IV. Tylko Kanapka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry wstał z ziemi i spojrzał na mnie, czekając, aż zrobię to samo. Jednak pozostałam w tej samej pozycji, wyczerpana, pozbawiona energii. Byłam zmęczona, naprawdę zmęczona; zbyt zmęczona.

- Gdzie są moje spodnie? – wyszeptałam, wpatrując się w jego białe Conversy.

Moje policzki zaczerwieniły się lekko z mojego pytania i braku odzieży, ale po tym wszystkim byłam za bardzo zmęczona, żeby o to dbać. Wyciągnął rękę, wskazując głową, bym wstała. Zerknęłam na jego twarz ze znużeniem, a następnie na dłoń i niechętnie pozwoliłam mu, by pomógł mi stanąć na nogi. Harry splótł mocno nasze palce, kiedy pociągnął mnie za sobą, prowadząc z powrotem do salonu. Puścił mnie i posadził na kanapie.

- Zrobię ci coś do jedzenia i pokażę, gdzie są wszystkie twoje rzeczy.

Obserwowałam go w milczeniu, jak opuszczał pokój i moje oczy automatycznie się zamknęły. A do czasu, gdy wrócił zaledwie pięć minut później, sen pożerał mnie, jak wygłodniała bestia posiłek.

Dwa dni.

Zdumiało mnie, jak wiele rzeczy może zmienić się w tak krótkim czasie. Cały mój świat był przewrócony do góry nogami, nie byłam więziona przez moich rodziców, przytłoczona ich nieosiągalnymi oczekiwaniami i krytyką, która miała „zachęcać mnie do cięższej pracy”. Teraz byłam więziona przez kogoś zupełnie obcego, a jego intencje nie zostały wypowiedziane.

Mój umysł rozpaczliwie próbował rozszyfrować powody drastycznych działań Harry’ego. Zastanawiałam się, dlaczego właśnie ja spośród tylu ludzi. Wybrał mnie losowo, po prostu miałam pecha, czy było to planowane? Jeśli tak, to jak długo mnie znał? Jak długo mnie obserwował? Odpowiedzi leżały nieusłyszane, a moje pytania niespełnione i puste.

Nic takiego się nie stało. Harry starał się upewnić, że robiłam wszystko, co mogłam w domu, czyli prysznic i jedzenie. Zaś ja starałam się zachować spokój, ale byłam na krawędzi; przestraszona i niespokojna. Leżałam godzinami, czekając aż Harry przyjdzie do „mojego pokoju”; mózg był zbyt nerwowy, aby umożliwić mojemu ciału odpoczynek. Ostatecznie przejmowało mnie wyczerpanie i odpływałam do krainy marzeń, żeby później po raz kolejny obudzić się w koszmarze. Moje dłonie się pociły, a serce waliło jak oszalałe, gdy znajdowaliśmy się w jednym pokoju. Wiedziałam, że musiał coś planować, w przeciwnym razie nie trzymałby mnie tu. Nie mógł tego robić tylko ze względu na nieugaszone pragnienie. Jedna część mnie wręcz krzyczała o prawdę, a druga nigdy nie chciała poznać jego planów. Spędzałam czas, odrzucając moje myśli lub siedząc na kanapie i robiąc, co w mojej mocy, by zignorować obecność Harry’ego albo jeszcze lepiej, całe jego istnienie.

Czułam się tak, jakby minął tydzień.

- Birdy, chodź tu!  

Zeszłam z kanapy, idąc w kierunku, z którego usłyszałam jego głos. Znalazłam go w kuchni. Odwrócił się, gdy nieśmiało do niej weszłam. Od razu zerknęłam na nóż, który trzymał w dłoni. Przysięgam, że oczy prawie wyskoczyły mi z głowy.

- Co ty…?

Przerażona nawet na niego nie spojrzałam i nie słuchałam, co miał do powiedzenia, tylko pisnęłam i uciekłam.

- Birdy! – zawołał, ale ja już biegłam. Wbiegłam na schody w pośpiechu i wpadłam do pierwszego pokoju, który zobaczyłam. Zatrzasnęłam drzwi i ignorowałam moje imię, opuszczające usta Harry’ego. Przeklinałam, widząc, że nie ma zamka, zirytowana tym, że pomieszczenia na dole miały. Przeszłam jak najdalej od drzwi, stając obok łóżka, kiedy do pokoju wszedł Harry z pustymi rękoma. Zmarszczyłam brwi, gdy spojrzał na mnie. – Birdy – powiedział cicho, powoli się do mnie zbliżając – robiłem kanapkę… To była tylko kanapka.

Obserwowałam go podejrzliwie, ale jego wyjaśnienie miało sens. Poczułam się zakłopotana.  Zachichotałam, moje policzki pokryły się różem.

- Och – mruknęłam. – Racja.

Unikałam jego spojrzenia, próbując ochłodzić ciepło na mojej twarzy.

- Podejdź – skinął głową, siadając na łóżku. Powtórzyłam jego ruchy. – Chciałem tylko cię zapytać, z czym chcesz kanapkę.

 Miał mały uśmiech na ustach. Przytaknęłam z zakłopotaniem.

– Słuchaj, chcę, żebyś czuła się tu komfortowo. Ze mną. Rozumiem, że ta cała sytuacja jest zagmatwana, dziwna i inna, a ty oczywiście jesteś przestraszona – mówił spokojnym, przyciszonym tonem. Złapał kosmyk moich włosów, by schować go za ucho, ale puścił, gdy się wzdrygnęłam. – Nigdy cię nie skrzywdzę. Przysięgam, że nie położę na tobie palca. Jesteś zbyt cenna – uśmiechnął się lekko. Nie wiedziałam, co myśleć i czuć, więc pokiwałam głową. – Nie jestem taki, nie zrobiłbym ci tego, Birdy.

Nie było dokuczania w jego głosie czy humoru i zabawy czy nieszczerości na twarzy. Chciałam mu wierzyć; chciałam, by jego słowa uspokoiły targające mną emocje. Moja niewinność i naiwność kazały ufać każdemu obiecującemu człowiekowi. Nie miałam podstawy, żeby mu uwierzyć lub zaufać, lecz pragnęłam tego, pragnęłam mieć pewność, że mnie nie skrzywdzi, że wszystko będzie w porządku.

- Nie dajesz mi powodu, bym ci ufał, ale jeśli trochę się uspokoisz, będę mógł przedstawić cię moim przyjaciołom. Zabiorę cię na zewnątrz. To nie musi tak wyglądać, chcę tylko, żebyś zachowała spokój.

- Okej – szepnęłam. Myśl o wyjściu z tego budynku, wydawała się być genialnym pomysłem. Gdybym zdobyła jego zaufanie, ucieczka byłaby prostsza; im szybciej mi się to uda, tym szybciej wrócę do domu i wszystko wróci do normalności. Jednak spotkanie jego przyjaciół – to mnie niepokoiło. Nie wiedziałam, kim są i coś mi mówiło, że mogliby przerażać mnie bardziej, niż robi to Harry.

Mimo to, wciąż miałam nadzieję, że jeśli zobaczyliby tę sytuację (zakładając, że byli świadomi tego, co się działo), może przekonaliby się, jak złe to było. Albo jeśli nie zdawali sobie z tego sprawy, mogłabym ich oświecić o sekrecie Harry’ego i gdyby szczęście mi dopisywało, przekonaliby go, żeby mnie puścił i skarcili go za jego zachowanie. Musiałam mieć nadzieję. Nie mogłam zrezygnować z mojej wolności. Nie mogłam.

- Okej – powtórzyłam, tym razem głośniej, kiwając głową.

Harry wydawał się być zadowolony z odpowiedzi, a ja zastanawiałam się, czy zdobycie jego zaufania będzie łatwe. Byłam beznadziejnym kłamcą, co zdecydowanie nie było tajemnicą. Odrzucając na bok wszystkie wątpliwości, dotarło do mnie, że nawet nie znam naszej lokalizacji. Nie wyglądałam przez okno ani nie widziałam światła dziennego od czasu, gdy Harry mnie porwał.

- Gdzie jesteśmy? – zapytałam z zaciekawieniem, lekko marszcząc brwi. Odwrócił się do mnie z uśmiechem.

- Zadajesz dużo pytań.

- Nie odpowiadasz na większość – odpowiedziałam cicho i na szczęście, jego uśmiech nie zmalał.

- Londyn. Znajdujemy się w Londynie – powiedział.

Moje oczy się rozszerzyły, a wargi rozchyliły w szoku*. Zeszłam z łóżka i podeszłam do okna, rozsuwając zasłony. Zawsze chciałam pojechać do Londynu, całe moje życie to miejsca i atrakcje w tym mieście. Wiedziałam, że ucieknę z mojego małego, nic nieznaczącego miasta na południu Szampanii** do zupełnie nowego świata. Kilka razy moi rodzice przyjechali i zatrzymali się w Londynie podczas pracy, spotkań biznesowych, spraw sądowych i wszelkich innych rzeczy, którymi się nie interesowałam, ale ja, jak zwykle, byłam w tyle; miałam skupić się na „pracy na studiach” i „potrzebowałam tego”.

Uśmiech rozjaśnił moją twarz, gdy obie dłonie przyciskałam do szkła. Oczywiście, że miałam zamiar udać się do Londynu na Uniwersytet, ale bardzo wątpiłam, by udało mi się uciec i żyć na własną rękę. Stres i niepokój podążały za mną. Do tego oczekiwania rodziców. Wiedziałam, że nie będę mieć czasu, żeby zaryzykować i zobaczyć te wszystkie miejsca na własne oczy, a nie na zdjęciach lub filmach.

- Zawsze chciałam pojechać do Londynu – mruknęłam do niego. Ręce wciąż dociskałam do okna, niemal dotykając go nosem, oglądając coś, co było poza moimi granicami. Normalna ulica, dość duże, nowoczesne domy, każdy z ogrodem, ale wiedząc, że należą do tego pięknego miasta, były tym bardziej wyjątkowe.

- Mogę cię wkrótce zabrać na zewnątrz, jeśli obiecasz, że będziesz grzeczna i będziesz się zachowywać.

Na chwilę zamarłam i się obróciłam.

- Naprawdę?

Skinął głową, a ja ponownie zerknęłam przez okno. W tym krótkim momencie, zapomniałam, ze Harry mnie porwał, a potem powiedział, że za niedługo może mnie zabrać; zapomniałam, że byłam przetrzymywana wbrew mojej woli i, że powinnam odczuwać frustrację i gniew, a nie podekscytowanie. Myślałam o odwiedzeniu tych wszystkich niesamowitych miejsc, jakie kiedykolwiek chciałam zobaczyć, ale emocje wyblakły, gdy uderzyło we mnie, że będę się ścigać po Londynie. Moja rękę trzymana przez porywacza i niewidzialna smycz przyczepiona do obroży na szyi.

Westchnęłam, patrząc na niego.

- Naprawdę nie pozwolisz mi odejść? – powiedziałam cicho, nie tyle ze strachem, a nawet smutkiem, jakby akceptując fakt, że tu zostanę. Potrząsnął głową, potwierdzając to, co już wiedziałam.

Byłam w pułapce.

Przynajmniej na razie.

__

*Birdy pochodzi z Francji, nie z Wielkiej Brytanii, jak można by przypuszczać na podstawie jej imienia, dlatego jest tak bardzo zdziwiona, kiedy Harry mówi, że są w Londynie

**Szampania – region w północno-wschodniej Francji słynący głównie z winnic i wyrobu win musujących, nazwanych od nazwy rejonu szampanem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro