Wyprowadzam się do psychopaty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Stałem w miejscu przez kilka minut i nie mogłem się ruszyć. Thor także oniemiał, jego otwarta buzia mówiła sama za siebie. Bogowie co chwile robią dzieci, ale ja próbuję chociaż trochę temu zaprzestać.

  - Skąd wiesz? – Głupie pytanie. Na pewno zrobiła sobie test ciążowy.

  Pamela otworzyła torebkę i wyjęła test, ale jeszcze nie zrobiony. Poszła do naszej łazienki. Odwróciłem się w stronę Gromowładnego i wpatrywaliśmy się tak w siebie przez chwilę. W końcu mój przyszywany brat zaczął się śmiać.

  - To nie może być przecież twoje dziecko! Nie robiłeś nic z dziewczynami od... dwustu lat – Kopnąłem go w nogę, bo się pomylił. Od około stu pięćdziesięciu nie chodziłem z dziewczyną. – To musiała być pomyłka, Loki.

  Westchnąłem, nie miałem co do tego żadnych argumentów. Usiadłem na krześle i czekałem na Poison Ivy. W końcu wyszła i pokazała mi dwie kreski. Przegryzłem wargę w zamyśleniu. Pierwszy raz zgadzam się z Thorem – to na pewno nie jest moje dziecko. Wstałem gwałtownie i wszedłem do mojego pokoju. Podszedłem do okna i oparłem się o nie. Czy jestem zły? Możliwe. Sam nie wiem co czuję, niby jestem bogiem, a ona jest śmiertelniczką. Na dodatek z dziwnymi mocami kwiatków. Powstrzymałem łzy, które chciały kapać mi z policzków. Co się zemną dzieje? Kiedyś nie umiałem płakać, a teraz robię to prawie ciągle. To przez mieszkańców Midgardu. Stałem się słaby, jak mój brat.

  Usłyszałem otwieranie się drzwi i powiedziałem Ivy, żeby wyszła. Osoba dalej posuwała się w moją stronę, ale nie chciałem się odwracać. Nie miałem siły wykonać jakiegoś ruchu. To był Trujący bluszcz, wyczułem to, gdy ta złapała mnie w pasie i doznałem jej oddechu na moim karku. Sapnąłem i przysunąłem się do niej.

  - Przepraszam, nie powinniśmy wtedy...

  Nie dokończyła, bo pocałowałem ją lekko w jej czerwone usta. Oczy kobiety się zaszkliły i zaczęła cicho podciągać nosem. Była bezbronna jak wszyscy na tym świecie. Ja nie mogę taki zostać, dlatego wracam do Asgardu. Chociaż znając tego Jednookiego Starca ten nie wpuści mnie do środka. Więc gdzie mógłbym się udać?

 - Możesz udać się do mnie, kochanie – Musiałem wypowiedzieć pytanie na głos, bo usłyszałem odpowiedź Ivy.

  - Ty tego nie rozumiesz, Ivy. To wszystko mnie przerasta.

  Znowu Pamela pocałowała mnie namiętnie. Odsunąłem ją lekko od siebie. Widziałem jej niezadowolenie i nie wiedziałem co robić. Muszę jej powiedzieć, że się wyprowadzam. W sumie to nie tylko jej. Muszę porozmawiać z Nietoperkiem, z Jokerem, z Martwym Basenem i oczywiście z Thorem.

  - Przeprowadzam się. Nie wiem jeszcze gdzie, ale Gotham i Midgard to nie miejsce dla mnie –Mruknąłem jej do ucha.

  - To też twoje dziecko, nie możesz go tu tak zostawić.

  Muszę uciec od niej. Boję się o nią oraz o... siebie. Jeżeli ktoś dowie się, że małe, śmiertelnicze dziecię jest moje to użyje go, aby mnie złamać. Zabębniłem palcami o parapet i wyślizgnąłem się z rąk Ivy. Spojrzałem na jej brzuch, po którym nic nie było widać i jęknąłem.

  - Wiesz, dlaczego to robię. To dla waszego dobra.

  Kobieta posłała mi miażdżące spojrzenie, w jej oczach widać było łzy. Patrzyła na mnie z zaciśniętymi pięściami , aż w końcu zaatakowała. Wzięła ze stołu wazon i rzuciła nim we mnie przez co miałem odłamki wazonika we włosach. Syknąłem z bólu, ale się nie poddałem. Nie powinna się tak denerwować, przecież wie, że chcę ją dzięki temu ochronić. Podniosłem poduszkę, która miała być moją tarczą. Pamela brała do rąk pierwsze lepsze rzeczy i we mnie rzucała.

  Już wiem! Przywołałem moją włócznię i wymamrotałem zaklęcie teleportacji, a gdy już było gotowe kamień w środku laski zaświecił się na niebiesko. Wyrzuciłem w górę włócznie i krzyknąłem nazwę jakiegoś miasta, które przyszłymi do głowy. Trujący Bluszcz warknęła gardłowo i rzuciła się na mnie z pędami wokół siebie. Na szczęście w ostatniej chwili przeteleportowało ją w inne miejsce, przez co zadrżała podłoga w całym domu. Sapnąłem ciężko i wyszedłem z pokoju.

 - Gdzie ją wysłałeś? – Spytał Thor jedząc kolację, którą mieliśmy zjeść w trójkę.

  - Gdzieś do Hong Kongu – Wzruszyłem ramionami i wziąłem jedne udko z kurczaka do ręki, żeby je zjeść. – Trochę potrwa, aż stamtąd wróci, ale ja już się zacznę pakować.

  Mój przyrodni brat zaczął gadać jak najęty, że on tu zostaje, bo mu się nie chce wyprowadzać. Po cichu dodał jeszcze, że ma blisko do Jane i może ją w każdej chwili odwiedzić. Ja tylko potaknąłem i wyciągnąłem spod stołu laptopa. Znalazłem stronę z domami na sprzedaż i zacząłem ją przeglądać. Jeden z nich był duży i miał basen za domem. Doskonały, bo daleko stąd i na górzystym terenie. Pokazałem go Gromowładnemu, a ten się zgodził.

  Napisałem do faceta, który sprzedaje ten dom, że chcę się z nim tam spotkać. Po kilku minutach pojawiła się odpowiedź, że za godzinkę mogę przyjechać. Zgodziłem się na spotkanie i poszedłem się ubrać. Założyłem na siebie zielono-czarną kurtkę i czapkę na której było napisane Loki – the king of Asgard. Włożyłem czarne rękawiczki i mogłem ruszać w miasto. Nie miałem auta więc musiałem jechać albo taxi, albo autostopem. Rozejrzałem się za żółtymi taksówkami, ale żadnej nie widziałem. Jakby wszystkie zniknęły. Oparłem się o ścianę mojego domu, żeby zaczekać na jakieś auto.

  Czekałem pięć minut, bo z cienia wyłoniła się jakaś sylwetka. Wydałem z siebie ni to westchnięcie, ni to jęknięcie. Znowu on. Znowu Joker. Na jego twarzy znów malował się ten uśmieszek zaintrygowania.

  - Na co czekasz, królu Asgardu? – Spojrzał wymownie na moją czapkę. – Nie powiem, fajna czapka.

  Warknąłem, żeby sobie poszedł, ale ten znowu mnie zignorował. Podszedł do mnie, a jego ręka dotknęła mojego biodra. Warczenie z mojej strony się nasiliło.

  - Słyszałem, że będziesz mieć dziecko. Nic mi nie powiedziałeś. Myślałem, że się przyjaźnimy, hmm?

  Jego głos wydawał się być nasiąknięty nienawiścią do Ivy, a po wypowiedzeniu ostatniego słowa ścisnął mocniej moja kość biodrową, przez co cicho pisnąłem. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.

  - Czeka cię kara. Ale nie teraz, jeszcze nie... - Wyszeptał mi do ucha.

  Gdy tak nade mną stał poczułem, że robi mi się ciepło w środku, ale szybko stłumiłem uczucia panujące w moim wnętrzu. Czemu tak zareagowałem? Czyżby to mnie pociągało? Skarciłem się za tą myśl i dalej wpatrywałem się zimno w iskierki w jego oczach.

  - Jedziemy. Od teraz będziesz mieszkać u mnie, zrozumiano? – Powiedział do mnie jak do niewolnika.

  Kopnąłem go w kolano i popędziłem do drzwi mojego domu. Już miałem je otworzyć, jednak poczułem lekkie ukłucie, przez co zaczęło kręcić mi się w głowie i upadłem. Nade mną stał ten psychopata z jeszcze szerszym uśmiechem i zaczął mnie kopać w brzuch aż zemdleję. Przed oczami pojawiły mi się mroczki i zemdlałem. Jedyne co udało mi się wykrztusić to ciche „Znowu?".


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro