Zasada 6. Nie śmierdź w wielkim mieście.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy już uciekliśmy z miejsca kanałów Nowego Jorku i jak pseudonormalni ludzie łazimy po chodniku.

Ja: No dobra. Niby teraz mogłoby być już tylko lepiej, ale wcale tak nie będzie. Więc nie próbuj tego mówić.

Loki *próbując wyglądać dumnie*: z Tobą nie może być lepiej, więc jakby co, to nie ja to powiedziałem.

Ja *wzdychając*: okeeej... Uznam, że to po asgardzku "Nawet zaczynam cię lubić".

Loki: nie.

Ja: powoli?

Loki: mówiłem ci już...

Ja: z prędkością lodowca? *patrzę na niego z nadzieją*

Loki: *patrzy z maksymalnym niedzierżeniem mnie*

Ja: no dobra. Bywa i tak. *przeciągam się, bo wszystkie mięśnie mnie bolą*

Gościu obok *zatykając nos*: fuuj... ale jej śmierdzi. *ucieka*

Ja *patrzę się za nim, a potem na Lokiego, który wzrusza ramionami*

Loki: no co? To nie ja śmierdzę, niczym...

Gościu nr2: aaa! Bezdomny! *pokazuje palcem na Lokiego i zwiewa w drugą stronę*

Książę (czegoś tam poza naszą planetą) stoi chwilę w osłupieniu, dopiero po chwili kapując, że to o nim była wtedy mowa.

Loki *po otrząśnięciu się z tego*: Jak śmiesz?! Ty nędzny Midgardczyju... Kiedy zostanę władcą tego nędznego miasta...!

Ja: Loki.

Loki: *jest zły, że mu przerywam*

Ja: tamten chłystek już sobie stąd poszedł.

Loki: to nieważne. I tak jeszcze się zemszczę. *idzie niezadiwolony*

Ja: teoretycznie Avengersi kazali mi cię tego oduczyć, dlatego nie mogę ci na to pozwolić.

Loki: jakbyś miała na to jakiś większy wpływ.

Ja: będę udawać, że mam. A teraz powiem Ci zasadę szóstą: lepiej nie próbuj smrodzić w środku NY, bo jak sam zauważyłeś, inni cię...

Jakaś babka: Aaaa! Czy to nie jest właśnie książę asgardu?!

Ja: *rozglądam się spodziewając gdzieś w pobliżu Thora*

Babka: *podbiega do Lokiego* nie spodziewałam się tu ciebie.

Ja *skwaszona*: A ja nie spodziewałam się, że...

Babka: czy ta dziewucha ci coś zrobiła? *odpycha mnie*

Loki: cóż... pewnie i można tak powiedzieć. *mówi obojętnie, ale posyła mi kpiący uśmjeszek*

Ja: *czuję, że zaraz wybuchnę i zrobię coś złego tej dwójce*

Po godzinie czekania samotnie na ławce na Lokiego, który nie wiadomo jak i gdzie poszedł sobie z nową znajomą, ten wreszcie się zjawił. I to całkiem suchy i zadowolony.

Ja: *spoglądam minimalnie w jego stronę*

Loki: chyba mógłbym to częściej robić.

Ja: *puszczam to mimo uszu. Klepię miejsce obok siebie* siadaj.

Loki: *wzdryga się* chyba niemyślisz, że usiądę obok takiej istoty, jak ty?

Ja: *myślę o co mu znowu chodzi*

Loki: jesteś... nieczysta.

Ja: *podnoszę się do pionu i dziwnie oko mi drga*

Loki: *robi krok do tyłu i czeka, co będzie dalej.

Ja: wiesz co? Mam narazie gdzieś, że szósta zasada poszła się walić. Ja też zamierzam komuś dokopać *uderzam pięścią o pięść*

Loki: *trochę się jąkając* to wiesz co? Ja... chyba ci w tym nie potowarzyszę. Spadam stąd...

Ja: JA TEŻ! *i rzucam się na niego i razem lądujemy na chodniku* żeby nie było - ja nie mam zamiaru stąd zejść.

Loki: "stąd" czyli że mnie.

Ja: domyśl się ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro