11. Stay

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W piątkowy wieczór Louis jak zwykle wcześniej przyszedł do kliniki. Z uśmiechem przywitał się z Susan, która podała mu filiżankę kawy.

–  A to za co? – spytał zdziwiony.

–  No cóż, obiecałam, że postawię ci kawę – wyjaśniła. – A poza tym, musimy chyba porozmawiać.

–  Mam się bać? – oparł się o stolik w recepcji.

–  Louis, wiem, że to raczej było nieporozumienie – zaczęła. – Chodzi o Ashtona i Harry'ego.

– Wiem już, że tobie podoba się Ash, a nie Harry – przerwał jej.

–  To też – kiwnęła nerwowo głową – Ale raczej chodziło mi o to, co łączy ciebie i Harry'ego.

–  Po prostu przyjaźniliśmy się kiedyś, a teraz chcę do tego wrócić – wzruszył ramionami.

–  Nie kłam mnie, proszę – powiedziała łagodnie. – Ja widzę, że coś między wami było, może i wciąż jest, ale chciałbym cię ostrzec. Nie powinnam tego robić, bo Harry to mój przyjaciel...

–  Dobra, o co chodzi? – niecierpliwił się.

–  Powiem wprost; wy dwaj pasujecie do siebie jak mało kto. Uwielbiam sposób, w jaki Harry na ciebie patrzy, gdy myśli, że nie widzisz.

–  Czekaj, co? – zdziwił się. – Jak na mnie patrzy?

–  Jakby obserwował całe swoje szczęście – odparła z uśmiechem. – Chodzi mi o to, że nigdy nie widziałam go w takim stanie. Harry wydawał się być kimś, kto wszystkie swoje uczucia poświęca pacjentom, przez co nie zostaje nic dla niego.

–  Przecież on jest tak samo dobry dla swoich przyjaciół...

–  Nie zrozumiałeś – przerwała mu. – Odkąd go znam, nie był w stałym związku. Równocześnie wiem, że spotyka się z ludźmi, ma dużo znajomości na jedną noc.

Louis zmarszczył brwi. Nigdy nie spodziewał się, że Harry będzie takim typem osoby. Ale przecież nie mógł mu zaglądać do łóżka, a każdy ma jakieś potrzeby. Bolało go to, chociaż wiedział, że jeszcze niedawno zachowywał się podobnie. Jednak odkąd przyjechał do Londynu, liczył się dla niego tylko Harry i nie chciał, żeby dotykał go ktokolwiek inny. Teraz wyobraził sobie Stylesa w objęciach tych wszystkich mężczyzn i bardzo go to bolało; on pragnął być dla niego tym jedynym.

–  To jego życie – opowiedział ze smutkiem, a Susan przewróciła oczami.

–  Louis, jesteś jedynym, który może go zmienić  – powiedziała lekko zdenerwowana. – I wiem, że ty też coś do niego czujesz. Dlaczego nie zachowacie się para dorosłych i po prostu sobie tego nie powiecie?

–  Susie, to bardziej skomplikowane – starał się wytłumaczyć. – Między nami wydarzyło się zbyt wiele, żeby tak po prostu rzucić się sobie w ramiona.

–  Ja tylko chcę, żeby on był szczęśliwy – westchnęła, po czym spojrzała na zegarek. – Muszę się zbierać, bo zaraz Harry kończy.

Louis stał tam oszołomiony. Kolejna osoba namawia go do bycia z Harrym. Szatyn był pewien, że Styles jest szczęśliwy bez niego.

Kilka minut później z gabinetu wyszła Lily, która od razu rzuciła się Louisowi na szyję.

–  Co tam, młoda? – spytał na powitanie. Bardziej był jednak ciekaw, czemu Harry nie wyszedł wraz z nią.

–  Bardzo dobrze – mruknęła, po czym spojrzała na telefon z uśmiechem i odpisała komuś.

–  Co się tak do telefonu uśmiechasz? – zagadał.

–  Nie zachowuj się jakbyś miał czterdzieści lat – przewróciła oczami, a Louis zerknął na rozbawioną Susan. – Piszę z kolegą.

–  Ta, kolegą – powiedział, ironizując.

–  To taki sam kolega jak ty i Harry – uśmiechnęła się.

–  Odprowadzę cię do samochodu – oznajmiła Susan i cmoknęła Louisa na pożegnanie. – Miłego wieczoru z kolegą!

Louis zrezygnowany pokręcił głową i powoli wszedł po schodach. Zanim zdążył zapukać, drzwi do gabinetu otworzyły się i stanął w nich Harry.

–  Louis – powiedział tylko, lustrując go wzrokiem.

–  Em, hej – odparł niepewnie. – Mogę wejść?

–  Nie – usłyszał i  zmarszczył brwi. – Znaczy, nie, bo wychodzimy gdzieś razem.

–  Po co? – spytał, ale Harry złapał jego nadgarstek i zeszli po schodach. Normalnie miałby pretensje, że ktoś mu pomaga, sam sobie dobrze radzi, ale dotyk Harry'ego go elektryzował. Poddał mu się całkowicie i nawet nie zauważył, kiedy znaleźli się pod drzwiami wyjściowymi. Mężczyzna puścił go i zamknął drzwi kluczem. – Czy ty mnie właśnie wyrzuciłeś z przychodni?

–  Po prostu przeniosłem miejsce zajęć – odparł ze śmiechem i zapiał płaszcz Louisa. – Nie chcę, żebyś się przeziębił.

–  Gdzie my idziemy? – spytał, gdy brunet znowu chwycił jego nadgarstek i przyspieszył.

–  To ja tu zadaję pytania, mój drogi – odparł ze śmiechem. Szatyn już po chwili czuł się zmęczony, bo miał krótsze nogi od Harry'ego i trudno mu było za nim nadążyć.  Gdy w końcu zatrzymali się, znajdowali się przy jednej z większych ulic w Londynie. – Jesteś gotowy?

–  Na co?

–  Na spełnienie twojego marzenia – powiedział, po czym pomachał przed nadjeżdżającą taksówką. Ta zatrzymała się i oboje szybko weszli do samochodu. Louis zrozumiał, co właśnie chce zrobić mężczyzna.

–  Dzień dobry, gdzie panów... –  przywitał się kierowca. Był to pulchny mężczyzna w średnim wieku, miał na sobie czapkę z daszkiem i znoszone ubrania. Połowę twarzy zakrywał bujny zarost.

–  Za tym samochodem! – wykrzyknęli Harry i Louis, wskazując na czarną Toyotę przed nimi.

–  Że co?

–  Niech się pan pospieszy! – rozkazał Styles i kierowca wykonał jego polecenie, ruszając z piskiem opon.

–  Ale jaja –  mruknął facet.

Louis nie wierzył, że Harry właśnie postanowił spełnić jego małe marzenie. Jechali teraz przez ulice Londynu. Może i prędkość nie była zawrotna, bo samochód, który śledzili nie poruszał się zbyt szybko, ale szatyn czuł adrenalinę. Już dawno nie zrobił nic tak spontanicznego i szalonego. Znowu poczuł się jak nastolatek, gdy jechał ze swoim ukochanym w jakieś nieznane miejsce.

Spoglądał przez okno, jednak cały czas czuł na sobie wzrok Harry'ego. Trochę go to paraliżowało, ale czerpał z tego przyjemność. Odwrócił się w końcu w jego stronę, a tamten w tej samej chwili utkwił swój wzrok w przeciwnym kierunku.  

–  Harry?

–  Hm? – odwrócił się, niby od niechcenia.

–  Co jeśli ten samochód właśnie jedzie w jakąś daleką podróż? – spytał zaciekawiony.

–  To wtedy jedziemy za nim – wzruszył ramionami.

–  Panowie chyba żartują – jęknął kierowca.

Zatrzymali się jednak kilka przecznic dalej, zaraz za czarnym pojazdem. Louis nigdy wcześniej nie był w tym miejscu, ale dzielnica nie wydawała się być nieprzyjazna.

–  Dziękujemy panu bardzo – powiedział Harry, płacąc kierowcy.

–  Lenny jestem – zdjął na chwilę czapkę, kłaniając się, po czym znowu ją założył. – Jeżeli mogę, po co panowie chcieli ścigać ten samochód, skoro teraz po prostu sobie gdzieś idziecie?

–  Przykro mi, Lenny, ale jeżeli byśmy ci powiedzieli, musielibyśmy cię zabić – odpowiedział Louis z powagą w głosie.

–  Ale jaja – mężczyzna otworzył szeroko oczy. – Wy jesteście jakimiś szpiegami?

–  Tutaj Agent 006 – Louis przystawił usta do kołnierza swojej koszuli. – Jestem z agentem 009 w miejscu pobytu obiektu U9PK, rozejrzymy się. Bez odbioru.

–  To się dzieję naprawdę  – mówił z niedowierzaniem Lenny, kręcąc głową. – Czuję się jak w jakimś filmie sensacyjnym.

–  Lenny, stary, naprawdę cię polubiłem – powiedział spokojnie szatyn. – Lepiej jednak się stąd zmywaj, bo naprawdę nie chcemy ci zrobić krzywdy. I nikomu o tym nie mów.

–  Jasne, panowie, kłaniam się nisko – znowu zdjął czapkę. – Ale jaja, wiozłem agentów! – wymamrotał do siebie, zanim wsiadł do samochodu.

–  Co my właśnie zrobiliśmy, agencie 009? – zaśmiał się Louis, otulając się mocniej płaszczem.

–  Nie mam najmniejszego pojęcia, 006 – odparł z uśmiechem Harry. – Przy okazji, podoba mi się dobór liczb. Coś strzelam, że nie jest przypadkowy.

–  To całkowity przypadek, przyrzekam na swoją licencję na zabijanie*–  uniósł ręce w geście obronnym. Rozejrzał się jeszcze raz po miejscu, w którym byli. – Dobra, gdzie teraz?

–  Ufasz mi? – spytał, dotykając dłoń Louisa, gdy ten kiwnął głową, po czym szybko złapał jego nadgarstek. Oczywiście, że mu ufał. Był w stanie powierzyć mu swoje życie. – Więc biegnij.

I zanim Louis zorientował się, o co chodzi, Harry pociągnął go za sobą. Nie miał pojęcia dokąd zmierzają i ledwo co dotrzymywał mu kroku. W końcu zatrzymali się przed jakimś blokiem i Styles uśmiechnął się zachęcająco.

–  O nie, ten uśmiech nie wróży nic dobrego.

Ale Harry nic sobie z tego nie zrobił i po tym jak rozejrzał się, czy nikt nie patrzy, wszedł do budynku. Klatka schodowa była ciemna i mroczna, Louis zapewne kilka razy by się przewrócił, wchodząc po schodach, ale mężczyzna cały czas trzymał jego nadgarstek. Poruszali się powoli i ostrożnie i po kilku minutach znaleźli się na ostatnim piętrze, i dopiero tam zerwali uścisk.

–  Wejdź pierwszy, będę cię asekurował – poprosił Harry, wskazując na metalowe schodki, prowadzące na dach. Louis spojrzał się na niego niepewnie. – No dalej, przecież mi ufasz.

Oczywiście, że tak.

Schody wyglądały l na bardzo stare i Louis niepewnie wszedł na pierwszy stopień. Od razu poczuł silne dłonie na swoich biodrach i z większym przekonaniem wszedł na górę. Bez problemu popchnął blachę, przez którą przeszedł i znalazł się na dachu. Podał Harry'emu dłoń, a ten wspiął się zaraz za nim.

Dopiero teraz Louis spojrzał na dach; nieduży, ale widok z niego był cudowny. Podszedł bliżej krawędzi, żeby przyjrzeć się wszystkiemu uważnie. Widać było dobrze oświetlony Londyn, z jego wszystkimi uliczkami, po których poruszały się samochody, wyglądające jak wiązki światła. Następnie przeniósł wzrok na miejsce, gdzie świetnie widoczne było London Eye. Był pewien, że w ten piątkowy wieczór, wiele par umówiło się tam na randkę. Żałował, że on nigdy nie miał takiej okazji.

–  Tower Bridge wygląda ładnie – oznajmił Harry, a Louis wzdrygnął się na dźwięk jego głosu, prosto przy jego uchu. Przyjrzał się temu mostowi; rzeczywiście był pięknie oświetlony. – Londyn nocą to coś niesamowitego.

–  Często tu bywasz? – spytał Louis, odwracając się w jego stronę.

–  Tutaj nie, ale ogólnie lubię dachy – odpowiedział. – Dobrze mi się kojarzą.

–  Nie kojarzą ci się z samobójcami?

Harry pokręcił głową i przez chwilę milczeli, przyglądając się panoramie miasta. Louis widział wiele razy Paryż nocą, ale Londyn miał w sobie coś szczególnego. Zastanawiał się, ile razy on i Harry patrzyli na to samo niebo, ale w innym miejscu, z innymi ludźmi. Louis wtedy zawsze myślał o nim. W pewien sposób czuł, że również nie jest mu obojętny. Miał nadzieję, że brunet tak naprawdę nigdy o nim nie zapomniał.

– Miałeś kiedyś ochotę skoczyć z wysokiego budynku? – spytał nagle Louis. – Nie chodzi o to, że chcesz się zabić. – poprawił się, widząc zdziwienie Harry'ego. – Nie wiem, jak to określić.

–  Wiem, co masz na myśli  – uspokoił go. – To l'appel du vide.

–  Głos nicości? – zdziwił się Louis, rozumiejąc ten francuski zwrot, pomimo specyficznego akcentu Harry'ego. – Co to ma znaczyć?

–  To właśnie ten mały głosik w twojej głowie, który podpowiada ci takie rzeczy jak skoczenie z wysokiego budynku, wrzucenie czegoś do jeziora – zatrzymał się na chwilę, żeby spojrzeć na Louisa. – Pocałowanie kogoś.

–  Czy pocałunek może być zły?

–  Sam w sobie nie  – odchrząknął. – Ale czasami taki jeden gest sprawia, że wszystko toczy się inaczej niż powinno. Dlatego lepiej nie ryzykować i nie dawać się ponieść głosowi nicości.

–  I tego uczą na psychologii? – Louis próbował zmienić temat na mniej niezręczny.

–  Uczą teorii, nie spojrzenia na sprawę. Po prostu to moje zdanie; jeżeli nie ma się pewności, że pewne zachowanie wyjdzie na dobre, lepiej tego nie robić – odparł pewnie.

–  Ale przecież lepiej żyć ze świadomością, że nie wyszło, bo się spróbowało niż w ogóle nie spróbować – sprzeczał się Louis. – W tym pierwszym masz pięćdziesiąt procent szans, że będzie dobrze.

–  A w tym drugim sto procent, że nikt nie zostanie zraniony – odgryzł się. – A czy szczęście ogółu nie jest ważniejsze od szczęścia jednostki?

–  Jesteś takim altruistą, Harry – pokręcił głową. Styles nawet nie zareagował na użycie jego imienia, więc kontynuował: – Nie masz ochoty po prostu czegoś zrobić, nie bacząc na konsekwencje? Tak, żebyś to ty był spełniony, nie myśląc o innych.

–  Louis, nie znasz mnie – zaprzeczył. – Nie wiem do czego teraz zmierzasz, ale pewnych rzeczy nie można naprawić jedną rozmową, jednym gestem. Czasami coś się kończy definitywnie i jest się w stanie tego zmienić.

–  Mylisz się, Harry – powiedział lekko podirytowany. – Jeżeli obie strony tego chcą, wszystko może się zmienić.

–  Masz na myśli coś konkretnego? – zaatakował go mężczyzna.

Louis miał wtedy ochotę wyznać mu to wszystko. Przecież wciąż go kochał i zapewne to jedno zdanie wszystko by zmieniło. Bał się jednak, że kolejny raz straci Harry'ego, mówiąc mu, co czuje. Kilka lat temu popełnił wielki błąd i nie wiedział jeszcze, jak go naprawić. Miał pewność, że każdego dnia jego uczucie stawało się coraz większe. Doszedł do wniosku, że teraz tęskni za Harrym bardziej niż we Francji. Teraz jego miłość była obok niego, ale jednocześnie zachowywali dystans, który piekielnie go bolał. Wolał wyobrażać sobie, że na ich spotkaniu rzucą się sobie na szyję, mówiąc jak bardzo za sobą tęsknili. To jednak działo się tylko w filmach dla nastolatek, a nie prawdziwym życiu.

Louis wiedział, że Harry tylko z pozoru się zmienił. Wydawał się być trochę oschły, jakby nic do niego nie czuł. Jednak jedyną rzeczą, która sprawiała, że Louis wciąż wierzył, że Harry obdarza go jakimś uczuciem, była bransoletka, którą Styles wciąż nosił. Ukrywał ją między zegarkiem i jakimś rzemykiem, ale bystre oko ją ujrzy.  I to sprawiało, że serce Louisa robiło się cieplejsze i miększe, bo on sam zawsze miał na sobie swoją bransoletkę. Nawet wytatuował kompas, żeby zawsze pamiętać, o tym, co łączyło go z Harrym. Mężczyzna był miłością jego życia i nie sądził, że kiedykolwiek będzie się czuł tak samo przy kimś innym.

Nie chciał jednak powiedzieć mu o tym wszystkim, bo bał się, że go wystraszy. Musiał na nowo odzyskać zaufanie Harry'ego i wiedział, że to może długo potrwać. Zniszczył go i nie miał szans na odbudowanie znajomości w kilka tygodni.

–  Louis, żyjesz jeszcze? – usłyszał głos Harry'ego i zorientował się, że nie odpowiedział na jego pytanie. – Wszystko w porządku?

–  Tak, zamyśliłem się – przyznał. – Zauważyłeś, jak wszystko się zmienia?

–  Na tym polega życie – powiedział brunet z lekkim rozbawieniem. – Wszystko płynie, zmienia się. To normalne i nikt temu nie może zapobiec.

–  Chciałbym cofnąć czas – Louis przygryzł wargę, starając się unikać wzroku Harry'ego. Wolał skupić się na widokach miasta.  – Wiesz, naprawić pewne błędy.

–  Skąd masz pewność, że to były błędy? – spytał z powagą, przybliżając się do niego. – Myślę, że wszystko co zrobiłeś miało sens, nawet jeśli tego nie zauważałeś.

–  Nie wmówisz mi, że niczego nie żałujesz – prychnął.

–  Nawet nie zamierzam – szatyn poczuł, jak Styles dotyka dłonią jego policzka, żeby odwrócić jego głowę w swoją stronę. – Chcę żebyś zrozumiał, że kluczem do szczęścia jest zaakceptowanie tych wszystkich błędów i powiedzenie sobie, że jest się dobrym i ważnym.

–  Proszę, nie zaczynaj tej psychologicznej gadki – jęknął. Uwielbiał Harry'ego, ale czasami nie mógł znieść jego zachowania.

–  Przepraszam bardzo, jesteśmy właśnie na sesji terapeutycznej! – udał obudzenie, przykładając dłoń do piersi. – To, że jest w nietypowym miejscu, nie znaczy, że mam skończyć z psychologiczną gadką.

–  Czyli skoro jesteśmy na sesji, mam prawo do zadania ci pytania – oznajmił Louis, nie dając nawet Harry'emu czasu na odpowiedź. – Kim jest Victoria?

–  Nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie, bo to zbyt duża ingerencja w jej życie osobiste, poza tym jest zbyt ogólnikowe. Mógłbym odpowiedzieć 'kobietą', ale to cię raczej nie usatysfakcjonuje – odparł z powagą, a Louis ucieszył się, że mu pomógł.  – Zadaj je inaczej.

Tomlinson zastanowił się przez chwilę. Wątpił, że Harry miał to na myśli; teraz doszedł do wniosku, że jego odpowiedź mogła go nie usatysfakcjonować. Gdyby powiedział mu, że to koleżanka, nic by mu to nie dało. Musiał zadać pytanie inaczej, tak, żeby dowiedzieć się jak najwięcej, niekoniecznie od Harry'ego.

–  Jak ona ma na nazwisko? – zapytał, mając nadzieję, że wyszuka ją później w Google.

–  Irwin – odpowiedział. – Victoria Irwin.

–  Tak jak Ashton? Żartujesz sobie chyba.

–  Możemy już skończyć na dzisiaj – oznajmił Harry. – Robi się zimno.

Louis rzeczywiście poczuł chłodny wiatr, zdecydowanie zbyt cienko się ubrał. Nie spodziewał się jednak, że spędzi noc na dachu. Wiedział, że namawianie Stylesa, na powiedzenie czegoś więcej, bo i tak by tego nie zrobił. Musiał wykorzystać kogoś innego, do odpowiedzenia mu na to pytanie.

–  Masz ochotę pojechać do mnie?  – wypalił Louis, a w odpowiedzi dostał skinienie głową.

Ω

Spędzanie czasu z Harrym zdecydowanie nie powinno tak stresować Louisa. Jednak on za każdym razem, gdy został złapany na wgapianiu się w niego, czuł gulę w gardle i po prostu uśmiechał się nerwowo. Podróż do mieszkania szatyna minęła w milczeniu, niezręcznym tylko wtedy, gdy w tym samym momencie spojrzeli na siebie. Parskali wtedy śmiechem i kontynuowali bezmyślne patrzenie się w okno.

Siedzieli na tylnym siedzeniu taksówki i Louis dokładnie widział, jak dłoń Harry'ego spoczywa na miejscu między nimi. Miał wtedy ochotę ją musnąć, poczuć jego skórę. Zamiast tego położył dłoń na swoim kolanie i pokiwał głową, oblizując wargi. Będzie dobrze.

Gdy w końcu dotarli do mieszkania Tomlinsona, ten lekko drżącymi rękoma, próbował otworzyć drzwi. Brunet w tym czasie ze spokojem oparł się o ścianę, czekając na drugiego mężczyznę. Gdy w końcu udało mu się i weszli do środka, Styles uśmiechnął się na widok wnętrza.

–  Ładnie tutaj – mruknął, zdejmując płaszcz, który Louis powiesił. Przeszedł się po pokojach, z zainteresowaniem oglądając każdy szczegół. Przejechał palcem po krawędzi dużej ramki ze zdjęciami i uśmiechnął się lekko. – Robisz się sentymentalny.

Louis ze zdziwieniem podszedł i stanął za nim, przyglądając się rzeczy, która go tak rozśmieszyła. Zobaczył zdjęcie zrobione podczas imprezy u Nialla, jeszcze w liceum. On również uśmiechnął się na ten widok.

–  Tak się dzieje na starość, tęskni się za liceum.

–  Och, nawet nie zaczynaj – jęknął z przekąsem. – Mam znowu zacząć mój lekko nudny monolog na ten temat?

–  Wolę nie – przyznał.

–  Przepraszam bardzo, czy ty właśnie przyznałeś, że moje monologi są nudne? – powiedział z udawanym oburzeniem. –   Jest mi teraz bardzo przykro, nie wiem czy kiedykolwiek ci wybaczę.

–  Napiszę list z przeprosinami i ci go wyślę, ale teraz może byś usiadł? – wskazał na kanapę, na której chętnie usiadł. – Masz ochotę na coś do picia? Kawa, herbata? Może wino?

–  Zacznijmy od herbaty i zobaczymy, jak to się potoczy.

I Louis nie mógł nie słyszeć podtekstu w tym zdaniu.

Spędzili ze sobą kilka godzin, rozmawiając i wspominając dawne czasy. Butelka wina, którą po herbacie wspólnie wypili, pomogła im się rozluźnić. Problem był taki, że otworzyli jeszcze następne dwie i je także opróżnili, jedząc równocześnie krakersy.  Louis nie czuł się już niepewnie, tylko rozmawiał z Harrym, jak z każdym innym przyjacielem. To wszystko było dziwne i być może trochę nierealne, bo Tomlinson naprawdę nie spodziewał się, że znowu się tak do siebie zbliżą.

Siedzieli na ziemi, opierając się plecami o kanapę i oglądając zdjęcia, które wywołał Louis. Harry z zainteresowaniem się im przyglądał, ale starszy wolał patrzeć na niego. Mimo że na dworze było ciemno, jego twarz była oświetlona ciepłym, lekko żółtawym światłem lampki, którą zapalili. W pokoju panował półmrok, jaśniej było jedynie w okolicach ich kanapy.

–  Kate podobno też znalazła jakieś zdjęcia z tamtego dnia – oznajmił Harry, wskazując na fotografię z walentynek. – Słyszałem, że szkolny fotograf zrobił nam kilka.

–  Widziałem jej kolekcję, ona ma jakieś kilkanaście tysięcy zdjęć.

–  Więcej – przyznał Harry. – Ma foldery posegregowane na lata, a potem na poszczególne miesiące, tygodnie i dni. Musimy ci kiedyś to pokazać.

Louis wolał przemilczeć fakt, że widział już trochę zdjęć, bo był pewien, że Harry chciałby ominąć kilka z nich.

–  Z chęcią – odpowiedział z uśmiechem i w jednej chwili poczuł, jak ogarnęła go senność.

–  No to umówimy się kiedyś, a teraz już muszę iść – powiedział Harry. – Robi się późno.

Wytężył wzrok i spojrzał na zegar niedaleko; dochodziła druga w nocy. Wiedział, że będzie tego żałować, ale musiał to zrobić:

–  Może zostaniesz na noc?

–  Mówisz serio? – spytał, a szatyn kiwnął głową. – Nie powinienem, Lou, to nieodpowiednie i...

–  Przecież ci nic nie zrobię – przewrócił oczami. – Pójdę dzisiaj spać na kanapę. Nie wypuszczę cię teraz, jesteś pijany, nie możesz się włóczyć po Londynie w środku nocy.

–  Pod jednym warunkiem; to ja zajmę kanapę. I nie ma żadnych ale.

–  Niech ci będzie – mruknął niezadowolony.

– Pomogę ci sprzątać i pójdziemy spać – zaproponował Harry, a Louis kiwnął głową.

Tomlinson nie mógł odpędzić od siebie tej cudownej myśli, że będzie spał z Harrym w jednym mieszkaniu. Z jakiegoś dziwnego powodu przyprawiło go to o dreszcze. Może i to nie było jedno łóżko albo nawet jeden pokój, ale wystarczyła myśl, że Harry ufa mu na tyle, żeby u niego nocować. To chyba już przekraczało relacje pacjent – lekarz.

Posprzątali kieliszki, pochowali albumy, włożyli butelki i opakowania do pełnego już kosza na śmieci. Tak naprawdę nie było zbyt dużo rzeczy do posprzątania. Później Louis poszedł po poduszkę i kołdrę dla Harry'ego i położył mu to na kanapie.

–  Dać ci coś do spania? – spytał.

–  Nie, dziękuję, śpię w bieliźnie, a poza tym twoje ubrania byłyby dla mnie za małe – odpowiedział z uśmiechem, a Louis przewrócił oczami.

–  Nie przesadzaj, nie jestem taki niski! – oburzył się, jednak sam nie mógł powstrzymać uśmiechu. – Będę w sypialni, jakbyś czegoś potrzebował.

–  Dobranoc, Lou – powiedział cicho, zaczynając się rozbierać. Louis bardzo chciałby to zobaczyć, ale wiedział, że byłoby to nieodpowiednie. Dlatego życzył mu miłej nocy i jak najszybciej wrócił do swojego pokoju.

Świadomość, że kilka metrów od niego leży pół nagi Harry, doprowadzała go do zawrotów głowy. Było to wręcz nierealne, że właśnie spełniało się to, o czym myślał od kilku lat. Niby mogło zdarzyć się wszystko, ale Louis wiedział, że to prawdziwe życie, a nie porno i to, że zaraz zaczną uprawiać seks było mało prawdopodobne.

Louis umył zęby, po czym  rozebrał się do bielizny. Pochylił się nad szafką ubraniami, żeby znaleźć dla siebie jakąś koszulkę, kiedy usłyszał chrząknięcie. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył za sobą Harry'ego.

–  Przepraszam, powinienem pukać, ale miałeś uchylone drzwi... – zaczął, nieco zawstydzony.

–  Coś się stało? – spytał Louis, który zapomniał, że jest pół nagi, do momentu w którym brunet nie zaczął go lustrować wzrokiem, oblizując usta. Powinien coś z tym przypadku zrobić, zakryć się, wyprosić Harry'ego z pokoju, ale był zbyt zamroczony, żeby myśleć racjonalnie. Po prostu stał, wgapiając się w mężczyznę, który nagle zapomniał cokolwiek mówić. Dopiero po chwili się otrząsnął.

–  Myślałem, em... – przerwał, jakby nagle zmienił zdanie i powiedział: – Mogę wziąć prysznic?

–  Boże, przepraszam, nie zaproponowałem ci tego –  dotarło do Louisa. – W szafce w łazience są czyste ręczniki, żel po prysznic,  nie krępuj się.

–  Nie będzie ci to przeszkadzać? – upewnił się, ale Louis pokręcił głową. – To... dzięki. Dobranoc, jeszcze raz.

–  Tak, dobranoc.

Zobaczył, jak Harry wchodzi do łazienki, której drzwi znajdowały się w sypialni Louisa. Najczęściej było to bardzo użyteczne, ale teraz świadomość, że tylko jedne drzwi dzielą go od nagiego Harry'ego, sprawiała, że zaczynał czuć się podniecony.

Louis próbował wyrzucić wszystkie sprośne myśli z głowy i położył się do łóżka. Ignorowanie tych wszystkich obrazów było dość trudne. Tym bardziej, że ściany były stanowczo zbyt cienkie albo jego uszy zbyt wyczulone i miał wrażenie, że słyszał wszystko; otwieranie kabiny, włączenie wody, przekręcanie kurków, żeby znaleźć odpowiednią temperaturę. Zamknął oczy i naprawdę starał się o tym nie myśleć. To tylko nagi mężczyzna pod jego prysznicem. To nic, że to Harry, najbardziej seksowna osoba na świecie, którą widział w wielu erotycznych sytuacjach i przez ostatnie kilka lat była jednym, o czym myślał podczas robienia sobie dobrze.  Ale wciąż, to tylko zwykły człowiek. Louis da sobie radę.

Problem zaczął się, gdy usłyszał coś więcej oprócz szumów wody. Miał wrażenie, że się przesłyszał, bo to było przecież niemożliwe. Ale jednak, po raz kolejny słychać było jęk; jęk Harry'ego, który przecież znał. To brzmiało, jakby Harry robił sobie dobrze pod jego prysznicem, ale to wciąż wydawało się zbyt nierealne i Louis musi mieć jakieś perwersyjne sny. Ale jednak to nie był sen, bo spojrzał na zegarek i wyraźnie zobaczył, że jest po drugiej w nocy. A Harry Styles właśnie obciągał sobie, będąc w jego łazience.

I Louis nie byłby sobą, gdyby go to nie podnieciło. Wcale nie chodziło o sam czyn, tylko o to, kto to robi. To był Harry, jego Harry, którego kochał nad życie i tak bardzo chciał, żeby był jego. Nie wiedział, jak to się stało, że sam zaczął się dotykać. Słyszał dźwięki, jakie wydawał mężczyzna i był w stanie to sobie wyobrazić. Widział, jak krople wody opadają na jego nagie ciało, mięśnie się napinają, kiedy wykonuje powolne ruchy. Przygryza wargę, żeby nie być zbyt głośnym i nie wzbudzić podejrzeń. Louis był ciekawy, o czym teraz myśli, co albo kto podniecił go do tego stopnia, że musiał zrobić to właśnie teraz.

Louis dotykał się coraz intensywniej, wyobrażając sobie, że Harry myśli o nim. Wiedział, że to mało prawdopodobne, ale chciał wierzyć, że mężczyzna zobaczył go prawie nagiego i nie mógł się powstrzymać. Obciągał sobie w łóżku, nie kontrolując już dłużej sapania i cichych jęków. Wolałby, żeby to była ręka Harry'ego i żeby to on również mógł sprawić, że dojdzie.

Wiedział, że to wszystko nie potrwa zbyt długo, dlatego po omacku sięgnął po chusteczki. Nie chciał, żeby Harry zastał go w takim stanie, dlatego trochę przyspieszył swoje ruchy, żeby skończyć zanim mężczyzna wyjedzie z łazienki. Nagle usłyszał długi, dość głośny i przeciągły jęk, i wiedział, że Harry doszedł. Chwilę później on zrobił to samo, wsłuchując się w dźwięki wody i krótkie oddechy dochodzące z łazienki.

Harry wyłączył wodę, a Louis starał się uspokoić oddech. Nie wierzył, w to co właśnie się stało. Zrobił sobie dobrze, tuż przy samym Harrym. To była chyba najbardziej perwersyjna rzecz, która zdarzyła się w jego życiu. Przecież to było nieetyczne, powinien zignorować to, co robił Harry i po prostu próbować usnąć.

Po chwili usłyszał szczęk otwieranych drzwi i w ciągu sekundy przewrócił się na bok, udając, że śpi. Próbował oddychać regularnie, żeby Harry nie domyślił się, że cokolwiek słyszał. Leżał, wciąż nasłuchując cichych kroków, które zbliżały się do jego łóżka. Czuł, jak Harry poruszył ręką nad jego głową, jakby sprawdzając czy śpi. On jednak wciąż się nie poruszył, mimo że czuł, że jego serce bije coraz mocniej i szybciej. Mężczyzna nachylił się do niego, w nozdrza Louisa uderzyło dziwne połączenie zapachu jego żelu pod prysznic i zapachu Harry'ego. Był ciekaw, jak teraz wygląda Styles, czy się uśmiecha, a może jest poważny, czy ma na sobie ubranie, a może wyszedł nagi z jego łazienki. Nie otworzył jednak oczu, tylko czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

Może to był sen, bo to co się działo, było zbyt piękne. Harry nachylił się i delikatnie musnął policzek Louisa, jakby wciąż bał się, że go zbudzi. Było to łagodne, praktycznie niewyczuwalne i gdyby nie był rozbudzony najprawdopodobniej by tego nie poczuł, tak samo jak nie usłyszałby cichych słów:

–  Dobranoc, Lou.

***

*00 to licencja na zabijanie

***

Jestem w Polsce!!!
W poniedziałek jadę do Ań i u niej wstawie aż dwa rozdziały.
I mam nadzieję, że się nie zgorszyliście tą lekko erotyczną sceną ( śmieję się, bo pierwszy smut w wits był w 12 rozdziale i właśnie to napisałam XD)

----
Chatsaim

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro