14. Warning Sign

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Była noc, kiedy Louis poczuł ciepło w podbrzuszu. Nie miał siły otwierać oczu, ale to przyjemne uczucie rozchodziło się po całym jego ciele. Powoli zjechał dłonią w dół, próbując zorientować się, co jest źródłem tego wszystkiego. Jego umysł szybko otrzeźwiał, gdy zauważył, że przy nim leży Harry i bawi się jego penisem, uśmiechając się przy tym.

– Harry?

– Cześć – odezwał się, wyraźnie z siebie zadowolony.

– Co robisz?

– Przecież widzisz – brunet parsknął śmiechem. – Jest okej?

– Nawet lepiej – uśmiechnął się, poddając się dotykowi mężczyzny i nachylając się, żeby go pocałować. Harry przyspieszył swoje ruchy, podczas gdy Louis jęczał w jego usta. To było dziwne, całować go po raz pierwszy od tylu lat. Zawsze wyobrażał sobie, że zrobią to w jakiejś romantycznej scenerii, po tym jak wszystko sobie wyjaśnią, a nie podczas robienia sobie dobrze. Louis był jednak szczęśliwy, że na nowo może czuć Harry'ego. On również zaczął dotykać całe ciało mężczyzny, napawając się jego ciepłem i gładkością.

– Louis... – odsunął się od niego, jęcząc.

– Coś się stało skarbie?

– Louis...

– Harry, co z tobą?

– Louis! – poczuł, jak ktoś szarpie go za ramiona i gwałtownie otworzył oczy.

Musiał mieć bardzo realistyczny, erotyczny sen o Harrym. Nie żeby zdarzyło się to pierwszy raz, problem był taki, że teraz prawdziwy Styles leżał na jego łóżku, marszcząc brwi. Louis spojrzał na niego lekko zdziwiony, cały czas czując, że jego penis jest w zwodzie. Starał się to jakoś ukryć, przykrywając się kołdrą. Wiedział, że musi mieć zarumienione policzki, a Harry wciąż przyglądał mu się uważnie.

– Coś się stało? – zaczął Louis łagodnie.

– Słyszałem, że wołałeś moje imię, potem strasznie się wierciłeś w łóżku, jakbyś miał koszmar. Bałem się, że sobie coś zrobisz – powiedział niepewnie.

– Śniło mi się coś strasznego, uciekałem. Ale teraz jest już okej, dzięki za troskę – skłamał szybko. Louis odkrył delikatnie swoją kołdrę i poczuł, że robi mu się strasznie zimno. Dodatkowo głowa bardzo go bolała i miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. – Co tu tak zimno?

– Ogrzewanie jest włączone – mruknął, kładąc dłoń na jego czole. – Jesteś rozpalony!

Raczej napalony, pomyślał.

– Nie przesadzaj – przewrócił oczami.

– Jestem pewien, że masz gorączkę – wymruczał Harry. – Zrobię ci herbatę i dam jakieś leki, dobrze? Zostałbym, ale dzwonił już do mnie Ashton, muszę wracać do pracy.

– Nie kłopocz się – jęknął, próbując wstać. Jednak poczuł zawroty głowy i pomyślał, że mógłby być lekko przeziębiony.

– Leż! – rozkazał mu. – Gdzie masz termometr i leki?

– W szafce w kuchni, tej na górze – powiedział, a Harry kiwnął głową i wyszedł.

Jego penis zdążył już opaść, a Louis leżał płasko na łóżku, myśląc nad wczorajszą nocą. Zdarzyło się zbyt wiele między nim a Harrym. Być może nie było tak jak dawniej, ale zaczęli się zachowywać jak przyjaciele. Miał wrażenie, że powoli poznaje Harry'ego na nowo i to było cudowne, bo to było jakby na nowo się zakochiwał. Niby w tym samym człowieku, ale tyle się zmieniło. Jednak nic nie mogło zatrzymać tego uczucia, które rozgrzewało go od środka. To nie były motylki w brzuchu, to coś więcej; Louis czuł, jakby cały świat się zmówił, żeby mu pomóc. Miał wrażenie, że nic nie stało się przypadkowo, każde zdarzenie, słowo, gest było starannie dobrane. W jego sercu pojawiła się iskierka nadziei, że do Harry'ego powracają dawne uczucia względem Louisa. Po prostu sposób, w jaki się nim opiekował nie wydawał się być czysto platoniczny. Czuł, że Harry tymi gestami chce mu pokazać, że ma się o niego starać. Bo on od zawsze tego potrzebował, chciał żeby ktoś się o niego starał. I Louis był gotów to zrobić.

Po chwili Harry wrócił z termometrem, jakimiś lekami przeciw grypie i herbatą.

– Nie bierz ich, póki nie zmierzę temperatury – poradził, wkładając termometr pod pachę Louisa. Ten poczuł nieprzyjemne zimno i wzdrygnął się. – Trzeba było się jeszcze cieniej ubrać wczoraj.

– Mówisz jak moja mama – kolejny raz przewrócił oczami.

– Nie pyskuj – zażartował, siadając na łóżku i kładąc dłoń na czole Louisa. Odgarnął włosy i uśmiechnął się łagodnie. – Mój biedny... Zadzwonię zaraz do Susan, żeby się tobą zajęła.

– A co z jej pracą? Nie chcę być problemem.

– Nie jesteś – powiedział stanowczo i wyciągnął telefon. – Cześć kochanie! Słuchaj, mam sprawę, Louis jest chory i ktoś musi się nim zająć, bo inaczej on wyjdzie z domu, wmawiając sobie, że to nic takiego. Ja jestem zawalony pracą, ale mogłabyś tutaj przyjechać? Dam ci wolne... Okej, to świetnie, wyślę ci adres SMSem!

– Nie musiałeś...

– Ale chciałem. Weź to – podał mu leki, uprzednio sprawdzając termometr. – Zadzwonię jeszcze do Perrie i upewnię się, że nie przyjdziesz to pracy. A teraz naprawdę cię przepraszam, ale muszę już iść – pocałował go w czoło. – Dziękuję ci za przenocowanie mnie.

– Miłego dnia, Harry – powiedział, zanim tamten wyszedł. Brunet pomachał mu jeszcze i uśmiechnął się słodko.

Louis nie wierzył, że właśnie został pocałowany w czoło.

Ω

Pół godziny później usłyszał pukanie do drzwi. Ociężale do nich podszedł, jęcząc, że wszystko go boli, zanim je otworzył. W progu stała Susan, która przytuliła go na powitanie.

– Jak się czujesz? – spytała, jakby naprawdę chciała wiedzieć, a nie robiła to z grzeczności.

– Em, chyba umieram – oznajmił. Zawsze, gdy był chory, czuł się okropnie i miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie. Był cały obolały i chciał umrzeć.

– Faceci w czasie przeziębienia – westchnęła. – Wzięłam parę filmów, możemy razem obejrzeć.

– Chcesz coś do picia? – zaproponował.

– Przecież to ja mam się zajmować tobą! – zaśmiała się.

– Dziękuję, że tutaj przyszłaś – powiedział, siadając na kanapie. Uśmiechnął się na myśl o tym, że zeszłego wieczora był tutaj z Harrym.

– Och, przestań, przyjaciele Harry'ego to moi przyjaciele – uśmiechnęła się. – Chyba, że to Ashton, do niego bym nie przyszła, gdyby był chory.

– Okej, wydaję mi się, że powinienem zapytać, jak wam poszła randka.

– Właściwie, to poszła bardzo dobrze – westchnęła, a Louis usiadł wygodniej i z zaciekawieniem się jej przysłuchiwał. – Lubię Ashtona, jest miły, kochany i jest świetnym przyjacielem.

– Sfriendzonowałaś go?

– Co? Nie – oburzyła się. – To nie jest friendzone, powiedziałam mu, że potrzebuje czasu.

– Ale on ci się podoba, ty podobasz się jemu, w czym problem? – odparł. – Ja kiedyś popełniłem błąd i zostawiłem kogoś ważnego w imię jakichś moich dziwnych przekonań. Nie rób tego samego.

– Nie o to mi chodzi, wytłumaczę to inaczej – zastanowiła się przez chwilę. – Ja się nie spodziewałam, że on odwzajemnia to, co ja czuję. Ash jest zazwyczaj oschły i nie widać po nim większych uczuć. Takie przeciwieństwo Harry'ego, który kocha ludzi i rozmawia z psami na ulicy. Ale mnie się to podoba, poza tym, hetero faceci nie są tak fajni jak homo, więc już się z tym pogodziłam.

– Dzięki – zaśmiał się pod nosem.

– Tego dnia, gdy zaszło to nieporozumienie i zapytałam się Ashtona o jego orientacje on się dziwnie speszył. Znaczy, może i byłam zmęczona i mogłam coś źle zinterpretować, ale poczułam, że zaprosił mnie na tę randkę, żeby udowodnić, że jest hetero.

– Mógłbym w to uwierzyć, bo kiedyś sam tak robiłem, ale jest jeden mały problem; Harry powiedział mi, że podobasz się Ashotnowi mniej więcej od samego początku waszej znajomości.

– Okej, ale to wciąż jest dziwne. On nigdy nie pokazał mi tego, co czuje i się tym zdziwiłam, to wszystko – wzruszyła ramionami. – A randka była świetna, zabrał mnie do restauracji, potem się pocałowaliśmy...

– ... i wtedy go sfriendzonowałaś? – przerwał jej.

–Nie, właściwie to my nie jesteśmy do końca przyjaciółmi, ani też parą, jesteśmy czymś pomiędzy. Ty chyba najlepiej wiesz, o co mi chodzi – powiedziała, a Louis uśmiechnął się smutno w odpowiedzi.

– Słuchaj, Susie, nie musisz przyczepiać wam żadnych etykietek, okej? Tak długo, jak wam jest dobrze, nie nazywajcie waszej relacji – podpowiedział. – Właściwie, to ile ty się z nim znasz?

– Z Ashem? – dopytała, a szatyn potwierdził ruchem głowy. – Właściwie, to chyba od zawsze. Nasze mamy się przyjaźniły i odkąd pamiętam od był w moim życiu. Jest kilka lat starszy, więc zawsze traktował mnie jak młodszą siostrę.

– A on ci się podobał?

– Początkowo niezbyt, ja sama myślałam o nim, jak o bracie. Dopiero w liceum, gdy na moich urodzinach zaimponował wszystkim moim przyjaciółkom, zauważyłam, że w sumie jest przystojny. Bałam się jednak, że mnie odrzuci, ja byłam głupią nastolatką, a on już studiował. Właściwie, wtedy się rzadko spotykaliśmy, więc zapomniałam.

– To kiedy ta miłość odżyła? – uśmiechnął się do niej.

– Jak zaczęłam tutaj pracować – odpowiedziała. – Ash wcześniej pracował w klinice swojej mamy, która jest psychologiem i psychiatrą. Pomogła im trochę, można powiedzieć, że jest dość rozpoznawalna w tej branży, więc jej nazwisko załatwiło dużo pracy.

– A Harry i Ashton znają się ze studiów?

– Nie wydaję mi się – pokręciła głowa. – Ashton jest od niego starszy, z tego co wiem, Harry założył klinikę zaraz po studiach. Nie wiem nawet, jak do tego dokładnie doszło.

Louis kiwnął kilka razy, zastanawiając się nad tym wszystkim. Harry i Ashton zapewne poznali się przez Victorię, jednak wciąż nie wiedział o niej zbyt wiele. To ona musiała pomóc Harry'emu po studiach założyć przychodnię, skoro znała się tak na swoim fachu.

– To co, oglądamy coś? – zaproponował, chcąc zmienić temat.

Właściwie trudno było nazwać to oglądaniem filmu. Louis i Susan większość przegadali. Dziewczyna była naprawdę miła i inteligentna, więc szybko znaleźli wspólny język. Louis kolejny raz wziął leki i czuł się już coraz lepiej. Potem Susan zrobiła im obiad, który wspólnie zjedli w kuchni, rozmawiając o życiu, związkach, pracy. Opowiedział jej, jak to się stało, że jest dyrektorem banku, a ona w zamian podzieliła się swoją historią.

– Mówiłam ci już, że chcę być psychiatrą, gdy już kończę studia – powiedziała, popijając herbatę. – Bardzo się cieszyłam, gdy zaczęłam pracować. W sumie ja dopiero zaczynałam się uczyć, Harry był świeżo po studiach, więc był wyrozumiały. Ashton miał już jakieś doświadczenie, w sumie to po tym, co przeżył ze swoją matką, to już od przedszkola miał styczność z dość dziwną psychologią.

W tym momencie Louisa oświeciło. Całkowicie zapomniał, że wczoraj zapytał Harry'ego o Victorię Irwin i miał później wygooglować to nazwisko. Zbyt dużo się jednak zdarzyło i wyleciało mu to z głowy.

– Masz na myśli Victorię? – zagadał, starając się brzmieć na obytego w temacie.

– Znasz ją? – zdziwiła się, a Louis pokiwał głową. – W takim razie, wiesz jaka jest.

– Tak – skłamał – ale możesz mi wyjaśnić, co masz dokładnie na myśli?

– Nic nie wiesz, prawda? – zmarszczyła brwi.

– Dobra, wiem tylko, że Victoria była, może i jest kimś ważnym dla Harry'ego i ma na nazwisko tak samo jak Ash – westchnął. – Muszę wiedzieć o niej wszystko, tyle razy wspominał o niej w listach, czuję, ze jest ważnym elementem układanki.

– Hej, czekaj – zastanowiła się. – Listy? Układanka?

– Susie, obiecaj mi, że zostawisz to dla siebie, okej? – poprosił. Zorientował się, że Susan zna Harry'ego bardzo dobrze i nie jest wmieszana w intrygę przyjaciół. Może jej powiedzieć wszystko. – Nie powinienem, ale tylko ty mi możesz pomóc.

– Louis, możesz mi ufać. Chcę dla Harry'ego jak najlepiej.

–Wiesz o tym, jak go zostawiłem? – kiwnęła głową w odpowiedzi. – On pisał do mnie listy. Osiemnaście listów, których wtedy nie rozumiałem. Mają w sobie mnóstwo niedopowiedzeń, wszyscy uważają, że muszę czytać miedzy wierszami, ale naprawdę nie potrafię. Dlatego staram się powoli układać z nich logiczną całość, wiem, że późno się za to wziąłem, ale teraz czuję, że w tych listach jest klucz do zrozumienia Harry'ego.

– Dobra, łapię, rozumiesz listy, więc rozumiesz Harry'ego – pokiwała głową. – Ale co z twoimi przyjaciółmi? Oni nie mogą ci powiedzieć wszystkiego?

– Kate wymyśliła taką zasadę, muszę się wszystkiego dowiedzieć – przewrócił oczami. – Ogólnie wiem, co się stało; Harry po moim wyjeździe był bardzo smutny, ale nie miał mi tego za złe. Dodatkowo pisze tam o takich rzeczach jak bal szkolny, wycieczka do Londynu czy wyjazd do Ameryki. Nic szczególnego.

– Pokazałbyś mi te listy? Oczywiście, jeśli są zbyt prywatne, to nie musisz – zaczęła się bronić. – Chciałabym po prostu wiedzieć, w czym mogę ci pomóc. Bo właściwie, ja nie znam Harry'ego z tamtego okresu.

– Wiesz może, czy Harry miał kiedyś chłopaka? – powiedział, myśląc o Mattym.

– Mówiłam ci już, że odkąd go znam, był singlem – odparła. – Louis, mam teraz wrażenie, że nie wiem nic o Harrym. Zawsze miałam go za cudownego człowieka, który dba o innych, ale po prostu nie chcę się zakochać. Teraz chyba rozumiem, że odrzucał miłość, bo kiedyś ktoś go mocno zranił.

– Ja...– wyjąkał – mam podejrzenie, że brał antydepresanty. Opisywał mi, jak się czuł i ja po prostu tak wywnioskowałem.

– Nie wiem, jak mogę ci pomóc. Też mogę jedynie wnioskować, bo nie znam Harry'ego. Zastanów się, kto może wiedzieć, co się działo z Harrym w tamtym okresie. Oprócz twoich przyjaciół.

– Jego rodzina – mruknął. – Ale nie mogę tak po prostu ich zapytać, prawda? Jego siostra kiedyś mi obiecała, że jak zranię Harry'ego, to mnie zabije.

– Ashton zna go od lat – podpowiedziała.

– Nie lubi mnie – powiedział. – Wie co zrobiłem Harry'emu.

– Jesteś pewien? – przejęła się. – Mogę się go jakoś podpytać o to wszystko.

– A co jeśli spotkałbym się z tą całą Victorią? – spytał, ignorując wcześniejszą propozycje Susan.

– Tajemnica lekarska, nic ci nie powie – przygryzła wargę. – Chociaż, możesz spróbować. Co ci szkodzi?

Razem wygooglowali Victorię i ukazało się kilka stron. Niektóre były artykułami z gazet czy wywiadami, ale weszli na stronę główną jakiejś przychodni. Jedna z zakładek była w całości poświęcona Victorii Irwin, wypisane były jej osiągnięcia, nagrody, ale Louisa niezbyt to interesowało. Nie znaleźli żadnego kontaktu do Victorii Irwin, a sama strona wydawała się być mało nowoczesna. Przeszedł do końca witryny, gdzie widniał numer telefonu przychodni. Od razu chciał zadzwonić, ale Susan go powstrzymała:

– Czekaj, nie sądzisz, że to dziwne, że można się z nią skontaktować tylko przez przychodnię?

– Musi być bardzo zajęta – wzruszył ramionami.

– Może ja to zrobię? Wiesz, jego mama mnie zna i może uda się jakoś przyspieszyć wizytę? – zaproponowała.

– Nie chcę się tobą wyręczać, mogę poczekać tydzień...

– Louis, czy ty w ogóle czytałeś o jej osiągnięciach? – spytała. – Przecież ona jest jednym z najlepszych lekarzy w Wielkiej Brytanii, nie dość, że będziesz musiał czekać tygodnie na wizytę, to jeszcze sporo za to zapłacisz. Daj mi to – wyrwała telefon i sama wyciągnęła swój, szybko przepisując jakiśnumer. – Powinnam mieć tutaj jej prywatny numer... O jest! Teraz możesz dzwonić.

– Co? – zdziwił się, kiedy dziewczyna podała mu komórkę i od razy usłyszał sygnał. – Nie mogę z nią od tak rozmawiać, to przecież...

– Victoria Irwin – usłyszał lekko zachrypnięty głos i dał na głośnomówiący.

– Em, dzień dobry pani – odezwał się, starając się brzmieć pewnie, a dziewczyna patrzyła na jego poczynania z uśmiechem. – Nazywam się Louis Tomlinson, Susan dała mi ten numer...

– Mógłbyś powtórzyć swoje nazwisko? – spytała zaciekawiona.

– Louis Tomlinson.

– Ha! – ucieszyła się. – Czekałam na ten telefon! Wprawdzie spóźniłeś się kilka lat, ale lepiej późno niż wcale, mój francuski chłopcze.

– Słucham? Ale skąd pani wie? – spojrzał zszokowany na dziewczynę, która tylko wzruszyła ramionami.

– Louis, spokojnie – zaśmiała się. Jej śmiech był bardzo dźwięczny i sprawiał, że mężczyzna czuł się spokojniejszy. Kobieta samym swoim głosem wzbudzała zaufanie. – Zakładam, że chcesz się ze mną spotkać i porozmawiać o Harrym, prawda?

– Tak – zgodził się.

– Nie obiecuję, że powiem ci wszystko, zrobię tyle, co będę mogła – westchnęła. – Kiedy masz czas?

– Pani pyta się mnie, kiedy mam czas? – był w szoku, że kobieta go rozpoznała, a co dopiero, że chcę się z nim spotkać.

– Twoja wizyta opóźniła się o kilka lat, znajdę godzinę czasu w tym tygodniu. To jak?

– Środa? – zaproponował niepewnie.

– Zabiorę cię na obiad – postanowiła i podała mu adres. – Bądź tam proszę o szesnastej.

– Dobrze – zgodził się szybko.

– Och i jeszcze jedno: nie miej do mnie pretensji, jeśli będzie ci się chciało płakać po tym spotkaniu.

Rozłączyła się zanim zdążył zapytać o cokolwiek więcej.

– Co sądzisz? – spytała Susan.

Nie wiedział, co ma o niej myśleć. Niewątpliwie była specyficzna, ale znała go i miał wrażenie, że to bardzo dobrze. Czuł, że zdążyła już przeskanować całe jego życie i nie mógł nic ukryć. To go przerażało, ale jednocześnie fascynowało; od zawsze lubił dziwnych ludzi. Właściwie żaden z jego najbliższych znajomych nie był normalny. Te ich dziwactwa sprawiały, że stawali się interesujący. Równocześnie bał się z nią spotkać. Właściwie jej nie znał i nie ufał. Czuł się źle z tym, że ona miała wiedze na jego temat, podczas, gdy on nie wiedział o niej nic szczególnego. Osiągnięcia wypisane w Internecie były tak naprawdę nic nie warte, bo nagrody nie są w stanie odzwierciedlić prawdziwej wartości człowieka.

– Ona jest naprawdę dziwna – stwierdził po chwili. – Ale chcę się z nią spotkać. Czuję, że ona ma coś ważnego do przekazania.

– Życzę ci powodzenia, ale trochę się martwię – przyznała brunetka. – Victoria była od zawsze specyficzną osobą i dość dziwnie wybierała sobie towarzystwo.

– Co masz na myśli?

– Chodzi mi o to, że... nie powinnam o tym mówić – westchnęła. – Victoria nie potrafi oddzielić życia prywatnego od zawodowego. W tym zawodzie to podstawa, naprawdę. I tutaj nie mam na myśli kontaktów z przyjaciółmi; wbrew pozorom takie obiektywne spojrzenie na jakiejś kwestie może być okej. Gorzej, jeśli wywiera się presję na rodzinie.

– Ash? – dopytał.

– Niestety – odparła smutno. – Victoria wydaję się być fantastyczną osobą, ale Ashy naprawdę dużo z nią przeżył. Aż się dziwię, że sam nie potrzebuje jakiejś pomocy psychologa. Wiem, że za nim nie przepadasz, ale to dobry człowiek. Ma jakieś problemy, ale kto ich nie ma?

– Hej, Susie, przecież ja nic do niego nie mam – uspokoił ją. – Irytuje mnie, że ma taki dobry kontakt z Harrym, ale to chyba zazdrość.

– Oni wspierali się w trudnych chwilach i chyba tylko to ich łączy – wzruszyła ramionami.

Spędzili jeszcze ze sobą trochę czasu, zjedli razem ciasto i porozmawiali. Louis czuł się przy niej swobodnie i to jednak musiała być prawda, że geje lepiej dogadują się z kobietami. Dopiero późnym popołudniem dziewczyna pożegnała się z nim, bo musiała już iść:

– Dziękuję ci za wszystko, naprawdę – pocałował ją w policzek. – Dzięki tobie czuję się o niebo lepiej.

–Nie przesadzaj – zaśmiała się. – Dzwoń jakby co, mogę przyjść też jutro.

– Dzięki, skarbie – powiedział, zanim wyszła.

Było już trochę późno, kiedy zadzwonił do niego Zayn. Odebrał, gotowy już, żeby odwołać wszelkie wyjścia. Może i była sobota, ale naprawdę źle się czuł i nie chciał wychodzić z domu, nawet jeśli miał iść tylko do Cold Coffee.

– Louis, mam sprawę, mogę do ciebie przyjść? – to pytanie lekko go zszokowało. Ta sprawa musiała być poważna, skoro chciał się spotkać u niego.

– Właściwie to jestem chory... – usłyszał pukanie do drzwi. – Czekaj chwilę.

Poszedł otworzyć, cały czas trzymając telefon przy uchu. Ku jego zdziwieniu, w progu zobaczył uśmiechającego się Zayna.

****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro