Rozdział 10: Plany

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Myślę o rozmowie z Draco, a moje stopy prowadzą mnie prosto do wieży Gryffindoru. Dociera to do mnie dopiero wtedy, gdy przechodzę przez dziurę pod portretem. Chcę po cichu przejść do dormitorium, ale gdy kieruję się w tamtą stronę słyszę przyciszone głosy i moje imię pośród wielu słów. Zatrzymuję się w pół kroku i nadsłuchuję.

— Nie wiem, co sobie Hermiona myślała?

— Gin, ona po prostu próbuje poradzić sobie ze wszystkim najlepiej jak potrafi — broni mnie Harry.

— Cóż, nie zdobędzie Rona, jeśli będzie nadal tak się zachowywać. Nie może być taka zarozumiała i ciągle go unikać — kontynuuje Ginny swoim protekcjonalnym tonem.

Jej słowa bardzo mnie zaskoczyły. Ona i ja nigdy nie byłyśmy blisko, ale myślałam, że możemy być kimś w rodzaju przyjaciółek. Nie jestem pewna, czy chcę usłyszeć więcej, ale ciekawość zwycięża.

— Jeżeli chce zdobyć serce Rona, powinna przestać ciągle siedzieć w książkach. Mam na myśli to, że on nawet nie myśli o niej jak o swojej potencjalnej dziewczynie — dodaje Gryfonka.

— Nie powinna się zmieniać dla kogoś. Zwłaszcza dla Rona — mówi Harry, a w moim ciele rozprzestrzenia się przyjemne ciepło. On tak dobrze mnie zna i wie, co jest dla mnie najlepsze.

— Ale nikt się nią nie zainteresuje jeśli nadal taka będzie. Nie znam nikogo, kto chciałby być z dziewczyną, która zawsze ma rację i wszystko wie.

— Ginny — szepta chłopak ostrzegawczym tonem.

— To prawda, Harry — oświadcza dziewczyna. — Możliwe, że swoimi nowymi strojami chciała zwrócić czyjąś uwagę, ale to nie pomogło. Powinna zacząć dbać o swój wygląd, a szczególnie o włosy, które wołają o pomstę do nieba. Nie wspominając o pewnych kobiecych umiejętnościach, których każda z nas powinna się nauczyć. Wątpię w to, że będzie miała skrzata, nawet gdyby była na to gotowa, co oznacza, że musi umieć gotować.

— Wydaje mi się, że Hermiona ma bardziej ambitne plany na przyszłość niż bycie gospodynią domową — mówi Harry, śmiejąc się cicho.

— I w tym tkwi problem — przerywa mu Ginny. — Jeśli chce być Ministrem Magii, to super, ale wtedy musiałaby zaakceptować fakt, że umrze w samotności. Ron nie chciałby być z kimś, kto nie pozwoli mu być mężczyzną w związku. Żaden czarodziej na to nie pozwoli.

— Mężczyzną w związku? — pyta chłopak z zaskoczeniem.

— Tak, on pracuje i zarabia pieniądze, a ona zajmuje się domem. Gotuje, sprząta i opiekuje się dziećmi.

— Naprawdę widzisz Hermionę w takiej roli?

— Cóż, będzie musiała to zaakceptować, jeśli chce być z Ronem, albo jakimkolwiek czarodziejem wyznającym takie zasady.

Zaciskam mocno pięści, nie mogąc uwierzyć w to, co ona mówi. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, przechodzę w kierunku światła i staję z nimi twarzą w twarz. Oczy Ginny rozszerzają się na chwilę, kiedy mnie dostrzega. Harry patrzy na mnie smutnym wzrokiem.

— Nie chcę Rona, Ginny — mówię mocnym głosem. — I nie zamierzam zmieniać się dla nikogo.

Ginny prycha i krzyżuje ręce na piersi, odwracając wzrok w bok.

— Zwłaszcza dla ciebie — dodaję.

Wygląda tak, jakby ktoś ją uderzył, a ja patrzę na nią z zimną satysfakcją. Nie czekam na jej odpowiedź i bez słowa kieruję się do swojego dormitorium.

Słyszę, że ktoś podnosi się z kanapy i przechodzi w moim kierunku. Spoglądam przez ramię i widzę Harry'ego.

— Hermiono? —Chłopak próbuje zwrócić moją uwagę, ale ja tylko lekko się uśmiecham i idę dalej.

— Harry, nie skończyliśmy rozmowy — mówi Ginny ostro.

— Muszę porozmawiać z Hermioną — odpowiada podobnym tonem.

Przystaję na schodach i obserwuję ich wymianę zdań.

— Ona nie jest twoją dziewczyną i musimy jeszcze porozmawiać — oświadcza dziewczyna tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Wybraniec przewraca oczami, a ja lekko uśmiecham się pod nosem.

— O czym? W jaki sposób Hermiona powinna się zmienić, żeby zwrócić na siebie uwagę twojego głupiego brata? — pyta chłopak, odwracając się do niej.

— Zawsze jej bronisz i zachowujesz się tak, jakby była dla ciebie kimś więcej niż przyjaciółką — szydzi Ginny.

— Hermiona i ja jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, zawsze nimi będziemy i tylko nimi. — Głos Harry'ego jest bardzo oschły.

Dziewczyna zaciska usta w wąską kreskę.

— Ja po prostu staram się pomóc — mówi mocnym głosem.

— Ginny, ona nie musi się zmieniać.

Ich głosy cichną, gdy zamykam drzwi do dormitorium. Domyślam się, że to dopiero początek ich konwersacji. Kładę torbę na kufrze i wzdycham.

— Ciężki wieczór? — pyta Lavender, idąc do łóżka.

Powracam myślami do czasu spędzonego z Draco i uśmiecham się.

— Nie — mówię. — Było idealnie.

Blondynka otwiera szeroko usta i unosi brwi ze zdziwieniem, po czym prycha i szybko zasłania zasłony nad łóżkiem. Krzyżyk na drogę.

~*~*~*~*~*~

Harry czeka na mnie w pokoju wspólnym, gdy następnego dnia schodzę na śniadanie. Powieki opadają mu na oczy i co chwila potrząsa głową, żeby się rozbudzić. Pokonuję schody i podchodzę do niego, ale zachowuje się tak, jakby mnie nie widział. Dopiero parę sekund później jego mózg przetwarza to, co widzi. Otwiera szeroko oczy i podskakuje z fotela.

— Hermiono — mówi, gdy odzyskuje równowagę i otacza mnie ramionami. — Przepraszam.

Chichoczę.

— Harry, nie masz mnie za co przepraszać, bo nic złego nie zrobiłeś — odpowiadam nadal rozbawiona.

Cofa się i patrzy na swoje stopy.

— Nie mogę uwierzyć, że Ginny to powiedziała — mamrocze pod nosem. — Nie jesteś na mnie zła? — dopytuje głosem przepełnionym nadzieją.

Unoszę brwi ze zdziwieniem.

— Merlinie, oczywiście, że nie! Dlaczego tak myślisz?

— Po tym wszystkim co Ginny powiedziała, nawet nie powinienem z tobą o tym rozmawiać i...

— Harry, posłuchaj. Ja nie zamierzam się złościć na ciebie, tylko dlatego, że twoja dziewczyna coś powiedziała.

— Była.

— Co?

— Była dziewczyna. Ostatniej nocy mieliśmy małą awanturę. Ciągle mówiła o tym, że ty zawsze jesteś dla mnie ważniejsza od niej. Oczywiście wyjaśniałem jej, że ty i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale przegięła, kiedy powiedziała to wszystko o tobie. W kółko to powtarzała i krzyczała, ale tak naprawdę nie mam pojęcia o co jej chodziło. Wydaje mi się, że miałem już tego dość i kompletnie spanikowałem, więc powiedziałem jej, że jeśli tak źle się czuje w tym związku, to możemy się rozstać i znowu być przyjaciółmi.

— Jak na to zareagowała? — pytam, otwierając szeroko oczy.

— Niezbyt dobrze. Chciała mnie przekląć dwa czy trzy razy, ale chyba zapomniała, że to ja uczyłem ją w GD. Kiedy zrozumiała, że jej uroki nie mają żadnych szans z moimi, odwróciła się na pięcie i po prostu poszła do swojego dormitorium, głośno trzaskając drzwiami — mówi, przewracając oczami. — Idziemy na śniadanie?

Przytakuję i razem idziemy do Wielkiej Sali.

Duża brązowa sowa ląduje na stole, sekundę po tym, gdy siadam na swoje miejsce. Odwiązuję list z nogi ptaka i rozwijam. Widzę schludne pochyłe pismo.


Panno Granger,

Pora na nasze kolejne spotkanie.

Proszę przyjść do mojego gabinetu o 10.

Hasło: Czekoladowe lekarstwo

Dyrektor


Kładę pergamin obok siebie, podczas gdy Harry napełnia swój talerz.

— Coś ciekawego? — pyta jakby od niechcenia.

To słodkie, że nie zagląda mi przez ramię, kiedy czytam swoje listy i szanuje moją prywatność.

Wzruszam ramionami.

— Niezbyt.

Patrzy na mnie przez chwilę badawczym wzrokiem, ale sekundę później wzrusza ramionami i jak gdyby nic się nie stało, zaczyna jeść.

~*~*~*~*~*~

Stoję samotnie przy posągu gargulca o 9:45, a moje serce bije jak szalone. Oczami wyobraźni przypominam sobie beztroskie chwile sprzed trzech lat, kiedy to tonęłam wśród prac domowych i sprzeczałam się z Ronem. W mojej głowie tworzą się obrazy przedstawiające wojnę, która zabrała tyle wspaniałych ludzi i nie pozostawiła nam żadnej nadziei. Draco także pamięta lata tortur, podczas których zło toczyło nieustanną walkę z dobrą stroną. Oboje pamiętamy pogrzeby, na których opłakiwaliśmy swoich bliskich. Chciałabym ruszyć naprzód i wypowiedzieć hasło, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jak przez mgłę widzę siebie, wspinającą się po schodach, gdy szukałam ostatniej deski ratunku.

Patrzę na zegarek i powoli przesuwam się bliżej ściany.

— Hasło? — podpowiada gargulec, gdy wybija dziesiąta.

Wzdrygam się i robię krok w tył. Po raz pierwszy nie jestem pewna, czy powinnam tam iść. Wspomnienia powracają z zawrotną prędkością i mam ochotę uciekać jak najdalej się da. Wiem, że potrafię je zatrzymać, ale coś mnie powstrzymuje. Zamykam oczy i biorę głęboki oddech.

— Oczyść umysł — słyszę głos Draco w mojej głowie.

Szybko poddaję kwarantannie moje wspomnienia i strach im towarzyszący. Tarcza ochronna tworzy się w moim umyśle, gdy biorę kolejny wdech.

— Raz... dwa...

— Czekoladowe lekarstwo — mówię mocnym głosem.

Momentalnie przed moimi oczami pojawiają się kamienne schody. Szybko wspinam się po nich, jakbym się bała, że znikną.

Puk, puk.

— Proszę — mówi profesor Dumbledore z wnętrza gabinetu.

Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Mężczyzna uśmiecha się do mnie i gestem ręki zaprasza w stronę biurka.

— Cytrynowego dropsa? — pyta uprzejmym tonem.

Kręcę głową. On zachowuje się tak, jakby spodziewał się tego, że odmówię. Siada w swoim miękkim fotelu i bacznie mi się przygląda.

— Cóż, cieszę się, że pani przyszła. Bałem się, że będę musiał zejść na dół i namówić panią na wejście do gabinetu, ale na szczęście odwaga zwyciężyła.

Czuję, że moje policzki różowieją.

— Tak, profesorze, ja po prostu... — mój głos zanika, ale dyrektor jedynie potrząsa głową i uśmiecha się do mnie.

— Nie musi pani tego wyjaśniać, panno Granger. Wszystko rozumiem.

Jego oczy tracą dawny blask i patrzy na mnie przenikliwie.

— Wydaje mi się, że mamy kilka spraw do omówienia, prawda? — pyta.

Przytakuję, nie wiedząc, co powiedzieć.

— Wiesz coś o horkruksach, prawda? — dopytuje.

— Tak, Voldemort stworzył siedem horkruksów — odpowiadam automatycznie.

Dumbledore momentalnie poważnieje.

— A są nimi?

Przygryzam wargę, bo nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby poznał prawdę. O dziwo dyrektor przewiduje moje obawy.

— W porządku. Wiem, że zostało mi mało czasu, więc to że dowiem się tego teraz, nie ma większego znaczenia.

Przytakuję.

— Horksursem był pamiętnik, który zniszczyliśmy na drugim roku. Jest nim także pierścień, który zniszczył pan przed rozpoczęciem roku. Są jeszcze medalion Salazara Slytherina, puchar Helgi Hufflepuff, diadem Roveny Ravenclaw, wąż i... em...

— Harry.

Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami.

— Pan wie?

Przytakuje.

— Od jak dawna pan to wie?

— Od jakiegoś czasu — odpowiada. — Miałem nadzieję, że proroctwo się nie spełni i pan Potter ma szansę na zmianę swojego losu, ale niestety część przepowiedni już się spełniła i niedawno dotarło do mnie, że jest prawdziwa. Próbowałem to zrozumieć. Szukałem odpowiedzi i znalazłem horkruksy.

— To czarna magia — przerywam mu. — Ta wiedza jest niezgodna z prawem.

Uśmiecha się w odpowiedzi.

— Panno Granger, wiem, że zrobiłabyś wiele legalnych i nielegalnych rzeczy żeby ochronić pana Pottera podczas wojny. Może śmierć byłaby darem dla takiego starego mężczyzny jak ja, który już napatrzył się na ten świat i zna jego oba oblicza. Ale wiem, że ty chcesz wszystko naprawić. Siedzę tutaj i widzę śmierć Harry'ego w twoim umyśle. Zaklęcia tnące, wiele krwi i jego powolny upadek. Widzę także Voldemorta przygniatającego go butem i mierzącego do niego różdżką. A potem zielone światło świecące z jego oczu.

Widziałam, że Harry patrzył na niego z dziką determinacją, ale było już za późno. Wziął ostatni oddech i zamknął oczy. Wydawało mi się, że to koniec, ale czy to możliwe, że on... mógł to przeżyć?

Otwieram szeroko oczy.

— On żył! — mówię, wstając z krzesła.

— Panno Granger?

— Harry! Voldemort rzucił zaklęcie uśmiercające prosto w jego pierś. Byłam tam i widziałam to. Ale potem zamknęłam oczy, bo nie mogłam uwierzyć w to, co się stało, ale kiedy znowu je otworzyłam zielone światło zniknęło, a Harry'ego nigdzie nie było.

— Przykro mi, że byłaś tego świadkiem — mówi profesor ze współczuciem.

Potrząsam głową z niedowierzaniem.

— Nie, nic pan nie rozumie — mamroczę. — Po swojej śmierci, przemienił się i wrócił. Widziałam wyraz jego twarzy i to był Harry. Prawdziwy, żywy Harry.

— Czy wstał i walczył dalej? — pyta Dumbledore, pochylając się w moim kierunku.

Kręcę głową i siadam na krześle.

— Nie. Nie był w stanie dalej walczyć. Bardzo krwawił co było skutkiem tego paskudnego zaklęcia. Ale i tak było już za późno, bo tylko ja przeżyłam. Widziałam go przez ułamek sekundy, ale potem znowu zniknął mi z oczu.

Smutek przepełnia mój głos i czuję, że wspomnienia sprzed trzech lat wróciły na dobre. Ale nie mogę znowu cofnąć się w czasie. Może gdybym wtedy dołączyła do Harry'ego... Może nie musiałabym cofać się w czasie?

Dumbledore znowu wyczuwa moje rozterki i uśmiecha się do mnie pokrzepiająco.

— Jeszcze nic nie jest stracone, panno Granger. Harry wciąż żyje. Oczywiście mówię o obecnych czasach. Po prostu musimy zrobić wszystko, żeby tak było jak najdłużej się da.

Przytakuję.

— Voldemort zawsze trzyma węża blisko siebie — mężczyzna jak gdyby nigdy nic kontynuuje rozmowę.

— Tak, nigdy go nie dopadliśmy.

— A ten medalion, który znalazłem w jaskini? Ten, który zabrałbym stamtąd razem z Harrym?

— Nie, on jest fałszywy. Prawdziwy medalion zabrał Regulus Black. Niestety przed swoją śmiercią nie znalazł sposobu, żeby go zniszczyć. Jego skrzat, Stworek, trzymał go w bezpiecznym miejscu. Ale proszę nie iść do tej jaskini. Harry powiedział mi, co tam się stało i strasznie się o to obwiniał. To... to... to nie jest dobry pomysł.

Dyrektor przytakuje.

— Czy wiesz, gdzie znajdują się inne horkruksy?

— Puchar Helgi Hufflepuff jest w skarbcu Bellatrix Lestrage w Banku Gringotta — mówię, chichocząc. — Wtedy mało brakowało żeby pożarł nas smok.

— Brzmi jak niezła przygoda — dodaje, po czym wybucha śmiechem.

— Diadem Ravenclaw znajduje się w zamku w Pokoju Życzeń, w którym ukryte jest wiele rzeczy. Znaleźliśmy go pośród wielu rupieci i okazało się, że nie jest zniszczony.

— Wspomniałaś, że Regulus zabrał medalion.

Przytakuję.

— Ale Tom nie wiedział, gdzie był medalion i czy jest zniszczony?

— Nie, nie sądzę, żeby potrafił śledzić swoje horkruksy. Mieliśmy medalion przez dłuższy czas, ale to i tak nie doprowadziło go do nas. Ale on na pewno wie, kiedy zostają zniszczone.

— Interesujące. Cóż, wygląda na to, że mamy jakiś początek planu.

— Profesorze?

Mężczyzna patrzy na mnie z zainteresowaniem.

— Tom nie może zlokalizować horkruksów, ale wie, kiedy są zniszczone. Logiczny wydaje się fakt, że jeśli zebralibyśmy wszystkie horkruksy w jedno miejsce, ale ich nie niszczyli, Tom żyłby w nieświadomości — wyjaśnia.

— Nie mógłby ich chronić, bo nie wiedziałby, że je zabraliśmy — dodaję.

— Właśnie, panno Granger. — Dumbledore uśmiecha się z dumą. — Spotkamy się za jakiś czas, żeby omówić plan na najbliższe kilka miesięcy, ale teraz są jeszcze dwie sprawy, które chciałbym dziś omówić.

Patrzę na niego z zaskoczeniem, zagryzając wargę.

— Panno Granger, zauważyłem, że spędza pani wiele czasu z panem Malfoyem — mówi oschle.

Przełykam ślinę i przytakuję.

— On nie przestrzega zasad, które są tak ważne dla ciebie. Jednak wiem, że dzięki niemu nie czujesz się taka samotna. Powiem krótko. Panno Granger, chciałbym panią ostrzec przed przyjaźnią z tym młodym człowiekiem. Robię to, ponieważ nie chcę, żeby sprowadził panią na złą drogę. Ja w swoim życiu popełniłem wiele błędów, ale do końca dnia będę pamiętał dzień, w którym straciłem swojego najlepszego przyjaciela przez własną lekkomyślność.

Przytakuję kilka razy, zanim odzyskuję mowę.

— On wszystko pamięta, profesorze. Wszedł za mną do gabinetu i razem przenieśliśmy się w przeszłość. Przeżył trzyletnią wojnę, ale nie jest taki jak kiedyś. W zasadzie nikt z nas nie jest taki jak przedtem. Myślę... myślę, że zrobiłby wszystko, żeby ochronić swoją matkę. Oboje nie chcemy przeżywać tej wojny na nowo i pragniemy, żeby wszystko dobrze się skończyło. Jestem przekonana, że dla swojej matki byłby w stanie w mgnieniu oka przejść na naszą stronę.

— A jeśli nie?

Wzdycham.

— Nie pozostawił mi żadnych złudzeń — odpowiadam i myślami cofam się do naszej rozmowy sprzed kilku dni.

~*~*~*~*~*~

— Co zrobisz, kiedy to wszystko się skończy? — pyta nagle Draco.

— Co masz na myśli?

Przewraca oczami.

— Co zrobisz, kiedy skończy się ten rok i Dumbledore umrze?

— Zakończę tą wojnę, Malfoy. Nie mam innego wyjścia — odpowiadam.

— Dobra strona nie wesprze cię, jeśli zabijesz ich lidera — mówi blondyn protekcjonalnym tonem.

— Myślisz, że mogłabym iść do Voldemorta? — pytam z niedowierzaniem.

Syczy na dźwięk tego imienia, ale kontynuuje swój wywód.

— To byłby całkiem niezły pomysł. Czarny Pan prawdopodobnie zabije cię, gdy misja się zakończy. Zapewne byłby szczęśliwy, gdybyś zaoferowała swoją pomoc po jego stronie, ale nie jestem pewny, czy byłby taki hojny i pozwoliłby ci żyć. Jego zwolennicy nie byliby z tego zadowoleni. To nie jest tego warte.

— Więc, co mi radzisz, Malfoy? Z twojego wywodu wynika, że nie mogę być po obu stronach.

— Uciekaj. Najszybciej i najdalej jak tylko możliwe. Kiedy wykonasz zadanie, nie będziesz musiała przejmować się przysięgą, więc najlepiej będzie jeśli się stąd wyniesiesz.

— Mam uciec?

— Chcę ci pomóc. Nie możesz tu zostać. Zapomnij o głupich gryfońskich zasadach. One nie mają znaczenia, jeśli możesz umrzeć tu i teraz. Po prostu ucieknij.

— Jeśli naprawdę tak myślisz, to co ty tu jeszcze robisz? Co ciebie tu zatrzymuje?

— Matka — odpowiada po prostu. — Nie mogę nas stąd wyciągnąć, a nie chcę jej tu zostawić samej. Nie mam wyboru, ale ty tak. Uciekaj stąd najszybciej jak się da. Zmień imię, wygląd i nie oglądaj się za siebie. Nigdy.

— Nie.

— Co?

— Nie, ja nie ucieknę.

— Granger — warczy. — Umrzesz. To jedyny sposób. Próbuję cię uratować.

Kładę rękę na jego ramieniu.

— Draco — mówię cicho. — Nie mogę tak po prostu zostawić wszystkiego za sobą. Nigdy nie mogłam. To też jest mój świat i nie pozwolę, żeby został zniszczony. Dobra strona weźmie mnie pod swoje skrzydła. Powiem im prawdę. Muszę walczyć.

— Nie mówisz poważnie — szepta, ale to brzmi jak zarzut.

— Owszem.

— Wiem, ale musiałem spróbować.

— Wiem Draco i dziękuję ci za to.

Przytakuje i odwraca się.

~*~*~*~*~*~

Nie rozmawialiśmy o tym od tamtej pory, ale oboje dobrze wiemy, że będziemy zmuszeni walczyć po przeciwnych stronach, jednak teraz o tym nie myślimy. Dumbledore akceptuje moją odpowiedź smutnym skinieniem głowy.

— A jeszcze jedno — mówi. — Chciałbym, żeby w niedalekiej przyszłości poinformowała pani pana Pottera o naszych planach, ale najpierw powinien nauczyć się Oklumencji. Po prostu nie możemy ryzykować, że Tom dowie się o naszych planach poprzez ich więź.

— W porządku.

— Chciałbym, żeby pani go uczyła.

— Ja?

— Tak, panno Granger. W końcu jesteś jego najlepszą przyjaciółką i najmądrzejszą czarownicą w tym stuleciu. Nadajesz się do tego jak nikt inny — oznajmia, mrugając do mnie porozumiewawczo.

Znowu przytakuję.

— Dobrze.

— Proszę, informuj mnie o waszych postępach i wtedy zaczniemy działać.

— Dobrze, panie profesorze — odpowiadam, podnosząc się z krzesła.

Kiedy podchodzę go drzwi, słyszę jego głos.

— Panno Granger?

Odwracam się w jego kierunku.

— Mam nadzieję, że masz rację odnośnie pana Malfoya.

Uśmiecham się nieśmiało i schodzę w dół po kamiennych schodach.

_________

Witajcie :) W to jesienne popołudnie publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Może się wydawać, że akcja toczy się jak flaki z olejem (nie lubię tego porównania, ale tutaj pasuje idealnie), ale niedługo wszystko przyspieszy i może wtedy większość z Was polubi tą historię. Co myślicie o rozdziale? Jestem ciekawa Waszych opinii :)

Ostatnio zmagam się z wielkim kryzysem twórczym. Powinnam tłumaczyć i pisać rozdziały moich opowiadań, ale zupełnie nie mam do tego motywacji. Nie wiem, może to jesienna aura? Od listopada będę miała o wiele więcej wolnego czasu, więc może wszystko nadgonię. Z góry przepraszam wszystkich za brak komentarzy ode mnie na Waszych blogach. W wolnej chwili postaram się nadrobić wszelakie zaległości.

To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro