XXV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alicja była tak skupiona na przeglądaniu zeszłomiesięcznego raportu dotyczącego finansów Azalii, że ledwo zakodowała pukanie do drzwi jej gabinetu. Być może stało się też tak dlatego, że nie był to żaden z tych rodzajów pukania, które potrafiła przyporządkować do konkretnej osoby – przez lata pracy w hotelu nauczyła się rozpoznawać, kto stoi za progiem właśnie po sposobie, w jaki pukał.

Ostatecznie jednak zawołała donośne „proszę", nie podnosząc wzroku znad dokumentów. Sekundę później drzwi otworzyły się energicznie, a do środka weszła osoba, której zupełnie się nie spodziewała.

– Cześć! – przywitał się radośnie Rafał, zamykając za sobą drzwi.

– Cześć – odparła nieco zaskoczona Ala. – Co ty tutaj robisz? Myślałam, że na sesję umówiłeś się z panem Leszkiem na przyszły piątek.

– Bo tak jest – przyznał Kalczyński. – Miałem mieć dzisiaj inną sesję w studiu, ale odwołali mi ją w ostatniej chwili. I tak sobie pomyślałem, że warto by jakoś fajnie wykorzystać ten dzień. Zbieraj się – zarządził. – Jedziemy na wycieczkę.

Alicja spojrzała na niego jak na UFO.

– Co? – spytała zupełnie zdezorientowana. – Jestem w pracy. Nie mogę sobie tak po prostu wyjść w środku dnia.

Dla niej było to coś oczywistego, ale dla Rafała chyba niekoniecznie. Chociaż nie było się czemu dziwić, bo przecież miał nienormowane godziny pracy i w przeciwieństwie do niej, mógł sobie pozwolić na spontaniczny wyjazd w środę przed południem.

– A właśnie, że możesz – odparł z triumfalnym uśmiechem. – Rozmawiałem z panem Leszkiem. Pozwolił ci się urwać na resztę dnia.

Ali nie spodobało się to, że Rafał postanowił załatwić jej wolne za jej plecami. Jak to wyglądało w oczach Nielewskiego? Jakby próbowała się wysłużyć kimś, aby zdobyć pozwolenie na bezpodstawne leniuchowanie.

– Nie patrz tak na mnie – obruszył się Kalczyński. – Sam stwierdził, że przyda ci się trochę wolnego, bo ostatnio całymi dniami przesiadujesz w hotelu.

Nie mogła temu zaprzeczyć, ale miała na to dobre wytłumaczenie – sezon urlopowy w pełni, a to oznaczało więcej obowiązków i więcej klientów, którym trzeba nadskakiwać. W takiej sytuacji nie mogła się wymigiwać od pracy. Zwłaszcza że wciąż czuła potrzebę zrehabilitowania się za tamten nieszczęsny miesiąc nieobecności.

– No nie daj się prosić – Rafał nie odpuszczał. – To tylko jedno popołudnie, a obiecuję, że będzie naprawdę fajnie.

Ala westchnęła ciężko, zastanawiając się, czy powinna przystać na propozycję Kalczyńskiego. Z jednej strony miło byłoby spędzić razem trochę czasu, bo ostatnio wciąż się tylko mijali, ale z drugiej nie czułaby się komfortowo, zostawiając hotel bez nadzoru z powodu zwykłego widzimisię. Kiedy jednak spojrzała na Rafała i jego proszące oczka, stwierdziła, że odmowa najprawdopodobniej zepsułaby humor im obojgu, więc zaczęła się skłaniać ku zamknięciu swojego gabinetu na resztę dnia.

– A gdzie chcesz mnie zabrać? – spytała, uznając, że to będzie kwestia rozstrzygająca.

– To niespodzianka – odparł z tajemniczym uśmiechem. – Ale gwarantuję, że ci się spodoba.

Taka odpowiedź wcale nie pomogła jej w podjęciu decyzji, ale ostatecznie zamknęła teczkę z dokumentami, podniosła się w krzesła, chwyciła leżącą obok torebkę i skierowała się do wyjścia.

– No dobrze – oznajmiła, mijając Rafała, który uśmiechnął się od ucha do ucha, widząc, że odniósł zwycięstwo. – Obym tego nie żałowała – dodała pół żartem, pół serio.

– Nie wierzysz w mój dobry gust i cudowne pomysły? – Kalczyński udał oburzenie.

– Cóż, zawsze istnieje jakieś ryzyko, że jednak nie podzielę twojego entuzjazmu – odparła, zamykając gabinet na klucz. – Ale liczę na to, że to urwanie się z pracy jednak mi się opłaci.

Zanim ruszyli w drogę, Alicja zarządziła, aby zajrzeli jeszcze do biura pana Leszka, aby upewnić się, że nie miał żadnego problemu z jej wyjściem. Ten jednak zapewnił, że nie ma nic przeciwko, i życzył im dobrej zabawy.

Wyszli przed budynek i wsiedli do samochodu Rafała. Ala stresowała się odrobinę tym, że Kalczyński zamierzał wywieźć ją w nieznanym kierunku, ale wynikało to bardziej z nieznajomości celu niż samej podróży w towarzystwie szatyna. Uznała więc, że zada chociaż jakieś pośrednie pytania, które być może pozwolą jej ustalić, dokąd zmierzali.

– A daleko to? – spytała niby od niechcenia, kiedy wyjeżdżali z parkingu.

– Jakaś godzinka drogi, może ciut dłużej – odparł, posyłając jej lekki uśmiech.

– Yhm – mruknęła nie do końca usatysfakcjonowana i tą odpowiedzą. – W każdym razie mam nadzieję, że nie będziemy robić nic wyczynowego, bo mój strój – wskazała na swoją jasną, elegancką bluzkę, ciemnozieloną ołówkową spódnicę i sandały na kilkucentymetrowym obcasie – się do tego definitywnie nie nadaje.

– Spokojnie, strój nie będzie ci w niczym przeszkadzał – zapewnił, na moment odrywając wzrok od jezdni i zerkając na Alę.

Poczuła, że w tym spojrzeniu było coś wyjątkowego. Nie mogła sprecyzować, co takiego, ale sprawiło ono, że mimo i tak gorącego dnia zrobiło się jej jeszcze cieplej. Nie była pewna, czy to właściwe uczucie, ale nie mogła zaprzeczyć, że przyjemne.

Rafał chyba przejrzał jej próbę podpytywania w celu ustalenia tego, co będą robić, więc zmienił temat na sprawy codzienne. Ala szybko go podchwyciła i przez następne kilkanaście minut rozmawiali o Lunie, ogrodowej altanie, hotelu, studiu i zaplanowanej na najbliższą sobotę wycieczce rowerowej.

Kiedy na moment zaległa cisza, Alicja zwróciła uwagę na to, że w tle nie gra żadna muzyka. Sama zawsze, kiedy wsiadała do samochodu, włączała radio lub zgrane na pendrive piosenki. Lubiła podczas jazdy nucić sobie coś pod nosem.

– Dla mnie to właściwie bez różnicy – przyznał Rafał, kiedy spytała go o preferencje względem puszczania muzyki w aucie. – Ale jak chcesz, to tam powinny być jakieś płyty – dodał, wskazując na schowek przed fotelem pasażera.

Ala sięgnęła do wspomnianego schowka i rzeczywiście znalazła w nim kilka opakowań z płytami CD. Były to głównie albumy amerykańskich zespołów – Imagine Dragons, Paramore czy Maroon 5. Na końcu natomiast natrafiła na coś, co było jej szczególnie bliskie. Ostatnią wydaną płytę OneRepublic.

Wyjęła ją z opakowania, włączyła odtwarzacz i umieściła płytę w napędzie. Chwilę później rozległy się pierwsze dźwięki „Let's hurt tonight".

– Świetny wybór – stwierdził Rafał, rozpoznając piosenkę. – Dawno nie słuchałem tego krążka.

– Ja też – przyznała Alicja. – To był ulubiony zespół Mateusza. Mamy wszystkie ich płyty.

Dopiero po chwili zorientowała się, że wspomniała o narzeczonym i nie poczuła przy tym żalu, który jeszcze niedawno towarzyszył jej za każdym razem, kiedy wymawiała lub słyszała jego imię. Teraz przyszło jej to ze znacznie większą swobodą. Nawet uśmiechnęła się lekko, wsłuchując się w kojący głos wokalisty.

– Ja mam tylko tę jedną, ale lubię też ich wcześniejsze kawałki – odparł Kalczyński. – Która piosenka jest twoją ulubioną?

Ala zawahała się chwilę, bo w sumie nigdy się nad tym nie zastanawiała. Było kilka utworów, które darzyła większą sympatią niż pozostałe, ale nie miała tego jednego, wyjątkowego.

– Chyba zawsze będę mieć sentyment do „All the right moves", bo tę piosenkę Mateusz puścił mi jako pierwszą – stwierdziła. – Bardzo przemawia też do mnie „Come home". Słuchając jej, zawsze myślałam o mamie.

Teraz pewnie będzie jej przywodzić na myśl także narzeczonego. To dwie osoby, za którymi tak bardzo tęskniła i które chciałaby sprowadzić znów do domu, chociaż oczywiście wiedziała, że to niemożliwe.

Na moment jej myśli powędrowały do zeszłotygodniowej wizyty na cmentarzu. Tak jak co roku, odwiedzała grób matki w rocznicę jej śmierci. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że właśnie mijało dziesięć lat, odkąd Dorota odeszła. Z jednej strony wydawało się jej, że to było zaledwie chwilę temu, a z drugiej, że od ostatniego pożegnania z matką minęła cała wieczność. Czas to jednak bardzo dziwne zjawisko.

Korzystając z okazji, udała się też na grób Mateusza. Nie wpadła w szloch jak ostatnim razem, ale też nie mogła nic z siebie wydusić. Stała po prostu nad niedawno położoną granitową płytą i bez słowa wpatrywała się w imię narzeczonego. Miała nadzieję, że z każdym kolejnym razem będzie jej coraz łatwiej.

– A twoja ulubiona piosenka? – spytała, aby rozmowa nie skupiła się zbytnio na niej.

– Z uwagi na to, że staram się korzystać z życia, jak się tylko da, uwielbiam „I lived" – odparł. – Ale za to jeśli chodzi o teledyski, „Love runs out" wymiata.

– No, tak. Nic dziwnego, że jako artyście podobają ci się takie abstrakcyjne motywy – stwierdziła. – A tam było ich całkiem sporo.

Rzadko oglądała jakiekolwiek teledyski, ale tamten zapadł jej w pamięć poprzez swoją oryginalność i kolorystykę. Mateusz też lubił to wideo, więc oglądał je od czasu do czasu.

– Racja – zgodził się Rafał. – Poza tym piosenka też świetna.

Zapadła chwila ciszy, podczas której rozpoczął się drugi utwór z płyty. Ala wsłuchała się w tekst, przypominając sobie, że Mateusz często go podśpiewywał, bo uważał, że doskonale pasował do ich historii, w pełni oddawał to, co Guzowski do niej czuł. Teraz wiedziała, że jednak się pomylił.

– A ty co sądzisz? – niespodziewanie zapytał Kalczyński, na co posłała mu zaskoczone spojrzenie, które musiał dostrzec kątem oka, bo dodał: – Czy dla ciebie przyszłość wygląda dobrze?

Tekst piosenki twierdził, że owszem – „ty jesteś przyszłością i przyszłość wygląda dobrze". A czy Alicja mogła powiedzieć to samo? Co prawda nie było już przy niej osoby, która miała być jej całym przyszłym życiem, ale nie mogła też powiedzieć, że patrzyła w przyszłość z niechęcią czy bezsilnością. Ten etap miała już za sobą. Teraz zaczynała na dobre oswajać się z myślą, że wszystko będzie inne, niżby tego chciała, ale może niekoniecznie gorsze.

– Na pewno nie tak, jak sobie to wyobrażałam – przyznała. – Ale też nie tak źle, jakby mogło być. Dobrze, to chyba trafne określenie. Ani wspaniale, ani beznadziejnie, ale właśnie dobrze.

Rafał kiwnął głową ze zrozumieniem. Ucieszyła go odpowiedź Alicji, bo była szczera i pokrzepiająca. Sugerowała, że Banaszkiewicz naprawdę postrzegała przyszłość w pozytywnych barwach.

– Moja chyba też wygląda całkiem nieźle – stwierdził Kalczyński. – A jak tylko uporam się z pewną kłopotliwą kwestią, to już w ogóle będzie super.

– Masz na myśli Oliwię? – spytała Ala, mając nadzieję, że Rafał nie uzna tego za wścibstwo, skoro sam niejako poruszył ten temat.

– Niestety tak – odparł z westchnieniem. – Od tamtej akcji w ogródku znowu się nie odzywa, a ja nie wiem, co powinienem zrobić. Spróbować się z nią skontaktować i jeszcze raz starać się jej wbić do głowy, że to koniec, czy czekać, aż ona podejmie jakieś działanie, licząc po cichu, że jednak się odczepiła.

Wiedział, że na to ostatnie były marne szanse. Podczas ostatniego spotkania dała mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru się poddawać. Paradoksalnie niepokoiło go jednak to, że od tamtej pory nie próbowała nawiązać żadnego kontaktu. Może przygotowywała jakiś większy plan? Tylko jaki? Co w jej przekonaniu mogłoby skłonić go do zmiany zdania? Rafał nie miał zielonego pojęcia i ta kolejna cisza przed burzą zaczynała wykańczać go psychicznie.

– Chyba nie jestem w stanie ci doradzić – stwierdziła po chwili ciszy Alicja. – Nie wiem, co jeszcze mogłoby pomóc, skoro twoje zdecydowane stanowisko do niej nie przemawia.

– Ja też nie – mruknął zrezygnowany. Postanowił jednak, że nie będzie się teraz tym przejmował. To miało być miłe popołudnie, spędzone w radosnej atmosferze, a nie pełne ponurych rozważań i zamartwiań.

Przez resztę drogi to śpiewali razem z wokalistą OneRepublic, to poruszali niezobowiązujące, lekkie tematy. Alicja już niemal zapomniała, że Rafał nie wyjawił jej celu podróży, kiedy w końcu minęli tabliczkę z napisem „Katowice". Ala zmarszczyła nieco czoło na ten widok, bo nie spodziewała się, że zmierzali do samego centrum tłocznego miasta. Obstawiała raczej cichy, spokojny zakątek blisko natury.

– Byłaś tu kiedyś? – spytał Rafał, widząc, z jakim skupieniem Ala wyglądała przez szybę na mijany miejski krajobraz.

– Kilka razy, ale tylko przejazdem – odparła. – Minęła ponad godzina, więc rozumiem, że jesteśmy już właściwie na miejscu – zauważyła. – Czy teraz możesz mi już powiedzieć, co tu robimy? – spytała, obracając się w jego stronę i patrząc na niego wyczekująco.

W odpowiedzi wskazał tylko wielki baner, wiszący na jednym z wieżowców, które mijali. Alicja nie musiała przyglądać się mu zbyt wnikliwie, aby zorientować się, co przedstawiał. Biało-żółty napis i zdjęcie kolarza mówiło samo za siebie.

– Tour de Pologne? – zdziwiła się, nie do końca rozumiejąc, co to miało do rzeczy.

– Dzisiaj rusza pierwszy etap – odpowiedział Kalczyński. – Start na Stadionie Śląskim, a finisz przy Spodku. Kolarze zrobią przy nim pętlę trzy razy, więc jeśli dobrze się ustawimy, to trzy razy peleton przemknie tuż obok nas – wyjaśnił.

Ala na moment zaniemówiła. Zaczęło do niej docierać, co Rafał miał na myśli. Minęli kolejny podobny baner i tym razem zwróciła uwagę na datę. Rzeczywiście wyścig rozpoczynał się tego dnia i, jeśli nic nie zmieniło się w porównaniu z ubiegłymi latami, to meta tego etapu znajdować się będzie w samym centrum miasta.

– Nie podoba ci się ten pomysł? – zaniepokoił się Rafał, nie uzyskawszy od Alicji żadnej odpowiedzi. – Myślałem, że się ucieszysz. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, że chciałabyś zobaczyć wyścig na żywo, a nie miałaś ku temu okazji.

Faktycznie, kiedy Ala sięgnęła pamięcią do początków ich znajomości, przypomniała sobie taką rozmowę. Przyznała wtedy, że jest nie tylko fanką jeżdżenia na rowerze, ale także oglądania kolarskich zmagań. Zwykle co roku śledziła w telewizji właśnie Tour de Pologne czy Tour de France, ale w tym zupełnie wyleciało jej to z głowy. Dlatego tym bardziej była uradowana tą niespodzianką.

– Oczywiście, że mi się podoba! – zawołała radośnie, widząc, że Kalczyński odrobinę się speszył. – Po prostu jestem trochę zaskoczona, bo kompletnie o tym zapomniałam. Ale już nie mogę się doczekać, kiedy poczuję ten podmuch wiatru wywołany przez rozpędzony peleton!

Rafał odetchnął w duchu z ulgą. Alicja uśmiechała się szeroko, więc nie miał powodów sądzić, że powiedziała tak tylko z uprzejmości. Naprawdę była zachwycona wizją sterczenia przy metalowych barierkach, aby przez ułamek sekundy zobaczyć, jak kilka kroków od niej mknie grupa facetów w obcisłych strojach i nietwarzowych kaskach.

W związku z tym, że część dróg została zamknięta, znalezienie w miarę bliskiego miejsca parkingowego zajęło mi dłuższą chwilę. Przez cały ten czas Alicji nie opuszczał entuzjazm, który udzielił się także Rafałowi. Zapowiadało się na to, że to będzie naprawdę świetne popołudnie.

Kiedy w końcu udało im się zostawić audi w bezpiecznym miejscu, do nadjechania peletonu zostało jeszcze sporo czasu, więc postanowili przejść się po rynku. Nie było w nim nic wyjątkowego, ale przespacerowali się dookoła i kupili lody na gałki, aby trochę się ochłodzić. Posiedzieli chwilę na jednej z ławek, a potem ruszyli w stronę Spodka, gdzie miała się znajdować meta.

Tłum ludzi zaczął się zagęszczać. Uznali, więc że wolą stanąć trochę dalej od linii mety, ale na tyle blisko barierek, aby mieć kolarzy niemal na wyciągnięcie ręki. W końcu stanęli w dogodnym miejscu i bezpiecznej odległości, oczekując na pojawienie się peletonu.

Alicja wypatrywała niecierpliwie pierwszych oznak nadjeżdżających rowerów, a w tym samym czasie Rafał przyglądał się Ali, nie mogąc się napatrzeć na jej entuzjazm, jakiego nie miał okazji oglądać od początku ich znajomości. Uśmiechał się pod nosem, gratulując w duchu samemu sobie, że wpadł na pomysł, aby ją tutaj przywieźć. To naprawdę był strzał w dziesiątkę.

– Wszystko w porządku? – spytała niespodziewanie Ala, patrząc w jego stronę. – Przyglądałeś mi się przez dłuższą chwilę – dodała, starając się brzmieć nonszalancko i nie dać po sobie poznać, iż dostrzegła, że to nie było zwykle spojrzenie.

– Po prostu chyba nigdy nie widziałem cię tak radosnej – przyznał otwarcie. – A to naprawdę cudowny widok – dodał nieskrępowany, a w jego głosie pobrzmiewała nutka czułości.

Alicja poczuła, jak jej policzki oblewa rumieniec. Nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć. Nie sądziła, aby Rafał chciał ją speszyć, ale powinien się spodziewać, jak takie wyznanie na nią podziała. Zwykle nie była wstydliwa, ale przyjmowanie komplementów przychodziło jej z pewnym trudem. Zwłaszcza jeśli wygłaszał je ktoś, wobec kogo żywiła jakieś uczucia.

Od udzielenia odpowiedzi wybawił ją okrzyk tłumu, sygnalizujący nadjeżdżający peleton. Ala szybko obróciła się w stronę barierek, aby dojrzeć tę chmarę kolarzy. Rafał poszedł w jej ślady i już chwilę później głośno dopingowali mknących obok nich sportowców.

Na kolejny przejazd musieli poczekać kilkanaście minut, ale nie wrócili już do poprzedniego tematu. Przez większość tego czasu Alicja wrażała swój zachwyt nad tym obiektywnie nie bardzo wyjątkowym, ale dla niej zdecydowanie szczególnym uczuciem. Przez chwilę miała nawet ochotę rzucić się Rafałowi na szyję, aby wyrazić swoją wdzięczność, za to, że podarował jej to przeżycie, ale ostatecznie się powstrzymała. Nie chciała, aby odebrał to w niewłaściwy sposób. Oczywiście byłby to czysto przyjacielski gest, ale nie chciała dawać mu złudnej nadziei, że mógłby oznaczać coś więcej.

Peleton przemknął obok nich jeszcze dwa razy, przy czym ten drugi został zwieńczony przekroczeniem znajdującej się kilkanaście metrów od nich mety. Alicja nie pamiętała, kiedy ostatnio tak głośno krzyczała i była czymś tak bardzo podekscytowana. Nie widziała dokładnie, kto zwyciężył, ale nie miało to dla niej większego znaczenia. Najważniejsze, że mogła poczuć tę niezwykłą atmosferę, która towarzyszy zawodom obserwowanym na żywo i że dała się tej atmosferze absolutnie ponieść. Przez tę około godzinę nie myślała o niczym innym i to było cudowne uczucie – zupełnie odciąć się od czekających gdzieś tam zmartwień i obowiązków. To był czas tylko dla niej i była szczęśliwa, że mogła wykorzystać go w taki właśnie sposób.

Po skończonym wyścigu znaczna część kibiców się rozeszła. Rafał i Alicja postanowili jednak wspiąć się na schody prowadzące do Spodka i stamtąd przyjrzeć się ceremonii dekoracji. Trwała ona nie dłużej niż kilkanaście minut, a kiedy dobiegła końca, miejsce niedawnego zagorzałego dopingu opustoszało niemal zupełnie.

Ala wiedziała, że to najwyższy czas wracać do domu, gdzie czekała na nią Luna, ale czuła się tak wspaniale, że nie chciała, aby ta przygoda się skończyła. Rafał chyba czytał jej w myślach, bo zaproponował, aby weszli na taras widokowy dachu Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Alicja ochoczo na to przystała, ale zaznaczyła, że najpierw musi poprosić kogoś, aby zajrzał do jej domu i sprawdził, czy Luna czegoś nie potrzebuje.

Zdecydowała się napisać SMS do Honoraty, której kilka tygodni temu dała klucze do swojego domu, tak na wszelki wypadek. Jako powód swojej nieobecności podała konieczność dłuższego zostania w pracy. Nie chciała się przyznawać do wycieczki w towarzystwie Rafała, bo to zrodziłoby falę pytań ze strony Suchockiej, z którymi nie chciała się teraz mierzyć. Po chwili przyjaciółka odpisała, że z przyjemnością zajrzy do suczki, bo siedzenie w domu doprowadzą ją już do szału.

Kilka minut później Alicja i Rafał siedzieli na jednej z ławek, napawając się widokiem na centrum miasta.

– Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś – oznajmiła Ala, zerkając na Kalczyńskiego. – Naprawdę świetnie się bawiłam.

– Nie dało się nie zauważyć – odparł z uśmiechem. – Cieszę się, że mogłem sprawić ci przyjemność.

– I to nawet nie wiesz, jak dużą. – Również się uśmiechnęła.

– Oj, myślę, że wiem. Gdybyś tylko mogła, pewnie wsiadłabyś na rower i popędziła razem z nimi.

Zaśmiali się gromko, a chwilę później zapadło między nimi milczenie. Ale nie takie ciężkie, krępujące jak jeszcze jakiś czas temu. Teraz było w tym coś kojącego. Siedzieli kilkadziesiąt centymetrów od siebie, wpatrując się w powoli chylące się ku zachodowi słońce. Odkąd Alicja pamiętała, urzekał ją ten widok. Być może było to dość sztampowe, ale chowająca się za horyzontem czerwona kula zawsze wywoływała w niej pewne uczucie zadumy.

– Mam nadzieję, że za rok też uda się nam tu przyjechać – oznajmiła, nie odrywając wzroku od nieba.

– Myślisz, że za rok będziemy się jeszcze przyjaźnić? – spytał zaczepnie Rafał, uśmiechając się kpiarsko.

– No pewnie – odparła nonszalancko, jakby ta kwestia absolutnie nie podlegała dyskusji. – Wiem, że raczej trudno się ze mną zaprzyjaźnić, bo zazwyczaj nikomu tego nie ułatwiam – dodała pod wpływem impulsu. – Z pozoru może się wydawać, że szybko nawiązuję kontakty, bo moja praca polega w głównej mierze na obcowaniu z ludźmi, ale prawda jest taka, że ta moja uprzejmość jest trochę powierzchowna. I jeśli kto chce się do mnie zbliżyć, zwykle trafia na opór. Z trudem przychodzi mi dopuszczanie do siebie obcych, a ty dodatkowo trafiłeś na taki okres, w którym byłam wyjątkowo zamknięta w sobie. Każda inna osoba, pewnie odpuściłaby po pierwszym krzywmy spojrzeniu, jaki bym jej posłała, ale nie ty. Bardzo się cieszę, że się nie poddałeś i bardzo ci za to dziękuję. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale naprawdę pomogłeś mi pozbierać się do kupy. Dla ciebie to pewnie nie było nic wielkiego – ot, zagadanie do opryskliwej sąsiadki – ale mnie to dało bardzo dużo. Zrozumiałam, że wokół mnie wciąż są życzliwi ludzie, którzy mogą wprowadzić do mojego życia chociaż odrobinę radości.

Rafał nie spodziewał się takiego wyznania, ale był nim naprawdę poruszony. Nie sądził, że Alicja przypisywała mu tak dużą rolę w swoim uporaniu się z rozpaczą. Oczywiście miał cichą nadzieję, że w pewien sposób zachęcał ją do cieszenia się takim życiem, jakie jej pozostało, ale nie upatrywał w tym tak sporej swojej zasługi, jak sugerowała Ala. Uważał, że to tylko taki niewielki dodatek.

– Myślę, że odrobinę przeceniasz moje poczynania, ale jeśli jakkolwiek ci one pomogły, to cieszę się, że mogłem mieć w tym swój udział – odparł szczerze. – Poza tym ja też coś zyskałem na tej znajomości.

– Tak? – zainteresowała się Alicja, obracając się w jego stronę. – A co takiego?

– Chociażby przewodniczkę w rowerowych przejażdżkach, zaprzyjaźnionego eksperta od pielęgnacji ogrodu i darmowe domowe obiadki – odparł z pełną powagą, na co Ala zaczęła chichotać. – Nie śmiej się. To bardzo ważne aspekty mojego życia.

Przez sekundę chciał też dodać, że dzięki niej zrozumiał, jak to jest prawdziwie się w kimś zakochać, ale wiedział, że nie miał prawa zrzucać na nią takiej bomby. To tylko zepsułoby to, co już było między nimi. Jeśli chciał, aby ta znajomość nie zakończyła się zbyt szybko i boleśnie, musiał, przynajmniej na razie, nie ujawniać się ze swoimi prawdziwymi uczuciami.

– A tak na serio – kontynuował, kiedy śmiech Alicji nieco przycichł – naprawdę cieszę się, że się poznaliśmy. Rzeczywiście w dość trudnym czasie zarówno dla ciebie, jak i dla mnie, chociaż pod zupełnie innym względem, ale może tak właśnie miało być. W końcu przyjaciół poznaje się w biedzie.

Ala musiała przyznać, że faktycznie coś w tym było. Większość bliskich jej osób poznała w takich momentach życia, w których jej świat był daleki od idealnego. Z Honoratą zaprzyjaźniła się na początku szkoły, kiedy jeden z kolegów z klasy jej dokuczał, a Suchocka stanęła w jej obronie. Mateusza natomiast, a potem także jego rodzinę, spotkała w jednym z najgorszych okresów – tuż po śmierci matki. Teraz przyszedł czas na Rafała, który zjawił się w jej życiu wtedy, gdy myślała, że ono już na dobre się skończyło. I wyciągnął ją z tej otchłani, w której się pogrążała. Wyciągnął do niej rękę, którą ona chwyciła niepewnie, ale która okazała się prawdziwym kołem ratunkowym.

– Jeśli to rzeczywiście było zrządzenie losu, że się poznaliśmy, to chyba w pewnym sensie zyskałam odrobinę szczęścia w nieszczęściu – stwierdziła. – Tak samo jak miało to miejsce w przypadku Mateusza. Gdyby nie żałoba po śmierci mojej matki, pewnie nigdy byśmy się nie spotkali. A tak miałam okazję spędzić dziesięć pięknych lat z cudownym mężczyzną u boku. Oczywiście zdarzały się też momentu trudne, ale było ich relatywnie niewiele. To, co mieliśmy, było absolutnie wyjątkowe. I boję się, że już nigdy, nawet jeśli jeszcze kiedyś się zakocham, nie poczuję tego przemożnego szczęścia, które dawała mi miłość Mateusza.

Alicja zdała sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy wyraziła głośno swoje obawy dotyczące tego, że uczucie ze strony innego mężczyzny nie dorówna temu, którym darzył ją narzeczony. I że ona nie będzie w stanie tego uczucia odpowiednio odwzajemnić. A to przecież byłoby takie krzywdzące wobec tej drugiej osoby. Wszyscy wokół niej przekonywali ją, że zasługiwała na kolejną szansę na szczęście, na miłość. Ona jednak nie mogła przestać zadręczać się tym, że nawet jeśli zdecydowałaby się z kimś związać, nie potrafiłaby obdarzyć tego mężczyzny tym, na co zasługiwałby on.

– A ja mimo wszystko ci zazdroszczę – oznajmił niespodziewanie Rafał. – Owszem, straciłaś Mateusza, ale przynajmniej wiesz, czym jest prawdziwa miłość. Ja, mając trzydziestkę na karku, nie mogę się tym pochwalić. Tak naprawdę chyba nikogo nigdy nie kochałem.

Ostatnie zdanie zabrzmiało tak gorzko, że Ala aż poczuła ścisk w okolicy serca. Wiedziała, że Kalczyński nie kochał Oliwii, ale nie spodziewała się, że to uczucie było mu zupełnie obce. Wydawało się jej, że taki mężczyzna – otwarty, uczynny, opiekuńczy, empatyczny – powinien mieć kolejkę dziewczyn, które chciałyby go uszczęśliwić, i przynajmniej jedna z nich wzbudziłaby w nim coś więcej niż sympatię. Jak widać, jednak na jego drodze nie stanął nikt taki.

– Nie przejmuj się, jeszcze nic straconego – próbowała go pocieszyć. – Na pewno wkrótce poznasz wyjątkową kobietę, która skradnie ci serce. I przekonasz się, jakie to cudowne uczucie.

– Właściwie to chyba już ją poznałem – szepnął tak cicho, że Ala nie była pewna, czy dobrze usłyszała.

Kiedy jednak Rafał spojrzał jej odważnie w oczy, nie miała wątpliwości, kogo miał na myśli. I chociaż już od jakiegoś czasu przypuszczała, że Kalczyński zaczyna postrzegać ją jako kogoś więcej niż przyjaciółkę, teraz ta świadomość ją przeraziła i sparaliżowała.

Nie zareagowała, kiedy przysunął się bliżej niej i delikatnie założył kosmyk włosów za ucho, muskając przy tym policzek. Ala wstrzymała na moment oddech, bo nie spodziewała się, że ten subtelny dotyk mógłby wywołać w niej falę tak dojmujących emocji. Pozwoliła mu oprzeć czoło o swoje i zbliżyć usta do jej warg tak, że niemal się stykały.

Rafał nie posunął się dalej, czekając na jej reakcję. Wiedział, jak dużo ryzykował tym jednoznacznym gestem, ale nie mógł się powstrzymać. Do tej pory, jeśli chodziło o związki, unikał podejmowania poważnych decyzji. Tym razem coś jednak pchnęło go do tego radykalnego kroku. Chyba chciał udowodnić sobie, że potrafi zawalczyć o to, na czym naprawdę mu zależało. Tyle że wybrał na to kiepski moment i nie pozostało mu nic innego, jak tylko mieć nadzieję, że odtrącenie, które go spotka, nie będzie zbyt dotkliwe.

Czuł na ustach płytki oddech Alicji, która nie potrafiła ani się odsunąć, ani zniwelować tego niewielkiego dystansu między nimi. Z jednej strony chciała musnąć jego wargi, aby poczuć chociaż namiastkę bliskości, której brakowało jej od miesięcy, ale z drugiej wiedziała, że nie byłoby nie fair wobec nich obojga. Nie mogła oszukiwać siebie, że to Mateusz trzyma ją w ramionach ani dawać Rafałowi nadziei, że prawdziwie odwzajemnia jego uczucia. Nie, nie mogła do tego dopuścić. To by tylko wszystko jeszcze bardziej skomplikowało.

– Przepraszam, ale nie... nie mogę – szepnęła, chociaż nie wykonała żadnego ruchu, aby przerwać kontakt fizyczny.

Rafał nie spodziewał się niczego innego, a mimo to poczuł, jakby dostał cios prosto w serce. To go skutecznie oprzytomniło i ostatecznie to on oderwał swoje czoło od czoła Alicji, po czym nieco się odsunął.

– Nie, to ja przepraszam – oznajmił lekko zachrypniętym głosem. – Wiem, że się wygłupiłem – dodał, unikając jej wzroku.

– Wcale nie – zaprotestowała, chwytając go za ramię, co spowodowało, że znów na nią spojrzał. – Po prostu...

– Kilka miesięcy temu straciłaś miłość swojego życia i nie szukasz jeszcze nowej – dokończył za nią. – Zdaję sobie z tego sprawę i właśnie dlatego przepraszam. Postawiłem cię w niezręcznej sytuacji. Powinienem był z tym zaczekać.

Ala skinęła lekko, bo nie mogła odmówić mu racji. Rzeczywiście zaskoczył ją swoim wyznaniem, które nieco namieszało jej w głowie. Nie mogła jednak pozwolić na to, aby ta sytuacja negatywnie wpłynęła na ich relację.

– Gdyby okoliczności były inne, pewnie bym się nie wahała – zapewniła, patrząc mu w oczy. – Jesteś wspaniałym facetem, który zasługuje na to, aby kochać i być kochanym. A ja... ja nie wiem, czy byłabym w stanie ci to zapewnić. Może kiedyś. Ale na pewno jeszcze nie teraz. Uczucie do Mateusza wciąż jest we mnie żywe i, chociaż nie jesteś mi obojętny, a może właśnie dlatego, nie chciałabym cię traktować jak jakiś substytut. Zasługujesz na coś znacznie lepszego.

­­Rafał uśmiechnął się blado, czując, że to nie były tylko puste słowa pocieszenia. W końcu nie odepchnęła go, kiedy próbował się zbliżyć. Tak, jakby w jakimś stopniu tego chciała. I może tak właśnie było. A to dawało mu mały płomyk nadziei.

– Poczekam – zadeklarował. – O ile oczywiście nie masz nic przeciwko.

– Nie mam – odparła szybko. – Musisz tylko pamiętać, że nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy będę gotowa na coś więcej. Staram się oswoić z myślą, że Mateusz nie był jedynym mężczyzną w moim życiu i stworzę z kimś jeszcze szczęśliwy związek, ale potrzebuję trochę czasu, aby na dobre się z tym uporać.

Kalczyński kiwnął głową, przyjmując to wszystko do wiadomości. Właściwie to i tak było więcej, niż spodziewał się otrzymać. Co prawda Alicja nie złożyła żadnej jednoznacznej deklaracji, ale i tak dała mu do zrozumienia, że naprawdę warto poczekać.

– W takim razie obiecuję, że nie będę naciskał i nie wykonam żadnego przekraczającego granice przyjaźni ruchu, dopóki nie dasz mi znać, że mogę to zrobić – zapewnił, na co Ala posłała mu wdzięczny uśmiech.

Znów zapadła między nimi cisza, którą wykorzystali na obserwowanie już na dobre znikającego za horyzontem słońca. Rafał kątem oka przyglądał się jednak Alicji, która, mimo niełatwej rozmowy, jaką właśnie odbyli, wydawała się spokojna i zadowolona. Miał nadzieję, że będzie mógł częściej ją taką oglądać.

Niedługo później uznali, że czas wracać do domu. Kierując się w stronę samochodu, rozmawiali swobodnie, jakby zupełnie nic się między nimi nie zmieniło. Mimo to mieli poczucie, że ten dzień był dla nich wyjątkowy i pokazał im, że warto zawalczyć o dobrą, być może wspólną, przyszłość. 

********************************************************* 

Hej 🙂I jak się podoba rozdział? Mam nadzieję, że rozmowa na tarasie wyszła dość naturalnie i w miarę dobrze udało mi się oddać uczucia bohaterów. Ostateczny wydźwięk jest chyba słodko-gorzki, ale taki właśnie miał być. 

Jak zwykle dziękuję za gwiazdki i komentarze. 

Do napisania za tydzień 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro