Iluzja, czyli miłość między mną a Jokerem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 Czy to nie jest dziwne? Odbijam sobie teraz małą piłeczkę o ścianę mojej celi. Doskonale wiem, że nie jest ona prawdziwa, bo jest tylko iluzją, a jednak. Jednak nadal ją odbijam, jakby była prawdziwa. Czuję szorstki materiał, z którego jest zrobiona pod moimi opuszkami palców. Czemu o tym mówię? Ta piłeczka przypomina mi moją miłość. Miłość między mną a Jokerem. Czuję ją, ale wydaje mi się, że jest tylko iluzją. Nic nieznaczącą fikcją, która odbija się to do mnie, to do ściany. I tak ciągle.

 Aż nagle to dziwne złudzenie znika. Z powodu braku mojego skupienia. Nie czuję już piłki, którą dotykam opuszkami palców. Nie czuję miłości, która kiedyś otaczała mnie wraz z Jokerem. Piłka odeszła. Tak jak i moja miłość.

 Specjalnie sprawdziłem ostatnio definicję słowa „iluzja" w jednym z midgardzkich słowników.

«wiara w coś lub w kogoś albo przekonanie o czymś, niemające pokrycia w rzeczywistości»

 Czy wierzyłem w naszą miłość? Być może. Czy miało to pokrycie w rzeczywistości? Zapewne nie. Czasami jednak czułem, że coś z tego wyjdzie, ale w końcu nam się to nie udało. Więc nie miało to pokrycia w rzeczywistości. To oznacza, że ta definicja jest w stu procentach prawdziwa.

«zniekształcone widzenie lub błędna interpretacja czegoś pod wpływem silnych emocji»

 Nad tym jednak musiałem się głębiej zastanowić. Czy szarpały mną jakieś silne emocje? Czy to przez złość na Avengers zakochałem się w Jokerze? Może ze wściekłości na Odyna źle zinterpretowałem słowa klauna? Źle zinterpretowałem naszą miłość, która i tak, i tak nie miała pokrycia w rzeczywistości?

***

 Spoglądałem wciąż z niecierpliwością to na strażnika, to na tacę z jedzeniem, którą mi niósł. Asgardzkie jedzenie może i jest dobre, ale na pewno nie to dla więźniów. Dlatego ja wolę sam przygotowywać sobie jedzenie, popisując się przed ochroniarzami.

 Silnie umięśniony mężczyzna postawił przede mną tacę, a ja jabłko na niej leżące przemieniłem w wino. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, gdy strażnik przez chwilę nie wiedział, co robić. Po chwili jednak chłopak odszedł z dziwną miną, której nie umiałem rozszyfrować.

 Jak smakuje picie lub jedzenie, które nie istnieje? Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Nie da się tego opisać. Jest to jak jedzenie czegoś, czym to nie jest, a zarazem jest. Coś takiego jak nasza miłość między mną a Jokerem. Jest miłością, ale tak naprawdę smakuje inaczej, niż nam się zdaje.

***
 Ostatnio, gdy tak zastanawiałem się nad tym wszystkim, dotarło do mnie, że połowa tego, o czym myślę, jest o Jokerze. Joker to, Joker tamto... Nigdy nie zastanawiałem się tak naprawdę, co się stało z Poison Ivy lub jak kto woli – Pamelą Isley. Lub co się stało z tymi małymi pomocnikami Batmana i Flasha. Co stało się z Deadpoolem i innymi osobami, o których zapomniałem.

 I czasami, gdy tak o nich myślę, wymyślam sobie o nich historyjki z nimi w roli głównej. Coś takiego jak „Co by było, gdyby...?". Najbardziej spodobała mi się jedna z pierwszych wersji tego opowiadania. Była najbardziej nieprawdopodobna, a zarazem najfajniejsza.

 W tej wersji zdarzeń, gdy ja zostaję tu zamknięty Deadpool ucieka z całym złotem do Midgardu. Jakimś sposobem wyprosił Heimdalla o otworzenie Bifrostu i odleciał do Gohtam, gdzie zaczął porządną pracę najemnika, zaprzyjaźniając się z niejakim Sladem Wilsonem, który jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności był BAAARDZO podobny do Wade'a.

 Następną osobą, której wymyśliłem dalszą historię był Kid Flash i Nightwing. Oboje bardzo się ze sobą zaprzyjaźnili. Pff, nie bardzo, ale bardzo bardzo! Gdy Batgirl zdała sobie sprawę, co się między nimi święci opowiedziała o tym Batmanowi i Flashowi, którzy zaniemówili z wrażenia, jednak zgodzili się, aby ta dwójka chodziła ze sobą razem. Kid Flash i Nightwing za namowami Batgirl umówili się ze sobą. Nim się nawet zdążyli obejrzeć, już się razem całowali, co przypominało mi bardzo mnie i Jokera razem.

 Kolejna była Pamela. Kobieta schowała się w jakimś domku w górach, dopóki nie urodziła dziecka. Gdy już to się stało razem z małym chłopcem, którego Ivy nazwała Loki, zaczęła sobie szukać nowego i lepszego chłopaka. Oczywiście nie zapominając też o okradaniu banków i żartowania sobie z Batmana.

 Joker i Harley Quinn, gdy ja odszedłem, w końcu postanowili ze sobą chodzić. Zaprzyjaźnili się ze sobą w Arkham i żyli tam długo i szczęśliwie. Czasami nawet grali oni razem z Thorem oraz Jane w Monopoly!

***
 Nie wiem, jaki mamy rok. Nie wiem, czy wszyscy, których poznałem w Gotham, jeszcze żyją. Nie wiem w sumie nic. Od lat nikt mnie już tu nie odwiedzał, prócz innych więźniów i strażników. Przestałem myśleć jak normalny człowiek. Lub raczej jak bóg. Przestały mnie ciekawić takie rzeczy jak to, co robi teraz Joker. Przestało mnie obchodzić wszystko, przez to siedzenie tutaj w celi.

 Wydaje mi się, że minął około rok. Rok od ataku na Gotham. Albo raczej tak mi się tylko zdaje. Wszyscy już o tym zapomnieli. Chociaż może minęło więcej czasu tutaj? Bo gdyby minął rok to pamiętałbym, to ważne dla mnie imię... Panela... Pamel...

***
 Usłyszałem jakieś głosy. Głosy dochodzące jakby zza ściany, o którą się opieram. Jakiś mężczyzna, bodajże Odyn rozmawiał z jakąś kobietą, bodajże z Friggą.

 - On dostaje na głowę, kochanie – wyszeptała wystraszona bogini. – Wiesz, że on i tak, i tak prędzej czy później się stąd wydostanie. A jak na razie powiedz mu chociaż, że został znów ojcem, bo on naprawdę już odchodzi od zmysłów.

 - Dobrze. A jak to zrobię? Myślisz, że to w czymś pomoże?

 - Oczywiście.

 Głosy ucichły, a mi przez chwilę zaparło dech w piersi. Czyli ona urodziła już nasze dziecko? Tylko kiedy? Dzisiaj? Rok temu? Wstałem szybko z podłogi i podszedłem do dzielącej mnie niewidzialnej bariery. Bariery, która dzieli mnie przed wyjściem na wolność.

 Stukot butów odbił się echem od ścian więzienia. Jedna osoba szła w stronę mojej celi. Była wysoka i duża, to na pewno jakiś bóg. Czyżby Odyn jednak przyszedł, aby mnie powiadomić o tym, że ta kobieta urodziła? Czyżby był aż tak łaskawy?

 - Loki, muszę ci coś powiedzieć – wyszeptał głos za moimi plecami.

 Odwróciłem się w stronę dobrze zbudowanego Odyna i uniosłem lekko jedną brew do góry, udając, że wszystko ze mną dobrze i nie dostaję już od nadmiaru siedzenia tutaj na głowę.

 - Coś się stało, „ojcze"? – wysyczałem ze wściekłością i uderzyłem pięścią w dzielącą nas barierę z psychopatycznym uśmieszkiem. – Dziwne, już nie „synu", a po prostu „Loki", hmm?

 - Crane. Twój syn nazywa się Crane Loki Isley.

____________________

 Jakoś taki słaby mi ten koniec wyszedł albo tak mi się tylko wydaje ;-;

 A tak w ogóle to jak wam się podoba?! Co sądzicie, uważacie... Możecie rozpisać się ile chcecie, hejty też jakoś przyjmę ^^

 Dobra, 2 część na 100% powstanie. Nie wiem tylko jeszcze jak, gdzie i kiedy, ale powstanie :D Mam już nawet taki lekki zarys dwójki :) Tylko napiszcie, czy chcielibyście tą 2 cz. w Lokkerze, czy zrobić to jako osobne opowiadanie ;)

Ok, to chyba tyle :) Jejku, nie wiem co tutaj jeszcze napisać... XD Cieszę się, że byliście ze mną przez ten cały czas :* BARDZO BARDZO WAM WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ! :* Nie wierzę, że to już koniec :')

 Ps. Dalej czekam na pytania i wyzwania dla bohaterów Lokkera... ;-;

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro