Raz pod wozem, a raz...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"– Gdzie jesteście?

– Jeszcze na korytarzu. Mamy kryzys.

– Aha... A jaki? Gospodarczy? 😂

– Egzystencjalny. xD Już idziemy."

Że tak pozwolę sobie w ramach przywitania przywołać dzisiejszą rozmowę. Bez imion, może nie słowo w słowo. Ale czuję, że dobrze oddaje ostatnie tygodnie!

Dziś znowu nie żadne opowiadanie, nie ogłoszenie o nowej powieści (ale! Mam postanowienie dalej publikować rozdziały Świtu odwołanego, a to już fikcja literacka!), tylko kilka słów ode mnie, co tam u mnie, po prostu czuję potrzebę podzielenia się paroma myślami.

Dlaczego na Wattpadzie, po co się tak wynurzać w tym miejscu?

Sama nie do końca wiem. Do pamiętnika ani dziennika nie mam cierpliwości, a poza tym nie dadzą mi odpowiedzi, nie wejdą ze mną w dyskusję. Dlaczego więc nie znajomi w 'realu'? Też sama nie wiem. Już zaczęłam rozmowę z paroma osobami, wciąż czuję niedosyt. A skoro moje przemyślenia są związane z literaturą, z pisaniem, to chyba najlepiej pisać na platformie, na której potencjalnie czytają mnie inne osoby mniej lub bardziej powiązane z literaturą, z jej ujęciem naukowym czy praktycznym, same piszące lub kochające nie tylko czytać, ale pisać o tym, co przeczytały, dawać autorom znać, co myślą o ich dziełach?

Poza tym, od wielu lat (no, nie wiem, tak dwudziestu jeden? 😂), nic się nie zmieniło – wciąż mam kryzys egzystencjalny. A przy okazji boję się, że ten gospodarczy też da mi prędzej czy później popalić... No ale to już mniej ważne, ekonomii nigdy nie zrozumiałam i póki co się na to nie zapowiada.

Jak często, notka będzie raczej luźnym, żeby nie napisać chaotycznym, zbiorem kilku przemyśleń, rzuceniem pytań, nie daniem odpowiedzi. Ale chyba osoby, które tu zaglądają, są już do tego przyzwyczajone, prawda?

Mój dzisiejszy, nagły impuls, aby napisać notkę do Literek wziął się z tego, że znowu zaczynam się zastanawiać, kim właściwie jestem? Co chcę robić w życiu? Kim bym chciała być w życiu?

Ponadto wracam do pisania. Wiem, jak to może brzmieć... Ale w porównaniu do liceum, kiedy pisałam naprawdę sporo, studia to istna pustynia. I wiem, że już nieraz Wam o tym pisałam, ale wciąż nie potrafię tego przeżyć – dwa lata pisania w plecy! Dobrze, że na trzecim roku się ogarnęłam, a nie powiem, pewna akcja mi w tym pomogła. 😉 I mam nadzieję, że nie zapomniałam wszystkiego, czego się nauczyłam i co sobie wypracowałam, od kiedy piszę...

A skąd się wzięły te dzisiejsze myśli? Czemu znów wróciłam do tematu?

Ano, dziś mówiliśmy trochę o tłumaczeniach literackich. Właściwie, jeden z profesorów opowiadał nam o książkach, które tłumaczył, nieco o swoich doświadczeniach. I wróciła do mnie ta myśl – „a jakby jednak zostać tłumaczem literatury?".

Ale powróciło też wiele wątpliwości – „na pewno się nie nadaję. Za słabo znam francuski, o kulturze i historii nie wspomnę. Trzeba by się najpierw ogarnąć i poznać lepiej kontekst. I tak czytam za płytko, tłumacz musi zrozumieć przesłanie, żeby je przekazać w innym języku. Co tłumaczyć? Literatura wysokich lotów jest nie na moje progi, a kolejne kryminały? Chcę tłumaczyć coś, gdzie trzeba się wysilić, zastanowić, gdzie myśl, jak to dobrze ująć, będzie wyzwaniem, ale równocześnie się nie potrafię". I wiele, wiele innych. I dopóki nie zaczęłam ich wypisywać, nie wiedziałam, że jest tego tak dużo!

A jednak ta mniej pesymistyczna część mnie zaświeca przysłowiowe światełko w tunelu (mam tylko nadzieję, że to nie pociąg, a ja nie mam gdzie uciec). „Może jeszcze się nauczysz francuskiego wystarczająco dobrze? Jeśli pomieszkasz przez pewien czas we Francji lepiej zrozumiesz kontekst kulturowy. Będzie łatwiej nadrobić zaległości w historii. Odkryjesz ciekawe książki, których brakuje na polskim rynku, a które Cię nie przerosną. Jeśli będziesz mieć kontakt z pisarzami, zawsze można się dopytać. Ewentualnie odpowiedzą « a domyśl się! ». I wtedy znajdziesz własny klucz."

Także, widzicie, od dawien dawna kłócą się we mnie dwie natury – skrajny pesymista, którego ulubione memy to te z Schopenhauerem, oraz część będąca bardziej realistą, zmotywowanym, aby osiągnąć pewne cele, które przed sobą stawia.

No ale! Kolejny problem polega na tym, że skoro wróciłam do pisania, to... To się zastanawiam co z tą częścią. Co chcę robić z moimi tekstami? Co chcę pisać? Dla kogo chcę pisać? Po co chcę pisać? Pisać?

Kim jest pisarz? (I tu już mi się rodzi pomysł na cały, dłuższy tekst na ten temat. Do którego chciałabym podejść poważniej, niż dotychczas to robiłam. Więcej faktów na poparcie moich tez, konkretnych przykładów, nie tylko ogólników).

A dla Was, kim jest pisarz?

Pozostawiam Was na razie bez moich przemyśleń, ale od razu ostrzegam! Nawet jeśli usiądę i przeanalizuję temat – odpowiedzi Wam nie dam. 😉 Każdy ma swoją. I każda jest poprawna. I to kocham w naukach humanistycznych.

Coraz bardziej się wkręcam w teorię literatury. Dopiero raczkuję, ledwo kojarzę nazwiska, a co dopiero konkretne teorie! I zastanawiam się, co ja robiłam przez te dwa lata?! Niestety, nie mamy zbyt wielu przedmiotów literaturoznawczych, więc nie było tak, że musiałam coś doczytać. Dopiero teraz, gdy myślę o licencjacie, odkrywam, ile zostało już powiedziane i napisane.

I nawet nie macie pojęcia, jaki mam zaciesz, gdy widzę ubrane w słowa to, co dotychczas czułam podświadomie. Czułam, że tak jest, że tu autor stosuje na mnie jakiś zabieg, ba! sama ich czasami używałam. Aż czytam o tym w teorii i mówię: „No faktycznie!". Mam „mózg na ścianie", gdy próbuję odpowiedzieć sobie na niektóre zadane przez nich pytania, rozważam rzucone tematy, jak interpretacja – czy widzimy w książkach tylko to, czego doświadczyliśmy, co potrafimy sobie wyobrazić? (Co w takim razie ma w głowie pisarz?) Czuję się wtedy oświecona przez naukowców i ach! Gdyby tylko doba była trochę dłuższa i mniej męcząca, aby mieć jeszcze siły na czytanie.

I tak to mniej więcej obecnie u mnie wygląda. Piszę, ale jeszcze nie wiem dlaczego. Jeszcze nie odpowiedziałam sobie na to pytanie...

Poza tym, chciałabym też wrócić do niektórych tekstów... Obecnie siedzę nad Zapachem Ciszy. Opowiadanie (powieść? Saga?) fantasy. Trudne – bo staram się wymyślić własny świat, postaci, nie pogubić się w wątkach, nie przytłoczyć potencjalnych czytelników. Łatwe – bo nie potrzebuję większego researchu, bo jeśli czegoś nie wiem, to to wymyślam na podstawie prawdopodobieństwa i znanych mi mechanizmów, a czytelnik sam sobie dopowie i wyobrazi sobie tak, aby to jemu wszystko zdało się realne. Grunt to iluzja realności, pozostania w strefie potencjalnego prawdopodobieństwa i spójności. Ale, ach, będę się wgłębiać w realizm, a jeśli się uda to chcę i w naturalizm. 😉 Będzie ciekawie.

Co poza tym? Świt odwołany. Opowiadanie/powieść napisane x czasu temu. To znaczy, jeśli dobrze sobie przypominam daty, zaczęłam je pisać latem 2016 roku. Dawno. Wiele razy je przerabiałam, choć główna oś fabularna i zakończenie, a także początek, pozostały niezmienione. Tu też nie robiłam szczególnego researchu, nie zastanawiałam się dużo. Po prostu wymyśliłam Polskę w roku 2092, w ogóle nie zastanowiwszy się, dokąd zmierzamy. Czy teraz wymyśliłabym ją inną? Na pewno. Czy lepszą, bardziej prawdopodobną? Czy ja wiem...? Może to i lepiej, że puściłam wodzy fantazji, bo nie będę prorokiem? 😉

No i ostatnie. Które wciąż i wciąż chodzi mi po głowie, od jakiegoś czasu, po przerwie co prawda, ale nie daje mi spokoju. Blask odbity. Opowiadanie, do którego chcę podejść jeszcze raz, ale już bardzo na poważnie, choć może niektórym inspiracja (My Chemical Romance) wyda się niepoważna. Chcę się wbić w epokę (tu jeszcze rozważam miejsce akcji, czy jednak nie przejść do Europy? Jednak w USA IIWŚ jest zupełnie innym doświadczeniem, lata 50. były inne). Z jednej strony Francja byłaby łatwiejsza. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Z drugiej strony, Stany Zjednoczone bardziej mi tu pasują.

Przemyślałam wiele wątków. Wiem, przy czym chcę na pewno zostać. Wiem, co chcę zmienić. Chcę lepiej oddać epokę, lepiej oddać emocje. Ale potrzebuję na to czasu, a przede wszystkim chwili spokoju (lub przeciwnie? Chwili szaleństwa?), aby wbić się w klimat. Aby znów móc pisać o Gilbercie...

I tak się wciąż i wciąż zastanawiam... Czy trzeba być szalonym, aby pisać o szaleńcach?

.

A jak u Was, co słychać? Bo ja dzisiaj tyle miałam do powiedzenia. Choć nie wiem, czy cokolwiek powiedziałam, na pewno wyrzuciłam z siebie wiele myśli. Chaotycznie, bo chaotycznie, ale niech tak zostanie. Wyobraźmy sobie, że to mówiłam.

Siebie zaś pozostawiam z następującymi pytaniami:

Kim jestem? Czy chcę być tłumaczem? Dlaczego piszę? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro