Rozdział 17: Wykreślanie zaklęć i dni
Moje pióro trzeszczy na pergaminie. Gdy kończę, niewielki uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Spowodowało go patrzenie na pergamin o trzech stopach długości. Czytam listę trzykrotnie, zanim kładę ją na stół i odsuwam się.
— To niemożliwe — mówię, pociągając swoje włosy.
— Wspaniała Hermiona Granger przyznała się do porażki? Nigdy nie myślałem, że nadejdzie taki dzień — oświadcza Draco z uśmiechem.
Odwracam się do chłopaka, który leży na jednej z kanap w Pokoju Życzeń. Jęczę.
— Sto trzydzieści cztery — odgryzam się. — Sto trzydzieści cztery. Co mam zrobić, aby zredukować je go dwudziestu pięciu?
Draco chichocze.
— Słyszałem, że Czarny Pan używa tylko dziesięciu zaklęć podczas pojedynku, a każdego z nich więcej niż dwa razy w różnych kombinacjach. Jestem wręcz pewien, że na koniec zawsze rzuca uśmiercającą klątwę — dodaje, wzruszając ramionami.
— Bardzo pomocne — mówię z kamienną twarzą.
— Najlepiej jest używać serii zaklęć — mówi Draco. — Wiesz, kilka czarów rzucanych bardzo szybko, które dobrze razem współgrają.
— Wiem, czym jest łańcuch zaklęć — prycham. — Ale muszę pamiętać, że łańcuch może liczyć tylko dwadzieścia pięć zaklęć.
Przewraca oczami.
— Pokaż mi to. — Daję mu listę. — Alfabetycznie? — mruczy.
— Oczywiście. Chociaż wyrzuciłam czar, którego nie mogę użyć w pojedynku.
— To dlatego nie ma tu Alohomory.
— Myślałam, że mogłabym użyć jej w kontenerze z zaklęciami w jakimś pomieszczeniu, a następnie za pomocą Alohomory otworzyć go, gdyby cel znajdował się w zasięgu, ale uważam, że to byłaby pułapka, a nie pojedynek, więc pominęłam je — wyjaśniam mu.
Draco potrząsa głową, ale nie komentuje, nadal czytając.
— Incendio, Lacarnum Inflamarae i Zaklęcie Płonące są takie same. Wzniecają pożar — mówi chłopak.
— Tak, ale metoda kontrolowania różni się od siebie, a zaklęcie płonące to bicz płomieni, Lacarnum Indlamarae kula ognia, a Incendio przypomina dmuchawę — wyjaśniam.
— Nie wiem, czym jest dmuchawa, ale nie potrzebujesz trzech zaklęć do wzniecenia ognia.
— Są użyteczne w różnych okolicznościach. Incendio nie może być użyte jako zaklęcie płonące, a ono nie może usunąć wielu tarcz, co z dobrym skutkiem robi Incendio — nalegam.
— Hermiono — mówi powoli — nie ma miejsca na trzy zaklęcia, które mają taką samą funkcję. Właściwie, cztery zaklęcia. Wielki pożar? Kiedy byś tego potrzebowała?
— Przeciwko inferiusom.
Draco wzdycha.
— To niemożliwe, jeśli będziesz tak się upierać przy zachowaniu wszystkich zaklęć na tej liście. Oczywiście jest jedno specyficzne zaklęcie, które będzie idealne dla każdej sytuacji. Ale tu nie chodzi o idealne zaklęcia. Idealne zaklęcia mogą kosztować cię życie. Masz spisać dwadzieścia pięć zaklęć, które utrzymają cię przy życiu i pomogą pokonać większość przeciwników.
Wzdycham i kiwam głową. Na mojej twarzy pojawia się uśmieszek, gdy znowu na niego patrzę.
— Większość przeciwników? Nie sądzisz, że jestem w stanie pokonać wszystkich?
Przewraca oczami.
— Nie wściekaj się, Granger. Wierzę, że twoje ego jest wystarczająco duże, aby dołączyć do grona bohaterów.
— Cóż, mam nadzieję, że odnajdziemy twoje, gdy się wprowadzisz. Nie wiem, co byś zrobił bez niego — oświadczam i wracam do zaklęć.
Draco kręci głową, ale nie odpowiada. A ja mam listę do skrócenia.
~*~*~*~*~*~
Luna zbiega na dół, kręcąc się od czasu do czasu. Zatrzymuje się nagle przede mną i Harrym. Uśmiecha się lekko, podając aksamitną torebkę chłopakowi. Kiedy ją bierze, szklane fiolki odbijają się od siebie.
— To dla ciebie — mówi. Harry wyciąga jedną szklaną fiolkę z przezroczystą cieczą, w której wiruje odrobina zieleni. — To jad bazyliszka — oferuje Luna. — Potrzebujecie tego, prawda?
Moja szczęka opada.
— Em... dzięki — mamrocze Harry, rumieniąc się lekko, gdy spotyka jej spojrzenie.
— Skąd to masz, Luna? — pytam, starając się nie brzmieć ciekawsko.
— Oczywiście z Komnaty Tajemnic.
Harry wygląda na zaskoczonego.
— Jak? To znaczy, jak na to wpadłaś? — pyta chłopak, a uśmiech dziewczyny nawet się nie zmniejsza.
— Syknęłam, tak jak planowała Hermiona, chociaż nigdy tego nie zrobiłaś, prawda? — Głos Luny jest taki świeży.
— Nie zrobiłam — mamroczę.
— Syknęłaś? — Harry patrzy na Lunę i mnie.
— Tak. — Uśmiecha się. — Tak jak ty robisz we śnie. — Harry czerwieni się. — W każdym razie — kontynuuje — muszę porozmawiać z narglami. — Tanecznym krokiem odchodzi od nas, nie zauważając niezręczności, którą spowodowała.
— Jad bazyliszka, huh? — komentuje Harry, wkładając fiolkę z powrotem do worka.
— Skąd mogła wiedzieć? — wyrywam się.
Harry odwraca się do mnie, ale wciąż patrzę na miejsce, skąd Luna zniknęła.
— Wiedzieć?
— Że potrzebujemy jadu. Tak, planowałam zejść na dół i go zabrać, ale ostatnia bitwa rozpoczęła się tak szybko, że. To... się stało. Jak mogłaby...
— Może pamięta — wtrąca Harry. — Jak Draco i ty?
Potrząsam głową.
— Nie może.
— Dlaczego? — on naciska.
— Ponieważ umarła — mówię cicho, odwracają się od przyjaciela. Harry potyka się, ale znajduje mur i osuwa się na podłogę.
— Umarła?
Siadam obok niego.
— Wielu ludzi umarło, Harry — szeptam. — Właściwie, prawie wszyscy. — Biorę go za rękę. — Ale teraz żyją i musimy zrobić wszystko, aby tak pozostało.
Odpowiada uśmiechem. Z workiem w jego szacie, idziemy dalej.
— Więc Luna, hę? — pytam, mrugając.
Harry chichocze.
— Szczerze nie wiem — odpowiada.
— Ale lubisz ją.
Rumieni się lekko.
— Tak, to znaczy, coś w niej jest. Jest inna... ma takie spojrzenie i... nie wiem.
— Zawsze taka była, inaczej wyglądała, jej oczy zdawały się nie mieć końca, a myślami uciekała w miejsca, które wykraczają poza granice świata — cytuję go.
— Dokładnie — odpowiada.
Zagryzam wargę.
— Właściwie taka jest — mamroczę do siebie.
~*~*~*~*~*~
— Ciekawe, bardzo interesujące wybory, panno Granger — mówi Flitwick, patrząc na moją listę. Pękam z dumy. Trudność zadania sprawiła, że moja satysfakcja rośnie. — Ciekawi mnie jak wykorzystasz je w pojedynku. Panie Weasley, czy myślał pan o tym, co powiedziałem? — pyta mężczyzna, zwracając się do Rona, który niechętnie odwraca wzrok.
— Trochę — mruczy. — Ale nie wiem, czy rozumiem.
— Lubisz szachy, prawda?
— Tak.
— Cóż, czy nie jesteś najlepszym żyjącym graczem w szachy? — kontynuuje Flitwick.
— Jestem lepszy niż los. — Ron uśmiecha się.
— Czy widziałeś kiedyś, żeby pionek odwrócił przebieg gry? — Ron potrząsa głową. — Więc prawdopodobnie nie patrzyłeś zbyt dokładnie. To bardzo subtelny ruch, ale czy masz jakieś umiejętności czy strategię, która cię pokonała?
Ron rumieni się.
— Tak — mamrocze.
— Dlaczego?
Ron patrzy na swoje stopy, ale odpowiada.
— Nie obserwowałem gońca. Nigdy wcześniej tak nie grali.
— Wiedziałeś, że jesteś lepszy w tej grze, więc zwracasz mniej uwagi na to, co robi inny gracz — mówi Flitwick. — Nie mogłeś sobie wyobrazić, że przegrasz, więc nie byłeś na to przygotowany. — Ron przytakuje, nie patrząc w górę. — Właśnie o tym mówię. Niedostrzeganie mało znaczących osób i zaklęć doprowadzą do twojego upadku, jeśli nie weźmiesz ich pod uwagę na samym początku. Możesz wygrać, ale nie zawsze tak będzie.
~*~*~*~*~*~
Przypadkowe zaklęcie w ostatecznej walce, kończy życie Billa Weasleya. Nie pamiętam, kto dostał, kto uniknął lub kto odbił. Ale gdy upada na kolana, jego uśmiech znika. Przeciwnik czuje napływ siły i chęć do walki. Bill wydaje się szczęśliwy przez chwilę, mając nadzieję na wygraną. Ale potem dostaje w plecy i kaszle krwią. Jego narządy wypadają przez usta na ziemię.
Fleur spieszy z pomocą, omijając zaklęcia rzucane w jej kierunku. Nie zwraca uwagi na gruz wokół siebie. Ciało Billa trzęsie się w konwulsjach, gdy opada obok niego. Woła, błagając, by żył. Chociaż jej głos zagubił się w dźwięku bitwy. Ale on odszedł. Powoli opuszcza głowę na ziemię. Dotyka ustami jego czoła.
Kiedy podnosi się, wściekłość emanuje z jej ciała. Zamienia się w wilę, pojawiają się pazury, skrzydła i gniew. Morduje jednego śmierciożercę, zanim wraca do ludzkiej postaci. Jej ciało odzyskuje dawny kształt, gdy bierze ostatni oddech. Na jej pięknej twarzy pokrytej potem i brudem, pojawiają się łzy, wypływające z pustych oczu. Odwracam się. Walczę. Będę opłakiwać, gdy wygramy.
~*~*~*~*~*~
— Panie Potter — mówi Flitwick, przywracając mnie do teraźniejszości. — Jak twoje obserwacje?
— Wydaje się, że w obrębie Hogwartu znajduje się milion ukrytych miejsc — mówi Harry, a mężczyzna uśmiecha się.
— Tak, to prawda.
— Jest też mnóstwo pomieszczeń na zasadzkę i jestem niemal zaskoczony, że tak mało jest tu bitew, które mogłyby narazić niewinne osoby — kontynuuje Harry.
Takich jak ja, myślę nagle. Odpycham tę myśl. Zajmę się tym, gdy wygramy wojnę wraz z wszystkimi ludźmi, którzy zginęli i których nie miałam okazji opłakiwać — którzy oczywiście teraz żyją.
— Czy coś jeszcze zauważyłeś? — naciska Flitwick z uśmiechem.
— Starałem się robić tak, jak pan prosił i zastanawiałem się, gdzie iść, aby obronić się w każdym miejscu, do którego pójdę. Podczas gdy na zatłoczonych korytarzach jest mniejsza szansa na atak z zaskoczenia, jest szansa na większe straty. Było dużo wolnej przestrzeni na wejściu i w rogach.
— Jakieś wnioski?
— Zasadzki są okropne?
Flitwick chichocze.
— Owszem są — zgadza się. — Ale obserwuj dalej. Zawsze. Im bardziej będziesz próbował analizować obszar i przyglądać się ludziom, tym więcej dostrzeżesz. Teraz powinniśmy zobaczyć, czy to poprawiło waszą walkę w pojedynkach? Tak samo jak wcześniej, jeden na jednego, a potem troje na jednego.
Harry zaczyna jeszcze raz. Widzę kilka błędów, których nie zrobiłby trzy lata temu. Są przestrzenie, w których Flitwick mógłby szybko zaatakować, ale nie ze względu na naukę. Flitwick uśmiecha się, gdy Harry w sekundę rozpoznaje pułapkę, zanim podskakuje i odsuwa się. To ma miejsce kilka chwil przed oszołomieniem chłopaka, ale jest postęp.
Flitwick zaczyna bardziej agresywnie niż poprzednim razem w pojedynku z Ronem. Chłopak jest bardzo zaskoczony zmianą taktyki. Od razu trafia do defensywy, to jego jedyna opcja. Gdy role się odwracają, Ron wydaje się ostrożny, co jest postępem samo w sobie. Ale Flitwick wraca do ataku i ogłusza chłopaka.
Siedemnaście, tak myślę Flitwick użył siedemnaście zaklęć. Ale teraz moja kolej.
Szary dym obejmuje cały obszar. Serio, zasłona dymna? Jest rzadko używana w pojedynkach, bardziej do ucieczki. Opadam na ziemię i idę na bok, nie chcąc być kaczką siedzącą w jednym miejscu. Rzucam tarczę, czekając na zaklęcie, które uderzy. Tarcza pojawia się i ochrania mnie, ale nie lecą zaklęcia. Odwołuję ją, jednak wokół mnie nie ma nic innego oprócz dymu, przez który nic nie widać. Niczego także nie słyszę.
— Finite Incantatem — szeptam, wycofując zasłonę dymną. Szarość znika, przecięta przez błysk niebieskiego promienia lecącego prosto na mnie. Robię unik w bok, upadając na brzuch. Rzucam kolejną tarczę i wstaję.
Flitwick znajduje się bliżej niż się spodziewałam, a jego zaklęcie rozbija moją tarczę.
— Herbifors — krzyczę, wskazując różdżką profesora. Trzask różdżki powoduje, że patrzy na swoją lewą nogę. Małe purpurowe róże wyrastają z ziemi. Na moich ustach pojawia się lekki uśmiech. Rzucam to zaklęcie kilka razy, za każdym razem blisko jego stóp. Wiem, że cierpliwie wzdycha, obserwując moje poczynania, ale to nie przeszkadza w treningu.
— Herbivicus — mówię, wskazując rozproszone purpurowe róże. Z blaskiem zielonego światła, różane krzewy zastępują cierniowe. Przesuwam się w prawo, gdy Flitwick przecina krzaki. Wyrzucam gałązki, ciernie i kwiaty, których się pozbył.
Machnięcie różdżki i szybko rzuca zaklęcie w moją stronę. Uderza w tarczę, powodując, że upadam na ziemię. Zanim rzucę kolejną klątwę albo nawet pomyślę, wszystko staje się czarne.
Flitwick ofiaruje mi dłoń, po tym jak odzyskuję przytomność. Wstaję.
— Właśnie tego oczekiwałem od najlepszej uczennicy — uśmiecha się, a ja odpowiadam tym samym. — Jeśli chodzi o pracę domową, panowie Potter i Weasley, kontynuujcie to, o czym rozmawialiśmy, panno Granger, proszę przeanalizować zaklęcia, które wybrałaś i jak najlepiej je połączyć.
Przytakujemy i dziękujemy mu, zanim opuszczamy Pokój Życzeń.
___________
Witajcie :) w sobotnie przedpołudnie publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Jak widać, nasi bohaterowie w pełni przygotowują się na zbliżające się pojedynki. Mieliśmy okazję poczytać o wymianie zdań między Draco i Hermioną, ale także przeżywaliśmy dramat Fleur we wspomnieniu Hermiony. Mnie najbardziej rozbił ten fragment, w sumie nie wiem dlaczego. Być może przez tragedię, jaką przeżywała Fleur. Na dodatek mieliśmy bonusik w postaci radosnej Luny, która jest taka urocza, prawda? Podzielcie się swoimi wrażeniami!
Jeśli chodzi o moje inne teksty to:
— Fretki nadal nie ma, czekajcie cierpliwie, kiedyś się pojawi;
— dzisiaj zaczynam pisać rozdział Last Minute Love i mam nadzieję skończyć go szybko, więc trzymajcie kciuki;
— kolejny rozdział Live Again pewnie ukaże się w przyszłym tygodniu;
— ostatni rozdział Zakazanych czeka na betowanie, ale myślę, że za dwa czy trzy tygodnie wyślę go becie, bo teraz życie trochę jej nie oszczędza i nie chcę jej jeszcze bardziej obciążać;
— w międzyczasie mogą pojawiać się moje kolejne krótkie tłumaczenia.
Cóż tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro