rutyny, aby wrócić na odpowiednie tory. Przynajmniej w życiu zawodowym.

– Mam nadzieję, że pod twoją nieobecność nie narobiliśmy zbytniego bałaganu – oznajmił pan Leszek, doskonale wiedząc, że Ala ma swój własny system zarządzania Azalią i nie lubi, kiedy ktoś się do niego wtrąca i wywraca wszystko do góry nogami.

– Nie ma tragedii – zapewniła. – Dobrze się spisaliście, ale obiecuję, że już nie zniknę na tak długo. Jestem naprawdę wdzięczna, że dał mi pan tyle czasu, ale najwyższa pora wziąć się w garść. A po dzisiejszym dniu czuję, że praca mi w tym pomoże.

Nielewski uśmiechnął się uprzejmie. Z reguły nie był zwolennikiem pobłażania swoim pracownikom, ale dla Alicji był w stanie zrobić wyjątek. Była najlepszym menadżerem, jakiego miał ten hotel. Nigdy go nie zawiodła i, jeśli wymagała tego sytuacja, była gotowa na naprawdę duże poświecenie. Dlatego też pan Leszek był skłonny dać jej tyle wolnego, ile tylko potrzebowała, aby uporać się z tragedią, która ją dotknęła. Wiedział, że Ala była silną kobietą i pomimo początkowego załamania będzie w stanie podnieść się po tym ciosie i ruszyć dalej. A teraz chyba właśnie nadszedł ten moment, w którym rezygnacja zmieniała się w determinację, aby ułożyć sobie życie na nowo.

– Obyś tylko nie przesadziła w drugą stronę – ostrzegł ją. – Nie chciałabym, aby praca stała się twoim jedynym celem w życiu – dodał, kiedy blondynka spojrzała na niego niezrozumiale.

Alicji ani przez moment nie przeszło przez myśl, aby ustanowić hotel centrum swojego nowego wszechświata. Oczywiście zawsze pełnił i wciąż będzie pełnił ważną rolę w jej życiu, ale nie chciała popaść w pracoholizm. To może i pozornie pomagało wrócić do normalności, ale na przykładzie swojego ojca widziała, że to nie jest idealne rozwiązanie. Nie chciała, tak jak on, po dziesięciu latach od śmierci ukochanej osoby nie mieć żadnego życia poza firmą, której oddawał cały swój czas. Ala taka nie była. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że potrzebowała mieć wokół siebie ludzi. Przyjaciół, z którymi mogłaby dzielić troski i małe radości. Samotność jednak nie była dla niej.

– Bez obaw, mam też inne zajęcia – odparła, chcąc uspokoić pana Leszka. – Wkręciłam się ostatnio w prace ogrodowe i zgłosiłam na wolontariat w schronisku dla psów. Może wrócę też do jazdy na rowerze.

Nielewski wyglądał na lekko zdumionego. Z tego, co słyszał do Ryszarda, ojca Ali, a swojego dobrego kolegi, Banaszkiewicz przez ostatnie tygodnie nie miała się najlepiej i prawie wcale nie wychodziła z domu. Wydawało się to dość zrozumiałe w zaistniałych okolicznościach, ale pan Leszek i tak martwił się o dziewczynę, którą traktował jak ulubioną bratanicę. Obawiał się więc, że powrót do Azalii nie będzie dla niej zbyt łatwy, ale wyglądało na to, że jednak całkiem nieźle sobie radziła i nawet znalazła nowe hobby, które mogły wypełnić jej wolny czas. Bardzo się z tego cieszył i w głębi serca był z niej dumny, że nie dała się przytłoczyć tragedii, która na nią spadła.

– To świetnie – pochwalił z uśmiechem. – Zawsze warto próbować nowych rzeczy.

– Też doszłam do takiego wniosku. – Ala odwzajemniła uśmiech, bo reakcja pana Leszka wydawała się naprawdę szczera.

Do tej pory właściwie nikomu nie opowiedziała tak otwarcie o swoich nowych bądź też odnowionych pasjach. O schronisku wspomniała co prawda Rafałowi i jego koledze, ale to się nie liczyło, bo oni nie mieli pojęcia, jaka była jej sytuacja. Co do roweru, to decyzję podjęła właściwie chwilę temu. Obchód po hotelu nieco ją zmęczył i uświadomił, że warto by znów zadbać o kondycję. Obiecała więc sobie, że w weekend zajmie się sprzętem, który od ponad pół roku kurzył się w pomieszczeniu gospodarczym i wymagał przygotowania na nowy sezon. Nie wiedziała, czy podoła temu zadaniu, ale przypomniało się jej, że Kalczyński zaproponował swoją pomoc i towarzystwo podczas przejażdżek. Z pierwszego być może skorzysta, a co do drugiego jeszcze się zastanowi.

– W takim razie cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku – oznajmił Nielewski. – Mam nadzieję, że powrót do pracy naprawdę wyjdzie ci na dobre.

– Ja również – odparła blondynka.

Pan Leszek kiwnął głową z aprobatą i zaczął podnosić się z krzesła z zamiarem wyjścia. Sięgał już do klamki drzwi, kiedy nagle się zawahał. Przypomniało mu się coś, o czym powinien poinformować Alicję, ale nie był pewien, jak to zrobić. Wziął jednak głęboki wdech i postanowił zaryzykować. Miał nadzieję, że skoro Ala wydawała się być w niezłej kondycji psychicznej, to nie najgorzej zniesie wiadomość, którą musiał jej przekazać.

– Jeszcze jedno – zaczął, aby skupić na sobie jej uwagę, po czym odchrząknął nerwowo. – Z wiadomych przyczyn anulowaliśmy waszą rezerwację – oznajmił niepewnie. – Zgłosiła się pewna para, którą lokal wystawił do wiatru niemal w ostatnim momencie, i szuka nowej sali weselnej. Są zainteresowani waszym terminem. Nie daliśmy im jednoznacznej odpowiedzi. Chciałem się najpierw upewnić, czy nie będziesz miała nic przeciwko. Rozumiem, jeśli będzie to dla ciebie niezręczne, ale... – urwał, bojąc się powiedzieć coś, co mogłoby ją urazić. 

Ala jednak doskonale wiedziała, co Nielewski miał na myśli. Jako właściciel hotelu musiał przede wszystkim dbać o swój interes, a organizacja wesela zawsze stanowiła opłacalne przedsięwzięcie.

Sala bankietowa Azalii była idealnie przystosowana do tego typu przyjęć – jasna i przestronna, zawsze pięknie udekorowana. Dlatego też, kiedy z Mateuszem już wybrali datę ślubu, nie było opcji, aby wesele odbyło się gdziekolwiek indziej. I nie miało znaczenia to, że pan Leszek zaoferował im zorganizowanie wszystkiego po kosztach. Ala była gotowa zapłacić normalną, a nawet zawyżoną stawkę za wymarzone przyjęcie w wymarzonym miejscu.

Hotel od lat stanowił część jej życia i chciała, aby towarzyszył jej także podczas tego najważniejszego dnia. Mateusz nie miał oczywiście nic przeciwko, docenił nawet praktyczny aspekt tego rozwiązania – przyjezdni goście, których mieli na liście sporo, mieliby zapewniony nocleg na miejscu. Tak więc wybór sali weselnej nie stanowił dla nich najmniejszego problemu. Ale cóż z tego, skoro nie dane będzie im z niej skorzystać?

Alicja przełknęła ciężko ślinę, kiedy w pełni dotarły do niej słowa Nielewskiego. Dwudziestego drugiego sierpnia nie odbędzie się jej ślub ani wesele, więc ktoś inny mógł skorzystać z tego terminu. Tylko czy była gotowa oddać komuś ten dzień, który miał być dla niej wyjątkowy? Na który czekała od lat? Czy byłaby w stanie znieść widok szczęśliwej panny młodej szalejącej na parkiecie, krojącej tort i całującej się ze świeżo poślubionym mężem, kiedy to ona powinna być na jej miejscu? To na pewno będzie dla niej bolesne, ale czy miała prawo odbierać komuś szczęście, bo sama została go pozbawiona? To, że ją los potraktował niesprawiedliwie, nie oznaczało, że mogła się za to odgrywać na Bogu ducha winnych ludziach.

Pan Leszek przyglądał się jej uważnie z obawą, że jego sugestia była jednak nietaktowna. Co prawda Ala nie zalała się łzami ani nie wyglądała na urażoną, ale w jej oczach zagościł taki smutek, że zrobiło mu się naprawdę głupio. Nie powinien poruszać tego tematu, należało odczekać jeszcze jakiś czas. Obiecał jednak tamtej młodej parze, że da jak najszybciej znać, czy termin, na którym im zależało, na pewno będzie wolny. Oni zapewne też byli zdesperowani, skoro do uroczystości zostały trzy miesiące, a zostali na lodzie.

– Nieważne, nie było tematu – stwierdził, kiedy Alicja nie odpowiedziała nic przez dłuższą chwilę, więc uznał, że to byłoby dla niej zbyt trudne. – Powiem im, że...

– Nie, w porządku – przerwała mu stanowczo. – Proszę im powiedzieć, że termin jest wolny i z radością urządzimy im wspaniałe przyjęcie.

Nielewski starał się nie okazać swojego zdumienia. Co prawda po cichu liczył na to, że Ala da mu zielone światło, ale nie sądził, że zrobi to tak bezemocjonalnie. Tymczasem głos się jej nawet nie załamał.

– Na pewno? – chciał się upewnić, chociaż wyraziła się dość jasno.

– Tak, na pewno – potwierdziła. – Niech ten dzień będzie dla kogoś szczęśliwy – dodała, starając się przywołać na twarz lekki uśmiech.

Pan Leszek nie do końca był przekonany co do szczerości tego zapewnienia, ale postanowił nie drążyć tematu. Wierzył w to, że gdyby Alicja naprawdę miała obiekcje, powiedziałaby mu o nich wprost. Nie ulegało wątpliwości, że czuła w związku z tym jakiś żal, ale najwyraźniej nie chciała, aby jej odczucia zaważyły na czyimś szczęściu i kondycji finansowej hotelu.

– Dobrze – odparł Nielewski. – Zaraz do nich zadzwonię.

Ala skinęła głową z przyzwoleniem, a chwilę później pan Leszek opuścił jej biuro. Nie była pewna, jak czuć się z decyzją, którą właśnie podjęła. Z jednej strony wiedziała, że postąpiła słusznie, ale z drugiej czuła ścisk w środku na samą myśl, że oddała swoje wymarzone wesele komuś obcemu. Jaki jednak był sens zachować je dla siebie, skoro i tak nie miało się ono odbyć?

Rozmowa z Nielewskim uświadomiła jej, że chociaż rezerwację na salę anulowano, a goście byli świadomi tego, że ślubu nie będzie, należało odwołać jeszcze wiele innych rzeczy związanych z weselem – krawcowa nie musiała już szyć jej sukni ślubnej, kwiaciarka komponować pięknego bukietu, a firma produkująca magnesy wysyłać upominków, które zamówili dla gości. Było znacznie więcej miejsc, w które należało zadzwonić i zrezygnować z wszystkiego, co miało się składać na najwspanialszy dzień jej życia. Póki co nie miała jednak na to siły.

Werwa, którą miała w sobie od początku dnia, nagle się ulotniła. Rzeczywistość znów ją przytłoczyła, przypominając, że nic nie będzie takie, jakby tego chciała. Wiedziała jednak, że nie może się teraz załamać. Zrobiła już naprawdę duży postęp i szkoda byłoby go zaprzepaścić. Musiała po prostu wziąć głęboki wdech i zająć się czymś, co pozwoli jej chociaż na moment oderwać myśli od tego, co przykre.

Aby dodać sobie otuchy, sięgnęła po torebkę, do której rano wrzuciła list z przyszłości. Wyciągnęła go z koperty, na której znów widniało tylko proste „A." i po raz kolejny prześledziła tekst wzrokiem.

20 sierpnia 2021 r.

Droga A.

Chciałem serdecznie podziękować Ci za miłe spotkanie. Szkoda, że trwało ono tak krótko, ale rozumiem, że praca jest dla Ciebie ważna – ja też staram się wykonywać swoją najlepiej, jak potrafię. Ty natomiast musisz być w swojej naprawdę świetna, bo hotel prezentuje się znakomicie. No i macie tu pyszną kawę!

Mam nadzieję, że przez te kilkanaście minut, podczas których mieliśmy okazję porozmawiać, bawiłaś się równie dobrze jak ja. Przyznam szczerze, że nie planowałem tego, ale naprawdę chętnie powtórzyłbym to spotkanie. I po cichu liczę na to, że nie będę potrzebował do tego żadnego pretekstu, w postaci kolejnej zguby, ale że mój urok osobisty będzie wystarczającą zachętą. Naprawdę chciałbym poznać Cię bliżej. Co ty na to? Dasz mi szansę dowiedzieć się o sobie czegoś więcej?

Zrozumiem, jeśli uznasz mnie za zbyt nachalnego i odmówisz. Zwykle nikogo tak nie nękam, ale naprawdę zdążyłem Cię polubić i chciałbym się przekonać, czy ta sympatia mogłaby się pogłębić. Może przy okazji uda mi się także przekonać Cię do mojej skromnej osoby ;)

Czekam na (pozytywną) odpowiedź.

ZBN

Nie zauważyła nawet, że już po pierwszym zdaniu na jej ustach zagościł lekki uśmiech. Chociaż nie była jeszcze na to gotowa, bez problemu zrozumiała przekaz tej wiadomości. Wciąż mogła poznać kogoś, kto się nią zainteresuje i kim ona mogłaby się zainteresować. Chociaż nie znała mężczyzny, który był autorem tego listu, i tak poczuła do niego nić sympatii. Wydawał się pewny siebie, ale przy okazji naprawdę zabawny i uprzejmy. Trochę podobny do Mateusza. I w kimś takim może mogłaby się kiedyś zakochać. Tyle że ten konkretny facet przecież tak naprawdę wcale nie istniał.

Zwróciła uwagę na podpis, który musiał być skrótem od „Znalazcy bordowego notatnika". Była troszkę rozczarowana tym, że nie mogła nazywać autora konkretnym imieniem, ale przypuszczała, że właśnie taki był zamysł. Nie powinna przywiązywać się do imienia, które w ostatecznym rozrachunku nic nie znaczyło, bo to nie była prawdziwa postać. Lepiej żeby to zostało tajemnicą, skoro zapewne i tak nigdy nie pozna osoby, która użyczyła swojego charakteru pisma tylko po to, aby podnieść ją na duchu.

Zresztą wyglądało na to, że ona też była w jakiś sposób dla tego kogoś anonimowa, bo nie wiedzieć czemu, zwracał się do niej jedynie inicjałem. Było to odrobinę dziwne, bo przecież w poprzednich wiadomościach P. używała jej imienia. Dlaczego więc w tym wypadku było inaczej, skoro te dwie osoby ewidentnie współpracowały? Czyżby ZBN chciał utrzymać dystans także ze swojej strony? Czy może miło to na celu coś zupełnie innego?

Jej rozmyślania przerwał dzwonek służbowego telefonu. Schowała szybko list do koperty, a następnie do torebki, po czym odebrała połączenie. Wyglądało na to, że jej przerwa dobiegła końca. Czas zabrać się do roboty.

***

Rafał z westchnieniem ulgi opadł na kanapę w salonie. Chwilę wcześniej pożegnał zleceniodawców swojego pierwszego w pełni samodzielnego projektu i modeli, których fotografował przez ostatnie kilka godzin. Czuł satysfakcję z powrotu do pracy, bo naprawdę zatęsknił za ciężarem aparatu w dłoniach, ale mimo wszystko był trochę wyczerpany. Takie sesje nieraz wysysały z niego energię, którą musiał emanować, aby zachęcić czasami opornych modeli do współpracy. Miał nadzieję, że było warto tak się wyeksploatować i ostateczny efekt będzie naprawdę zadowalający. Kiedy przeglądał zdjęcia na aparacie, wyglądały naprawdę nieźle. Po przeróbce powinny prezentować się jeszcze lepiej.

Wiedział, że powinien jak najszybciej przegrać fotografie na komputer i zająć się ich retuszem, ale musiał chwilę odetchnąć po dość nachalnym ataku, który został skierowany w jego osobę. Weronika – długonoga, ciemnowłosa modelka, która z uwagi na charakter sesji paradowała po studiu w skąpym bikini – wyraźnie próbowała go poderwać. Kalczyński starał się dać jej delikatnie do rozumienia, że nie życzy sobie, aby ocierała się o niego odkrytym ciałem i posyłała zalotne spojrzenia, ale dziewczyna pozostawała kompletnie głucha na jego uwagi. Była na tyle zdeterminowana, że zanim wyszła, wsunęła mu do kieszeni koszuli karteczkę ze swoim numerem telefonu. Teraz Rafał ją wyciągnął, spojrzał obojętnie na ciąg cyfr, a następnie podarł papier. Nie miał najmniejszego zamiaru kontynuować tej znajomości.

To przypomniało mu jednak, że należałoby sprawdzić, czy przypadkiem nikt się do niego nie dobijał. Kalczyński miał zasadę, wedle której na czas pracy wyciszał telefon, aby nikt nie wyrywał go z transu, w który wpadał, chcąc złapać jak najlepszy kadr. Zwykle podczas przerw kontrolował, czy ktoś nie dzwonił z czymś pilnym, ale tym razem był zbyt zajęty odpędzaniem od siebie namolnej modelki, aby znaleźć na to chwilę.

Kiedy teraz sięgnął po telefon, z jękiem stwierdził, że miał kilka nieodebranych połączeń. Wszystkie od Oliwii. Najwyraźniej Przemek słusznie go ostrzegł i naprawdę jego była dziewczyna znów szturmem chciała się wedrzeć do jego życia. Wciąż pocieszał go fakt, że nie odkryła jego nowego adresu, bo zapewne już stałaby w drzwiach, ale czuł, że to nie potrwa długo. Musiał zrobić coś, aby na dobre odsunąć ją od siebie, a ignorowanie prób kontaktu już raczej na długo się nie sprawdzi.

W skrzynce odbiorczej znalazł również wiadomość od matki. Informowała go dość zdawkowo, że przesłała mu kolejny mail z treścią, którą on miał przelać na papier. Wciąż był sceptyczny wobec tego pomysłu, ale Bogna przekonywała go, że dziewczyna, do której trafiały listy, naprawdę tego potrzebowała i podobno te wiadomości przynosiły odpowiedni skutek. Rafał nie znał szczegółów, bo też nie chciał ich znać, ale czuł przyjemne ciepło na myśl, że może się przyczyniać do poprawy czyjegoś samopoczucia. Od zawsze zwracał uwagę na dobro innych i cieszyło go, gdy mógł dać coś od siebie ludziom, którzy tego potrzebowali. Jeśli ta dziewczyna naprawdę czuła się lepiej po tych krótkich listach, to jak mógłby odmówić kontynuowania tego eksperymentu? W końcu nic go to nie kosztowało poza użyczeniem kawałka papieru i kilku minut swojego czasu.

Odpisał matce, że postara się przepisać wiadomość jak najszybciej i porzucić jej ją do gabinetu. Przez moment złapał się na tym, że ciekawiło go, gdzie i do kogo potem trafiają te koperty, ale szybko skarcił się za to w duchu. Nie powinno go to w najmniejszym stopniu interesować, bo znów mogłoby to tylko ściągnąć na niego problemy. Musiało wystarczyć mu poczucie satysfakcji, że przykładał swoją cegiełkę do czegoś dobrego.

Nagle zaburczało mu w brzuchu i zdał sobie sprawę, że nic nie jadł od samego rana. Zszedł więc na dół do kuchni, gdzie w lodówce znalazł resztki pizzy, którą zamówił wczoraj na kolację. Wrzucił dwa kawałki na talerz, a potem włożył go do mikrofalówki.

Matka nauczyła go wielu cennych, przydatnych w życiu rzeczy, ale niestety gotowanie się do nich nie zaliczało. Bogna ze swoim usposobieniem lekkoducha nigdy nie była przykładną mamusią, gotującą codziennie dwudaniowy obiadek. A nawet jeśli już chwytała się za garnki, to efekt był dość opłakany i zdecydowanie niezjadliwy. Rozgotowany makaron, przypieczone mięso czy przesolona zupa były w domu Kalczyńskich na porządku dziennym. Kiedyś Rafał obiecał sobie, że podejmie się samodzielnego zgłębienia tajników kulinarnych, ale jakoś nigdy nie znalazł na to czasu. Dlatego też zwykle posilał się gotowymi daniami, chociaż miał świadomość, że to nie jest odpowiednia dieta. Po latach przyzwyczajeń trudno było jednak zmienić nawyki.

Postanowił, że do posiłku zrobi sobie herbatę. Otworzył więc szafkę, w której stały pudełka z różnymi smakami, głównie owocowymi. Nie miał swojego ulubionego, więc uwielbiał odkrywać nowe aromaty. Ostatnio szczególnie zasmakowało mu to słodkie mango, którym poczęstowała go Alicja. Zamierzał dokupić je do swojej kolekcji, ale w sklepach, które odwiedził, się na nie nie natknął. Przy najbliższej okazji musiał zapytać Alę, gdzie je kupowała.

Sięgnął po saszetkę o smaku owoców leśnych, a jego myśli bezwiednie popłynęły ku Alicji. Nie wiedział jej od soboty, ale miał nadzieję, że niedługo na nią wpadnie, bo chciał dopytać ją o kilka szczegółów dotyczących ogrodu. Razem z Przemkiem pozbyli się wszystkiego, co w ich mniemaniu było chwastami, więc teraz rabatki dość mocno się przerzedziły i należało je czymś zapełnić. Rafałowi spodobały się rośliny, które Ala posadziła po swojej stronie płotu, więc chciał się dowiedzieć, co to za gatunki i gdzie można je nabyć. Mógł oczywiście zdobyć tę wiedzę dzięki Internetowi i nie zawracać sąsiadce niepotrzebnie głowy, ale wciąż coś go do niej ciągnęło. 

Nadal nie mógł rozgryźć tego, czemu z początku traktowała go z takim chłodem i rezerwą, a z czasem zaczęła odnosić się do niego znacznie przyjaźniej. Właściwie nie powinno go to dręczyć, ale mając za matkę psychologa, który zawsze rozkładał jego zachowania na czynniki pierwsze, sam też zaczął to robić. Nie chciał nazywać tego wścibstwem, ale musiał przyznać sam przed sobą, że lubił zgłębiać ludzkie motywacje i zmiany, jakie zachodziły w postępowaniu różnych osób. A, nie wiedzieć czemu, Alicja intrygowała go szczególnie. Jej zamknięta postawa, która zaczęła się pomału otwierać, stanowiła dla niego pewnego rodzaju zagadkę, którą z chęcią by rozwiązał. Czuł jednak, że Ala była typem osoby, na którą nie należy naciskać, bo to może tylko przynieść odwrotny skutek. Dlatego też nie dopytywał o jej narzeczonego, o którym wspomniała kilka razy, ani o kobietę z dziećmi, która odwiedziła ją jakieś trzy tygodnie temu. Właściwie jedyną informacją, którą podzieliła się sama od siebie, była kwestia wolontariatu w schronisku. Całą resztę strzępek informacji, które o niej posiadał, uzyskał przy okazji rozmowy, którą sam zagajał.

Wyglądało na to, że byli swoimi zupełnymi przeciwieństwami. Rafał ochoczo pytał i opowiadał o sobie, a Alicja niechętnie ujawniała informacje na swój temat i też nie oczekiwała tego od innych. Czy dwójka tak zupełnie różnych ludzi mogła znaleźć wspólny język? Zapewne dałoby się wypracować kompromis, ale właściwie czemu Kalczyński w ogóle się nad tym zastanawiał? To była tylko jego sąsiadka. Nie musiał się z nią przyjaźnić. Wystarczy, aby żyli ze sobą we względnej zgodzie.

Z zamyślenia wyrwał go dźwięk wydawany przez mikrofalówkę, która oznajmiała, że jedzenie się podgrzało. Chwilę później zagotowała się również woda, którą nastawił na herbatę. Kiedy wszystko było już gotowe, chwycił talerz oraz kubek i udał się na piętro, do pomieszczenia, które pełniło rolę jego gabinetu. Uznał, że zacznie zgrywać zdjęcia na laptop, a w międzyczasie zajmie się jedzeniem.

Okna tego pokoju wychodziły na stronę, po której znajdował się dom Alicji, tak więc Rafał miał stamtąd idealny widok na podjazd jej posesji. Miał właśnie zamiar zaciągnąć rolety, aby ochronić się przed ostrymi promieniami słońca, które utrudniłyby mu pracę, kiedy dostrzegł, że przez bramę wjeżdża jej błękitny fiat 500. Wiedział, że podglądanie jest w złym guście, ale nie odsunął się od okna, dopóki Ala nie wysiadła z samochodu. Prezentowała się naprawdę elegancko w dopasowanej sukience i szpilkach. Nie przypominała już tej zrozpaczonej dziewczyny w rozciągniętym dresie, ale dostojną bizneswoman. Widocznie, tak jak wspominała, wróciła do pracy.

Kalczyński uśmiechnął się lekko pod nosem, kiedy blondynka szła w stronę ganku, a na jej twarzy malowało się względne zadowolenie. Cieszył się, że w jej życiu wyraźnie znów zaczęło się układać. Może i nie znał jej zbyt dobrze, ale życzył jej jak najlepiej i miał nadzieję, że bez względu na to, jak wielka tragedia ją dotknęła, odnajdzie coś, co na nowo da jej szczęście.

Otrząsnął się z letargu, kiedy Ala zniknęła mu z pola widzenia. Kątem oka dostrzegł, że laptop już się uruchomił i to przypomniało mu, że powinien się skupić na pracy, bo miał termin oddania zdjęć do końca tygodnia, a nie rozwodzić się nad życiem de facto obcej mu osoby. To nie była jego sprawa i powinien się w końcu nauczyć, że ingerowanie w czyjąś prywatność, nawet w dobrych intencjach, nie było czymś właściwym.

Zaciągnął rolety, usiadł przy biurku, podłączył aparat do laptopa, włączył muzykę i zabrał się za pizzę. Sądząc po ilości zdjęć, które tego dnia zrobił, czekało go naprawdę pracowite popołudnie, a pewnie nawet i wieczór. Czasu na zamartwianie się problemami innych ludzi pewnie zabraknie. I dobrze, bo to w ogóle nie powinno zaprzątać mu myśli. 

***************************************** 

Hejka :) Jak widać nasi bohaterowie w końcu zabrali się do roboty, bo przecież muszą mieć co do garnka włożyć. Bądź, w przypadku Rafała, do mikrofalówki xD Nie zamierzam Was jednak w kolejnych rozdziałach zanudzać ich szarą codziennością. Będę się skupiała bardziej na tym, jak będzie się rozwijała ich relacja. 

Dziękuję za komentarze i gwiazdki. 

Trzymajcie się zdrowo i do napisania za tydzień :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro