Different ending pt. II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Derek

Zadzwoniłem do kuzynki, ale nie raczyła odebrać. Z nią się policzę później. Teraz muszę odkręcić sprawę z Margaret. Zadzwoniłem do niej i odebrała po chwili.

Nie rozłączaj się, wysłuchaj mnie proszę

Obawiam się, że teraz z tobą nie porozmawia

Melissa?

Tak

Dasz mi Margaret do telefonu?

Nie mogę

Proszę

Margaret nie ma

A gdzie jest?

Nie mam pojęcia. Zostawiła kurtkę i wyszła

Gdybyś ją spotkała zanim ją znajdę daj mi znać

Mamy się spotkać, jak skończę pracę

O której kończysz?

O północy

W takim razie przyjadę wtedy do szpitala

Rozłączyłem się i miałem ochotę rzucić telefonem o ścianę. Idiota ze mnie.

- Tato?-

- Tak Eli?-

Odwróciłem się w stronę syna.

- Kto to był?-

- Ktoś bardzo ważny dla mnie-

- To, dlaczego wyszła?-

- Bo zachowałem się głupio-

- Co teraz?-

- Teraz posiedzę z tobą. Co chcesz robić?-

- Opowiesz mi o niej?-

Zaskoczyła mnie jego prośba, ale zgodziłem się. Wziąłem go na ręce i posadziłem go na kanapie siadając obok. Opowiedziałem mu trochę o Margaret i wyglądał jakby sam miał zamiar wygłosić mi kazanie na temat mojej głupoty.

- Musisz ją przeprosić-

- Wiem, ale teraz powinna pobyć sama-

- Żeby się nie złościła?-

- Właśnie-

Włączyłem mu bajki a sam zacząłem się zastanawiać co mam powiedzieć Margaret. W pewnym momencie Eli usnął, więc zaniosłem go do jego pokoju, przykryłem i sprawdziłem która jest godzina. No i co ja mam robić tyle czasu? Wyszedłem z jego pokoju i akurat zadzwonił mój telefon. Miałem nadzieję, że to Margaret, ale to była tylko Malia.

Dzwoniłeś?

Tak, cztery godziny temu

Byłam zajęta

Poprosiłem cię tylko o jedną rzecz

Mówiłam, byłam zajęta

To po co się zgadzałaś na opiekę nad moim synem?

Uspokój się Derek. Wyświadczyłam ci przysługę

Jaką kurwa przysługę?

No twoja dziewczyna wie, że masz syna i możecie być rodziną

Nie jest moją dziewczyną

Już żoną?

Nie. Wściekłą się, że nie powiedziałem jej o tym, że mam syna

To jesteś w dupie

Dzięki tobie Malia

Może to i lepiej. Sam mówiłeś, że nie wiesz czym jest a może to kolejny potwór

Rozłączyłem się nim powiedziała cokolwiek więcej. Nawet nie chcę tak myśleć. Mam tylko nadzieję, że Eli się nie obudzi przed moim powrotem. Wziąłem kluczyki, włożyłem kurtkę i wsiadłem do auta. No i co ja jej powiem? Nie wiem, będę po prostu szczery i będę błagać o wybaczenie.

Melissa

Do końca mojej zmiany zostało mi jeszcze półtorej godziny. Miałam właśnie iść na obchód, gdy zjawił się Derek.

- Co tu robisz? Zostało mi jeszcze półtorej godziny-

- Wiem, ale nie wiem co mam robić-

- Chętnie bym pogadała, ale teraz muszę iść na obchód-

- To idę z tobą-

Chyba jeszcze takiego go nie widziałam.

- No dobrze-

Szedł za mną w niewielkie odległości milcząc.

- Powiesz coś wreszcie?-

- A co mam powiedzieć? Nawaliłem i być może straciłem ją-

- Cóż z tym pierwszym się zgodzę, ale co do drugiego nie byłabym taka pewna-

- Malia uważa, że może być taka jak poprzednie-

Odwróciłam się do niego.

- Myli się. Możesz mi wierzyć, że to kobieta o czystym i złotym sercu-

- Ale coś ukrywa-

- Ma powód i jedni to zrozumieją a inni nie. Pytanie w której grupie ty się znajdujesz-

- Nie wiem-

Dobijała go ta cała sytuacja.

- Chcesz naprawić sytuację?-

- Tak, ale nie wiem co robić ani co mówić. Ja nawet nie wiem, czy zechce ze mną rozmawiać-

- Bądź z nią szczery. Całkowicie szczery a wiele zrozumiesz i zobaczysz. To was zbliży do siebie-

- Tak sądzisz?-

- Margaret potrafi być brutalnie szczera, ale przynajmniej jest prawdziwa. Ja z nią byłam szczera i widzisz, ufa mi w pełni a ja jej-

- I to wystarczy?-

Zapytał zaskoczony.

- O dziwo tak. Reszta sama się potoczy-

- Może powinienem przyjść jutro do niej? Z kwiatami i zaprosić gdzieś?-

Nim weszłam zajrzeć do kolejnego pacjenta spojrzałam na niego jak na wariata.

- No co? Powinienem coś jeszcze wymyślić?-

- Nie tędy wiedzie droga do serca Margaret-

- Przecież kobiety to lubią. Czy jednak nie?-

- Kwiaty możesz dawać jej później, ale teraz po prostu bądź szczery i nie naciskaj-

- Nie będzie łatwo-

- Ma powody by nikomu niczego nie ułatwiać-

Skończyłam obchód i wróciliśmy na recepcję. Było wyjątkowo spokojnie. Derek niecierpliwie siedział na krześle i czekał aż skończę pracę. Piętnaście minut przed końcem poszłam zabrać na wszelki wypadek krew dla Margaret, przebrałam się i wróciłam po wilkołaka.

- Gotowy?-

- To już?-

- Nie ma odwrotu-

Derek

Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Nie wiedziałem co mówić, bo pierwszy raz w życiu byłem tak zdenerwowany co do mnie nie podobne. Przy żadnej kobiecie nie byłem nigdy zdenerwowany, ale z Margaret jest zupełnie inaczej, ja jestem inny.

- Jesteś pewna, że mamy jechać do lasu?-

- Tak-

- A po co przyjechaliśmy do jej domu?-

- Chciała żebym coś jej przywiozła-

Wysiadła jak tylko się zatrzymałem i weszła do jej domu. Wróciła po chwili z torbą, którą wrzuciła na tył.

- Możemy jechać w stronę lasu-

Co ona robi w lesie i na co byłą ta torba? Poszła biegać? Tyle godzin? W sumie jest w połowie wilkołakiem, więc tak szybko się nie męczy. W końcu dotarliśmy. Melissa zabrała torbę i zaczęła iść w las, więc poszedłem za nią. Zatrzymała się, odłożyła torbę i rozejrzała się.

- Nie stresuj się tak. Ona to czuje-

- Wiem, sam czuję takie rzeczy-

- Ona bardziej, ale to sam musisz już odkryć-

- Będzie tutaj?-

- Mam taką nadzieję-

Nasłuchiwałem czy nie idzie, ale było tylko słychać otaczającą nas przyrodę. W pewnym momencie usłyszałem trzask gałęzi i szelest liść. Ktoś lub coś się zbliżało. Stanąłem przed pielęgniarką, gdyby trzeba było ją bronić. Naprzeciwko mnie pojawił się wilk. Powoli zmierzał w moją stronę, ale nagle się zatrzymał. Przysiadł i zaczął słuchać otoczenie. Wstał i truchtem zmniejszył dzielącą nas odległość. Zręcznie mnie wyminął i zatrzymał się dopiero przy Melissie. Ta wyjęła rzeczy z torby i zaniosła je kawałek dalej.

- Przypilnuję by nie podglądał-

Wilk tylko skinął łbem i oddalił się a Melissa wpatrywała się we mnie.

- Co?-

- Odwróć się-

- Ale...-

Westchnąłem i się odwróciłem.

- Dzięki Meli, ale on jest tu zbędny-

Usłyszałem jej głos i się od razu odwróciłem, ale jej nie było jej za nami. Dostrzegłem dopiero ją za drzewem a raczej kawałek jej pleców. Od razu odwróciłem się z powrotem. Rozległy się jej kroki.

- Miałaś dzisiaj jakieś ciekawe przypadki?-

Tym razem, gdy się odwróciłem była za nami.

- Boże Margaret, co ci się stało?-

Usłyszałem przerażenie w głosie Melissy.

- A mogłabyś trochę precyzyjniej?-

- Twoja twarz-

- Nie bardzo rozumiem-

Użyłem swojego wilczego wzroku i sam się przeraziłem.

- Dlaczego masz krew na buzi?-

- Bo wilki nie używają serwetek do wycierania pysków-

Spojrzała na mnie a potem na pielęgniarkę.

- To nie moja. Spokojnie-

- Domyśliłam się tyle-

- Oh, to jeleń. Nie martw się-

- Jeleń?-

- No takie zwierzę-

- Wiem co to jeleń, ale co jego krew robi na twojej twarzy?-

Margaret

- Instynkt drapieżnika-

W tym wypadku nawet dwóch.

- Jesteś głodna?-

Zapytała z troską Melissa.

- Właściwie to...-

Coś mnie zaniepokoiło. Coś zdecydowanie nie gra. Ktoś się zbliżał.

- Stańcie za mną i nie róbcie głupot-

- Ale...-

- Nie. Chroń Melisse-

Stanęłam przed nimi zachowując czujność.

- No proszę, czyżby dziwadło znalazło sobie nową rodzinę?-

Jeszcze jej mi tu brakowało.

- Rosalie-

Syknęłam.

- Jestem pod wrażeniem, że potrafisz utrzymać kogoś przy sobie. Choć wnioskuję, że człowiek to twoje pożywienie, ale wilkołak? Kręcą cię kundle?-

Zaraz odseparuję jej głowę od reszty ciała.

- Ano tak, zapomniałam, że jesteś w jakiejś części jak one i to mnie brzydzi, bo jesteś też taka...-

- Milcz suko-

- No proszę, odmieniec jednak ma pazurki. Jak uroczo, prawda chłopcy?-

- Czego chcesz Rosalie?-

Wywarczałam.

- Ciebie a raczej twojej śmierci. Lorenzo nie potrafi tego zrobić, więc mu pomogę-

- I co chcesz zrobić? Wbić mi kołek w serce?-

- Odetnę ci głowę. To wystarczy-

- Ty, czy może któryś twój pachołek?-

- Sama muszę to zrobić, żeby mieć pewność, że zdechniesz-

Przybrałam pozycję do ataku.

- Ale najpierw odbiorę ci to co ci bliskie-

Pierwszy do ataku rzucił się Dom. Jego jest łatwo pokonać. To głupi osiłek. Nim zdążył tknąć Meli, skręciłam mu kark a następnie wbiłam mu kołek czym wkurzyłam jego brata Matteo.

- Zapłacisz mi za to suko-

- Jasne, pozdrów brata-

Tu jest trochę trudniej, ale ja jestem silniejsza niż wcześniej co zaskoczyło wampira. Wykorzystałam to i wyrwałam mu serce.

- Zostałaś sama Rosalie-

W odpowiedzi tylko syknęła i rzuciła się do ataku. Zdążyłam uskoczyć przed jej atakiem. Nie będzie lekko, bo jest starsza ode mnie, ale ja mam o co walczyć, wiec mam też motywację. W pewnym momencie obie byłyśmy nieźle poturbowane, ale nadal trzymałyśmy się.

- Poddajesz się?-

- Nigdy-

I mówiąc to rzuciłam się na nią powalając ja na ziemię. Część mojej ręki przybrała wygląd łapy wilka i bez trudu mogłam ją rozszarpać, ale nie to miałam na celu. Zadałam jej kilka głębokich ran i ugryzłam ją co uniemożliwiło jej leczenie. Wstałam i pociągnęłam ją na równe nogi. Spojrzałam jej w oczy.

- Biegnij-

Szepnęłam puszczając ją. Zerwała się do biegu, ale nie uciekła daleko, bo zdążyłam ją dopaść i wyrwać jej serce. Upuściłam je obok jej martwego ciała i wróciłam do Melissy i Dereka.

- Nic ci nie jest? Jesteś cała?-

Zapytałam spoglądając na nią z troską.

- Nie-

- Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć. Nie chciałam, żebyś to kiedykolwiek widziała. Nie sądziłam, że mnie odnajdzie i...-

- Już dobrze. Broniłaś swojego i zrobiłaś co musiałaś-

- Mimo to nie powinno to się nigdy wydarzyć na twoich oczach-

Przyznałam skruszona.

- Chcesz zjeść?-

- Później. Najpierw muszę odstawić cię do domu-

Spojrzałam na Dereka, którego usilnie ignorowałam, ale się nie dało.

- Cuchniesz stresem i przerażeniem-

Oczy mu prawie z orbit wyskoczyły, gdy się do niego odezwałam.

- Nie bądź taki zaskoczony. Czuję takie rzeczy a ciebie to już z kilometra czuć-

- Kto to był?-

To było wszystko co z siebie wydusił.

- Moja była przyjaciółka, wampiry. Mówiąc, że nie znam, żadnego który by mnie wyszkolił mówiłam prawdę-

Zwróciłam się do przyjaciółki na co kiwnęła tylko głową.

- Czemu nazwała cię odmieńcem?-

- Nie ma sensu tego dłużej kryć-

I pokazałam mu swoje oblicze.

- Jestem hybrydą albo jak wolisz wampirołakiem-

Wzruszyłam ramionami i wróciłam do normalnej postaci. Sięgnęłam do torby po woreczek krwi, ale szybko cofnęłam rękę. Syknęłam z bólu.

- Wybacz słonko. Już ci podaję-

I podała mi woreczek krwi.

- A to moje główne pożywienie. Nie zabijam dla niej ludzi ani w ogólę się na nich nie żywię-

- A ten jeleń?-

Zapytał.

- Mówiłam prawdę, co z resztą pewnie wyczułeś. Wilkołak to drapieżnik i wampir też, ale krew zwierząt mi nie służy-

- Dlatego podrzucam ci tą ze szpitala-

Wtrąciła się Melissa.

- I się narażasz. Już ci mówiłam, że nie musisz-

- Nie pozwolę ci żywić się krwią zwierząt. Zaczęłaś w końcu lepiej wyglądać-

- Mogę załatwić sobie zapasy bez narażania twojej pracy-

- Możemy porozmawiać?-

Zapytał wilkołak a ja spojrzałam na przyjaciółkę a potem na niego.

- Najpierw odstawimy Melissę-

Skinął głową, zabrałam torbę i we trójkę opuściliśmy las. Przez całą drogę panowała cisza.

- Maggie?-

- Tak Meli?-

- Kim była ta wampirzyca? Bo to była wampirzyca?-

- Tak, Rosalie była wampirem i moją przyjaciółką, ale to było dawno-

- Oh-

- Nie współczuj mi. Nie ma czego. Sama wybrała swój los a teraz zapłaciła za swoje czyny-

Zatrzymaliśmy się pod jej domem i kazałam jej do mnie dzwonić, gdyby cokolwiek się działo. Zaczekałam aż wejdzie do domu i pierwsze co miałam ochotę zrobić, gdy zniknęła z oczu to zapaść się pod ziemię. Derek nic nie mówił, tylko czasem spoglądał na mnie. Widać po nim było, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje przed tym.

- Zadaj w końcu to pytanie albo powiedz cokolwiek-

Odezwałam się w końcu, ale nic nie powiedział tylko popatrzył na mnie i znów wrócił wzrokiem na drogę. Teraz ta cisza mnie drażniła. Było to denerwujące. Chciałam usłyszeć od niego jakim potworem jestem i jak ja tak mogłam w ogólę postąpić i że się mnie brzydzi. Jednak zamiast tego była cisza.

- Przepraszam-

Odezwał się cicho, gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe jego domu. Odwróciłam się w jego stronę z uniesioną brwią.

- Przepraszam, że nie powiedziałem ci o nim wcześniej-

Oh Boże, teraz będziemy o tym rozmawiać? Nie niepokoi go, że zamordowałam właśnie trzy istoty nadnaturalne i że żywię się krwią? Że jestem potworem?

- Naprawdę chciałem Ci o nim powiedzieć i o wszystkim, ale wtedy...-

- Naprawdę?-

Przerwałam mu wypowiedź.

- Naprawdę teraz będziemy rozmawiać o tym?-

- Powinienem być z tobą szczery i...-

- Zamordowałam właśnie trzy istoty nadnaturalne i wyjawiłam ci swój sekret a ty chcesz rozmawiać o swoim synu?!-

Uniosłam głos zdenerwowana cała sytuacją, ale Derek nawet nie zareagował. Był spokojny.

- Sam nie raz musiałem zabić by ochronić mi bliskie osoby, więc nie mogę mieć o to pretensji do ciebie. Byłoby to nie fair-

Słusznie.

- Ale nie żywisz się krwią ludzi, nie zabijasz ich dla niej-

- Ty też tego nie robisz-

- Chciałabym móc się całkowicie z tym zgodzić-

Spojrzał na mnie, ale ja odwróciłam od niego wzrok.

- Nie oceniam cię. To twoja natura, ale to czy będziemy drapieżnikami czy mordercami jest zależne od nas-

- Tobie nic nie da zabicie człowieka, jego krew też nie-

- A tobie co daje zabicie człowieka?-

Odwróciłam się do niego i przez chwilę na niego spoglądałam.

- Czułeś kiedyś niewyobrażalny głód, którego nie da się zaspokoić żadnym jedzeniem?-

- Nie-

- A ja tak. Krótko po pewnym zdarzeniu w moim życiu obudziłam się czując potworny głód. Nie ważne co zjadłam ani w jakiej ilości głód nie znikał. Próbowałam coś z tym zrobić, ale nie wiedziałam co a nie miał kto mi powiedzieć, więc jedyne znany mi lek na wszystko to było bieganie-

Nie mogąc mu dłużej patrzeć w oczy spuściłam wzrok.

- W lesie była para, która też poszła pobiegać. Pech chciał, że kobieta zdarła sobie kolano do krwi a ja na nich wpadłam. Gdy tylko poczułam jej krew, coś zaczęło się ze mną dziać. Wyraźnie słyszałam bicie ich serc, jak płynie krew w ich żyłach, jak wypływa z rany. Gdy tylko poczułam smak jej krwi wpadłam w jakiś amok i ocknęłam się z niego dopiero gdy oni byli martwi a ja miałam na sobie ich krew. Spanikowana uciekłam do domu, którego długo nie opuszczałam aż do kolejnego głodu jednak tym razem moimi ofiarami były zwierzęta i tak żyłam aż do naszego spotkania-

- Ale już nie zabijasz, powstrzymałaś się-

- To nie jest takie proste Derek. Krew zwierząt pozwala przeżyć wampirowi, ale jest przez to słaby i łatwiej go zabić-

- Dlatego wtedy twoja rana się nie goiła?-

- Byłam słaba, bo nie żywiłam się przez długi czas. Odkąd Melissa wiedziała, robiłam to dość rzadko i tyle by przetrwać i nikogo nie zabić-

- Dlaczego?-

- Bo Melissa to jedyna bliska mi osoba na świecie i nie chciałam jej stracić a o mojej naturze dowiedziała się przypadkiem-

- Czyli gdy pytała, czy jadłaś miała na myśli krew?-

- Tak. W szpitalu podała mi ludzką co rozbudziło rządzę krwi, coś czego nie umiałam powstrzymać ani zapanować nad tym-

- Ale panujesz już?-

- Tak, jednak wiele mnie to kosztowało, bo nikt nie mógł mnie nauczyć-

- To jak ci się udało?-

- Dla ciebie trujący jest tojad, dla mnie werbena-

Chwycił mnie za podbródek i podniósł moja głowę bym patrzyła na niego.

- To twoja natura, zapanowałaś nad nią dla bliskiej ci osoby a to już coś o tobie świadczy-

- Ale zamordowałam dwie osoby, chciałam zabić ciebie i Melisse dla waszej krwi-

- Jednak nie zrobiłaś tego, zwalczyłaś to-

Starł z mojego policzka łzę, która nawet nie wiem, kiedy się tam pojawiła.

- Nie winię cię za to. Pierwsze chwile wilkołaka też nie są proste i mogę sobie tylko wyobrazić jak trudno musiało być tobie uczyć się samej bycia wilkołakiem i wampirem a mimo to jesteś tutaj i masz Melisse-

Przybliżył się do mnie spoglądając mi w oczy.

- Masz mnie, jeśli tego zechcesz-

- Ja...-

- Nie ma pośpiechu. Rozumiem, że mogło cię to zaboleć, że mogłaś pomyśleć, że zdradzam z tobą żonę. Moje uczucie do ciebie nie zmieni nawet fakt, że jesteś w połowie wampirem, bo nie na tym polega miłość-

Rozpłakałam się. Od śmierci rodziców nikomu nie zależało na mnie w taki sposób. Oczywiście, Melissie na mnie zależało, ale to przyjaźń a on okazuje mi miłość, której od dawna nie czułam.

- Nie płacz proszę-

Zaczął ścierać mi spływające po policzkach łzy, ale ja nawet nie byłam wstanie mu odpowiedzieć. Przyciągnął mnie do siebie i zaczął gładzić mnie po plecach.

- Zakochałem się w tobie już dawno. Widywałem cię z Melissa, gdzieś na mieście albo tutaj w okolicy. Twój uśmiech wystarczył bym zapragnął cię poznać i spróbować cię gdzieś zaprosić. Tamto przypadkowe spotkanie było moją szansą i nawet nie wiem, kiedy bardziej się w tobie zakochałem, więc nic dziwnego, że gdy ujrzałem w twoich oczach rozczarowanie i gniew coś mnie zabolało-

Mnie też w tamtej chwili coś zabolało. Odsunął się delikatnie ode mnie i delikatnie złapał za podbródek bym na niego spojrzała.

- Kocham cię Margaret i nie chcę cię stracić-

Złożył delikatny pocałunek na moich ustach i się odsunął czekając co zrobię.

- Wiem, że nie to chciałeś usłyszeć, ale zgłodniałam trochę, więc pójdę już-

Odezwałam się unikając jego wzroku. Usłyszałam tylko jak się śmieje.

- To chodź, zjemy coś-

Spojrzałam na niego a na jego twarzy widniał ten jego cudny uśmiech. Skinęłam mu głową. Wysiadł, obszedł auto i otworzył mi drzwi podając mi dłoń. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale nie odmówiłam mu tej małej przyjemności i chwyciłam jego dłoń. Zabrał jeszcze torbę i mogliśmy wejść do środka. W kuchni leżała nietknięta pizza, którą zamówiliśmy.

- Ludzkie jedzenie coś ci daje?-

- Pomaga się w topić i powiedzmy, że łagodzi jakoś głód tak jak alkohol, ale to krótkotrwały efekt-

- Możesz się upić?-

- Jasne. Trochę to trwa, ale tak, mogę-

Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.

- Chcesz szklankę na to?-

Zapytał wskazując na to co było schowane w torbie.

- To nie należy do najprzyjemniejszych widoków, więc to zjem później-

- Mną się...-

- Jest jeszcze jeden sposób na to-

Przerwałam mu wypowiedź zabrałam woreczek oraz szklankę i zniknęłam mu z oczu a po chwili wróciłam ze szklanką, która tylko była brudna.

- Jak?-

- Wampiry są za szybkie dla ludzi, nawet dla wilkołaków-

- Całkiem przydatne-

- Owszem, ale jak wszędzie są jakieś plusy i minusy-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro