XIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny tydzień okazał się dla Ali wyjątkowo zabiegany. Hotel miał stosunkowo spore obłożenie, w dużej mierze związane z organizacją konferencji biznesowej. Alicja musiała dopilnować, aby gościom niczego nie zabrakło, więc była obecna w Azalii od świtu do późnego wieczora przez ostatnie sześć dni. Wracała do domu kompletnie wykończona i nie miała już ani czasu, ani siły na nic innego. W niedzielę mogła w końcu odetchnąć i zrobić coś dla siebie.

Miała w planach rano zajrzeć do Podaj Łapę, aby wywiązać się ze swojego postanowienia, że będzie tam wpadała co najmniej raz w tygodniu. Do tej pory udawało się jej tego trzymać, więc nie chciała zawieść ani siebie, ani pani Danusi, ani tym bardziej biednych, samotnych psiaków. Popołudnie natomiast zamierzała przeznaczyć w pełni dla swojej przyjemności. Wahała się między pierwszą w tym roku wycieczką rowerową a rozłożeniem się na leżaku w ogrodzie i poczytaniem jakiejś lekkiej, przyjemnej książki.

Pierwszy punkt planu dnia udało się zrealizować bez przeszkód. Psy były dzisiaj wyjątkowo chętnie na spacer, więc miło spędziła z nimi czas. Natomiast kiedy wracała do domu, rozdzwonił się jej telefon, który skłonił ją do zmiany planów na resztę dnia. Dzwoniła Anita, która niemal w ostatniej chwili zaprosiła ją na rodzinny niedzielny obiad. Oprócz dzieciaków i Maćka, miała też pojawić się pani Jola ze swoim nowym przyjacielem.

Kiedyś, słysząc taką propozycję, Ala nie wahałaby się ani chwili. Wspólne, niedzielne obiady były u Guzowskich mocno kultywowaną tradycją. Ona i Mateusz przynajmniej raz w miesiącu byli zapraszani na taki posiłek do domu pani Joli czy właśnie Anity. A odkąd zamieszkali razem, Alicja też postanowiła stanąć na wysokości zadania w roli przykładnej pani domu, więc matka i siostra jej narzeczonego z rodziną gościli też kilka razy u nich. Z wiadomych przyczyn takie spotkania nie odbywały się przez ostatnie dwa miesiące. A przynajmniej Ala na nich nie bywała.

Telefon Anity odrobinę ją zaskoczył, ale ostatecznie obiecała, że się zjawi. Chwilę po zakończeniu połączenia dopadły ją jednak lekkie wątpliwości. Oczywiście cieszyło ją, że rodzina Mateusza postanowiła się od niej nie odcinać, ale miała obawy, że mimo wszystko ich kontakty mogą się zrobić trochę niezręczne. Być może byłoby jej łatwiej, gdyby formalnie należała do tej rodziny. A tak właściwie była dla nich obcą osobą. Narzeczona to mimo wszystko nie to samo co żona, chociaż dla Guzowskich to nie robiło większej różnicy. Pani Jola od dawna traktowała ją jak córkę, a Anita jak siostrę. I żadna tragedia tego nie zmieni.

Kiedy zaparkowała na podjeździe domu Anity i Maćka, obok stał już samochód jej niedoszłej teściowej. A więc czekali tylko na nią. Zgasiła silnik, ale nie wysiadła do razu. Wzięła głęboki wdech, chcąc uspokoić szalejące nerwy. To miało być dla niej pierwsze takie większe spotkanie z rodziną Mateusza, po tym jak jego zabrakło. Czy będą potrafili swobodnie rozmawiać o tym, co się stało, czy będą unikać tematu? Sama nie wiedziała, który wariant bardziej jej odpowiadał. Udawanie, że nic się nie stało, wydawało się absurdalne. Z drugiej jednak strony, Ala nie czuła się jeszcze gotowa, aby wspominać o Mateuszu i słuchać o nim, nie czując przy tym, że zaraz zacznie jej krwawić serce. Kiedy myślała o nim w samotności, ten ból nie był już tak dotkliwy, ale przy innych łatwo mogłaby się rozkleić.

Zauważyła, że w jednym z okien domu poruszyła się firanka, a więc ktoś pewnie zauważył, że przyjechała. Teraz już nie mogła stchórzyć, więc sięgnęła po leżące na fotelu pasażera torebkę i reklamówkę z ciastem, po czym wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę drzwi. Zanim do nich doszła, te otworzyły się szeroko i w progu stanęła Anita.

– Cześć, kochana! – zawołała, szeroko się uśmiechając. – Tak się cieszę, że dotarłaś.

Alicja nieśmiało odwzajemniła gest, po czym pozwoliła się serdecznie uściskać niedoszłej szwagierce.

– Dziękuję za zaproszenie – odparła. – Przyniosłam coś na deser – dodała, wskazując na ciasto. – Niestety nie zdążyłam sama upiec, ale mam nadzieję, że będzie równie smaczne.

– Och, nie trzeba było – zapewniła Anita, po czym odebrała od niej poczęstunek i zaprosiła do środka.

Już w przedpokoju dopadł ją Dominik, a zaraz za nim raczkująca Tosia. Ala najpierw przytuliła mocno chłopca, a potem wzięła na ręce dziewczynkę i skierowała się w stronę jadalni. Tam zastała oczywiście panią Jolę, która przywitała ją równie wylewnie jak jej córka, oraz dystyngowanego starszego pana, który posłał jej uroczy uśmiech. Z kuchni wychylił się też na moment Maciek, który w ramach powitania pomachał jej drewnianą łopatką.

Pierwsze kilkanaście minut spotkania wypełniły opowiadania Dominika o tym, co ciekawego robił ostatnio w przedszkolu. Ala słuchała tych historii z uwagą, bujając lekko na kolanie Tosię, której zapewne bardzo się to podobało, bo śmiała się gromko i gaworzyła. Alicja nie widziała tych dzieciaków ponad miesiąc i do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo się za nimi stęskniła. Powinna częściej ich odwiedzać – w końcu wciąż była dla nich bliską ciocią.

Po tym, jak obiad wjechał na stół, temat rozmowy skupił się na pani Joli i panu Janku. Anita wyraźnie chciała lepiej poznać nowego przyjaciela matki, więc zadawała mu sporo pytań. Starszy pan na szczęście nie czuł się tym urażony – ochoczo udzielał dość obszernych odpowiedzi. Najwyraźniej rozumiał, że rodzina pani Joli po prostu się o nią troszczyła, zwłaszcza po tym, co ją ostatnio spotkało. Ala nie czuła potrzeby wtrącania się do rozmowy, więc przysłuchiwała się wymianie zdań, skupiając się na swoim talerzu. Nie umknęło jednak jej uwadze, że Guzowska wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Najwyraźniej siedzący obok niej mężczyzna dawał jej dokładnie to, czego potrzebowała.

Kiedy Alicja zdała sobie z tego sprawę, kątem oka spojrzała na stojące koło niej puste krzesło. Do tej pory było ono zajmowane przez Mateusza, a teraz stanowiło namacalny dowód na to, że jej narzeczony już nigdy na nim nie usiądzie. Ta świadomość oraz widok uśmiechniętej pary naprzeciwko niej sprawiły, że znów poczuła przejmujący ścisk w okolicach serca, a łzy zaczęły się zbierać pod powiekami.

Ala sądziła, że jest dzielna, ale najwyraźniej to spotkanie to jednak było dla nie za dużo. Rana, mimo że lekko zasklepiona, wciąż była świeża i właśnie dawała o sobie znać. Nie mogła jednak tak po prostu wstać i wyjść. Musiała wytrwać przynajmniej do deseru, aby nie wzbudzać podejrzeń, że znów dopadła ją otchłań rozpaczy.

– A co tam u ciebie, Alu? – Z zamyślenia wyrwał ją ciepły głos pani Joli. – W pracy wszystko w porządku?

Nie mogła zignorować tego pytania, więc musiała szybko zebrać się w sobie i przybrać w miarę pogodny wyraz twarzy. Nie chciała, aby ktokolwiek zorientował się, że coś było nie tak i zaczął ją pocieszać. Przychodząc z tą wizytą, miała nadzieję, że uda się jej przekonać rodzinę Mateusza, że u niej wszystko idzie ku lepszemu. Bo tak też przecież w istocie było. Chwile załamania, jak ta przed momentem, zdarzały się jej coraz rzadziej. Nie było więc sensu dać im na powrót przejąć kontrolę nad jej życiem.

– Dziękuję, wszystko dobrze – odparła, siląc się na uśmiech. – W tym tygodniu było spore obłożenie, więc miałam ręce pełne roboty.

Miała nadzieję, że ta zdawkowa odpowiedź wystarczy i temat rozmowy zostanie skierowany na kogoś innego, chociażby Maćka, który ostatnio dostał awans, ale okazało się, że pani Jola nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić. Oczywiście Guzowska cieszyła się, że Alicja wyraźnie wychodziła na prostą, ale mimo wszystko wciąż się o nią martwiła. Chciała się więc upewnić, że Banaszkiewicz naprawdę odzyskiwała radość życia, a nie tylko z konieczności wróciła do szarej rzeczywistości.

– A jak tam ogród? – spytała. – Posadziłaś coś nowego?

– Niestety ostatnio nie miałam na to za bardzo czasu – odpowiedziała Alicja, sięgając po szklankę z sokiem.

– Oj, kochana, mam nadzieję, że się nie zapracowujesz. – Pani Jola wyraziła swoją troskę. – Wiem, że hotel jest dla ciebie ważny, ale powinnaś też robić coś dla siebie. Dla swojej przyjemności – dodał z przekonaniem.

– Właściwie to ostatnio zapisałam się jako wolontariuszka w schronisku dla psów – przyznała Ala, uśmiechając się lekko pod nosem na wspomnienie uroczych czworonogów.

– To wspaniale! – zawołała Guzowska, szczerze ucieszona faktem, że blondynka znalazła coś, co dawało jej radość.

Zaraz potem do rozmowy włączył się Dominik, który uwielbiał zwierzęta i już od dłuższego czasu prosił rodziców, aby sprawili mu jakiegoś pupila. Alicja z radością opowiedziała mu o kilku zabawnych sytuacjach, które przytrafiły się jej podczas wizyt w schronisku zarówno teraz, jak i dziesięć lat temu. Chłopiec słuchał jej zaaferowany, prosząc o więcej opowiastek, którym przysłuchiwali się również wszyscy zebrani przy stole. Entuzjazm Dominika był tak duży, że po konsultacji z Anitą, Ala obiecała mu, że kiedyś zabierze go ze sobą do Podaj Łapę, aby sam mógł się trochę pobawić z psiakami.

– A co słychać u twojego uroczego sąsiada zza płotu? – spytała niby mimochodem pani Jola, kiedy temat schroniska już się wyczerpał. – Byliście wspólnie na jakiejś przejażdżce?

Alicji nie do końca spodobało się poruszenie kwestii Rafała, zwłaszcza że na wspomnienie o „uroczym sąsiedzie" Anita uniosła brew w wyrazie zaintrygowania. Ala miała nadzieję, że udało jej się zachować neutralny wyraz twarzy, chociaż musiała przyznać sama przed sobą, że przez miniony tydzień Kalczyński dość często pojawiał się w jej myślach. Nie widzieli się od zeszłej soboty, kiedy to spędzili razem miły wieczór. I to chyba tamta przyjacielska rozmowa sprawiła, że Alicja zaczęła nieco inaczej postrzegać szatyna. Nie był już tylko nowym, odrobinę zbyt przyjacielskim sąsiadem. Czuła się w jego towarzystwie na tyle komfortowo, że chyba mogłaby go nazwać swoim dobrym znajomym. Ale pani Jola póki co nie musiała o tym wiedzieć.

– Nie, jeszcze nie wsiadłam na rower – odparła, zręcznie nie odnosząc się bezpośrednio do Rafała. Niestety nie mogła zupełnie ominąć tego tematu.

– Masz nowego sąsiada? – zainteresowała się Anita. – Nic o tym nie wspominałaś – dodała, na co Ala wzruszyła ramionami.

– Bo w sumie nie ma o czym.

– Wydawał się naprawdę sympatyczny – wtrąciła się pani Jola.

Ta uwaga zawisła w powietrzu, bo Alicja nie wiedziała, jak ją skomentować. Owszem, mogła potwierdzić, że Kalczyński jest nie tylko sympatyczny, ale i bardzo uczynny, ale nie chciała, aby jej niedoszła teściowa znów próbowała ją przekonać, żeby się z nim zaprzyjaźniła. Ala wiedziała, że Guzowska sugerowała to w dobrej wierze, chcąc zapewne, aby Banaszkiewicz otwierała się pomału na nowe znajomości, ale sama nie była pewna, czy jest już na to gotowa. Co prawda nie mogła zaprzeczyć, że towarzystwo Rafała okazało się naprawdę miłe i w pewnej mierze także pokrzepiające, ale daleko było temu do przyjaźni. Nie należało zapominać o tym, że Ala straciła miłość swojego życia zaledwie dwa miesiące temu. To i tak cud, że w ogóle zdołała przez ten czas jako tako wziąć się w garść. Nowe relacje damsko-męskie nie były jej jeszcze w głowie.

– Ekhem, w każdym razie cieszymy się, że tak dobrze sobie radzisz – nieco krępującą ciszę przerwał Maciek, posyłając Alicji uśmiech pełen otuchy. Odwzajemniła gest, wdzięczna, że wybawił ją od konieczności dalszej rozmowy o sąsiedzie. – I pamiętaj, że gdyby coś, wciąż możesz na nasz liczyć – dodał, a Anita i pani Jola potwierdziły jego słowa.

Ala poczuła, że pod powiekami znów zbierają się jej łzy, które tym razem były wyrazem wzruszania. Już od jakiegoś czasu zastanawiała się, jak teraz będą wyglądały jej kontakty z rodziną Mateusza, ale oni właśnie rozwali jej wszelkie wątpliwości. Poza ojcem nie został jej już nikt bliski i bała się, że kiedy i jego zabraknie, zostanie na świecie zupełnie sama. Teraz wiedziała jednak, że wciąż miała obok siebie ludzi, którzy byli gotowi ją wspierać, chociaż nie łączyły ich więzy krwi.

– Dziękuję – odparła szczerze. – To naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Pani Jola chwyciła jej dłoń przez stół i ścisnęła w matczynym geście, który jak zwykle dodał Ali otuchy.

– To, że nie ma wśród nas człowieka, który nas połączył, nie znaczy, że nie mamy trzymać się razem – oznajmiła Guzowska, patrząc na niedoszłą synową z troską w oczach. – Tak samo jak ty potrzebujesz nas, tak my potrzebujemy ciebie. Jesteś częścią tej rodziny tak, jak każdy z nas. Nigdy o tym nie zapominaj. Nawet jeśli kiedyś postanowisz ułożyć sobie życie na nowo, zawsze będziesz u nas mile widziana. To się nie zmieni.

Teraz już Alicja nie była w stanie powstrzymać łez, które powoli potoczyły się po jej policzkach. Nie przypuszczała, że to zapewnienie będzie dla niej tak ważne. Musiała jednak przyznać, że słysząc je, ścisk w klatce piersiowej stał się odrobinę mniej bolesny. Tak samo jak po przeczytaniu kolejnego listu z przyszłości, który dawał jej cień nadziei, że przyszłość może nieść ze sobą coś dobrego.

Kiedy pomyślała o listach, zdała sobie sprawę, że dawno żadnego w skrzynce nie znalazła. Ostatni przyszedł chyba dwa tygodnie temu i od tamtej pory nastała cisza w eterze. Nie była pewna, czy to powód do niepokoju, ale nie mogła się oszukiwać, że nie czekała na kolejną wiadomość. Była ciekawa, w jakim kierunku mogłaby się rozwinąć znajomość z ZBN-em. Wiedziała doskonale, że to zapewne nijak będzie się miało do rzeczywistości, ale mimo to chciałaby przeczytać więcej tekstów napisanych jego ręką, bo jakoś tak podnosiły ją na duchu.

– Wy też zawsze będziecie mieli miejsce w moim życiu – wyznała, ściskając mocniej dłoń pani Joli, a potem posyłając Anicie lekki uśmiech, który ta odwzajemniła z również zaszklonymi oczami.

Przez chwilę te trzy kobiety, które połączył jeden wspaniały mężczyzna, posyłały sobie krzepiące spojrzenia, wyrażające równie wiele co wypowiedziane chwilę wcześniej słowa. Los pokierował ich życiem inaczej, niż tego oczekiwały, ale wciąż mogły mieć oparcie w sobie nawzajem.

– No, to chyba czas na deser – ogłosił Maciek po przepełnionej emocjami chwili ciszy, a zaraz potem dzieciaki zaczęły piszczeć z zachwytu na wieść o słodkościach.

Ala posłała pani Joli ostatnie wdzięczne spojrzenie, po czym skupiła swoją uwagę na Dominiku i Tosi, którzy już nie mogli się doczekać smakołyków.

Jej wzrok zatrzymał się na chwilę na pustym krześle obok. Mateusza już przy niej nie było, ale wciąż mogła liczyć na osoby, które były bliskie im obojgu. I za to dziękowała losowi – że nie pozbawił jej kompletnie wszystkiego, ale pozwolił mieć w pobliżu ludzi, którym na niej szczerze zależało.

***

Bogna Kalczyńska wyznawała zasadę, że w dni robocze się pracuje, a weekend przeznacza na spotkania towarzyskie wszelakiego rodzaju, i nie przyzwalała na żadne odstępstwo od tej reguły. Nawet jeśli w grę wchodził Dzień Matki, który w tym roku wypadał we wtorek. Rafał doskonale wiedział, że gdyby właśnie tego dnia pojawił się w jej gabinecie z bombonierką i najlepszymi życzeniami, jak nic dostałyby burę. Dlatego też postanowił uchronić się przed wzburzeniem matki i zapowiedział się z wizytą na niedzielne popołudnie dwa dni wcześniej.

Bogna przywitała go serdecznie, wpuszczając do mieszkania, które zajmowała od ponad trzydziestu lat. Było ono dość przestronne ze swoimi trzema pokojami, otwartą kuchnią i niemałą łazienką. Kiedy byli z bratem mali, bez problemu mieścili się tutaj we trójkę, a czasami nawet czwórkę, jeśli akurat któryś z facetów matki postanowił się wprowadzić. Teraz lokum wydawało się nieco zbyt duże dla jednej osoby, ale Rafał wiedział, że rodzicielka za nic by się stąd nie wyniosła. Za bardzo przywiązała się do tego miejsca. Zresztą tak samo jak jej starszy syn. Co prawda nie mieszkał tu od prawie dziesięciu lat, ale już zawsze będzie darzył te cztery kąty pewnym sentymentem. To tutaj spędził beztroskie lata dzieciństwa. Może nie zawsze było tak różowo, jakby się tego chciało, ale i tak dobre wspomnienia przeważały nad tymi gorzkimi.

Rafał wręczył matce torebkę prezentową, w której kryły się jej ulubione czekoladki i mocna kawa, którą pijała w zatrważających ilościach. Bogna podziękowała zdawkowo, bo żadne prezenty nie były dla niej zbyt istotne. Sama często zapominała o tego typu świętach, więc nie oczekiwała od swoich synów, że oni będą pamiętać. Poza tym dla niej najlepszym podarunkiem była po prostu ich obecność. A to, czy przynosili coś ze sobą, było sprawą drugorzędną. Rafał dobrze o tym wiedział, ale mimo wszystko chciał sprawić matce chociaż odrobinę radości. Tym bardziej, że jego brat raczej nie wpadnie w odwiedziny, tylko w najlepszym razie pokusi się na krótką rozmowę telefoniczną.

– Coś taki markotny? – spytała Bogna, zanim jeszcze Rafał na dobre zdążył rozsiąść się na sofie w salonie. – Myślałam, że interes nieźle ci się kręci.

Kalczyński doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma sensu zbywać tematu. Jego matka miała radar na ludzkie utrapienia. I zapewne właśnie dlatego była tak dobrym terapeutą. Zaprzeczanie tylko jeszcze bardziej wzbudziłoby jej podejrzenia i niepokój.

– W pracy wszystko dobrze – odparł, stwierdzając, że najpierw omówi ten łatwiejszy temat. – Mam naprawdę sporo zamówień. Właściwie to ledwo się wyrabiam.

I taka była prawda. Nie chciał przyznać, że być może wziął na siebie odrobinę zbyt dużo zleceń. Uznał, że skoro to dopiero początki studia, to trzeba brać wszystko, co się nawinie, aby nie ponieść finansowego fiaska. Teraz, po dwóch tygodniach, doszedł jednak do wniosku, że musi zacząć filtrować kolejne zgłoszenia. Nigdy nie był dobry w odmawianiu potencjalnym klientom, ale chyba będzie się musiał tego w końcu nauczyć, bo inaczej zatonie w górze nieobrobionych zdjęć na dobre.

– I to jak zwykle efekt twojego zbyt miękkiego serca – wytknęła mu Bogna. – Chyba muszę cię wysłać na kurs asertywności, bo ktoś w końcu naprawdę wykorzysta tę twoją wrodzoną dobroć i puści cię z torbami.

Rafał przewrócił oczami, sądząc, że matka jednak trochę przesadza. Owszem, był uczynny i czasami miał problemy z mówieniem ludziom „nie", ale na pewno nie aż tak naiwny, żeby dać się komuś okantować.

– Sama wychowałaś mnie na empatycznego i otwartego na ludzi – zauważył.

– Owszem – potwierdziła. – Ale to nie znaczy, że mają być z ciebie ciepłe kluchy. Sądziłam, że mimo wszystko zaszczepiłam też w tobie jakiś pierwiastek męskości.

Kalczyński zaśmiał się cicho. Fakt, że był wychowywany przez samotną matkę, i to dość ekscentryczną, sprawił, że w jego życiu brak było typowego męskiego wzorca. A przynajmniej nie miał do czynienia z jednym konkretnym przez na tyle długi czas, aby wykształciło w nim to odpowiednie postawy. Uważał jednak, że wcale nie brakowało mu męskości. Po prostu nie wykazywał tych cech, które zwykle przypisywano samcom alfa. Reprezentował ten typ, który okazuje siłę poprzez opiekuńczość i zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, a nie jawną agresję.

– Już nie rób ze mnie takiego mięczaka – obruszył się. – Kiedy chcę, potrafię zawalczyć o to, na czym mi zależy.

Czego dowodem było chociażby otworzenie studia, o którym od dawna marzył i które póki co naprawdę nieźle prosperowało.

– Ale mimo to ewidentnie z czymś sobie nie radzisz – stwierdziła Bogna, wracając do pytania, od którego zaczęła się w ogóle ta dyskusja. – No więc? Co cię tak trapi?

Rafał westchnął ciężko, chociaż właściwie sam chciał poruszyć ten temat. Nie wiedział jednak, jak to wszystko przedstawić tak, aby faktycznie nie wyjść na słabeusza, który nie potrafi załatwić z pozoru łatwej sprawy.

– Chodzi o Oliwię – wyznał niechętnie, na co jego matka prychnęła z frustracją.

– Tylko nie mów, że cię przekabaciła i jednak postanowiłeś do niej wrócić. – Bogna posłała mu krytyczne spojrzenie.

Kalczyńska kochała swojego syna całym sercem i mimo wszystko cieszyła się, że z reguły nie był obojętny na ludzką krzywdę, ale czasami naprawdę miała ochotę porządnie nim potrząsnąć. Jako psycholog oczywiście uważała, że powinien popełniać swoje błędy, aby wyciągać z nich wnioski, ale jeśli drugi raz miałby się wpakować w ten sam niepoważny związek, to był sygnał, że matka powinna jednak zainterweniować. Nie mogła pozwolić, aby zmarnował sobie kolejne lata życia, podczas których mogło go spotkać coś o wiele lepszego niż chorobliwie zazdrosna dziewczyna ze skłonnościami do stalkingu.

– Nie, nie wróciłem do niej – sprostował szybko Rafał. – Wręcz przeciwnie. Próbuję się jej pozbyć.

– Myślałam, że już dawno to zrobiłeś. – Spojrzała na niego z lekką konsternacją.

– No właśnie niezupełnie – przyznał ze skruchą.

Przez następne kilka minut przedstawiał matce swoją taktykę powolnego odsuwania od siebie Oliwii, która niestety nie zdała egzaminu. Bogna nie była tym zbytnio zdziwiona. Kiedy tylko Rafał zaczął spotykać się z tą dziewczyną, czuła, że nie skończy się to najlepiej, ale nie chciała się wtrącać, póki sprawy nie wyglądały naprawdę źle. Cieszyła się, że jej syn w porę się opamiętał i postanowił zakończyć ten związek, ale najwyraźniej nie zabrał się do tego w odpowiedni sposób.

– Myślałem, że jak będę ją ignorować, to w końcu odpuści, ale chyba nic z tego – pożalił się na koniec.

– To nie ten typ, który łatwo daje za wygraną – stwierdziła Kalczyńska. – A teraz, kiedy ma już twój nowy adres, to na pewno nie da się ot tak zbyć.

Rafał niestety dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Co prawda po tamtej jednej wizycie, kiedy go nie zastała, więcej nie dobijała się do jego drzwi ani nie dzwoniła, ale to nie oznaczało, że już tego nie zrobi. Właściwie to tylko czekał na moment, aż rozdzwoni się jego telefon lub dzwonek do drzwi, a po drugiej stronie będzie czekać blondynka, która zaczęła uprzykrzać mu życie.

– Wiem, ale nie mam pojęcia, jak dobitnie dać jej do zrozumienia, że to koniec, równocześnie nie przyprawiając jej o histerię i załamanie nerwowe.

– Tak się nie da – stwierdziła pewnie Bogna. – Musisz postawić sprawę jasno. Wiem, że nie chcesz zranić jej uczuć, ale ten jeden raz musisz myśleć przede wszystkim o sobie, a nie o jej problemach. Sama musi sobie z nimi poradzić i takie pobłażanie na pewno jej w tym nie pomoże.

Kalczyńska była znana z tego, że stosowała dość niekonwencjonalne metody terapeutyczne. Zachęcała pacjentów do tego, aby mierzyli się ze swoimi słabościami, niczego im nie ułatwiając. Oliwia nie była już pod jej opieką, ale uważała, że tej dziewczyny wyjątkowo nie powinno się traktować ulgowo. Blondynka nie mierzyła się tylko z wewnętrzną traumą, ale przede wszystkim z zaburzeniami związanymi z zazdrością, które wpływały także na jej bliskich. W tym Rafała, który był zbyt dobry, aby pogonić dziewczynę bez skrupułów.

– Pewnie masz rację – przyznał po chwili zastanowienia. – Zwłaszcza że zaczęła nachodzić moją sąsiadkę i robić jej niedorzeczne aluzje dotyczące naszej znajomości. A ta sąsiadka naprawdę nie potrzebuje dodatkowych kłopotów, ma już wystarczająco dużo swoich.

Naprawdę było mu głupio przed Alicją, że Oliwii w ogóle przyszło do głowy coś takiego, aby zapukać do jej drzwi i sugerować jakieś absurdalne rzeczy. Co prawda Ala chyba za bardzo się tym nie przejęła, ale mimo wszystko lepiej, żeby się to nie powtórzyło, bo wtedy naprawdę będzie miała podstawy do tego, aby mieć do niego pretensje i urządzić mu awanturę.

– A skąd Oliwia w ogóle wyciągnęła takie wnioski, że mógłbyś spoufalać się z sąsiadką? – Bogna zadała trafne pytanie, nad którym do tej pory Rafał się nie zastanawiał.

No właśnie – skąd jego była dziewczyna wiedziała, że nawiązał z Alicją jakąkolwiek relację? Czyżby go śledziła? Obserwowała z ukrycia? Naprawdę była aż tak zafiksowana na jego osobę, że mogła się posunąć do czegoś takiego? Cała ta sytuacja stawała się coraz bardziej niepokojąca.

– Nie wiem – odparł szczerze. – Rozmawiałam z Alicją parę razy przez płot i pomogłem w pracach ogrodowych – dodał. – Nic wielkiego. Zwykła sąsiedzka przysługa.

Naprawdę nie sądził, aby na tej podstawie ktokolwiek mógł stwierdzić, że było między nimi coś więcej niż w rzeczywistości. Oliwia była jednak mistrzynią w dopowiadaniu sobie czegoś, co nawet nie miało prawa bytu.

– Lubisz ją – bardziej stwierdziła, niż spytała Bogna. – Tę sąsiadkę.

W odpowiedzi Rafała wzruszył ramionami. Nie chciał, aby i matka wyciągała zbyt pochopne wnioski względem jego znajomości z Alą. Musiał jednak przyznać przed samym sobą, że po ostatnim wspólnie spędzonym wieczorze patrzył na blondynkę nieco inaczej. Odkąd przestała być taka osowiała i zamknięta w sobie, coraz mocnej zaczął wierzyć w to, że mogliby się zakolegować. O niczym więcej nie śmiał jednak nawet myśleć. Dziewczyna ewidentnie była skrzywdzona przez życie i nie wyglądało na to, aby szukała sobie faceta.

– Tyle, o ile – mruknął. – Raczej ciężko do niej dotrzeć, bo niedawno chyba przytrafiło się jej coś tragicznego. Przez pierwszych kilka dni po tym, jak się wprowadziłem, przypominała niemal zombie. Wydaje mi się, że straciła narzeczonego, ale nie miałem śmiałości pytać.

– A chodzi na terapię? – Kalczyńska w sekundzie przełączyła się na tryb terapeuty, który spieszy z pomocą każdemu potrzebującemu.

– Mamo, a skąd ja mam to niby wiedzieć? – obruszył się Rafał. – Miałem zapytać wprost „Zmarł ci facet? Rozmawiasz o tym z psychologiem?"?

Wiedział, że czasami walenie prosto z mostu pozwala ludziom poradzić sobie z traumą, ale nie sądził, aby w przypadku Alicji to zadziałało. Poza tym nie chciał wyjść na niegrzecznego i wścibskiego. To nie była jego sprawa. Gdyby znali się dłużej, może zebrałby się na odwagę delikatnie poruszyć ten temat. W obecnej sytuacji nie miał jednak do tego najmniejszego prawa.

– Oczywiście, że nie – odparła Bogna. – Pomyślałam, że może sama ci coś o tym wspomniała.

– To nie ten typ, który zwierza się na prawo i lewo ze swojej niedoli, ale taki, który cierpi w ciszy i samotności.

A więc zupełnie przeciwny do Oliwii, która na okrągło biadoliła każdej koleżance, jak to życie rzuca jej kłody pod nogi. Nawet wtedy, kiedy układało jej się względnie dobrze. Zawsze jednak potrafiła znaleźć powód do narzekania. A gdyby przytrafiło się jej coś naprawdę traumatycznego, zapewne w ułamku sekundy wiedziałoby o tym całe miasto.

– Takie tłumienie w sobie emocji nie jest dobre – stwierdziła Kalczyńska.

– Przecież doskonale o tym wiem – odburknął Rafał, bo rzeczywiście od najmłodszych lat słyszał, że trzeba wyrzucić z siebie to, co go dręczy, aby poczuć się lepiej. – To jednak nie moja rola, aby ją o tym informować. Ma rodzinę, przyjaciółkę. Nie jest totalnie samotna, żeby zdawać się na łaskę ledwo co poznanego sąsiada.

Bogna uśmiechnęła się pod nosem, widząc, że chociaż próbował temu zaprzeczać, w jakimś stopniu zależało mu na tej kobiecie. Na tyle, aby zauważyć, że mierzyła się z czymś bolesnym i że ma przy sobie bliskich, u których mogła szukać wsparcia. To po raz kolejny świadczyło o tym, że jej syn stał w opozycji do społecznej znieczulicy, która pomału stawała się normą.

– Jakby co, zawsze możesz ją do mnie przysłać – zaproponowała. – Mam dość sporo doświadczenia z podobnymi przypadkami. A nawet bardziej przejmującymi. Teraz mam pacjentkę, która ponad dziesięć lat temu straciła męża, a jakiś czas temu także syna. Obaj byli strażakami i zginęli na służbie. Kobieta trzyma się dzielnie, chociaż los potraktował ją wyjątkowo okrutnie. Wszystko da się przepracować.

Rafał spojrzał na matkę zaskoczony, bo zazwyczaj unikała mówienia mu o swojej pracy – w końcu obowiązywała ją tajemnica lekarska. Tym razem chyba jednak chciała mu pokazać, że w życiu można pokonać wszelkie trudności, tylko trzeba naprawdę tego chcieć. Nie wiedział, jak to wyglądało w przypadku Alicji, ale miał nadzieję, że jej także uda się pogodzić z tym, co ją spotkało. Czymkolwiek to było.

– Gdyby prosiła mnie o polecenie terapeuty, w co mocno wątpię, dam jej twoją wizytówkę – odparł z lekkim uśmiechem, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

– No dobrze – westchnęła Kalczyńska. – A wracając do Oliwii, załatw to jak najszybciej. Im dłużej będziesz to odwlekał, tym trudniej będzie ją przekonać, że dla ciebie ten związek to już przeszłość.

Wiedział, że matka miała rację. Tyle że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Musiał jednak wziąć się w garść i załatwić to stanowczo, po męsku. Każdy kolejny dzień zwłoki dawał Oliwii złudną nadzieję, która mogła się obracać w coraz większą obsesję. Nie mógł dopuścić do tego, aby blondynka na dobre zatruła mu życie.

– Umówię się z nią na spotkanie na neutralnym gruncie – stwierdził. – I dam jasno do zrozumienia, że to koniec. Może nie wpadnie w histerię w miejscu publicznym.

Cóż, zapewne byłaby do tego zdolna, ale musiał zaryzykować. W przeciwnym razie nigdy się od niej nie uwolni.

– No, i to mi się podoba – ogłosiła dumnie Bogna, klepiąc syna po ramieniu.

Rafał posłał jej ciepły uśmiech, ale brak w nim było pełnego przekonania. Zdawał sobie jednak sprawę, że to konieczne. Sam się w to wpakował i sam musiał to teraz odkręcić. Nikt inny tego za niego nie załatwi. Czas wziąć odpowiedzialność za niewłaściwie podjęte w przeszłości decyzje i odzyskać spokój na przyszłość. 

************************************

Hejka :) Dzisiaj taki rozdział "odwiedzinowy".  Uznałam jednak, że akcja nie może się dziać tylko między Alą i Rafałem, w końcu są też inni bohaterowie. Co prawda mocno na drugim planie, ale jednak od czasu do czasu powinni się pokazać ;) 

Dziękuję za komentarze i gwiazdki. 

Do napisania za tydzień :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro