Gifted

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam oczy, ale od razu je zamknęłam, bo światło w pomieszczeniu było zbyt intensywne.

- Mamo? Gdzie jesteśmy?-

Odpowiedziałam mi tylko cisza. Podniosłam się do pozycji siedzącej i powoli się rozejrzałam. No świetnie. Zamknęli mnie gdzieś. Może odziedziczyłam co jeszcze po tacie poza uporem do pchania się w niebezpieczeństwo? Nim zaczęłam cokolwiek robić do pomieszczenia weszło kilku dziwnie ubranych ludzi. Próbowali mnie pochwycić, ale się wyrywałam. W końcu jeden z nich stracił cierpliwość i z całej siły uderzył mnie w brzuch. Upadłam na kolana. Zabolało, ale nie poddam się tak łatwo. Muszę znaleźć mamę. Podniosłam się i od razu zebrałam kolejny cios.

- Nie poddam się tak łatwo. Nie bez walki-

Mężczyzna powiedział coś do mnie w swoim języku i kolejne uderzenie. Zaśmiałam się choć i to mnie bolało.

- Idioto ja tak mogę przez cały dzień czy tam noc-

Z trudem wstałam na nogi. Zamachnęłam się, ale wtedy pociemniało mi przed oczami. Obudziłam się i czułam, jak boli mnie głowa. Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku, ale nie mogłam się ruszyć.

- A więc to tak? Tortury, jak miło-

Byłam sama w mojej sali tortur, ale nie trwał to długo. Nagle otworzył się drzwi, zza których usłyszałam przeraźliwy krzyk. Nie tylko mnie tak traktują. Ktoś wszedł do środka. Spróbowałam jeszcze raz uwolnić się z więzów, ale nic z tego. Byłam zwyczajnie za słaba.

- Ciekawe jak długo będziesz taka waleczna, dziecko-

- Wypuść mnie to Ci zaraz pokażę!-

Powiedział coś w niezrozumiałym języku i weszli jeszcze do środka dziwnie ubrani ludzie. Zaczęli coś robić.

- Co wy robicie? Lepiej to odłóż!-

Jeden z mężczyzn trzymał w ręku strzykawkę i chciał mi się wkłuć w rękę, ale go ugryzłam. Drugi mnie zakneblował i poprawił więzy.

Kilka miesięcy później

Znów mnie gdzieś prowadzą. Kim oni w ogóle są? Jak ja się tu znalazłam? Co ja tu robię? Ile tu już jestem? Nie wiem. Mam jedną wielką pustkę w głowie.

- Co już nie jesteś taka waleczna?-

- Kim Pan jest? Mógłby mi Pan powiedzieć, gdzie jestem?-

Mężczyznę zaskoczyły moje pytania. Podał mi zdjęcie.

- Wiesz kto to jest?-

- Nie wiem a powinnam?-

- Jak masz na imię?-

Chciałam mu odpowiedzieć, ale zdałam sobie sprawę, że nawet tego nie pamiętam.

- Ja... ja... nie pamiętam-

Mężczyzna chwilę mi się przyglądał a po chwili się uśmiechnął do mnie i nachylił.

- Niezła sztuczka agentko-

- Ja naprawdę nie pamiętam jak mam na imię-

- Mnie nie oszukasz-

Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

- Ja... nniepamiętam...-

- Wiecie co macie robić-

I wyszedł.

Winter Soldier

Ze snu zbudziły mnie czyjeś krzyki. Poza mną przetrzymywali tu jeszcze kogoś, ale nie wiem kto to ani gdzie był. Wymknąłem się ze swojej celi i podążałem za dźwiękiem. Im bliżej tym wyraźniej. Nagle krzyk ustał. Usłyszałem kroki. Schowałem się w najbliższym pomieszczeniu. Przez lekko uchylone drwi dostrzegłem, że wloką za sobą ledwo żywą dziewczynę. Przeczekałem w ukryciu aż sobie pójdą. Dla pewności zrobiłem kilka kroków do tyłu i trafiłem na coś. Podniosłem przedmiot by sprawdzić co to. Dzięki temu, że korytarze były oświetlone mogłem dostrzec na co wpadłem. Latarka? Może się przydać. Gdy miałem już pewność, że się oddalili wyszedłem i skierowałem się w to samo miejsce, gdzie żołnierze zostawili dziewczynę. Na szczęście idioci nie zamknęli drzwi więc bez problemu wślizgnąłem się do środka. Leżała nieprzytomna na podłodze. Ocknęła się, ale od razu cofnęła się pod ścianę. Odstawiłem latarkę na ziemię i ją włączyłem. Usiadłem naprzeciwko niej w bezpiecznej odległości. Widząc, że nic nie chce jej zrobić usiadła pod ścianą.

- Długo tu jesteś?-

- Nie pamiętam-

Przyciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękoma.

- Ty też jesteś ich więźniem?-

Przytaknąłem.

- Ciebie chyba traktują gorzej-

Wskazała podbródkiem na moją lewą rękę.

- Masz jakieś imię?-

Nim odpowiedziała długo milczała.

- Elsa. Tak sądzę a ty?-

- Zimowy Żołnierz-

- Dziwne imię-

- Tak o mnie mówią-

- Wiesz co nam robią?-

- Nie-

Posmutniała. Przysunąłem się bliżej i niechcący przewróciłem latarkę. Światło padło centralnie na nią przed czym się zasłoniła. Postawiłem przedmiot i ustawiłem światło tak żeby móc jej się przyjrzeć. Siedziała przede mną na nastolatka. Byłą szczupła i wyglądała na dość kruchą. Na rękach i twarzy miała siniaki. Jedne były stare a inne świeże.

- Co?-

Podniosła na mnie oczy. Były niebieskie, ale nie był to idealny niebieski a włosy miała blond i poniszczone, bo pewnie nie raz musieli ją za nie ciągnąć.

- Dlaczego mi się przyglądasz?-

- Byłem ciekaw. To od tych eksperymentów?-

Wzruszyła ramionami. Spoglądała wciąż na mnie.

- Boje się-

- Nie bój się. Jestem z tobą-

Coś mi kazała podjeść do niej i objąć ją. Usiadłem obok niej i objąłem ją. Po chwili poczułem coś zimnego. Spojrzałem w dół. Obejmowała mnie, ale nie widziałem niczego co mogłoby być takie zimne. Dla pewności sprawdziłem czy nie jest chora, ale nie miała gorączki, ale jej dłonie...

- Masz lodowate dłonie-

Podniosła głowę.

- Przepraszam-

- Nie przepraszaj, nie twoja wina-

Wziąłem jej dłonie i nakryłem swoimi, żeby się zagrzały. Zastygła w bezruchu. Nagle po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Ocknęła się, spojrzała na mnie i objęła mnie mocno.

- Tak mi przykro-

Nie wiedziałem co się właśnie stało. Posiedziałem tak jeszcze chwilę, ale trzeba było wracać. Odwiedzałem ją, gdy mogłem. Była jedynym pozytywem tego okropnego miejsca. Gdy znowu się do niej zakradłem siedziała już na podłodze.

- Byli bardziej łaskawi dzisiaj-

- To miłe w jakiś sposób-

- Tak. Mogę Ci coś pokazać?-

Kiwnąłem głową. Usiadła obok mnie, wzięła moją rękę i nakryła ją swoją dłonią. W porównaniu do mojej wydawała się mała. Poczułem coś zimnego na dłoni. Zabrała swoją dłoń a na mojej była mała biała kulka.

- Dzisiaj odkryłam, że tak potrafię-

- To śnieg?-

- Mhm. Fajnie co?-

Pierwszy raz, odkąd ją poznałem uśmiechała się. Miła odmiana.

Elizabeth

Odkąd odkryłam co potrafię byłam lżej traktowana. Pewnego dnia, gdy po mnie przyszli, chcieli się na mnie rzucić, ale widząc, że nie atakuję ich kazali mi wstać. Zostałam obszukana, a gdy upewnili się, że ich nie zabiję niczym, wyprowadzili mnie z mojej celi. Prowadzili mnie gdzieś i z tego co się zorientowałam nie było to to samo miejsce co zawsze. Wprowadzili mnie do jakiejś wielkiej sali. Stały tam dwie osoby i jedna z nich do mnie podeszła.

- Stawiała się?-

- Nie sir-

Poklepał mnie po buzi.

- Grzeczna dziewczynka. Odejść-

Zostaliśmy we trójkę.

- Bojowe z Ciebie dziecko a skoro odkryłaś wreszcie swoje zdolności zostało Cię tylko wypuścić w teren-

W teren? Czego on ode mnie chce? Gestem przywołał do siebie drugą osobę.

- Od dziś będziesz trenować pod okiem naszego najlepszego człowieka-

Wskazał na niego.

- Liczę na to, że rezultaty waszej pracy będą zarówno zaskakujące jak i szybkie-

Wyszedł zostawiając nas samych. Zimowy Żołnierz odwrócił się ode mnie i poszedł gdzieś. Po chwili wrócił z dwoma nożami i jeden mi podał. Nie pewnie wzięłam przedmiot do ręki a ten od razu pokrył się lodem. To nowość.

- Atakuj-

- Nie-

- Nie skrzywdzisz mnie-

- Ale...-

- Mówię poważnie-

Zrobiłam o co prosił, ale gdy tylko nóż zetknął się z jego ręką rozpadł się na kawałki.

- Spróbujemy czegoś innego-

Rzucił swój nóż na bok i pociągnął mnie za sobą. Staliśmy teraz na środku sali.

- Nauczę Cię walki w ręcz-

- Dobrze-

Pokazał mi kilka ruchów a ja je powtórzyłam za nim.

- Teraz zrób to samo tylko zastosuj je na mnie-

Zrobiłam to samo a on się bronił. Ćwiczyliśmy jakiś czas a ja czułam jakbym miała wrodzony do tego talent.

- Biłaś się już kiedyś?-

Zaczęłam się zastanawiać czy kiedyś już się biłam, ale nadal miałam pustkę w głowie. Po chwili coś mi się zaczęło przypominać.

- Ktoś już mi kiedyś pokazywał, jak się bić-

- Lepiej dla Ciebie-

- Dla nas. Przypuszczam, że jeśli postęp nie będzie zadawalający to oboje oberwiemy-

- Racja. Kontynuujemy?-

Kiwnęłam głową. Trenowaliśmy, dopóki nam nie przerwano. Zostałam zaprowadzona do laboratorium. Na jego widok chciałam uciec, ale zmusiłam się, żeby zostać. Do pomieszczenia ktoś wszedł i miał ze sobą mnóstwo jakiś narzędzi. Przełknęłam nerwowo ślinę z obawy o to co będzie za chwilę.

- Wybierz jeden-

Podeszłam niepewnie do mężczyzny. Na podłodze leżała broń różnego rodzaju. Podniosłam nie wielki pistolet, ale od razu zamarzł tak jak poprzednio nóż. Zabrał mi go z ręki i podał inną broń, ale stało się to samo. Wyszedł a mnie odprowadzono do mojej celi. Zimowy Żołnierz jak zawsze się zakradł do mnie.

- Nieźle sobie radziłaś dzisiaj-

- Uratowało mnie to, że kiedyś już tak robiłam-

- Prawda. Dlaczego nóż zamarzł, jak go dotknęłaś?-

- Nie wiem. Oni chyba też nie bo sprawdzali czy z każdą bronią się tak dzieje-

- Stało się to samo?-

- Tak-

Objęłam go i znów stało się to samo co za pierwszym razem. Przed oczami przelatywały mi obrazy z jego życia i czułam to co on w tych momentach. Było tam niebywale dużo smutku. strachu a nawet gniewu. Gdy obrazy zniknęły ujrzałam spadający płatek śniegu.

- Śnieg? W zamkniętym pomieszczeniu? Jak?-

- To chyba twoja sprawka-

- Moja?-

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wystawiłam rękę a po chwili wylądował na niej płatek śniegu.

- Taki mały i kruchy a ile może dać radości-

- Jak ty. Będę Cię tak nazywał-

- Płatek śniegu?-

- Tak-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro