13. Uderzyłeś go?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


><><Harry><><


Gdy znalazłem się w pokoju, lampka wciąż się paliła. Chciałem porozmawiać z Louisem, ale chłopak spał. Leżał na lewym boku, zwinięty w małą kuleczkę. Kapelusz ściskał w dłoni. Podszedłem bliżej i upewniłem się, że na pewno śpi. Przez chwilę wpatrywałem się w jego spokojną twarz. Nigdy nie miałem okazji mu się przyjrzeć. Był całkiem przystojny i z pewnością nie będzie miał w przyszłości problemów ze znalezieniem sobie żony.

Podszedłem bliżej. Gdy na niego patrzyłem, zapominałem o wszystkich zmartwieniach. Spojrzenie przeniosłem na jego wąskie usta, które teraz zaciskał w kreskę. Pamiętam jego delikatny uśmiech, kiedy rozmawiał z Niallem. Nieraz obaj śmiali się głośno i długo. Dopiero teraz do mnie dotarło, że przez ostatnie dni nie widziałem ani malutkiego uśmiechu. Szatyn stał się poważny i starał się nie ukazywać uczuć. Dziwiło mnie to, jak można było się tak szybko zmienić?

Moje przemyślenia przerwało ciche mruknięcie. Louis przewrócił się na bok tak, że był teraz tyłem do mnie, Nie widziałem jego twarzy. Powoli ściągnąłem buty szatynowi. Musiało mu się niewygodnie w nich spać. Gdy postawiłem na ziemię drugiego buta, odetchnąłem i ucieszyłem się z tego małego sukcesu. Nie obudziłem go, niebieskooki nadal smacznie sobie spał. Obszedłem łóżko dookoła  i delikatnie usiadłem na materacu. Sam pozbyłem się obuwia i zająłem drugą połowę łóżka. Nie miałem ochoty wracać na dół i się bawić. W sumie i tam bym tego nie robił, tylko stał pod ścianą. Przynajmniej się wyśpię. - pomyślałem. Ostrożnie nakryłem nas kocem  i zgasiłem lampkę. Zanim Louis wstanie, mnie tu nie będzie. Z tą myślą usnąłem.

*****

Obudziłem się wcześnie rano. Otworzyłem oczy i przetarłem je pięścią. Nienawidziłem wstawać o takiej porze. Najchętniej przespałbym cały dzień. Teraz jednak było inaczej. Spojrzałem w lewo i zauważyłem szatyna. Leżał obok mnie  i smacznie sobie spał. Przytulał się do mojej ręki, co mnie bardzo zdziwiło. Potem uświadomiłem sobie, że chłopak nawet nie wiedział o mojej obecności tutaj. Pozwoliłem sobie przez chwilę na niego popatrzeć. Gdy wstanie, znów zacznie unikać mojego spojrzenia czy towarzystwa, ale doskonale go rozumiałem. Ciągle go tylko raniłem.

Karmelowe kosmyki włosów były rozsypane na poduszce. Widok chłopaka sprawił, że zrobiło mi się gorąco,  zwaliłem to na gruby koc pod którym leżeliśmy. Zabrałem swoją rękę z uścisku Tomlinsona. Podniosłem się z materaca i nałożyłem buty. Poprawiłem swoją koszulę, która była wygnieciona. Ruszyłem do łazienki. Po krótkiej toalecie znalazłem się znów w sypialni. Szatyn nadal smacznie sobie spał. Chyba nie kłamał mówiąc, że jest zmęczony. Kąciki ust mimowolnie uniosły się odrobinę do góry, gdy patrzyłem na niebieskookiego. Chyba zaczynałem go lubić. Na pewno nie będzie moim przyjacielem, ale mógłbym zacząć go tolerować.

Zauważyłem, że chłopak zaczyna się powoli budzić. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je, głośno zamykając, albo raczej trzaskając nimi. Nie wychodziłem z pokoju. Chłopak zerwał się z łóżka i spojrzał na mnie zdezorientowany. Palcami zaczesał swoje karmelowe włosy i iskierki w jego niebieskich oczach zniknęły.

- Nareszcie, Tomlinson. - westchnąłem. - Myślałem, że zapadłeś w śpiączkę.

- Już się zbieram. - odparł, szukając swoich butów.

Szybko je na siebie nałożył. Złapał za kapelusz, umieszczając go na głowie. Poprawił koszulę i ruszył do wyjścia. Przepuściłem go w drzwiach, wychodząc zaraz za nim. Na dole nie było słychać już muzyki. Niektórzy ludzie wciąż pili piwo lub coś jedli. Przy jednym ze stolików zauważyłem Zayna i Nialla. Siedzieli razem z dwiema kobietami, wesoło o czymś rozmawiając.

- Powinniśmy wracać już na ranczo. - powiedziałem swoim normalnym, gburowatym  tonem głosu.

- Daj nam chwilkę. - odparł Niall. - Podwieziesz nas Zayn? Moi rodzice nie mogą po nas przyjechać.

- Pewnie. - zgodził się mulat i spojrzał z uśmiechem na szatyna.

Zmarszczył brwi i uważnie mu się przyglądał. No tak, Tomlinson na policzku miał ogromnego sińca, ponadto jeszcze ta  sprawa z nosem nie dodawała mu uroku. Zayn przeniósł spojrzenie na mnie. Wiedziałem, że tak będzie. O wszystko oskarżą mnie, chociaż nie byłem niczemu winny. Gdy chłopcy pożegnali się z paniami, ruszyliśmy w stronę samochodu. W drodze do niego podszedł do mnie Malik.

- Co mu zrobiłeś? - zapytał.

- Nic. - wzruszyłem ramionami.

- Przecież widzę te siniaki! - zawołał. - Uderzyłeś go? Za co znów mu to zrobiłeś?

- Powiedziałem już. - warknąłem. - Prawda, Tomlinson?

Szatyn skinął głową, lecz nie podnosił spojrzenia znad swoich butów. Mulat pokręcił jedynie głową i chyba mi nie uwierzył. Podeszliśmy do samochodu, gdzie na przednie siedzenie wśliznął się blondyn. Chyba naprawdę tamta dwójka się ze sobą zaprzyjaźniła.

- Tylko nie pozabijajcie się tam z tyłu. - zastrzegł Niall, z szerokim uśmiechem na twarzy.


><><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje!

Wczoraj nie dałam rady wstawić już kolejnego, ale teraz łapcie.

Mam już ponad 1000 wyrazów w dodatku do ,,Yes,sir!", a to dopiero początek :D

Jak tam mija wam dzień?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro