VIII. Dalej, Biegnij, Biegnij!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Natychmiast zostałam powitana przez podmuch wiatru i ciężkie krople deszczu. Lodowate powietrze rozwiewało kosmyki moich włosów wokół twarzy, a woda moczyła ubrania.

Byłam zagubiona, a wszystko, co mogłam zrobić, to biec.

- Birdy! – krzyknął Harry, bliżej, niż się spodziewałam. Jego donośny głos, kropelki spadające na ziemię, okrzyk, sprawiający, że myślałam, iż rozrywa gardło – przerażały mnie.

Miałam szansę. Miałam szansę na ucieczkę, ma bycie wolną. Miałam szansę, by wrócić do domu i uwolnić się od tego bałaganu.

Albo przynajmniej miałam nadzieję, że mam szansę.

A wtedy Harry powtórzył moje imię. Złapał mnie w pasie, a mój mały smak wolności zniknął, gdy pociągnął mnie do tyłu, bym wpadła mu w ramiona. Biłam i kopałam, wściekle walcząc przeciwko niemu, jednak jego mocny uchwyt nawet nie drgnął. Moje zmagania pozostawiły go niewzruszonego.

- Puść mnie – zapłakałam. – Musisz pozwolić mi odejść!

Kiedy krzyczałam, mój głos był znacznie cichszy niż jego i prawie zagłuszony przez ulewne opady.

- Nigdy – warknął w moją szyję, akcentując dane słowo.

Łzy, które spływały po moich policzkach mieszały się  z deszczem. Próbowałam uderzyć go w żebro, lecz decyzja zapadła za późno. Jego ręce wzmocniły uścisk, naciskając na mój brzuch. Podniósł mnie. Zaczęłam wymachiwać nogami w momencie, gdy moje stopy przestały dotykać ziemi. Uświadomiłam sobie, że Harry oczekiwał, iż zadzwonię do „domu”. Zaciągnął mnie przez bramę do ogrodu, podczas kiedy starałam się uwolnić. Ostatecznie uderzyło mnie ciepło i gorąco z domu i znajomość miejsca. Byłam w niewoli zaledwie trzy dni. To zbyt przytłaczające. Zwolniłam ruchy, jak mijaliśmy Louisa; jego oczy szeroko otwarte, zaś on sam wyciszony i bez bladego pojęcia, co robić. Nie patrzył na nas wesoły, ale całkowite przeciwieństwo tego, co byłam świadkiem ostatniej nocy.

- N-nie – szlochałam jak małe dziecko. – Chcę wrócić do domu, chcę wrócić do d-domu!

Moje dłonie chwyciły jego, które splótł na mojej talii, a ja próbowałam je rozluźnić, do czasu, gdy odpuściłam. Przestałam krzyczeć, lecz wciąż trzymałam jego ręce. Wiedziałam, że mogę nie mieć okazji do ucieczki.  

- Lou, myślę, że najlepiej będzie, jeśli już pójdziesz – powiedział Harry.

Złość nadał była w nim obecna, choć jego głos był spokojny i widziałam, jak usiłować zachować spokój. Nie wychodziło mu to.

- Nie przejmuj się, tak? – wymamrotał do mnie cicho, po czym wyszedł, co potwierdził dźwięk zamykanych drzwi.

Harry puścił mnie, gdy tylko dotarliśmy do salonu, by owinąć ręce wokół moich nadgarstków w żelaznym uścisku. Pchnął mnie ostro na ścianę, która oddzielała ten pokój i kuchnię. Skrzywiłam się, odczuwając lekki ból. Trzymał mnie mocno, nie pozwalając mi się nawet poruszyć. Jego oczy płonęły gniewem, wściekłością, kiedy wpatrywały się w moje niebieskie i zaszklone. 

- Co to, kurwa, było, Birdy? – warknął ze złością, mrużąc oczy w taki sposób, że wierciłam się i próbowałam uciec spod jego widzenia (na tyle, na ile mogłam; moje ruchy były ograniczone). Po raz kolejny pisnęłam, gdy instynktownie zacieśnił uścisk na moich nadgarstkach, zapewne sprawiając, że zostaną siniak. – Hmm? – zaszydził. – Zaczynam myśleć, że złym pomysłem było mówienie ci o zasadach, bo zaczęłaś mnie o wiele, kurwa, bardziej słuchać.

Czułam się wrażliwa i narażona pod jego wzrokiem. Czułam się beznadziejnie; duszona i uwięziona.

Wiłam się w niewygodnej pozycji. Przechylił moją głowę i zobaczył łzy, których tym razem nie mylił deszcz.

- Krzywdzisz mnie – skomlałam oblana strachem, mrugając. Niepewnie patrzyłam w jego intensywne, ciężkie spojrzenie. Łzy znaczyły drogę na moich policzkach, skapując na jego rękę, która znajdowała się na mojej szczęce.

Westchnienie przeszło przez jego usta, a uchwyt na moich rękach, jak i twarzy, zelżał, kiedy cofnął się o krok. Zakrztusiłam się szlochem, wciąż plecami dociśnięta do ściany. Brakowało mi odwagi, żeby się poruszyć. Zamarłam, gdy chwycił moją dłoń, a potem delikatnie pociągnął mnie na kanapę. Moje buty szurały po podłodze. Usiadł i pociągnął mnie na swoje kolana. Siedziałam sztywno, nie protestując ani nie kwestionując, dlaczego znajdowałam się na kolanach mojego porywacza.

- Nie chcę cię krzywdzić – mruknął niemal z żalem.  

Palce Harry’ego złapały kosmyk moich mokrych włosów i schowały za ucho. Myślałam, że zrobi coś innego, więc zacisnęłam mocno powieki, oczekując czegoś bolesnego. Otworzyłam je ze znużeniem, gdy je puścił. W jego oczach nie było już złości. Zdałam sobie sprawę, że nie wyglądał ani na zimnego, ani bezwzględnego. Odwróciłam wzrok, zakłopotana łzami spływającymi po moich policzkach. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio płakałam w czyjejś obecności; z Harrym zdawało się to nie mieć końca.

- Jest dobrze – powiedział cicho i odpiął guzik mojej białej bluzki.

 Wstrzymałam oddech. Serce waliło mi tak mocno, że byłam pewna, iż mogło wyskoczyć z mojej klatki piersiowej w każdej chwili. Jego gniew zdawał się ulatniać, ale to nie znaczyło, że ufałam jego motywom. Z niezwykłą łagodnością, o której nie wiedziałam, że ją posiadał, odpiął wszystkie guziki i zsunął koszulę z moich ramion. Rzucił ją na podłogę, sięgnął za siebie, łapiąc za kaptur i ściągnął bluzę, po czym powoli ją na mnie założył. Widziałam na jego twarzy zaniepokojenie. Spojrzał na moje łzy, wciąż ściekające po moich policzkach, i otarł je kciukiem z czułością, przez co się zarumieniłam.

- Niemądra dziewczynka – mruknął Harry.

Jego ramiona były owinięte wokół mnie, a ja traciłam ochotę na walkę. Oparłam głowę na jego torsie, moje włosy przylegały do jego luźnej, jasnej koszulki. Nie przeszkadzało mu to. Przytulił mnie mocniej. W końcu przestałam płakać. Mój szloch zamienił się w ciche łkanie i czkawkę. Bez żadnego słowa, wstał i zaniósł mnie w stylu ślubnym po schodach, do mojego rzekomego pokoju. Położył mnie na łóżku.

- Zostań tu, wrócę za sekundę – szepnął, nie zostawiając miejsca na argument. Więc leżałam, wpatrując się w podłogę. Harry wrócił kilka chwil później. Podał mi biały ręcznik. – Wysusz się i idź spać. – Skinęłam głową, pociągając nosem. – Porozmawiamy o tym jutro, okej?

Nic nie powiedziałam, pozwalając mu złożyć na moim czole pocałunek, zanim wyszedł i pozostawił bałagan w moim umyśle.

Sen uparcie nie chciał do mnie przyjść i zabrać mnie z dala od zmartwień. Myślałam o Harry’m. Myślałam o głębokim kontraście między jego dwoma stronami, których byłam świadkiem. W jednej chwili wściekły i przerażający ton zdobi jego głos, jego siła używana mądrze, by ograniczyć moje ruchy, straszy mnie na śmierć. Zaś w następnej, czule chowa z powrotem kosmyk moich włosów, a jego głos jest miękki i delikatny, jak jego dotyk.

Myślałam o tym, gdzie chciałabym być, gdyby udało mi się uciec Harry’emu.  Myślałam o tym, czy siedziałabym na zimnym krześle na posterunku policji, tłumacząc swoja sytuację. Myślałam o tym, czy opisując Harry’ego, powiedziałabym o jego kręconych włosach i zielonych oczach. Te myśli wydawały się być mało prawdopodobne.

Myślałam o powrocie do domu, jeśli w ogóle bym wróciła; co by było, gdybym opowiedziała o tym rodzicom; co by zrobili.

A potem myślałam o moim dziadku. Przysięgam, nie miałam już czym płakać.

To był żart, chory żart lub dowcip; kłamstwo, w które nie pozwalałam sobie uwierzyć.

Tak czy inaczej, nie akceptowałam tego, co powiedziała mi mama. Wiedziałam, że dalej tak nie mogę. Musiałam się dowiedzieć, czy to co mi powiedziano, było prawdą. Musiałam wrócić do domu i uciec ze szponów Harry’ego do mojego dawnego życia.

Prawie rzuciłam się z łóżka, przecierając wściekle moje policzki i podeszłam do jeszcze nie rozpakowanej, otwartej walizki. Rozebrałam się tak szybko, jak to możliwe w moim stanie dezorientacji i zmęczenie. Niedbale włożyłam parę legginsów i koszulkę. Nie obchodziło mnie, jak wyglądałam.

W domu było cicho. Czekałam tak długo, aż Harry zaśnie. Musiałam upewnić się, że poruszałam się ciszej niż zwykle. Rozpaczliwie się modliłam, żeby moja niezdarność nie sabotowała mojej ucieczki. Zakryłam dłonią usta, tłumiąc szloch, który starał się przedrzeć przez moje gardło i drżące wargi. Z powodzeniem minęłam drzwi Harry’ego i zeszłam po schodach. Tyle, że nie miałam pojęcia, co robić dalej. Nie planowałam tego tak daleko, jedynie to, że miałam zamiar odejść.

Byłam głupia, myśląc, że to może być takie proste. Ciche otworzenie drzwi, a potem znalezienie kogoś, kto by mi pomógł.

Myliłam się.

Rzeczywistość okazała się odbiegać od tego.

Dotarłam do frontowych drzwi, a gdy moja ręka sięgnęła do odblokowania jednej z wielu blokad, wzdrygnęłam się przerażona i zaskoczona, słysząc pisk alarmu. Automatycznie włączyło się światło. Nagle alarm zamilkł i zobaczyłam Harry’ego, zbiegającego po schodach. Nie miał koszulki, jedynie zwisające z bioder dresowe spodnie. Włosy były w nieładzie; część loków opadała na jego czoło. Zbliżał się do mnie, a kiedy się nie poruszyłam, zatrzymał kilka metrów ode mnie.

- Birdy, co ty, do kurwy nędzy, robisz? – zapytał.

- W-wracam do domu – powiedziałam do niego, desperacko próbując nie zanieść się płaczem ponownie. Starałam się wyglądać choć trochę pewna siebie. – T-to jest złe. To nie w porządku, nie mogę tu zostać. Nie możesz mi tego robić. Nie można tak po prostu porywać ludzi i zmusić ich do pozostania z tobą… Nie możesz!

- Birdy, idź na górę i do łóżka w tej chwili. Zanim naprawdę będę zły.

Fakt, że usiłować zachować spokój, najbardziej mnie denerwował. Jego głos drżał z wściekłości. Jednak byłam zdeterminowana, aby dostać się do domu. Myśli wirowały w mojej głowie jak tornado, rozrywając moje psychiczne zdrowie na strzępy.

Musiałam wrócić do domu. Musiałam spotkać mojego dziadka. 

Zmarszczyłam czoło, kręcąc przecząco głową i jęknęłam. Czekałam, aż zrobi następny krok, wpatrując się w jego oczy moimi zaszklonymi.

- Birdy – ostrzegł ponuro.

Potrząsnęłam głową i to wystarczyło, żeby go zezłościć. Zamknął niewielką odległość między nami, chwytając mnie za biodra i przerzucił mnie sobie przez ramię jak szmacianą lalkę. Zrezygnowałam z krzyku, zamiast tego kopałam go w nogi i biłam w plecy. Próby zmuszenia go do postawienia mnie były daremne i beznadziejne. Moja siła była niczym w porównaniu do Harry’ego.

- Puść mnie! – płakałam. – Muszę wrócić do domu. Proszę, błagam, pozwól mi odejść! J-ja tylko chcę wrócić do domu!

Harry ignorował mnie w sposób, który był najgorszy. Milczał. Jego gniew i wściekłość przedarły się przez powierzchnię. Mała część mnie martwiła się o jego potencjalnych działaniach. Wniósł mnie do „mojego” pokoju, po drodze wyjmując z szafki parę ukrytych kajdanek. Bałam się, co jeszcze może się tam znajdować. Mój brzuch bolał od ramienia Harry’ego. W końcu rzucił mnie na łóżko.

- Dlaczego nie mogę wrócić do domu?! – pisnęłam, zerkając na niego spod wilgotnych rzęs.

Harry się nie odezwał, co zarówno zirytowało mnie, jak i przeraziło. Skrzywiłam się, gdy złapał mój prawy nadgarstek, przed zablokowaniem go w metalowej obudowie i przyczepieniem do zagłówka.  Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie, a szczęka była zaciśnięta.

To jest teraz twój dom. Jesteś w nim – powiedział to z taką goryczą i złośliwością, wyraźnym znakiem, który mnie ostrzegał. Ale nie mogłam znaleźć wystarczająco dużo energii do dbania o mnie.

- To jest jak piekło.

Mój głos zadrżał, żałośnie łamiąc się w środku zdania. Zmrużył oczy. Nie wiem, czego się spodziewałam, jednak byłam w szoku, gdy się odwrócił.

- Idź spać. Będziesz potrzebowała siły na jutro.

Kiedy wyszedł, przez kilka chwil zastanawiałam się, o co mu chodziło. Lecz potem zalał mnie nagły przypływ gniewu. Ten chłopak zabrał mi wszystko. Wściekłość mnie dusiła. Emocje tak mnie przytłaczały, że nie miałam pojęcia, co robić.

Więc zrobiłam jedyną rzecz, która przyszła mi do głowy. Niech się niesie hałas. Zeszłam z łóżka, szarpiąc ręką. Poczułam ukłucie bólu, jednak wciąż kontynuowałam uszkodzenie mojego nadgarstka. Krzyknęłam i lewą dłonią przewróciłam lampę, którą Harry zdążył wcześniej wymienić. Leżała rozbita na podłodze i patrzyłam z satysfakcją na kawałki szkła. By był jak największy bałagan, zrzuciłam kołdrę.

Potrzebowałam uwolnić, szalejące wewnątrz mnie, emocje.

Usiadłam na podłodze, kolana przyciągając do piersi. I wtedy Harry wrócił z szeroko otwartymi ustami i oczami.

- Co ty, kurwa, zrobiłaś? – krzyknął, tym razem nawet nie starał się być spokojnym i opanowanym. Rozejrzał się i zaczął sprzątać.

- P-pierdol się, p-po prostu się pier-rdol! – jąkałam się przez szloch, chowając głowę w kolanach. Zaskoczył mnie, gdy ponownie wyszedł, ale zostawił drzwi otwarte, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że wróci.

I wrócił, niosąc linę.

- Nie wiem, co, do diabła, jest z tobą dzisiaj nie tak. Myślałem, że robię ci przysługę, pozwalając zadzwonić do mamy – splunął ze złością.

Podniósł mnie na łóżko. Był wściekły, ale nie obchodziło mnie, co miał zamiar zrobić. Nie dbałam o konsekwencje. Rzucił niedbale kołdrę z powrotem na miejsce. Harry nie tracił czasu na owijanie liny wokół mojego ramienia, okręcając nią przez różne części mojego ciała. Przywiązał ją ściśle do ramy łóżka. Nie odciął mi krążenia, jednak spowodował dyskomfort. Nie walczyłam. Zgodziłam się na ograniczenie moich ruchów całkowicie.

- Zrobiłaś to dwa razy – mówił przez zęby z zaciśniętą szczęką. – Jestem teraz na ciebie tak cholernie zły, Birdy. Nie wiem, co mam, kurwa, z tobą zrobić.

Fakt, że starał się na mnie nie krzyczeć, denerwował mnie jeszcze bardziej.

Unikałam jego wzroku.

- Zajmę się tobą jutro – warknął groźnie.

Spojrzał na mnie, niemal zadowolony z mojego ciała, znajdującego się w niewoli. Szarpnął za linkę, powodując mój jęk, i wyszedł.

Siedziałam w milczeniu, przez co czułam jakby mijały godziny. Płakałam i to był jedyny hałas w pokoju. Później moje ciężkie powieki opadły, a ja zastanowiłam się przez chwilę, jak cudownie byłoby, gdybym się jutro nie obudziła.  

__

No i nieco sadystyczna natura Hazzy zaczyna się ukazywać, a Birdy orientuje się, że ten przystojny chłopak właściwie ją porwał i powinna chociaż pomyśleć o ucieczce. W całej historii szkoda tego dziadka, naprawdę.

Tak właściwie, trochę z innej beczki, co sądzicie o Harrym na ślubie Jeffa, skąd wyciekły te zdjęcia z Olivią Wilde? Od rana kłócę się o to z Polą, dlatego pytam, just curious.

Ona twierdzi, że to związek a) do wypromowania Don't Worry Darling lub b) związany z prawdziwą fascynacją Hazzy starszymi od siebie kobietami; ja z kolei sądzę, iż jest tylko jego przyjaciółką, podobnie jak z Lizzo (w jakimś artykule ktoś mądry stwierdził, że nie każda blondynka, z jaką publicznie przejdzie się trzymając za ręce, musi być jego dziewczyną).

Tak czy siak, sytuacja dość niespodziewana. Szykuje się naprawdę ciekawy początek roku - najpierw teledysk do TPWK, teraz jazdy z Wilde. Może pod koniec doczekamy się oficjalnego stanowiska w sprawie Larry'ego, kto wie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro