Pierwsze spotkanie cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

🌈Marcin

Właśnie kończyłaś wypakowywać ostatnie pudło, kiedy usłyszałaś dzwonek do drzwi. Włożyłaś książkę pomiędzy dwie inne, stojące już na regale, po czym poszłaś otworzyć. Po drugiej stronie stał wysoki barczysty mężczyzna. Był łysy. Miał dość długą ciemną brodę i jasne niczym morze oczy. Ubrany był w ciemne jeansy i ciemny T-shirt. Na lewym ramieniu miał tatuaż.
- Dzień dobry. - powiedział owy mężczyzna.
- Dzień dobry. - powiedziałaś niepewnie. - Mogę w czymś pomóc? - zapytałaś, nie bardzo wiedząc czego może chcieć twój gość.
- Mieszkam tuż obok i pomyślałem, że miło by było przywitać nową sąsiadkę. - odpowiedział, na co się lekko uśmiechnęłaś.
- W takim razie, zapraszam do środka. - odsunęłaś się nieco, dając znać, by wszedł do mieszkania.
Kiedy przekroczył próg, zamknęłaś drzwi i zaprowadziłaś mężczyznę do salonu.
- Musi mi pan wybaczyć ten bałagan, ale jeszcze nie zdążyłam wszystkiego poukładać. - uśmiechnęłaś się przepraszająco.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem. - odpowiedział. - I, jaki tam zaraz Pan? Marcin jestem. - podał Ci dłoń, którą uścisnęłaś.
- [T.I].
Usiedliście w kuchni przy kuchennej wyspie. Zrobiłaś herbatę.
- Może powiesz mi coś o sobie, [T.I]?
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Skąd się przeprowadziłaś, czym się zajmujesz?
- Przeprowadziłam się z miejsca gdzie mieszkałam od urodzenia. Obecnie pracuję. - odpowiedziałaś.
- A jakieś szczegóły?
- Dowiesz się w swoim czasie. - odpowiedziałaś. - A Ty? Policjant, czy wojskowy?
Mężczyzna spojrzał na Ciebie pytająco.
- Wierz mi. To widać. - wzruszyłaś ramionami.
- Ci co mnie nie znają, biorą mnie zazwyczaj za gangstera. - stwierdził Marcin, na co się zaśmiałaś.
- Naprawdę? - skinął.
- Jestem policjantem. - odpowiedział, na co uśmiechnęłaś się zwycięsko.
To był dobry początek dnia, musiałaś to przyznać.

🌈Robert

- To moja wina. Mogłem Cie nie zostawiać samej. - Adek krążył w kółko, starając się uspokoić myśli.
- To nie twoja wina. Skąd mogłeś wiedzieć, że tak się stanie? - próbowałaś go uspokoić, ale nie szło Ci to najlepiej.
- Cześć. - usłyszałaś czyiś głos, nie mogłaś go jednak zidentyfikować.
Nadal bolała Cie głowa i widziałaś niewyraźnie.
- Cześć. - odpowiedział Adek. - No nareszcie jesteście. Dłużej to się nie dało? - mruknął.
- Co tu się tak właściwie stało? - zapytał głos, ignorując uwagę Barskiego.
- A nie widać? Okradli lombard, a na dodatek pobili naszą pracownicę. - odpowiedział wściekły mężczyzna.
- Uspokój się. Nerwy nic tu nie pomogą. - stwierdził jego ojciec, który przyjechał parę minut przed nim.
- Pan Kazimierz ma rację. - stwierdziłaś.
- Dziewczyno, mogłaś tutaj umrzeć!
- Ale nie umarłam. Żyję.
- Czyli to panią zaatakowano? - zapytał jakiś mężczyzna.
Wzrok zaczął Ci się wyostrzać. Zauważyłaś na jego szyi odznakę. Policjant.
- Tak. - odpowiedziałaś. - Jak, zresztą widać. - dodałaś, wskazując na bandaż na głowie.
- Czy jest pani w stanie złożyć zeznania? - zapytał.
- Myślę, że tak. - odpowiedziałaś.
- W takim razie, proszę powiedziedzieć, co tu się tak właściwie stało?
- Było dzisiaj mało klientów, więc Adek wyszedł wcześniej. Kilka minut później, pod lombard podjechał dość duży samochód. Hummer. Zauważyłam go, bo takie samochody raczej rzucają się w oczy. Wysiadło z niego trzech mężczyzn. Byli ubrani na czarno. Mieli ze sobą kije baseballowe.
- Widziała pani ich twarze?
- Nie. Mieli kominiarki.
- A jakieś znaki szczególne.
- Nie zwróciłam na to uwagi.
- Proszę kontynuować. - mężczyzna zanotował coś w notesie.
- Weszli do lombardu. Chciałam zadzwonić na policję, ale wtedy jeden z nich uderzył mnie w głowę. Straciłam przytomność. Obudziłam się dopiero, kiedy przyjechał pan Kazimierz. Więcej nic nie pamiętam.
- Robert. - mężczyzna odwrócił się w stronę ciemnowłosej kobiety, która weszła do lombardu.
- Masz coś? - zapytał.
- Niewiele. Świadków nie ma. Nikt nic nie widział.
- Jak to nikt nic nie widział?! - oburzył się Adek. - Napadli na lombard w biały dzień i nikt nic nie widział?!
- No niestety.
Policjant ponownie zanotował coś w swoim notesie, po czym spojrzał na Ciebie. Chwilę się nad czymś zastanawiał.
- Powinna pani odpocząć. - stwierdził mężczyzna, na co skinęłaś lekko głową.
- Odwiozę Cie do domu. - oznajmił Twój szef.
- Gdyby się pani coś przypomniało, proszę do mnie dzwonić. Tutaj jest mój numer. - wręczył Ci swoją wizytówkę.
- Oczywiście. - skinęłaś.

🌈Wojtek

Biorąc głęboki wdech, nacisnęłaś dzwonek do drzwi. Chwilę później, drzwi się otworzyły, a po ich drugiej stronie stała twoja kuzynka - Marta. Widząc Cie, uśmiechnęła się szeroko i wypuściła do Cie do domu.
- Wszystkiego najlepszego, Marta. - przytuliłaś ją mocno, uprzednio wręczając jej prezent.
- Dziękuję, [T.I].
Odsunęłyście się od siebie, po czym obie udałyście się do salonu. Było tam już kilka osób. Część z nich znałaś. Nie mogłaś jednak nigdzie dostrzec brata Marty - Adriana.
- Adka nie ma? - zapytałaś.
- Podobno ma coś ważnego do załatwienia i pewnie się spóźni. - odpowiedziała blondynka, na co skinęłaś.
Poszłaś za Martą do jej znajomych. Zaczęłyście rozmowę o mało istotnych rzeczach.
Parę minut później do waszych uszu dobiegł dźwięk dzwonka.
- Otworzę. - oznajmiła twoja kuzynka, po czym zniknęła za ścianą.
Wróciła chwilę później w towarzystwie młodego mężczyzny.
- [T.I], chciałbym Ci przedstawić mojego przyjaciela. - blondynka wskazała owego mężczyznę.
- [T.I]. - wyciągnęłaś w jego stronę rękę.
- Wojtek. - chwycił twoją dłoń i złożył na jej wierzchu lekki pocałunek.
Wywarł na tobie dobre wrażenie, tym gestem. Mimowolnie na twoje usta wpłynął uśmiech.
Kolejny dzwonek do drzwi. Marta znów zniknęła za ścianą.
- Ty i Marta, długo się znacie? - zapytałaś.
- Około rok. - odpowiedział Wojtek. - Marta wspominała mi o Tobie.
- Naprawdę? - zapytałaś, na co skinął. - Co na przykład, mówiła?
- Że potrafisz podnieść ją na duchu i sprawić, że na jej ustach pojawia się uśmiech, nawet wtedy kiedy nikt inny nie jest w stanie jej pocieszyć.
Uśmiechnęłaś się lekko.
- Cześć, [T.I]. - usłyszałaś za swoimi plecami.
Odwróciłaś się.
- Cześć, Adek. - przytuliłaś go.
- Cześć, Wojtek. - zwrócił się do szatyna.
- Cześć, Adrian. - odpowiedział z lekką niechęcią.
Widać, że za sobą niezbyt przepadali. Nie wnikałaś o co chodzi. Postanowiłaś dobrze się bawić na urodzinach Marty i tak też było.

🌈Maciek

Kiedy tylko przekroczyłaś próg lombardu, do twoich uszu dobiegł krzyk Adka. Kłócił się z jakimś klientem.
- Czy pan nie rozumie, jak mówię do pana po polsku?! Więcej nie mogę panu dać. - oznajmił Barski.
- Nie wyjdę stąd, dopóki nie dostanę tyle ile chcę.
- W takim razie sam pana wyprowadzę. - Adrian wyszedł zza lady.
- Pójdę do konkurencji! - zagroził klient.
- Proszę bardzo. Niech pan idzie. - odpowiedział szatyn.
Klient mruknął coś pod nosem, po czym wziął swoje rzeczy i wyszedł.
- Cześć. - rzuciłaś, podchodząc do lady.
- O, cześć. - mężczyzna od razu się rozchmurzył i Cie przytulił.
- Niezły początek dnia, co? - zaśmiałaś się, odsuwając się nieco.
- Oj, tak. - zawtórował Ci.
- Sam jesteś? - zapytałaś, rozglądając się.
- Narazie tak. Maciek się spóźnia. - odpowiedział.
W tym samym momencie do lombardu wszedł młody mężczyzna z burzą ciemnych włosów.
- Cześć. Sory za spóźnienie. - rzucił, szybkim krokiem zmierzając do pokoju socjalnego.
- Kolejny raz się spóźniłeś. - zauważył Adek.
- Tak, wiem. Przepraszam. Pół nocy nie przespałem. Zasnąłem dopiero nad ranem. - odpowiedział, zajmując miejsce za ladą.
- Coś się stało? - zapytał Adrian.
- Problemy z Weroniką. - odpowiedział chłopak.
- No to współczuję. - Barski poklepał go po ramieniu. - A tak w ogóle to poznaj moją drogą przyjaciółkę... - mężczyzna wskazał na Ciebie.
- [T.I]. - wyciągnęłaś rękę w stronę nieznajomego.
- Maciek. - uścisnął lekko twoją dłoń.
Zadzwonił twój telefon. Mama. Odebrałaś. Po rozmowie, która trwała zaledwie 2 minuty, umówiłyście się na zakupy za godzinę. Postanowiłaś jeszcze trochę zostać w lombardzie.

×××
H.Q

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro