Heartbreaker pt III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pół roku później

- Izzy ratuj!-

- Co tam Tony?-

- Chce zaimponować Pepper-

- No proszę-

- Kupiłem truskawki i czekoladę do nich. Co mam jeszcze wybrać?

- Jakie owoce kupiłeś?!-

- Truskawki...-

Zgromiłam bruneta wzrokiem.

- Na wszystkich Bogów Tony!-

- Zły wybór?-

- Tragiczny! Virginia ma uczulenie na truskawki-

- Tak? Daję słowo, że ktoś lubił truskawki i był dziewczyną-

- Przysięgam, ty kiedyś zginiesz Tony. Ja lubię truskawki a Virginia ma na nie uczulenie-

- To co ja mam teraz zrobić?-

- Zostaw to mnie. Kiedy się widzicie?-

- Wieczorem-

- Tutaj?-

- No...-

- Nie wiem jak mi się potem odwdzięczysz. Masz wyglądać o i znajdź jakieś zajęcie Rogersowi-

- A ty nie możesz?-

- Dalej ma uprzedzenia. Pamiętasz?-

- Racja-

Uśmiechnęłam się do niego i poszłam po Nat zapytać, czy mi pomoże. Na szczęście się zgodziła i razem zajęłyśmy się planowaniem wszystkiego. Przygotowałyśmy na kolację sushi a na deser ciasto malinowe. Zadbałyśmy też o odpowiedni nastrój. W końcu zjawił się Stark.

- No pokaż się-

- Przecież wyglądam świetnie-

- Jak tragedia. Co ty zrobisz bez swoich pomocników co?-

Poprawiłam jego ubiór.

- Dobra Nat, zbieraj ekipę a ty nie zepsuj tego. Na kolację jest sushi a na deser ciasto malinowe. Wszystko domowej roboty-

- Życie mi ratujesz-

- A bo to pierwszy raz-

Uścisnęłam przyjaciela, zmieniłam swoje ubrania i dołączyłam do reszty. Siedzieliśmy w barze i rozmawialiśmy jednak Nat musiała wyjść i zostałam sama z Thorem, Brucem i Clintem.

- Lady Isabelle jak to jest robić wszystko za Starka?-

- Po pierwsze to Isabelle albo Izzy po drugie to nie do końca tak, że wszystko-

- Nie?-

- Jasne, że nie. Okay przyznaję to ja się zajmuję kodami i ogólnym bezpieczeństwem, ale to nie raz on musiał jakie papiery poprawiać za mnie albo w ogólę je przygotować za mnie-

- Nie przeszkadza Ci to?-

- Nie. To pierwsza praca, w której jestem rok i tak dobrze mi się układa z szefem i nawet wy mnie polubiliście. No poza Rogersem, ale nie dbam o to-

- Masz nietypowe podejście do życia-

- Gdyby nazywano Cię wiedźmą ladacznicą i cała rodzina poza twoją bliźniaczką by się od Ciebie odwróciła też byś miał takie podejście-

- To, dlatego dogadałaś się z Lokim?-

- Dlatego, że złoczyńca zrozumie złoczyńcę i to też mogło mieć wpływ-

- Fascynująca z Ciebie Midgarka-

- Z Ciebie fascynujący Asgardczyk-

Gdy tak rozmawialiśmy zadzwonił telefon.

- Kogo wzywają?-

- Obawiam się, że to do Ciebie Izzy-

- Ktoś godny?-

Clint spojrzał na wyświetlacz mojego telefonu i trochę się zdziwił.

- Co prezydent dzwoni?

- Nie, jakiś nieznany dzwoni a sądziłem, że masz zablokowane takie numery-

- Daj, zobaczę o co chodzi-

Podał mi urządzenie akurat, gdy zamilkło, więc oddzwoniłam.

Jeśli nie jesteś prezydentem, przystojniakiem z ostatniej imprezy tylko żartownisiem to spadaj

Kochana potrzebuję twojej informatycznej wiedzy

Nat? Co się stało?

Mamy małe problemy i potrzebna nam, znaczy mi jesteś

Nie ma nikogo innego?

Wybacz słońce, ale tylko ty jesteś tak dobra jak ja w te klocki

Gdzie mam być?

W centrum handlowym w sklepie z telefonami. Tylko incognito

Okay

Westchnęłam i rozłączyłam się.

- Coś nie ucieszył Cię ten telefon-

- Nat i Rogers wpakowali się w kłopoty i zgadnijcie kto musi ratować im tyłki-

- Już nas zostawiasz?-

- Wierz mi Thor, ale mnie też to się nie podoba-

Dopiłam piwo, zostawiłam napiwek i wyszłam przed bar. Wsiadłam do mojego Lambo i ruszyłam do centrum handlowego. Po drodze wjechałam w opuszczoną uliczkę i swoją magią zamieniłam czarne Lambo na zwyczajne czarne auto niewyróżniające się w tłumie tak jak zmieniłam swoje ubrania na takie by się nie wyróżniać w tłumie i po chwili byłam na miejscu. Dość szybko namierzyłam numer, z którego dzwoniła Nat. Faktycznie byli w sklepie z telefonami i innymi pierdołami. Zaszłam ich od tyłu.

- Pomóc w czymś gołąbeczki?-

- Izzy?-

- Nie, Królewna Śnieżka-

- Co tu robisz?-

- Tak ja też się cieszę, że Cię widzę a teraz zrób mi miejsce-

- Pomożesz mi?-

- Innego wyjścia nie mam-

Razem z Nat zabrałyśmy się za pliki, jednak musieliśmy się szybko ewakuować z centrum handlowego.

- Mieliśmy być incognito a Was z kilometra można rozpoznać-

- Wiem, ale nie było czasu na bardziej przemyślane rzeczy-

- Powiedz, że nie jestem wam potrzebna i mogę wracać-

- Chciałabym, ale Nas śledzą. Okay za chwilę miniemy jednego z nich. Steve musisz ją pocałować-

- Co? Nie ma mo...-

Nie dałam mu dokończyć tylko go pocałowałam. Na szczęście typ nie zauważył nas.

- Nat, nie rób więcej takich akcji, bo staruszek nie dożyje końca dnia-

- Bardzo śmieszne-

- Musimy znaleźć jakieś auto i zmyć się stąd-

- Dobrze, że się zjawiłam, bo jeszcze by doszło do kradzieży-

Wyszliśmy z centrum handlowego.

- Bez urazy, ale Lamborghini się wyróżnia-

- Widzisz tu jakieś?-

- Nieźle dziewczyno-

- Zapraszam na pokład-

Zaśmiałam się i już chciałam zająć swoje miejsce, gdy przeszkodził mi Rogers.

- Posłuchaj to, że Wam pomagam nie znaczy, że możesz prowadzić moje auto. Jeśli masz inne zdanie możesz albo biec za nami albo jechać w bagażniku razem ze swoją tarczą-

Zajął miejsce z tyłu a ja usiadłam za kółkiem. Natasha powiedziała mi, dokąd jedziemy. Przez całą podróż rozmawiałam z przyjaciółką kompletnie ignorując Rogersa, który co jakiś czas na mnie spoglądał z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W końcu dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy.

- No proszę, poligon. Pewnie swego czasu było na co tu popatrzeć-

- Czy ty w ogólę myślisz o czymś innym?-

- A czy ty kiedykolwiek bywasz miły?-

- Możecie się pokłócić potem?-

- Wybacz Nat. Ej a to nie powinno być dalej?-

- Zgadza się. Nigdy nie trzymano broni blisko-

- Zatem zobaczmy co tam się kryje-

Rogers swoją tarczą rozwalił kłódkę i weszliśmy do środka. No ciekawie nie powiem. Znaleźliśmy jakieś ukryte przejście, które Nat rozkodowała. Zastaliśmy jakieś komputery. Romanoff podłączyła pendrive i coś się uruchomiło.

- A ten knypek nie zginął?-

- Jak widać nie Panno Mallow-

- Czy ty w ogóle Rogers pogrzebałeś kogoś z Hydry albo samą Hydrę?-

- Schmidta-

- Mam nadzieję, że jest bardziej martwy niż Zola-

- Skąd wiesz kim on jest?-

- Jestem rudzielcem nie blondynom. Dobra Panie Zola czego chcesz?-

- Waszej śmierci-

- O nie, komputer nas zabije. Już się boje-

Wywróciłam oczami i podeszłam do monitorów.

- Nie ja Was zabiję tylko pocisk, który tu zmierza-

- Poważnie? Kto uruchomił lokalizację i namierzanie?-

Spojrzałam na pendrive. No tak coś musiało być tam i to uruchomić. Zeszliśmy do jakiegoś pseudo schronienia, ale było za małe na naszą trójkę.

- Nie zmieścimy się we trójkę-

- Zmieścimy-

- Osłaniaj ją, bo Ci łep ukręcę-

- Chodź tu uparta kobieto-

Nim zdążył mnie pociągnąć do siebie pocisk, który do nas zmierzał zderzył się z budynkiem.

Steve

Osłoniłem mnie i Natashę tarczą i nie miałem kompletnie pojęcia co z Isabelle. Gdy trochę się uspokoiło sprawdziłem co się dzieje. Nat była nieprzytomna, ale nigdzie nie widziałem tej upartej.

- Isabelle!-

Cisza. Stark mnie zabije za pogrzebanie jego prawej ręki.

- Isabelle!-

- Nie drzyj się tak idioto-

- Żyjesz, ale jak?-

- Czy to ważne? Miałeś pilnować Nat. Czyj ja naprawdę muszę wszystko robić sama?-

Spojrzała na mnie z grymasem na twarzy. Odwróciła się ode mnie i zajęła się torowaniem drogi.

- Zaproszenie mam wysłać?-

Zabrałem tarczę i wyprowadziłem Nat z budynku.

- Dobra to teraz trzeba gdzieś to wszystko przeczekać i ogarnąć waszą dwójkę-

- A ty?-

- No czekaj, bo uwierzę, że się mną przejąłeś-

- Muszę, bo Stark mnie zabije, jeśli jego prawa rękę zginie-

- Nie musisz. Jestem bardziej rozgarnięta niż ty-

Wiedliśmy do jej auta i powiedziałem, gdzie możemy przeczekać sytuację. Całą drogę spędziliśmy w ciszy a na miejscu byliśmy rano. Zapukałem do drzwi.

- Co ty tu robisz?-

- Potrzebujemy bezpiecznej kryjówki-

- Jasne Steve, wchodźcie-

- No to, skoro jesteście bezpieczni ja się zwijam-

- Dokąd?-

- Jak najdalej od Ciebie-

- Przecież mogą Cię rozpoznać-

- Już Ci mówiłam, że nie jestem głupią blondyną-

- Isabelle!-

- Rogers, umiem o siebie zadbać i mnie w przeciwieństwie do Ciebie nie znajdą-

- A jeśli znajdą?-

- To lepiej módl się żebym była pijana-

- A dlaczego miałabyś być wtedy pijana?-

- Rogers Ci opowie a tymczasem żegnam-

Patrzyłem, jak zmierza w stronę auta.

- Gdzie Izzy?-

- Wraca do domu?-

- Przecież ona jest nam potrzebna Steve!-

- Na niewiele się nam przyda. Z resztą ona tylko o facetach myśli-

Jak na zawołanie ujrzałem jak rudowłosa pokazuje mi środkowy palec a w głowie zabrzmiał jej oburzony głos.

- Chyba Cię słyszała Rogers-

- Jak mogła go słyszeć z takiej odległości?-

- Zapytasz o to jak ją tu Rogers przyprowadzi-

- Mnie nie chce widzieć-

- Nie umarłbyś jakbyś raz był dla niej miły-

Natasha nas wyminęła i poszła po swoją przyjaciółkę. Chwilę dyskutowały i dołączyły do nas. Isabelle zlustrowała mnie wzrokiem.

- Jesteś pewna, że nie mogę?-

- Jestem pewna-

- Nawet troszeczkę?-

- Nawet troszeczkę-

Dziewczyna westchnęła i weszła do środka a my za nią.

- Całkiem tu ładnie Sam-

- Skąd wiesz, jak mam na imię?-

- Ten pacan za głośno myśli-

- Przecież nie mówię do siebie-

- Na głos może nie-

- Nie grzeb mi w głowie-

- To myśl ciszej. Mnie też nie cieszy, że muszę słuchać twojego mętliku-

- Nie mam żadnego mętliku w głowie!-

- Oczywiście-

Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i się skrzywiła.

- Matko Bosko co za tragedia. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że tak wyglądam?-

- Nikt nie zauważył mała wiedźmo-

Odwróciła się do mnie a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Cóż obiecałam coś Nat, ale to akurat jest nieszkodliwe-

Nie bardzo miałem pojęcie o co jej chodziło, dopóki nie spojrzałem w swoje odbicie. Moje włosy były różowe.

- Serio? Różowe?-

- Zrobiły się różowe? Oh wybacz, miały być niebieskie, ale nie widzę kolorów-

Wyjęła telefon i zrobiła mi zdjęcie.

- Perfecto. Jak już wróci wszystko do normalności będę mieć pamiątkę-

- Odkręć to!-

- Niech no pomyślę. Nie-

Ignorując mnie poszła do kuchni a ja poszedłem sprawdzić czy nie da się tego zmyć jakoś.

- Co Ci się stało z włosami?-

- Zgadnij-

- Izzy?-

- Owszem-

- Co zrobiłeś?-

- Nazwałem ją małą wiedźmą, bo dramatyzowała nad swoim wyglądem-

- Jesteś niemożliwy-

- Ja? Chyba Izzy. To ona zachowuje się jak dziecko!-

- A pomyślałeś kiedyś, że jej zachowanie bierze się zupełnie z innego powodu niż ty przedstawiasz?-

- Niby jaki jest inny powód? Chłopak ją rzucił? To nie dramat!-

- Gdybyś był dla niej milszy, wiedziałbyś-

Nat wyszła i zostałem sam z różowymi włosami.

Isabelle

- Kawy?-

- Poproszę-

Uśmiechnęłam się do nowego towarzysza i spojrzałam na swoje ciuchy. No tak nie zmieniłam ich w końcu. Zmieniłam swoje nerdowe przebranie na czarny top, jeansową kurtkę, leginsy i czarne vansy a w uszach pojawiły się złote kółka.

- Proszę twoja kawa-

- Dzięki Sam-

- Skoro ty znasz moje imię to może zdradzisz mi swoje?-

- Isabelle albo Izzy. Jak wolisz-

- To skąd ich znasz?-

- Jestem prawą ręką Starka, więc siłą rzeczy znam też ich-

- Chyba nie uszczęśliwia Cię to, że tu jesteś co?-

- Gdziekolwiek byle dalej od Rogersa i będę szczęśliwa-

- Czemu tak się nie lubicie?-

- Mnie nie pytaj. Odkąd mnie zobaczył tak się zachowuje a ja nawet nie zdążyłam się wtedy odpowiednio zaprezentować-

- Co masz na myśli?-

- Pomagałam im wydobyć informacje z Lokiego i musiałam odsłonić swoją mroczniejszą naturę-

- Pewnie nie chcę wiedzieć jaka jest?-

- Zdecydowanie nie. Swoją drogą dobra kawa, ale czegoś mi brakuje-

Chwilę pomyślałam i w momencie, gdy dołączyła do nas Nat pojawiły się na stole gofry co zaskoczyło Sama.

- Jak ty to zrobiłaś?-

- Trochę nieszkodliwej magii-

Sięgnęłam po gofra i zabrałam się za jedzenie.

- Może nie szkodliwa, jeśli mowa o jedzeniu, ale jego włosy to inna sprawa-

- Co się z nimi stało?-

- Jak przyjdzie to zobaczysz-

Uśmiechnęłam się i nie zwracając uwagi na nich skupiłam się na śniadaniu. W końcu łaskawie dołączył do nas Rogers. Zauważył gofry i już miał jednego wziąć, gdy się odezwałam.

- Uważaj, bo magia jes tu sprowadziła-

- Na pewno mniej szkodliwe niż to co zrobiłaś mi z włosami-

- Zawsze mogłeś być łysy-

Dopiłam kawę i wzięłam jeszcze jednego gofra. Z racji, że mi się nudziło i nie bardzo mnie obchodziło o czym rozmawiali postanowiłam pobawić się trochę swoją magią i stworzyłam małego psiaka, który zaczął sobie biegać po stole i zaczepiać Natashę, a gdy Rogers wyciągnął ku niemu rękę zwierzak tylko usiadł i przekrzywił łepek a potem wrócił do mnie.

- Izzy zbieraj się-

- Muszę iść z Wami?-

- Tak-

Wywróciłam oczami, sprzątnęłam ze stołu i udałam się za nimi. Sam miał zwabić jakiegoś kolesia do auta, w którym czekałam z pozostałymi.

- No i jaka jest tu moja rola?-

- Zmusisz go do gadania-

- Niech Wam będzie-

- Nie cieszysz się?-

- Wszystko jedno. Im szybciej skończymy tym szybciej wrócę do swoich zajęć-

Wysiadłam z samochodu i akurat zjawił się Sam z tym typem, którego szukaliśmy. Oczywiście musiał mnie zlustrować, ale zamiast się tym zachwycać wepchnęłam go po prostu do auta i sama zajęłam swoje miejsce. Ruszyliśmy.

- Radzę Ci zacząć gadać albo ona się Tobą zajmie a coś mi mówi, że nie ma humoru na zabawy-

- Taka ślicznotka ma mnie skrzywdzić?-

- Albo zaczniesz gadać albo sprawdzę czego się boisz-

Przez moją dłoń przebiegły płomyczki a gościu się zląkł i zaczął gadać. W pewnym monecie coś wylądowało na dachu, jakaś ręka się przedarła przez dach i typ wyleciał. No dobrze, że nie zgodziłam się jechać moim. Jednak my też musieliśmy się ewakuować z pojazdu. Wpadliśmy w sam środek walki. No cudownie po prostu, ale musze przyznać, że nasz przeciwnik był niczego sobie. Oczywiście my osłanialiśmy Rogersa a on walczył z przeciwnikiem.

- Bucky?-

- Kim u diabła jest Bucky?-

Facet przez chwilę stał i się nam przyglądał. To była moja szansa.

- Rogers osłaniaj mnie-

- Co ty robisz wariatko?-

- Chcesz odzyskać kumpla czy nie?-

- Ale on mnie nie pamięta!-

- Zostaw to mnie-

- Nie możesz sama się osłaniać?-

- Mam go w całości sprowadzić czy nie?-

Westchnął tylko a ja podeszłam w miarę blisko jego kumpla i usiadłam na asfalcie. Zamknęła oczy, odnalazłam właściwy umysł i przeniknęłam do niego.

*Kim jesteś?*

*Jestem Isabelle i chcę Ci pomóc*

*Nie możesz mi pomóc. Oni mnie kontrolują!*

*Jeśli tylko mi zaufasz mogę Ci pomóc i przypomnisz sobie wszystko*

*Naprawdę?*

*Oczywiście*

Nagle poczułam przeszywający ból.

*Wszystko w porządku?*

*Twój przyjaciel chyba nie bardzo rozumie słowo „osłaniać"*

*Mogę Ci jakoś pomóc?*

*Zaufaj mi. To wystarczy*

*Dobrze*

Ignorując ból skupiłam się na jego wspomnieniach i powoli zaczęłam je wyciągać. Poza swoim bólem czułam jego ból co znaczyło, że stawia opór temu co go kontrolowało. Kolejny raz oberwałam. Cholera! Nie wiedząc, ile udało mi się zrobić otworzyłam oczy.

- Rogers idioto! Miałeś mnie osłaniać!-

- To nie takie proste jak Ci się wydaje-

- No oczywiście, ale dla innej osoby byś oddał życie!-

Nie zwracając dłużej na niego uwagi podeszłam jeszcze bliżej do jego kumpla. Leżał nieprzytomny. Musiałam spróbować jeszcze raz, ale nim zdążyłam cokolwiek zrobić, zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Steve

- Izzy?-

Rozejrzałem się za rudzielcem i dostrzegłem ją leżącą koło Buckyego, który swoją drogą też był nieprzytomny. Podszedłem do nich i potrząsnąłem dziewczyną, ale nie zareagowała. Błagam nie umieraj mi tutaj! Wtedy wszyscy mnie będą chcieli ukatrupić! Błagam Izzy! Nadal żadnych reakcji. Wyjąłem telefon i wybrałem numer Starka.

O co chodzi Rogers?

Mamy taki mały problem

Jak mały?

Chodzi o Izzy

Uciekła? Zabiła kogoś?

Nie. Chciała odzyskać mojego przyjaciela i coś poszło nie tak

Pozwoliłeś jej?!

Nie dała mi wyjścia. Kazała się osłaniać...

Porozmawiamy o tym później. Za chwilę będę

Rozłączył się a do mnie akurat dotarło, że Isabelle jest ranna i to ciężko ranna. Wezwałem pozostałych na pomoc.

- Co się dzieje Steve?-

- Izzy jest ranna-

- Jak?-

- Poszła ratować Buckyego a ja miałem ją osłaniać, ale sami wiecie, jak wygląda sytuacja-

- Co z nim?-

- Jest nie przytomny, ale nie wiem, ile zrobiła Izzy-

- Maiłeś jej pilnować!-

- Wiem, wiem przecież a teraz może zginąć-

- Stark wie?-

- Powiedział, że niedługo będzie-

Chwilę później zjawił się Tony i sprawdził co z moim przyjacielem i Isabelle. Mój kumpel był tylko nieprzytomny, więc razem z Nat i Samem wzięliśmy go do auta, ale rudowłosa była w kiepski stanie. Stark natychmiast ją zabrał do wieży. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną, jednak nikt nic nie mówił. Gdy tylko znaleźliśmy się w wieży poszedłem sprawdzić co z dziewczyną. Bruce i Tony zajmowali się nią, a gdy skończyli wiedziałem, że Tony wyrazi swoje zdanie i nie myliłem się.

- Co Ci strzeliło do głowy?-

- Miałem być tylko ja i Natasha wmieszani w tą sprawę-

- To co robiła tam Isabelle?-

- Nat po nią zadzwoniła z powodu jej umiejętności-

- I musiała być z Wami cały czas?-

- Ja jej nie zmuszałem. Z resztą ona też nie chciała a potem jak nazwałem ją małą wiedźmą to już w ogóle-

- Jak ją nazwałeś?!-

- Mała wiedźma-

- Ty naprawdę nie myślisz! Wciągnąłeś ją w jakieś swoje sprawy, sprowokowałeś ją a potem jeszcze nie potrafiłeś ochronić!-

- Ja...-

- I ty nie lubisz znęcania się na słabszymi?-

- Izzy nie jest słabsza od Nas-

- Pod warunkiem, że nie ratuje komuś życia! Boże Rogers czy to naprawdę takie trudne?! Wiem, że dla Ciebie jest potworem, ale cholera była bezbronna!-

Nic nie odpowiedziałem, bo miał rację.

- Steve twój kumpel się obudził-

- Jasne-

Wróciłem do siebie, bo doskonale wiedziałem, że teraz nie mam co liczyć na sprawdzenie co z dziewczyną. Gdy wszedłem do pokoju Bucky siedział na łóżku, ale nie miałem pewności czy to na pewno on.

- Steve to ty?-

- Zgadza się przyjacielu-

Uśmiechnąłem się do niego a on wstał i uścisnął mnie co odwzajemniłem.

- Co pamiętasz?-

- Kiedyś byłeś niezłym chórem, nie to co teraz-

- Prawda-

- A gdzie Isabelle? Chciałbym z nią porozmawiać-

- Obawiam się, że to nie możliwe-

- Dlaczego?-

- Jest w części szpitalnej-

- Skrzywdziłem ją?-

- Nie, to nie twoja wina. To ja nawaliłem-

- Ty? Przecież ty zawsze wszystkich ratujesz -

- No tak, ale nie osłaniałem jej, gdy mnie o to poprosiła, bo walczyłem z innymi-

- I tak tam pójdę-

Wyszedł z pokoju a ja usiadłem na łóżku i nie wiedziałem co zrobić.

Bucky

Nie bardzo wiedziałem, gdzie mam iść. Gdy tak szukałem tej części szpitalnej trafiłem na kogoś.

- Ty jesteś Bucky?-

- Zgadza się-

- Czyli to Tobie Isabelle chciała tak bardzo pomóc-

- Nawet nie wiem, dlaczego-

- Dlatego że jesteś kumplem Rogersa a oni nie mają dobrej relacji-

- Liczyła, że uratowanie mnie zmieni jego zdanie?-

- Pewnie tak-

- Mogę się z nią zobaczyć?-

- Za wiele Ci nie powie. Szpital jest piętro wyżej-

Kiwnąłem głową i skierowałem się piętro wyżej. Akurat był przy niej jakiś chyba lekarz.

- Co z nią?-

- Nie najlepiej. Jej rany nie goją się tak szybko jak zazwyczaj i nie wiemy, dlaczego-

- Jest super żołnierzem?-

- Pytasz, czy jest jak Steve?-

Kiwnąłem głową.

- Nie. Izzy jest wiedźmą. Potężną wiedźmą-

- Wiedźmą? Nie spotkałem żadnej-

- My też nie dlatego ciężko znaleźć przyczynę całej sytuacji. Prościej by było, gdyby była przytomna-

- Wtedy by nam powiedziała-

- Zgadza się a tak mamy tylko jej księgi i to jeszcze nie wszystkie są zrozumiałe-

Naszą rozmowę przerwał facet, którego spotkałem po drodze.

- Bruce, chyba wiem co jest problemem-

- Co takiego?-

- Kiedy ją zatrudniłem czułem, że nie jest taka zwykła-

- A to nie dlatego, że jest ładna ją zatrudniłeś?-

- To swoją drogą, ale mniejsza. Zapytałem ją szczerze kim jest i gdy tak rozmawialiśmy wspomniała, że były wiedźmy w jej rodzie które próbowały wyjąć serce-

- Co próbowały?-

- Wyjąć serce z klatki piersiowej tak żebyś nie umarł od razu-

Ten świat stanął na głowie.

- Izzy tak potrafi?-

- Właśnie i wiesz co mi powiedziała?-

- Co?-

- Że nie ma serca-

- Przecież...-

- No wiem, też nie wierzyłem, dopóki mi go nie pokazała-

- Wiesz, gdzie je znajdziemy?-

- Obawiam się, że tu trzeba czarów-

- Czyli nie pomożemy jej-

- Możemy tylko czekać aż się obudzi-

Nie wiele rozumiałem o czym rozmawiali, ale czułem, że powinienem przy niej być.

- Idziesz z nami?-

- Nie, zostanę z nią-

- Jak chcesz-

Wyszli a ja zostałem sam z Isabelle. Usiadłem na krześle obok niej i chwyciłem ją za dłoń.

- To trochę głupie tak gadać do kogoś kto pewnie nawet Cię nie słyszy, ale trudno. Chciałem... chciałem po prostu podziękować i w sumie przeprosić-

Boże gadam do nieprzytomnej dziewczyny i to w dodatku wiedźmy. Siedziałem tak i przyglądałem się jej nie rozumiejąc, dlaczego Steve jej nie lubił. Przecież jest ładna i wygląda tak niewinnie. Będę musiał go o to zapytać, ale teraz posiedzę z nią, bo poza nim znam tu tylko ją w pewnym sensie. Gdy tak siedziałem zjawił się mój przyjaciel.

- Co z nią?-

- Bez zmian-

- Gdybym zrobił to o co prosiła nie byłoby tu jej-

- Stary daj spokój. Każdemu mogło się zdarzyć-

- Ale tylko ze mną ma fatalne relacje!-

- Ochłoń-

- Masz rację, przepraszam-

- Lepiej powiedz mi co jej zrobiłeś, że macie złe relacje-

- Gdy Stark ją nam przedstawił potraktowałem ją niefajnie-

- To znaczy?-

- Uznałem ją za jedną z dziewczyn Starka i jako że jest jego sekretarką to jest bezużyteczna-

- Tego się nie spodziewałem-

- Wkurzyłem ją tym i poszła prosto do celi Lokiego i skopała mu tyłek od tak-

- Ona? Przecież jest taka delikatna-

- Też tak wszyscy myśleliśmy a ona nie dość, że była na kacu to skopała tyłek Lokiego i tak nastraszyła, że poza wyjęciem z niego informacji przeraziła nas-

- Chyba nie chce wiedzieć jakim sposobem to zrobiła-

- No nie chcesz a jeszcze, żeby było mało pocałowała go!-

- To akurat nie jest nic złego-

- Ale on zabił 80 ludzi w dwa dni-

- To dużo-

- Izzy uważa, że to mało-

Spojrzałem na niego zdziwiony.

- Kiedyś była złoczyńcą-

- Oh i ty uznałeś, że nadal nim jest i dlatego jej nie lubisz. To ja chyba też nie mam szans-

- Ty akurat byłeś kontrolowany a to co innego-

- A skąd wiesz, że ona robiła to z własnej woli?-

Nic nie odpowiedział.

- No właśnie. Nie znasz jej, ale skoro była zła to jest skreślona-

- Powinienem dać jej szansę?-

- Stary, ona poszła mnie ratować po to żebyś przestał ją postrzegać jako złoczyńcę! Będziesz skończonym idiotą jak po tym nadal nie spróbujesz nawet jej tolerować! Przecież nikt nie każe Ci jej kochać-

- Racja. Posiedzę z nią a ty się ogarnij-

Isabelle

Jezu czemu tak wszystko boli? Gdzie ja w ogólę jestem? Otworzyłam oczy i chciałam się podnieś, ale wszystko mnie bolało.

- Spokojnie, nie podnoś się-

Odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos. Przyjrzałam się osobie siedzącej na krześle.

- Jesteś nowym Avengersem?-

- Nie. Jestem przyjacielem Rogersa-

- Oh, to ty. Wybacz, ale przez to wszystko nawet nie wiem, gdzie jestem-

- W szpitalu-

- W szpitalu? Po co?-

- Byłaś w ciężkim stanie po tym jak mnie chciałaś ratować-

- Wnioskując po tym, że rozmawiamy udało mi się-

- Tak, trochę pamiętam. Dziękuję-

- Nie ma za co dziękować a tym bardziej przepraszać. To nie twoja wina, Bucky tak?-

- Zgadza się-

- Rogers chyba po prostu chce mnie się pozbyć i tyle. Jak tylko Banner pozwoli mi wyjść to złoże wypowiedzenie i po problemie-

- Dlaczego chcesz rezygnować?-

- Lubię swoje życie i chciałabym pożyć jeszcze. Właśnie nie widziałeś Bruca albo Tonyego?-

- Któryś z nich był rano, ale głównie ja tu jestem a czasem Steve-

- Musiałam zostać ciężko ranna, żeby się przejął? Coś nie wierzę-

- Może czuje się winny?-

- To jakaś nowość wobec mnie-

- A jak się czujesz?-

- Jakby mnie czołg rozjechał albo nawet i dwa-

- Oh-

- Ale nie przejmuj się za chwilę powinno przejść. Szybko się regeneruję-

- Nie byłbym tego taki pewien-

- Co masz na myśli?-

- Jesteś tu tydzień a twoje rany bardzo wolno się goją-

- To wiele wyjaśnia. Cóż nie sądziłam, że będę musiała to zrobić-

Z trudem przywołałam swoją szkatułkę i podałam Buckyemu.

- Tylko się nie wystrasz okay?-

- Co mam zrobić?-

- Najpierw otwórz ją-

Zrobił o co poprosiłam a potem spojrzał na mnie zdziwiony.

- To chyba nie jest prawdziwe?-

- Bardzo prawdziwe i w dodatku moje własne-

- Czyli mówili prawdę-

- Niestety a teraz jeśli możesz weź moje serce ostrożnie do ręki-

Wyjął je ostrożnie i chciał mi je podać.

- Normalnie sama bym to zrobiła, ale ledwo żyję. Jeśli nie chcesz to idź po Tonyego-

- Dam radę, tylko powiedz co dokładnie zrobić-

- Nic skomplikowanego. Musisz je jednym sprawnym ruchem włożyć na miejsce. Tylko pamiętaj nie ściskaj i im wolniej to robisz tym bardziej mnie będzie boleć-

Kiwnął głową, spojrzał na mnie a potem na moje serce i włożył je na miejsce. Przez chwilę zabolało, ale w końcu było dobrze.

- Zapomniałam już jak to jest mieć serce-

- Chyba nie mówisz poważnie?-

- Od 7 lat mieszkało w szkatułce-

Spojrzałam na niego z nadzieją, że coś się zmieniło, ale nadal nic. Przymknęłam oczy i położyłam rękę na czole. Chyba umrę sama.

- Coś się stało?-

- Nie ważne. Dzięki, że włożyłeś mi serce na miejsce-

Zapadła cisza na moment, ale przerwało ją czyjeś wejście.

- Jak się czujesz Izzy?-

- Daj spokój Rogers-

- Skąd wiesz, że to ja?-

- Tylko ty tu tak głośno myślisz. Nawet Bucky nie ma takiego hałasu w głowie-

Przetarłam ręką twarz i otworzyłam oczy, żeby spojrzeć na towarzyszy i...

- Cholera!-

- Język młoda damo-

- Goń się Rogers-

- Coś nie tak Izzy?-

Spojrzałam na Buckyego a potem znów na Rogersa.

- Nie no to jakiś pieprzony żart. Nie wierzę. Nawet po śmierci ta stara wiedźma musi ze mnie kpić?-

- O co chodzi?-

Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni. Na szczęście wszedł Stark.

- Wróciłaś do nas-

- Jasne. Zostawicie nas na chwilę samych?-

Bucky kiwnął głową i zabrał kumpla ze sobą. Podniosłam się do siadu, zamknęłam drzwi i wygłuszyłam pomieszczenie.

- O co chodzi?-

- Zapytaj mnie o kolor twojej koszulki, włosów albo czegokolwiek-

- Po co?-

- Po prostu zapytaj-

- Okay. Jaki mam kolor oczu?-

- Brązowe-

- Co?-

- Masz brązowe oczy, granatową koszulkę a ja jestem okryta białą pościelą-

- Widzisz kolory? Ale jak?-

- Bucky powiedział, że wspominaliście o moim sercu to je włożył-

- Czyli to on jest tym jedyny?-

- Chciałabym-

- Rogers?-

Pokiwałam głową. Zapadła cisza.

- Może to zostać między nami?-

- Przecież wiesz, że twoje sekrety są ze mną bezpieczne-

- Dzięki. Jak wypadło spotkanie z Pepper?-

- Była zachwycona-

- To się cieszę-

- Włosy Rogersa to twoja sprawka?-

- To za małą wiedźmę, ale nie wiedziałam, że będą różowe-

- Należało mu się-

- Nie przeczę-

- Mogę już opuścić to miejsce?-

- Jeśli obiecasz odpoczywać i nie korzystać z magii przez jakiś czas-

- Niech Ci będzie. Zadzwonię po siostrę tylko-

- Po co?-

- Ktoś musi się mną opiekować, skoro mam leżeć i nic nie robić-

- To w takim razie zostajesz w tym łóżku-

- Co? Dlaczego?-

- Będę Cię mieć na oku przynajmniej-

- Wszędzie, ale nie tu i nie w tych ciuchach-

- To możesz być w swoim pokoju. Chyba nawet została tu twoja torba-

- No dobra-

- Przywiozę Ci twoje rzeczy z mieszkania-

- Apartamentu-

- No tak, wybacz a i truskawki na ciebie czekają-

- Kupiłeś mnie-

- To ja wybiorę się po twoje rzeczy a ty do pokoju-

- Tak tato-

Zaśmialiśmy się. Tony wyszedł a ja zabrałam swój telefon i zebrałam się do swojego pokoju.

- A ty, dokąd?-

- Nie twój biznes-

Spojrzałam tylko na niego i odblokowałam telefon. Od razu wyświetliło mi się zdjęcie Stevena w różowych włosach na co się zaśmiałam.

- Miałaś to wykasować-

- Zapomnij-

- To chociaż zrób, żeby był jak dawniej-

- Przykro mi, ale Tony kazał odpoczywać i zero zabawy magią-

Zero teleportacji. Boże muszę w tym szajsie iść przez pół wieży do pokoju. No trudno, miejmy to za sobą. Zebrałam swoje siły do kupy i udało mi się wyjść. No to jutro tam dotrę.

- A ty śliczna, dokąd?-

- Do pokoju. Nie mam zamiaru tam siedzieć a tym bardziej nie w tym paskudny wdzianku-

- W takim razie pomogę Ci-

- Dam sobie radę-

- W to nie wątpię-

I nim cokolwiek zdążyłam Bucky już niósł mnie do windy. Czułam na ciele chłód bijący od jego ręki i w pewnym sensie przynosiło mi to ulgę.

- Co?-

Oj chyba zrobiła dziwną minę.

- Nic, po prostu poczułam chłód twojej ręki-

- Wybacz, ale jakby-

- Nie! Nie przepraszaj. Dziwnie to zabrzmi, ale dało to jakąś ulgę-

Uśmiechnął się tylko a winda się zatrzymała i wyszliśmy z windy.

- To który to twój pokój?-

- Jeśli nic się nie zmieniło to ten po twojej lewej-

- Mieszkasz blisko windy. Wygodnie-

- Jeśli chodzisz to owszem. Przy teleportacji kompletnie to nie ma znaczenia-

- Racja-

- Otworzyłabym Ci drzwi, ale mam zakaz wszystkiego poza podstawowymi czynnościami życia-

Otworzył drzwi mojego pokoju i zamknął je kopiąc drzwi a następnie położył mnie na łóżku.

- Podałbyś mi jeszcze moją torbę?-

- Jasne-

Na szczęście była na biurku więc nie trzeba było jej szukać. Gdy dostałam ją w swoje ręce odszukałam piżamę. Chwilę później miałam ją w rękach.

- To wpadnę później-

- Akurat nigdzie się nie wybieram więc zapraszam-

Uśmiechnął się do mnie i zostawił mnie samą. Z trudem wygramoliłam się do łazienki by się przebrać. Trochę to trwało, ale przy okazji zobaczyłam jak tragicznie wyglądam. Miałam trzy rany postrzałowe. Jak tylko będę mogła to to naprawię. Założyłam koszulkę ze Stitchem i krótkie spodenki z tym samym wzorem. Gdy tylko wyszłam zastałam Rogersa. Oparłam się o framugę i splotłam ręce na piersi.

- Przyszedłeś mi podokuczać licząc, że Ci ujdzie na sucho, bo nie mogę korzystać z magii?-

- Chciałem tylko pogadać-

- To już pogadałeś. Pa-

Skierowałam się do łóżka.

- Fajna piżama-

- Nie jest zbyt wyzywająca dla Ciebie?-

- Ma fajny wzorek i tyle-

- Ta-

Wzięłam telefon i napisałam Tonyemu, żeby zabrał mi drugą piżamę i jakieś książki. Gdy podniosłam wzrok z nad telefonu różowowłosy dalej stał w moim pokoju.

- Drogę do drzwi Ci pokazać?-

- Mówiłem, że chcę pogadać-

- Ale ja nie chcę i jak nie potrafisz sam wyjść to Ci zaraz pomogę-

Uniósł ręce na znak, że się poddaje i wyszedł a zaraz po tym weszła Nat.

- Jak się czujesz kochana?-

- Jesteś rudzielcem jak ja!-

- Widzisz kolory?-

- Tak...-

- Nie specjalnie Cię to cieszy-

- Bucky włożył mi serce z powrotem a chwilę po tym wszedł Pan uprzedzony-

- Steve?-

- Ciszej. Tak, ale on nawet mnie nie lubi-

- Odkąd wróciliśmy do bazy to na zmianę z Buckym siedzieli przy tobie-

- Poczucie winy-

- No nie wiem-

- Podasz mi laptopa?-

- Jasne-

Podała mi laptopa a ja weszła w nagrania z kamer i sprawdziłam te z części szpitalnej i przejrzałam nagrania. Na każdym, gdzie był Bucky słychać było jak ze mną rozmawia i przeprasza. Nat miała rację, bo jego kumpel też siedział ze mną i też do mnie mówił, ale nie miałam zamiaru tego słuchać. Na szczęście zjawił się Tony.

- Masz wszystko?-

- Oczywiście-

- To powiedzmy, że mogę tu siedzieć-

- Coś Ci przynieść?-

- Truskawki?-

- A wiesz, że chciałem je zabrać, ale ich nie było?-

Już miałam odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Odruchowo chciałam je otworzyć magią, ale w porę przypomniała sobie, że nie mogę więc spojrzałam tylko na przyjaciół. Tony poszedł otworzyć.

- Izzy, twoje truskawki się znalazły-

- Poważnie? Kto je wziął?-

- Sama zobacz-

Przesunął się i do środka wszedł Bucky.

- Pomyślałem, że coś Ci przyniosę i akurat znalazłem truskawki na których pisało, że są twoje-

- Jak widać myślimy podobnie, bo akurat miałam na nie ochotę-

- Spokojnie, są świeże. To my Was zostawimy samych-

Tony i Nat wyszli więc zostałam ja, truskawki i Bucky. Co ciekawe były gotowe do jedzenia i oblane czekoladą.

- Ktoś Ci pomagał?-

- Nie, Steve tylko pokazał, gdzie jest kuchnia-

- To będą pewnie najpyszniejsze truskawki świata. Chcesz?-

Przesunęłam miskę w jego stronę.

- Spoko nie ugryzę, jeśli jedną weźmiesz-

- Na pewno?-

- A co jesteś truskawką albo masz różowe włosy?-

- Haha nie-

- Więc właśnie-

Wzięłam truskawkę i to było właśnie to czego mi trzeba było.

- Mogę o coś zapytać?-

- Pytaj o co chcesz-

- Czemu, gdy wszedł Steve tak zareagowałaś?-

- Chcesz skróconą wersję czy całą?-

- To drugie-

Wzięłam kolejną truskawkę i zaczęłam swoją historię od początku. Słuchał jej uważnie i też się oburzył na zachowanie mojej babci, ale na zachowanie przyjaciela też.

- Czyli gdy Ci włożyłem serce i wszedł Steve klątwa została zdjęta?-

- Tak-

- Ale widywałaś go codziennie, więc czemu wcześniej to się nie stało?-

- Byłam bez serca, więc nic nie czułam-

- No tak. Dalej nie mogę pojąć tego, że babcia nazwała Cię ladacznicą-

- Pokaże Ci-

Wzięłam do ręki telefon i pokazałam mu swoje zdjęcia, a gdy je zobaczył opadła mu szczęka.

- Ja tam nie widzę niczego złego-

- Nat i Tony powiedzieli to samo-

- A reszta?-

- Poza twoim przyjacielem przywykli do tego jak się ubieram-

- Szkoda, że Cię nie widziałem wtedy-

- Jeszcze zobaczysz-

- A co zrobisz z tym... no wiesz?-

- Nie wiem Bucky, ale skoro ty znasz moją przeszłość to może trochę powiesz o sobie?-

- Wiesz, że niewiele pamiętam?-

- Jak będę w lepszej formie to popracujemy nad tym, jeśli zechcesz-

- Jestem za-

- To opowiadaj to co pamiętasz-

- Ze Stevem znam się praktycznie od zawsze i kiedyś był niższy schorowany i był chuchrem, które pakowało się w kłopoty-

- A ty pewnie go z nich wyciągałeś-

- Dokładnie. Wiem też, że posiadam stopień wojskowy, ale nie wiem jaki-

- Wszystko w swoim czasie-

- A no i faktycznie nazywam się James Buchanan Barnes-

- Czyli to od twojego drugiego imienia jest Bucky-

- Na to wygląda-

- To, skoro już tak oficjalnie się przedstawiamy to ja jestem Isabelle Sophie Mallow-

- Masz ładne imiona-

- Twoje też nienajgorsze. Szczególnie drugie, takie niespotykane-

- Nie ja wybierałem-

- Hahaha wiem Bucky, wiem-

- A za co Steve ma różowe włosy?-

- Za małą wiedźmę-

- To jakieś obraźliwe?-

- Nie, bardzo miłe nawet, ale tak mówiła na mnie mój starszy brat-

- Mam wrażenie, że kryje się coś za tym jeszcze-

- Nikolay nie żyje. Zmarł krótko po mojej wyprowadzce-

- Nie wiedziałem-

- Poza moją siostrą to on mnie najbardziej wspierał i pomagał a przy okazji nazywał właśnie małą wiedźma-

- Masz siostrę?-

- Podasz mi zdjęcie z biurka?-

Kiwnął głową i poszedł po zdjęcie a następnie mi je podał. Zaczekałam aż usiądzie.

- Okay ten wysoki brunet w koszuli to właśnie Nikolay i tutaj ma 20 lat-

- Strasznie wysoki-

- Stąd mała wiedźma. Ten rudzielec w różowej sukience to moja siostra Vanessa a ten rudzielec w czerwonej koszulce i czarnej spódniczce to jestem ja i miałyśmy wtedy 15 lat. To w sumie zdjęcie z urodzin-

- Jesteście bliźniaczkami jednojajowymi?-

- Zgadza się, ale jeśli chcesz wiedzieć, czy kogoś ma to nie mam pojęcia-

- Nie rozmawiacie?-

- Właśnie-

- Nie brakuje Ci jej?-

- Brakuje mi i jej i brata, ale cóż-

- To może odwiedź siostrę?-

-Po pierwsze do Sokovi jest kawałek a po drugie Tony mnie nie puści-

- No to jak już lepiej się będziesz czuć-

- Nie miałam na myśli mojego stanu zdrowia-

- Nie poradzi sobie jak wyjedziesz nawet na parę dni?-

- Mogłoby nie być do czego wracać-

- Poważnie?-

- Haha, nie. Po prostu martwi się z resztą podobnie jak pozostali-

- Przecież potrafisz o siebie zadbać-

- Owszem, ale wiesz, jak to jest, kiedy Ci na kimś zależy. Oglądamy?-

- A co?-

Spojrzałam na swoją koszulkę, wyciągnęłam rękę po laptop, wpisałam nazwę bajki i przesunęłam się robiąc tym samym miejsce koledze. Włączyłam bajkę, którą tak bardzo uwielbiałam. Cieszę się, że udało mi się go tu sprowadzić, bo zyskałam kolejną przyjaźń i to nie jest do końca bohater jak ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro