1. Unkiss me

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wcześniej...

Podpisał dokładnie wszystkie dokumenty, które były na jego biurku. Mężczyzna przed nim przyglądał się jego pracy z niecierpliwością, nerwowo podwijając rękawy swojej koszuli. W końcu odłożył kartki na bok i uśmiechnął się smutno.

– Tu vas me manquer, Louis.*

– Charles, ile razy ci to powtarzałem? – szatyn przewrócił oczami.– Mów do mnie po angielsku.

– Przepraszam – uśmiechnął się smutno.– To twój ostatni dzień w Paryżu, jeszcze zatęsknisz za francuskim.

– Uwierz, nie – wziął z biurka teczkę.– Wszystko?

– Chyba tak – zdjął swoje okulary i stanął naprzeciwko chłopaka. Był od niego sporo wyższy, dlatego usiadł na krawędzi biurka, żeby ich twarze znajdowały się na jednym poziomie.– Louis, jesteś pewien? Wiesz, że nie musisz tego robić. Znajdę kogoś innego na twoje miejsce, możesz zostać w domu.

– Ja tam wracam – uśmiechnął się.– Wracam do domu, Charles. Paryż nigdy nim nie był.

– Jak wolisz – w jego głosie można było wyczuć smutek.– W teczce masz wszystkie najważniejsze numery i adresy.

– Dzięki, poradzę sobie – mruknął, a w tym samym czasie Charles dostał wiadomość.

– Oficjalnie, twój apartament jest gotowy – powiedział, po przeczytaniu jej. – Jutro masz pierwsze spotkanie, więc proszę, nie baw się w odkrywanie nocnego życia.

– Jakbym śmiał – odpowiedział sarkastycznie, po czym spojrzał na zegarek.– Jeszcze coś?

– Tak – uścisnął chłopaka.– Tu vas me manquer, Louis.

– Au Revoir, Charles.**

Ω

Wyszedł z biura i wsiadł do taksówki, która czekała na niego na dole. Jeszcze raz sprawdził, czy na pewno wszystko ma. Jechał na lotnisko, po raz ostatni obserwując Paryż. Na ulicach widać było jeszcze pozostałości po noworocznych imprezach w postaci fajerwerków i pijanych jeszcze ludzi. Louis myślał, jak wiele osób oświadczyło się swoim ukochanym poprzedniej nocy. Domyślał się, że sylwester w mieście zakochanych to najlepsza okazja na wyznanie komuś miłości. No cóż, on jeszcze nie miał takiej okazji.

Przeżył w Paryżu ostatnie siedem lat swojego życia. To tutaj studiował, znalazł pracę, kupił pierwsze mieszkanie. Teraz miał to wszystko zostawić i wcale nie miał się źle z tego powodu. Czuł jedynie smutek z powodu rozstania z Danielle.

Jak już powiedział Charlesowi, Paryż nigdy nie był dla niego domem. Mimo że przeprowadził się tutaj z rodziną, a dzięki swojemu ojczymowi miał zapewnioną wspaniałą przyszłość, to w Anglii zostawił część siebie. Tak naprawdę tam przeżył najwspanialsze chwile swojego życia i z tym miejscem wiązał najlepsze wspomnienia. Paryż kojarzył mu się z dorosłym życiem, które musiał tutaj zacząć.

Czy Louis żałował, że wyjechał? Nie. I może to było złe z jego strony, bo zranił tym wyjazdem wiele osób, ale nigdy nie pomyślał, że mogłoby być inaczej. Wtedy, w Wielkiej Brytanii, nie miałby żadnej przyszłości– nie uczył się wybitnie, więc raczej nie dostałby się na żadne studia, jego umiejętności w piłce nożnej też nie były na najwyższym poziomie. W Paryżu Charles miał dużo znajomości, dlatego bez problemu załatwił Louisowi najpierw możliwość studiowania ekonomii, a potem wysoką posadę w jednym z największych banków we Francji. I teraz ten bank otwiera filie w Londynie.

Louis już po studiach myślał, żeby wrócić do Anglii. Miał jednak tylko 22 lata i całkowity brak doświadczenia. Poza tym, ekonomia wcale nie była jakąś jego wielką pasją, po prostu Charles wykalkulował, że za parę lat będzie dość duży deficyt ludzi o tym wykształceniu. Przyjaciel ojczyma był właścicielem dużego banku i po znajomości załatwił mu posadę. Louis przez ponad dwa lata żył sobie spokojnie, pracując dość elastycznie, mając dużą wypłatę, przyjaciół i własne mieszkanie. Miał życie, o jakim marzy każdy.

Problem był taki, że on nie czuł się szczęśliwy.

Ω

Gdy dotarł na lotnisko, odprawa się już kończyła. Dotarł do samolotu jako ostatni pasażer. Na szczęście ze względu na to, że leciał pierwsza klasą, nikt z pracowników nie miał do niego pretensji. Usiadł na swoim miejscu i wyjął telefon, by napisać Danielle, że już wylatuje. Dziewczyna odpisała mu po chwili, życząc miłej podróży i przesyłając buziaki. Była na wakacjach i bardzo żałowała, że to ona nie mogła go odwiedź na lotnisko, jednak Louis nie miał jej tego za złe.

Samolot wystartował i podeszła do niego młoda stewardessa, pytając:

– Vous voulez boire quelque chose?***

– Non – Louis uśmiechnął się do niej i zaprzeczył ruchem głowy. Był bardzo zmęczony i zasnął, obudził się dopiero, gdy podchodzili do lądowania.

– Au Revoir – usłyszał pożegnanie załogi i postanowił nie mówić w Anglii po francusku.

No cóż, nie wyszło.

Louis Tomlinson siedział w taksówce, słuchając wieczornego wydania wiadomości. Nie interesowały go, ale cieszył się, że nareszcie słyszy przepiękny angielski z brytyjskim akcentem.

W ciągu sześciu lat zapomniał, jak bardzo się za tym stęsknił. Francuzi nie lubili mówić po angielsku, przez co musiał szybko nauczyć się ich języka. Jasne, był romantyczny i wszystko w nim brzmiało jak wyznanie miłości, ale zdecydowanie wolał swój ojczysty angielski.

Taksówka zawiozła go do jego nowego mieszkania w City. Budynek trochę przypominał hotel, miał kilkanaście pięter i po wejściu Louis znalazł się w czymś, co przypominało recepcję. Podszedł do mężczyzny, stojącego za ladą.

– Dzień dobry, mam tutaj mieszkać.– powiedział z uśmiechem.

– Pan Louis Tomlinson?– potwierdził ruchem głowy, a mężczyzna wyszukał coś na komputerze.– Mieszka pan na piątym piętrze, pokój 05. – wręczył mu kluczyki.– Mam nadzieję, że miło minęła panu podróż.

– Dziękuję.

– Pomóc panu z walizką?– zaproponował.

– Poradzę sobie.

Louis wsiadł do windy, a te pięć pięter dłużyło się w nieskończoność. Chciał jak najszybciej znaleźć się w łóżku, w końcu jutro miał mieć jakieś spotkanie. Jeśli dobrze pamiętał, będzie rozmawiał z jakimś architektem, o ułożeniu mebli w swoim nowym gabinecie. Szczerze mówiąc, kompletnie go to nie obchodziło. Aczkolwiek ten architekt miał pewne zastrzeżenia i chciał się spotkać z Louisem osobiście, żeby to omówić. Właściwie, to nie miał nic przeciwko jakiejś rozmowie. Zorientował się, że nie zna tutaj kompletnie nikogo. Zdecydowanie, powinien iść na imprezę.

Wjechał na górę i zauważył, że było tutaj kilka mieszkań. Odszukał swoje i wszedł do środka. Było zdecydowanie zbyt duże jak dla jednej osoby, już w pełni umeblowane.

– Ładnie tutaj – mruknął do siebie.

Wyjął rzeczy z walizki i zaczął układać je w szafkach. Wziął jedynie ubrania, kosmetyki, kilka płyt i pewne pudełko. Reszta miała przyjść w ciągu kilku dni paczką.

Gdy wszystko już było na miejscu, wziął pudełko i bardzo ostrożnie włożył je pod łóżko.

Potem szybko się odświeżył i poszedł spać. Mimo zmęczenia, przez dłuższy czas nie mógł zasnąć. Zastanawiał się, co teraz będzie robił. Oczywiście, poza pracą. W końcu siedem lat temu postanowił odciąć się od swojego dawnego życia, zostawił wszystkich przyjaciół bez większych wyjaśnień. W Paryżu znalazł znajomych, ale historia lubi się powtarzać – znowu wyjechał, żeby rozpocząć nowe życie. Louis jest chyba jakimś życiowym niewypałem. Już drugi raz robi to samo, zostawia najbliższych.

W czasie swojego pobytu we Francji Louis wiele razy zastanawiał się, co robią jego dawni przyjaciele. Początkowo nie potrafił sobie bez nich poradzić. Czuł się samotny, miał uraz do Charlesa i swojej mamy. Jednak później znalazł pewien sposób, żeby poczuć się lepiej. Zaczął pisać piosenki.

Louis nigdy nie myślał, że to będzie coś, co lubi robić. Wprawdzie od zawsze interesował się muzyką, lubił śpiewać, ale nie robił tego publicznie. Jednak okazało się, że przelewanie swoich myśli na papier w ten sposób, daje mu niesamowitą ulgę. Najgorsze było to, że wszystkie piosenki były smutne, bo inspiracją były jego przeżycia.

Od dłuższego czasu jednak nic nie napisał i wcale nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia.

Jego myśli nieubłaganie dążyły do Harry'ego. Co noc zastanawiał się, co teraz robi, czy jest szczęśliwy, o kim myśli, koło kogo zasypia. Louis nigdy nie pogodził się z jego utratą, mimo że wiedział, że tak było dla niego lepiej. Nie był i nigdy nie będzie odpowiednią osobą dla Harry'ego.

Wstał z łóżka i wyjął swoje pudełko. Poszedł z nim do kuchni, gdzie już wcześniej zauważył wina ustawione w barku. Pewnie miały być na jakąś parapetówkę, ale w tej chwili Louis to pieprzył.

Usiadł na parapecie z lampką wina i pudełkiem. Spojrzał przez okno. Widział jarzące się światła, samochody. Pomyślał, że być może w tej samej chwili Harry myśli o nim. I chociaż wiedział, że jest to praktycznie niemożliwe, wciąż miał jakąś nadzieję, że kiedyś w tłumie ludzi zobaczy jego twarz.

Wahał się przez chwilę zanim drżącymi rękoma otworzył pudełko. Wiedział, że będzie to dla niego trudne. W środku, na pierwszy rzut oka, nie znajdowało się nic szczególnego– jakieś kartki i kilka zdjęć. Dla Louisa jednak znaczyło to więcej niż całe jego życie, bo właściwie w tym pudełku trzymał swoje życie.

Były tam rzeczy, do których Louis miał sentyment. Listy od Harry'ego, które czytał tak wiele razy i nigdy nie wyrzucił. Zdjęcia z ludźmi, którzy znaczyli coś dla niego. Oczywiście była tam jego mama i siostry, jeszcze gdy był mały. Upił łyk wina i uśmiechnął się do siebie. Zobaczył zdjęcie, gdzie mały on i Liam bawią się na placu zabaw. Następnie był z Zaynem, jego mama uwieczniła ich radość po zwycięskim meczu. Było zdjęcie, które zrobili sobie razem z Kate, podczas pobytu w domku Luke'a. Louis był ciekawy, co jego przyjaciele teraz robią i czy utrzymują ze sobą kontakt. Przeglądał dalej, przypominając sobie trenerów i kilku znajomych, aż dotarł do zdjęć, których zawsze unikał. Pamiętał, że włożył je tutaj w dzień swoje wyjazdu do Paryża i od tego czasu ani razu do nich nie zajrzał.

Teraz jednak był na to gotowy.

Wypił lampkę do końca i nalał kolejną. Wiedział, że minie dużo czasu zanim się upije, siedem lat we Francji dało mu dużą tolerancję na wino.

Wziął do ręki pierwsze ze zdjęć, zrobione na imprezie u Nialla. To wtedy po raz pierwszy spieprzył sprawę z Harrym. Wciąż nie mógł uwierzyć, że był takim dupkiem i udawał, że nie pamiętał pocałunku. Louis tak naprawdę nigdy się nie zastanawiał, ile razy zawalił, ile razy go nie pocałował albo doprowadził do łez.

Był dupkiem.

I najgorsze było to, że nie ma pewności, czy coś się zmieniło. Co jeśli nadal jest tak nieodpowiedzialny? Tylko, że on naprawdę był gotowy wszystko naprawić. Problem był taki, że nie wiedział jak. Harry raczej nie ma tego samego adresu, co na listach, bo miał studiować w Londynie. Istniała oczywiście jakaś znikoma szansa, że spotka go na ulicy, ale on nawet nie był przekonany, czy Harry wciąż tu jest. Poza tym, czy w Londynie nie mieszkało jakieś dziewięć milionów ludzi?

Louis bardzo chciał spotkać się z którymś, ze swoich dawnych przyjaciół, ale nie miał pojęcia jak.

Na szczęście los jest bardzo łaskawy.

***

* Tu vas me manquer – Będę za tobą tęsknić

** Au Revoir– Do widzenia!

*** Vous voulez boire quelque chose? – Czy chce pan coś do picia?

***

Powracam! Wiem, miało być w połowie lipca, ale Chatsaim namówiła mnie, żeby wstawić szybciej (uwinęła się z tym betowaniem). Ja jestem szczęśliwa, jak ciepło przyjęliście prolog, mówiąc, że jest świetny czy nawet ogłaszając go najlepszym prologiem na wtt, tym samym wywołując u mnie łzy. Kocham was wszystkich! 
I wiem, że prolog był dość skomplikowany, jeśli ktoś go nie zrozumiał, tłumaczyłam o co w nim chodzi paru osobom, więc możecie sprawdzić komentarze. 

To już chyba tyle z mojej strony, piszcie co sądzicie o lay i bawcie się dobrze podczas czytania (ewentualnie nie płaczcie zbyt wiele, pamiętajcie, że jestem drama queen).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro