➳ Dieciocho

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jęknęłam cicho gdy wycie telefonu zakłóciło mój spokojny sen. Oderwałam policzek od torsu Moraty i dłonią wymacałam telefon na stoliku nocnym.
- Czego chcesz? - zapytałam cierpko odbierając, a do mojego ucha dotarł cichy, znajomy śmiech.
- Ciebie. - oznajmił, a moja senność gdzieś zniknęła. - Ale to jedyna rzecz, krócej nie będę miał tak łatwo.
Powstrzymałam się od parsknięcia tylko i wyłącznie dlatego, że chłopak obok mnie wciąż spał.
- Czego chcesz? - zapytałam z irytacją ignorując jego komentarz.
- Czekam na ciebie pod stadionem od 10 minut. - oznajmił, a ja mentalnie uderzyłam się w czoło. - Zabalowałaś wczoraj?
- Daj mi 20 minut. - mruknęłam i zerwałam się z łóżka, narzucając na siebie zgubione wczorajszego wieczora części garderoby.
To miał być mój ostatni dzień z Moratą jednak coś jak zwykle musiało się zniszczyć.
Nie mogłam się zmusić aby go obudzić więc postanowiłam zostawić karteczkę i cmoknąć go delikatnie w policzek.

- Przepraszam. - mruknęłam wchodząc do magazynu na stadionie.
Ten dzień był wyjątkowo upalny więc postawiłam na sportowy stanik i krótkie spodenki.
Gdy Brazylijczyk zmierzył mnie spojrzeniem wiedziałam, że popełniłam błąd. - Zaspałam.
- Oczywiście. - prychnął lekko i oparł się barkiem o wejście, zakładając ręce. - Jest dobry?
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego i zastanawiając się o co tym razem chodzi.
- Słucham?
- Słyszałaś mnie. - oznajmił z irytacją przecierając twarz.
Zachowywał się teraz jakby był ojcem, a ja jego irytującym dzieckiem, które znowu zrobiło coś źle. - Czy jest dobry?
W ułamku sekundy zrozumiałam o co mu chodzi i miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami.
Zmarszczyłam gniewnie brwi i z całej siły rzuciłam mu piłkę, którą ledwie złapał.
- 5 kółek dookoła boiska. - oznajmiłam, a jego uśmiech się tylko poszerzył.
Świetnie się bawił.
- Lepszy ode mnie?
- Dodatkowe 5. - warknęłam dostając białej gorączki podczas gdy on spędzał czas swojego życia. - Powiedz słowo więcej, a będziesz biegał do końca dnia.
- Zmuś mnie. - powiedział prowokująco, a ja uśmiechnęłam się szeroko zbijając go z tropu.
Przypomniałam sobie o liście od jego trenera, który leżał na moim biurku.
- Jeśli nie będziesz robił tego co każę, nie zagrasz w meczu za parę dni. - oznajmiłam, a jego szczęka była na ziemi. - Dostałam list od twojego trenera, jeśli wyrażę zgodę możesz zagrać w środowym meczu przeciwko Espanyol'owi.
Zmrużył lekko oczy dokładnie analizując moje słowa.
- Czego chcesz w zamian? - zapytał szybko, a mój uśmiech się poszerzył.
- Przyjaźni. - oznajmiłam znowu go zaskakując. - Tylko przyjaźni.
Zrobił krok do przodu, na powrót zakładając swoją bezczelną maskę na twarz.
Nachylił się aby jego twarz była na wysokości mojego ucha, a jego dłonie przesunęły się po mojej talii, sprawiając, że dostałam gęsiej skórki na całym ciele.
Nie powinnam była się na to godzić, grałam nie fair wobec chłopaka, dla którego byłam całym światem.
Ale nie potrafiłam się odsunąć.
Tak jakbym czuła, że jestem w dobrym miejscu.
- Gdy wyglądasz tak jak teraz. - wyszeptał mi do ucha. - Nie potrafię ci tego obiecać.
Jego usta spoczęły na mojej szyi, a ja sapnęłam zaskoczona próbując się odsunąć jednak trzymał mnie zbyt mocno. - Dlaczego wciąż próbujesz mnie odepchnąć?
- Bo to nie jest prawdziwe. - odpowiedziałam cicho, a jego ręce przesunęły się po moim kręgosłupie schodząc coraz niżej, idealnie współpracując z jego ustami.
Ciche sapnięcie wydostało się z moich ust pomiędzy słowami. - Nie będę twoją zabawką na pięć minut Neymar.
- Ty moją zabawką? - zapytał śmiejąc się i odsuwając aby spojrzeć mi w oczy.
Jego oczy świeciły psotnie gdy mówił kolejne słowa. - To ja jestem twoją.
- O co ci chodzi?
- Bawisz się mną. - mruknął przesuwając ustami po mojej żuchwie.
Jego gorący oddech drażnił moją skórę - Gdzie każesz mi skoczyć, tam skaczę. Co każesz mi zrobić, robię. Nie widzisz tego?
- Nie bawię się tobą. - roześmiałam się lekko, a on ujął mój policzek w swoją dużą dłoń.
- Nawet mój przyjaciel to zauważył. - oznajmił nie przestając mnie całować po twarzy, omijając usta szerokim łukiem. - Stwierdził, że wychodzę na idiotę latając za dziewczyną, która mnie nie chce.
- Wszystkim dziewczynom to mówisz? - zapytałam. - Myślisz, że jestem wystarczajaco głupia aby ci uwierzyć?
- Ty i Morata do siebie nie pasujecie. - powiedział agresywniej niż się spodziewałam, a jego ręka na talii zacisnęła się delikatnie. - Nie jest tym kogo szukasz.
Nie mogłam się powstrzymać od parsknięcia śmiechem.
- Więc kogo szukam? A może czego?
Jego usta przeniosły się na moją szyję, a ja coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że powinnam go odepchnąć.
- Kogoś z kim twoje życie nie będzie nudne. - oznajmił szeptem ciagle przy skórze. - Pasji, pożądania, a może nawet odrobiny niebezpieczeństwa.
- Jesteś niemożliwy. - zaśmiałam się, a on podniósł się gwałtownie, kładąc obie ręce na ścianie po obu stronach mojej głowy i nachylając się prosto nad moimi ustami.
- Przez ciebie.
Przysunął się aby niechybnie mnie pocałować jednak otworzenie się drzwi od magazynku to przerwało.
Natychmiast odepchnęłam od siebie Brazylijczyka i spojrzałam na zaskoczonego Rodrigueza, który miał na ustach zakłopotany uśmiech.
- Przeszkodziłem w czymś? - zapytał szybko zmieszany. - Nie sądziłem, że ktokolwiek tu będzie, przepraszam.
- Jest w porządku. - oznajmiłam szybko i chwyciłam to po co tu przyszłam.
Ruszyłam do wyjścia z jednym słowem obijającym się w mojej głowie.
Dziwka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro