16. Summer's Almost Gone

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim Louis wyszedł wcześniej z pracy, poprosił Perrie o przyjście do niego i przełożenie wszelkich zajęć, jakie miał zaplanowane na te popołudnie. Nie wiedział, jak długo zajmie mu obiad z Victorią, więc wolał mieć dużo wolnego czasu.

– Czy to randka? – zagadała radośnie Perrie, siadając na jego biurku.

– Nie – przewrócił oczami. – Nie mogę ci chyba jeszcze nic powiedzieć, ale być może dowiem się czegoś o Harrym.

– Ja wiem o nim wystarczająco dużo: jest w tobie zakochany – uśmiechnęła się. – To mi wystarczy.

– Co tam u Eda? – zmienił szybko temat.

– Nic – wzruszyła ramionami. – Nie obraź się, wiem, że to twój przyjaciel, ale chyba nic z tego nie będzie.

– Dlaczego? – zdziwił się. – Nie podoba ci się?

– On mieszka za daleko, nie wiem, kiedy kolejny raz się spotkamy – jęknęła. – Związki na odległość nie są dla mnie, tym bardziej, że Ed jest takim romantykiem. Nie wytrzymam, jeśli wyśle mi kolejny list miłosny.

– Wysyła ci listy miłosne? – zaśmiał się.

– Tak. I to wcale nie jest zabawne – stwierdziła. – On jest wspaniały i zasługuje na kogoś lepszego ode mnie.

– Perrie, nie wierzę, że ty to powiedziałaś – zdziwił się. – Nigdy nie myśl, że jesteś dla kogoś nie wystarczająca, okej? Musisz zrozumieć, że jeśli ktoś uważa cię za gorszą, to znaczy, że na ciebie nie zasługuje.

– A ty wiesz to z autopsji, hm?

– Muszę już iść – powiedział, chcąc uniknąć trudnego dla niego tematu. Perrie cmoknęła go w policzek na pożegnanie, życząc powodzenia, po czym szybko wyszła z biura.

Louis sięgnął do szafki, gdzie dzisiaj rano włożył listy od Harry'ego i przeliczył je szybko. Oprócz tego wziął jeszcze notes, w którym pisał, wszystko, czego musi się dowiedzieć o Harrym. Nie mógł zapomnieć żadnego szczegółu, bo chciał wypytać Victorię o wszystko. Zjechał windą  na dół, żegnając się ze wszystkimi pracownikami, którzy dziwili się, że ich szef wyszedł tak szybko.

Na dworze było chłodno, a Louis jeszcze nie do końca czuł się zdrowy, dlatego starał się jak najszybciej pokonać drogę dzielącą go do samochodu. Gdy już wszedł do niego, wpisał w GPS adres, pod którym miał się spotkać z Victorią. Bał się, że to, czego się dzisiaj dowie, będzie inne niż oczekiwał. Starał się nie ukrywać przed sobą, że liczył na to, że Irwin chciała się z nim spotkać, żeby powiadomić go, jak bardzo Harry'emu na nim zależy. Jednocześnie starał się pamiętać, że prawda może być zupełnie inna. Jest możliwość, że dzisiaj dowie się, że powinien odpuścić sobie starania o Harry'ego. Nie byłby w stanie tego zrobić, dlatego nawet jeśli mężczyzna go nie chciał, postanowił, że znajdzie sposób, żeby go odzyskać. Musiał po prostu wiedzieć, co działo się na początku ich rozstania, kiedy uczucia były jeszcze świeże i żal najsilniejszy.

Dojechał na miejsce, czując że cały się poci. Nie potrafił wyobrazić sobie, jak wygląda Victoria, jaka będzie. Coraz bardziej się stresował całym tym spotkaniem, mimo że najczęściej przyjmował takie rzeczy spokojnie. Zaparkował pod budynkiem restauracji, po czym wyszedł z samochodu, oddychając głęboko. Sprawdził godzinę; był kilka minut przed czasem, dlatego nie dzwonił jeszcze do kobiety, pytając się, gdzie jest. Postanowił wejść do środka, od razu stwierdzając, że jest zbyt elegancko ubrany, jak na to miejsce. W środku było już kilka osób w wieku studenckim, ubranych w zwykłe jeansy i koszulki, podczas gdy Louis miał na sobie koszule i marynarkę.

W progu przywitała go śliczna, młoda Japonka. Włosy miała spięte w ciasnego koka i również była dość zwyczajnie ubrana.

– Dzień dobry – przywitała się. Miała ładny akcent, nieco inny do brytyjskiego, jednak bardzo zrozumiały. – Stolik dla jednej osoby?

– Dwóch – poprawił ją. – Czekam na kogoś.

– Dobrze – kiwnęła głową z uśmiechem i Louis zastanowił się, czy nie bolą ją już policzki. – Woli pan usiąść tam przy oknie czy gdzieś w głębi?

– Oknie – odpowiedział, po czym spojrzał na stolik, który wskazała kobieta.

– Poczekam z zamówieniem na towarzysza – uznała, a Louis zgodził się poprzez skinienie głową.

Usiadł na miejscu, rozglądając się po lokalu. Nie był to typ wystroju, jaki mu się podobał. Brakowało tutaj naturalnego światła, bo choć okna były duże, przykryto je zasłonakami, które szybko odsłonił. Od razy zrobiło się jaśniej i jakby przytulniej. Oprócz tego było duszno, ciepło z kuchni rozchodziło się po całej restauracji, sprawiając, że Louis od razu musiał zdjąć marynarkę. Postukał nerwowo w stolik, czekając na przyjście Victorii. Zanim jednak to się stało, do jego stolika podeszła kelnerka, trzymając szklankę wody i menu.

– Pomyślałam, że chciałby się pan napić – wyjaśniła nerwowo, a on podziękował. Rzeczywiście łyk czegoś zimnego sprawił, że poczuł się lepiej jakby mniej przytłoczonym. – Będzie panu przeszkadzało otworzenie okna?

– Nie – zaprzeczył szybko, czując ulgę, gdy kobieta uchyliła okno, wpuszczając do środka, rześkie powietrze.

Przeglądał własne menu, które zostawiła na stole, zanim odeszła, zastanawiając się co zamówić. Ze zdziwieniem zauważył, że była to francuska restauracja. Wszystkie dania pochodziły z tego kraju, nawet nazwy wypisane były w dwóch językach. Wybierał właśnie przystawkę, kiedy usłyszał nad sobą chrząknięcie. Spojrzał w górę i zobaczył kobietę w średnim wieku. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale mimo to było w niej coś intrygującego. Na pierwszy rzut oka widać było, że kiedyś musiała być bardzo ładna. Z upływem czasu traciła urodę, ale starzała się z godnością. Jej ciemne włosy upięte były w kok, do tego miała delikatny makijaż i elegancki ubiór. Nie wstydziła się swojego wieku i nie starała się za wszelką cenę wyglądać jak nastolatka.

– Dzień dobry – wstał, podając jej dłoń. Ujęła ją na krótko, po czym zdjęła płaszcz. Louis odsunął krzesło, żeby mogła usiąść, co przyjęła z lekkim uniesienie kącików.

– Gentleman z ciebie, Louis – uznała, biorąc menu. – Mam nadzieję, że podoba ci się wybór restauracji. Mają tutaj doskonałe francuskie wino.

– Może najpierw zamówimy coś do jedzenia? – zaproponował.

Zrezygnowali z przystawki i zamówili od razu danie główne. Dodatkowo Victoria poprosiła o wino, które kelnerka po chwili im przyniosła wraz z dwoma kieliszkami.

Przez chwilę milczeli, degustując napój. Louis musiał przyznać rację, był świetny. Chciał to powiedzieć kobiecie, ale ona odezwała się w tej samej chwili.

– Więc, jak się masz Louis? – zagadała, nalewając sobie kolejną lampkę. – Podoba ci się Londyn?

– Tak, to bardzo ładne miasto – potwierdził, starając się nie patrzeć jej w oczy. Victoria miała w sobie coś, co sprawiało, że wydawało się, że potrafi czytać w myślach. Jakby przeskanowała całe jego życie i wiedziała o nim wszystko. – Właściwie myślę, że to zasługa moich przyjaciół, on umilają mi tutaj czas.

– A Harry? – spytała, jakby od niechcenia.

– Co Harry?

– On nie umila ci czasu? – Louis zmarszczył brwi, analizując słowa kobiety. – Powiedziałeś, że przyjaciele umilają ci czas, a Harry nie należy to grona twoich przyjaciół.

– Może i mamy gorsze relacje, ale wiem, że mogę mu zaufać – stwierdził pewnie, od razu uznając, że nie przepada za Victorią.

– Och, biedny, naiwny Louis – powiedziała, teatralnie wzdychając. – Wiem, że jesteś tutaj tylko po to, żeby rozmawiać o Harrym i to może być dobry początek. Nie jesteście przyjaciółmi, nigdy nimi nie byliście, ani już raczej nie będziecie.

– Mocne słowa. Jak na osobę, którą widzę pierwszy raz, dużo wiesz o moim życiu – uśmiechnął się złośliwie. – Tylko wiesz, moje relacje to moja sprawa, więc musiałaś coś źle zrozumieć; ja i Harry jesteśmy przyjaciółmi.

– Nie jesteście – zaprzeczyła, z uśmiechem na ustach. – Przyjaciele nie zachowują się tak jak wy. Poza tym, jesteś w nim zakochany, prawda?

– Przyjaciół też można kochać.

– Oczywiście, że tak –przewróciła oczami. – Trudno go nie kochać, ale ty robisz to w inny sposób niż reszta. Jest różnica między kochaniem kogoś, a byciem zakochanym i kiedyś to zrozumiesz. Znasz go jak nikt inny, pamiętasz każdy skrawek jego ciała i odtwarzasz go w pamięci, co noc. Cóż, domyślam się, co wtedy robisz...

– Oglądasz za dużo porno – powiedział. – A nawet jeśli tak, on przecież tego nie odwzajemnia.

– I tu się właśnie mylisz mój drogi – szepnęła. – Ale o tym później. Teraz pytania. Masz pewnie jakieś przygotowane.

– Tak, ale...

– Przypomnę ci tylko, że nie wiem, czy na wszystkie będę w stanie odpowiedzieć – przerwała mu.

– Tajemnica lekarska? – dopytał się.

– Nie, Harry pozwolił mi powiedzieć ci wszystko – odparła. – Problem jest taki, że niektórych rzeczy po prostu nie wiem.

Harry chciał, żebym się o nim wszystkiego dowiedział.
To było dziwne, ale pocieszające. Być może cały ten plan z trzymaniem Louisa na dystans miał być po prostu dla niego testem. Jakby chciał sprawdzić czy uda mu się wytrzymać ten czas i powoli zdobywać go na nowo. I Louis był na to gotowy, chciał Harry'ego tak bardzo. Wytrzymał bez niego tyle lat, więc te kilka miesięcy więcej nie robiło mu aż takiej różnicy. Mimo to, wolałby mieć go już teraz, musiał odzyskać swoją dawną relację z Harrym. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie czuł się tak przy kimś, jak przy nim. Zrozumiał, że Harry to miłość jego życia. Zgubili się gdzieś po drodze, stając się innymi ludźmi, ale bratnie dusze zawsze odnajdą się na nowo.

Wyciągnął swój mały notes i długopis, a Victoria zaśmiała się cicho. Zignorował to, całkowicie skupiając się na swoim zadaniu.

– Kim dla niego jesteś? – zapytał w końcu. – Mam na myśli, czy go leczyłaś czy po prostu jesteś przyjaciółką?

– Właściwie to obydwa warianty są trafne – odpowiedziała. – Byłam lekarzem Harry'ego, ale przez ten czas stałam się również jego przyjaciółką. W pewnym momencie ufał mi tak bardzo, że był w stanie poświęcić mi swoje życie. Nigdy tego nie wykorzystałam, oczywiście. Wciąż musiałam zachować zimną krew, w końcu jestem lekarzem.

– Harry się do ciebie zgłosił po moim wyjeździe, tak? I ty mu pomogłaś? – dopytywał dalej, zapisując wszystko w notesie. Podkreślił cytat Victorii o zaufaniu, chcąc potem dowiedzieć się o tym więcej.

– Właściwie, Harry nigdy się do mnie nie zgłosił, spotkaliśmy się na weselu Ellen, mojej kuzynki – oblizała usta, sięgając po kolejną lampkę wina. – Można powiedzieć, że ja odnalazłam jego w momencie, którym najbardziej mnie potrzebował. Po prostu często tak jest, że los zsyła nam ważne dla nas osoby w odpowiednim czasie. Nawet nie chciało mi się jechać na to wesele, ale coś mi powiedziało, że powinnam. I byłam tam tylko po to, żeby spotkać bezbronnego nastolatka ze złamanym serce.

Louis wzdrygnął się na opis Harry'ego. Okropne było to, że najprawdopodobniej wszyscy wtedy widzieli, jak cierpi, ale nikt nie miał pojęcia jak mu pomóc. Zasmuciło go, że Harry był tak naprawdę sam; nie miał w nikim prawdziwego oparcia, bo nikt nie rozumiał jego bólu. Louis zdawał sobie sprawę, co czuł chłopak, bo on był na takim samym miejscu. Różnica była taka, że on był sprawcą całego zamieszania, a nie tylko jego ofiarą.

– Jeśli chodzi o listy – przypomniała Victoria, łagodnym głosem. – Więc tak, moim pomysłem było pisanie ich do ciebie. Wiem, że teraz nie wiesz czy mnie kochać za to czy nienawidzić, dlatego wspomnę tylko, że to ja również wymyśliłam ich liczbę i zabroniłam Harry'emu pisać do ciebie więcej. Proszę, możesz mnie już otwarcie nienawidzić.

– Nie mogę – pokręcił głową. – To ja zawaliłem, bo przecież mogłem odpisać wcześniej.

– Właśnie, zawsze chciałam się ciebie zapytać, dlaczego tego nie zrobiłeś? – wypaliła. – Chodzi mi o to, że kochałeś Harry'ego, wciąż to przecież robisz. Dziwię się, że nigdy nie odpisałeś na żaden list. Czytałeś je w ogóle?

– Znam je na pamięć – parsknął i wyciągnął je z kieszeni płaszcza, kładąc na stół. Victoria wyciągnęła dłoń, żeby ich dotknąć, cały czas patrząc na Louis, jakby pytając o pozwolenie. Mężczyzna nic nie powiedział, dlatego opuszkami palców przejechała po kopercie, po czym podniosła ją. Podczas gdy ona przyglądała się im uważnie, kontynuował: –Początkowo nie chciałem odpisywać, a potem już nie potrafiłem. Moje listy były płaskie i bez emocji; nie potrafiłem przekazać, tego co chciałem. Nie potrafię mówić o uczuciach, jak się okazało pisać też. Ale czytałem każdy list, wyobrażając sobie jak Harry mówi to do mnie. To bolało jeszcze bardziej, to wszystko tak cholernie bolało. Świadomość, że nie mogłem wrócić do dawnego życia. Mogłem próbować, ale to już nie byłoby to samo, bo zawiodłem wszystkich. A ja nie chciałem niczego robić na nowo, bałem się zmian. Więc czytałem na listy na okrągło, nienawidząc samego siebie. I pisałem teksty piosenek, może wierszy, jakkolwiek to nazwiesz. Tak jakby zbierałem słowa Harry'ego, próbując na nie odpisać w takim właśnie czymś. Tylko raz udało mu się napisać list, który i tak nie był do końca tym, co czułem. Nie wiem dlaczego, ale czytając go wyobrażałem sobie, że jest jedynie zarysem moich myśli. Nie był wystarczający – otworzył swój notes na początkowych stronach, gdzie oprócz tekstów znajdował się nigdy nie wysłany list.

– Czytał go ktoś? – spytała, marszcząc brwi, kiedy Louis go jej pokazał.

– Danielle, moja przyjaciółka – spojrzał, jak kobieta śledzi kolejne linijki wzrokiem. – Zanim go ukończyłem, Harry wysłał ostatni list, a ja nie chciałem psuć jego postanowienia.

Kobieta milczała jeszcze przez chwilę, w skupieniu czytając zdania, które prawie siedem lat temu napisał Louis.

– Dobrze, że go nie wysłałeś – stwierdziła, oddając mu go. – Nie jest zły, ale ja na miejscy Harry'ego poczułbym się jeszcze gorzej. Miałeś racje, że wydaje się płaski, ja odniosłam wrażenie, jakbyś napisał go w pośpiechu. A nie tak postępuje się z listami. One powinny być starannie przemyślane, ale jednocześnie pisane pod wpływem chwili.

– Chyba nie nadążam.

– Żeby napisać dobry list, musisz mieć bodziec, który sprawi, że chcesz to zrobić. To może być świeżo przeczytana wiadomość albo zobaczone zdjęcie. Równocześnie musisz przemyśleć, co chcesz w nim przekazać, kilka informacji, których nie może zabraknąć. I wtedy piszesz. Nie przejmujesz się powtórzeniami, nie zmieniasz jednego zdania kilka razy, żeby ładniej brzmiało. Musisz wyobrazić sobie, że rozmawiasz z tą osobą. A ty w swoim liście straciłeś gdzieś po drodze swoją osobowość, za bardzo zastanawiając się na pisaniem. Równie dobrze ja mogłabym napisać ten list, jedynie znając tę waszą historię.

– Rozumiem – zgodził się. – Listy Harry'ego miały w sobie coś, co krzyczało jego imię już przy pierwszych zdaniach. Nie pomyliłbym jego stylu z niczym innym.

– Właśnie – posłała mu krótki uśmiech. W tym czasie kelnerka przyniosła ich jedzenie. Rozkoszowali się posiłkiem w milczeniu, dopóki Victoria nie zabrała głosu: – Jestem gotowa na następne pytanie.

– Jesteś zarówno psychologiem jak i psychiatrą?

– Ktoś tu wie, jak używać Google – zaśmiała się dźwięcznie.

– Jako kto leczyłaś Harry'ego? – spojrzała na niego zdziwiona i był pewien, że na jej twarzy pojawiło się przez chwilę przerażenie.

– Louis, musisz mi obiecać, że po tym nie będziesz traktował Harry'ego inaczej. On naprawdę bardzo tego nie potrzebuje – Louis kiwnął głową, a kobieta kontynuowała: – Nie lubię psychiatrii, bo zawsze jest ostatecznością. Dlatego początkowo próbowałam tylko rozmawiać z Harrym, pomagałam mu pisać listy, motywowałam go do wstania z łóżka. To on uprał się, żeby w każdym liście wyznawać ci miłość, a ja gdy to czytałam czułam wzruszenie. Widziałam wiele cierpienia w swoim życiu, ale to od Harry'ego było inne. Wiedziałam, że coś jest nie tak, kiedy on nie bardziej przejmował się innymi niż sobą. On wydaje się być bardzo delikatny, naprawdę łatwo go zranić. Jednak Harry starał się nie pokazywać uczuć, a ja nie mogłam go zmusić, żeby to zrobił. Na spotkaniach rozmawialiśmy o zwykłych rzeczach, unikając twojego tematu. Chciałam, żeby zrobił to, kiedy sam będzie gotowy. I naprawdę myślałam, że radzimy sobie dobrze, że Harry powoli wstaje na własne nogi. Aż do pewnego zdarzenia.

Milczała przez dłuższy czas, skupiając się na jedzeniu, a Louis nie miał odwagi jej pogonić. Czuł, że jego wyrzuty sumienia i żal do samego siebie nasiliły się, ale mógł się tego spodziewać. Victoria ostrzegała go, że po tym spotkaniu będzie mu się chciało płakać. Kobieta napiła się wina, a Louis zastanowił się, jakim cudem wypiła większość butelki w tak krótkim czasie.

– Wszystko zaczęło się wtedy, gdy Kate i Liam zobaczyli ślady na rękach Harry'ego – wydusiła w końcu z siebie, a Louisa przeszły zimne dreszcze nie spodziewał się, że mogło dojść do czegoś takiego.

– Kiedy to było? – mruknął, biorąc listy drżącymi rękoma. Victoria złapała jego nadgarstek i sama znalazła odpowiednią kartkę. Louis przeczytał datę i zrozumiał, że była to trzecia wiadomość. Nienawidzę Cię. Tak bardzo Cię nienawidzę. Zniszczyłeś mnie, Louis. Przez Ciebie nie potrafię normalnie funkcjonować, rzuciło mu się w oczy i musiał przymknąć powieki, żeby zatrzymać łzy. Prześledził szybko wzrokiem tekst, orientując się, co w nim było. Harry opisywał, jak bardzo nienawidzi Louisa i to, że przyjaciele coś zobaczyli. Dopiero po słowach Victorii zrozumiał, co chłopak miał na myśli.

– Popełnili błąd nie mówiąc mi o tym od razu, ale ja też nie byłam bez winy, bo powinnam go sprawdzić już na pierwszym spotkaniu. Wtedy obyłoby się... bez wizyty w szpitalu.

– Wizyty w szpitalu? – mruknął, oglądając kolejny list, w którym Harry o tym pisał.

– To eufemistyczne określenie jego próby samobójczej – powiedziała, a Louis otworzył szerzej oczy, wyrzucając kartkę z rąk. Przez chwilę miał nadzieję, że się przesłyszał, ale grobowa mina Victorii upewniła go w tym, że Harry próbował się zabić. – No dalej, przeczytaj o tym.

Z ociąganiem wykonał jej polecenie, czytając list. Oprócz przeprosin za ostatnią nienawiść i wyznań miłości znalazł akapit o spotkaniu. Słyszałem jak lekarz rozmawiał z moją mamą i powiedział jej, że jeśli jeszcze raz to zrobię przeniosą mnie do zamkniętego ośrodka.

– Jak... jak on to zrobił? – wyjąkał. Czuł, że jego serce zaraz wyleci z piersi, kiedy czekał na odpowiedź Victorii.

– Przedawkował leki nasenne – przygryzła wargi. – Przepisałam mu je, bo nie potrafił spać. Pokierowałam go, jak je zażywać...

– Jak mogłaś dać mu coś takiego? – oburzył się. – Równie dobrze mogłaś dać mu pistolet i poprosić, żeby się nie zabijał.

– Nie podnoś na mnie głosu, dzięki mnie twój ukochany jeszcze żyje – upomniała go. – Może i nie powinnam tego robić, ale Harry nocami myślał o tobie i płakał. Gdy go spotkałam, był kompletnym bałaganem przez ciebie, a wypuściłam normalnego człowieka. Powinieneś mi dziękować, a masz pretensje.

– Przepraszam – spuścił głowę, rozumiejąc, że kobieta ma rację.

– Harry miał płukanie żołądka i został na obserwacji – kontynuowała. – Chcieli go od razu wysłać do jakiegoś ośrodka zamkniętego – pokazała cudzysłów w górze – czyli sanatorium dla umysłowo chorych. Taki młody lekarz rozmawiał wtedy z ordynatorem i wspólnie ustaliliśmy, że muszę zacząć podawać Harry'emu leki. Nie chciałam tego, ale było to nieuniknione.

– Wiedziałem, że Harry brał antydepresanty – powiedział cicho.

– Dokładniej trój cykliczne leki przeciwdepresyjne – potwierdziła. – Skąd wiesz?

– Czytałem trochę o skutkach ubocznych i pasowały do tego, co pisał w listach – odparł, a Victoria kiwnęła głową. – Dlatego nie mógł pić alkoholu?

– Mógł, po prostu był bardziej na to podatny i nawet po małej ilości miał zawroty głowy – poprawiła go. – Dzięki lekom Harry był szczęśliwszy, nawet zaczął się uśmiechać.

Sam uniósł kąciki ust, gdy przeglądał listy, z okresów, kiedy Harry był szczęśliwy. Składanie papierów na studia, spotkania, bal; wydawał się cieszyć tym wszystkim. Nagle doszedł do wiadomości, w której Harry diametralnie zmienił nastawienie. Pisał jak bardzo kocha Louisa, jednocześnie winiąc za wszystko samego siebie. Mnie po prostu nie można kochać, nie zasługuję na to, sprawiło, że chciało mu się płakać. Zawsze ten list doprowadzał go do łez, bo nie wierzył, że Harry mógł tak o sobie myśleć, mieć dość życia. Dla Louisa on był zawsze idealny i kochał go tak bardzo.

– Co się później stało? – podał Victorii list i sam zdziwił się, jak zachrypnięty był jego głos, od ciągłego powstrzymywania płaczu.

– Nie wziął leków – powiedziała od razu, po przeczytaniu fragmentu. – Nie był wtedy sobą, to znaczy, raczej nie był osobą, którą inni chcieli żeby był. Gdy go faszerowałam psychotropami był dawnym Harrym, gdy ich zabrakło stawał się obecnym. Leki odganiały wszystkie jego demony i sprawiały, że wydawał się być szczęśliwy.

– Wydawał – powtórzył Louis, a Victoria odsunęła od siebie talerz i zapaliła cienkiego papierosa, wcześniej proponując go mężczyźnie.

– Nie mógł być w pełni szczęśliwy bez ciebie – zaciągnęła się, po czym uśmiechnęła się smutno, patrząc w dal. – Powiedział mi kiedyś, że cię wciąż kocha. Dzięki tobie jest tym kim jest, jesteś każdym powodem, każdą nadzieją, każdym marzeniem i nieważne, co się stanie, zawsze będzie cię kochać i na zawsze pozostanie twój. To dziwne, że te słowa wyryły się tak mocno w mojej pamięci. Czasami tak jest, że pamiętamy przypadkowe rzeczy, które ktoś wypowiedział i za każdym razem, gdy pomyślimy o tej osobie, słyszymy właśnie te słowa. Ja na wspomnienie o Harrym, przypominam sobie jak bardzo cię wtedy kochał. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie byłam świadkiem takiej miłości.

– Kochał to forma przeszła – podkreślił Louis ze smutkiem. Całe to spotkanie sprawiło, że czuł się okropnie ze sobą i tym wszystkim, co zrobił. Wiedział już, dlaczego przyjaciele sami nie chcieli mu o tym mówić; musieliby go znienawidzić.

– Mówiłam ci już, że opowiem ci o Harrym, którego wtedy poznałam, jedyną osobą, która wie, co czuje teraz, jest on sam – powiedziała, ostro patrząc się na Louisa. Ton jej głosy był karcący i mężczyzna czuł się, jak mały chłopiec, na którego krzyczy mama.

– Przepraszam –westchnął. – Co się stało potem?

– Harry został w pewien sposób uratowany – odparła. – Spotkał kogoś, kto zrobił więcej niż mogłam ja. Bo wiesz, podawanie mu leków, rozmowa to jedno, ale ja nigdy nie potrafiłam zastąpić mu ciebie. Właściwie, nikt nie był w stanie, ale Harry poznał osobę, która się do tego zbliżyła.

– Harry był zakochany? – spytał, przełykając ślinę. Czuł, że na jego plecach pojawiły się kropelki zimnego potu, takiego, który tworzy się, gdy śnią się koszmary. Dla Louisa świadomość, że Harry kochał kogoś innego była jak zły sen.

– Harry został obdarzony miłością – poprawiła go. – On sam nie potrafił się zakochać, bo oddał swoje serce tobie i nawet, gdy ty je zniszczyłeś, złamałeś, podeptałeś i na koniec oddałeś z powrotem, on wciąż liczył, że po nie wrócisz. Ale przyjął uczucie, które ktoś mu dał.

– Kto? – spytał ostro. Nie wiedział, czy cieszy się z powodu tego, że tak działał na Harry'ego, czy jest mu smutno.

– Matty, przyjaciel jego siostry – odpowiedziała. – On jako jedyny nie tratował Harry'ego jakby był chory. Nie próbował go niańczyć, a dodatkowo podobał mu się, odkąd Gemma pokazała mu jego zdjęcie. Wtedy jeszcze byliście razem. Matty dał mu cudowne kilka tygodni i obiecał, że będzie czekał na Harry'ego, tak długo, jak będzie trzeba.

– I czekał?

– Zaraz do tego dojdę – spowolniła go. – Harry wrócił z USA inny, lecz wciąż cię kochał.  Smucił się, bo lato przeminęło, a ty wciąż nie wracałeś do domu. Niewątpliwie Matty w pewien sposób mu pomógł, ale nie można tak naprawdę naprawić serca. To tak samo jak ze szklaną wazą; po tym jak ją rozbijesz, można spróbować skleić, ale nigdy już nie będzie taka sama. Harry był wrakiem, ale Matty to pokochał i wiedział, że prędzej czy później do niego wróci – zgasiła papierosa, żeby odpalić następnego.

– Strasznie dużo palisz – stwierdził, po czym spojrzał na pustą butelkę. – I pijesz.

– Niestety, narkotyki są nielegalne – powiedziała tylko, a Louis zastanawiał się, czy żartuje. – Kontynuując, Harry żył w Anglii, pisał do ciebie ostatnie listy, nie dostając żadnej odpowiedzi. Jednak powoli stawał na nogach, był silny. Naprawdę rzadko mówię tak o pacjentach, ale on taki był. Myślał, że był gotów zacząć nowe życie w Londynie, jednak tak nie było. Wszystko sprawiało, że o tobie myślał i wtedy doradziłam mu wyjazd. Mógł pozwolić sobie na urlop dziekański, zastanowić się, co chce dalej robić. Postanowił zrezygnować z prawa i po kilku miesiącach studiowania, wyjechać do stanów. Zamieszkał z siostrą, znalazł dorywczą pracę w piekarni i był z Mattym.

– Byli parą? – dopytał się.

– Trudno mi to określić, bo mnie nie było przy nich, więc nie mogłam wszystkie obserwować. Wydaję mi się, że byli sobie nawzajem potrzebni, ale wątpię, że to była miłość. Przynajmniej nie ze strony Harry'ego. On uwielbiał Matty'ego, przyjaźnił się z nim, może nawet kochał, ale nie był zakochany. Mam wrażenie, że starał się to zrobić, ale nie mógł. Kochanie kogoś to wybór, bycie zakochanym już nie.

– Jak długo to trwało?

– Tkwili w takim czymś rok i nigdy tak naprawdę tego nie zakończyli – wzruszyła ramionami. – Matty powiedział, że jeżeli tylko Harry będzie tego chciał, on zrobi dla niego wszystko. Tak się nigdy nie stało, bo ten rok zmienił go diametralnie. Nie mówię tylko o walorach fizycznych, choć nie ukrywam, że zrobił na mnie wrażenie. Pojechał chłopiec, a wrócił mężczyzna. Nie potrzebował aż tak mojej pomocy, znalazł swój cel. Zrezygnował z prawa i postanowił zostać psychologiem. Wspierałam go w tym, poznałam z moim synem i teraz jest tam, gdzie jest.

– A co z Harrym i Ashem? Czy oni... – zaczął, ale Victoria mu przerwała.

– To już pytanie nie do mnie, bo tego nie mam pojęcia, jak było naprawdę – powiedziała spokojnie. – Ja zrobiłam dla cienie, tyle ile mogłam. Reszta zależy od ciebie i Harry'ego.

– Po prostu boję się i nie wiem co myśleć – przyznał, bawiąc się zapalniczką, którą Victoria zostawiła na stole. – Mam wrażenie, że gdzieś po drodze się zgubiłem z tym wszystkim, chcę wiedzieć, czego Harry oczekuje, zanim wykonam kolejny krok.

– On sam tego nie wie. – Chwyciła jego dłoń, uspokajająco. – Harry wbrew pozorom jest wciąż tym samym zagubiony chłopcem. Tylko na zewnątrz wydaje się być tak pewny siebie, bo wszystko co robi, to ukrywanie swoich uczuć. Boi się zbliżyć do kogoś i jednocześnie nienawidzi być samotnym.

Milczeli przez chwilę, obydwoje skupieni na sposobie, w którym Victoria kończy palić kolejnego papierosa, zaciągając się i wolno wypuszczając dym z płuc. Zostawiła na bibułce ślad po szmince, róż tworzyła mocny kontrast pomiędzy bielą. Louis zastanowił się, kiedy ostatnio palił. Nigdy nie był uzależniony, ale musiał rzucić w tym samym czasie co Zayn, który zrobił to dla Liama. Pomyślał o tym, jak bardzo się kiedyś kochali, ale to powoli wypalało się, jak wszystko. Kate i Niall nie są już razem. Nic dziwnego, gdyby Harry również nie czuł nic do Louisa. Może wcale nie byli sobie przeznaczeni.

– Powiedz mi tylko, czy kiedy patrzysz na Harry'ego, widzisz człowieka, którego kochałeś czy człowieka, którego opuściłeś? – spytała Victoria od niechcenia, gasząc papierosa. Oparła brodę na dłonie i wpatrzyła się w Louisa uważnie. – To łatwe pytanie.

– Ja wciąż go kocham – powiedział cicho, prawie szeptem. Nie mógł wybrać żadnej z odpowiedzi Victorii, bo uczucie dalej trwało, a on nigdy nie myślał o Harrym, jako tylko o tym, którego opuścił. Był dla niego znaczeni kimś więcej.

– Podoba mi się ta odpowiedź – pochwaliła go. – W takim razie znajdź, bo o sam cię nie znajdzie.

– Ale ja go już znalazłem – przygryzł wargę, kiedy Victoria się roześmiała.

– Znalazłeś jego ciało, została ci jeszcze dusza. A z tym jest trudniej – wyciągnęła portfel. – Dziękuję ci za ten uroczy obiad. Zapłacę za nas.

– Nie powinnaś, ja...

– Zaprosiłam cię – przerwała. – Jeszcze raz dziękuję. Może i nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale sprawiłeś, że znowu zaczęłam wierzyć w miłość. Jakbyś otworzył dawno zardzewiałe drzwi i teraz sama nie wiem, co ze sobą zrobić.

Kiwnął głową, udając, że rozumie, co do niego powiedziała.

***

Okej, kochani, kto płakał?

Wiem, że wiele z was jest lepsza od Louisa w odczytywaniu listów Harry'ego i o niektórych rzeczach już wiedzieliście.

I kolejne pytanie: co sądzicie o Victorii?

Poprzednio parę osób na wstępie uznało, że jej nie lubi i teraz zastanawiam się, czy zmieniliście zdanie i staram się nie robić z nich tylko tła. Lubię przedstawiać perspektywę danej sytuacji z rożnych kątów, bo to mnie samej ułatwia tworzenie historii.

Dodam jeszcze, że piosenka do rozdziału baaardzo mi się kojarzy z listami Harry'ego i to jedna z moich ulubionych tego zespołu.

Kocham was wszystkich!!!

To chyba najdłuższa notka, ale mam taki dobry humor (to pewnie przez wczorajszy koncert Hurts, było cudownie).

Rozdział nie jest poprawiony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro