29. Feel Like Makin' Love

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwudniowy wyjazd Zayna odbył się bez większych kłopotów. Wszyscy oprócz Louisa i Kate myśleli, że spędził ten czas u siostry, dlatego gdy tylko wrócił, umówił się z Tomlinsonem, żeby mu wszystko opowiedzieć. Spotkali się w biurze Louisa, bo mężczyzna nie chciał brać kolejnego dnia wolnego, a popołudniu wszyscy mieli pójść do Cold Coffee.

Już od progu Louis zauważył jak szczęśliwy jest Zayn. Wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy, że coś było nie tak, ale ten wyjazd musiał go w jakimś sensie zmienić. Teraz promieniowała od niego niesamowita energia, był jakby bardziej zmotywowany i wypoczęty. Sam Louis czuł szczęście, patrząc na swojego przyjaciela. Po krótkim uścisku, oboje usiedli na małej sofie, która znajdowała się w rogu pomieszczenia. Louis nalał im herbaty i zaczęli rozmawiać.

– Świetnie wyglądasz – powiedział do Zayna.

– Hej, jestem zajęty, nie podrywaj mnie! – upomniał go ze śmiechem. – Ale dziękuje. Czuję się świetnie.

– To wszystko przez ten konkurs? – spytał Louis, a Zayn pokiwał głową. – Opowiedz mi wszystko. Dawno nie widziałem cię tak... szczęśliwego. Nie pojechałeś tam z Gigi, prawda?

– Nie, nawet tego nie chciałem – zaprzeczył szybko. – Po prostu w Paryżu po raz pierwszy od wielu lat robiłem, to na co miałem ochotę. Byłem zdany tylko sam na siebie, mogłem jeść, kiedy chciałem, spacerować, gdzie chciałem. I tworzyć – napił się herbaty. – Niby były to eliminacje, konkurs i powinienem się stresować, ale czułem się wolny.

– Chodzi o brak Liama?

– Niekoniecznie – stwierdził. – Mogłem malować, bardziej doświadczeni artyści mi doradzali i to było cudowne, wiesz? Nareszcie zrobiłem coś tylko dla siebie, nie przejmując się nikim. Wiem, że w pewnym sensie źle postąpiłem wobec Liama, ale nie żałuję, bo odkryłem swój styl w malowaniu. I przepraszam, że jesteś w to wmieszany i musisz kłamać.

– Ja jestem zadowolony, że robisz, to co kochasz – zapewnił go Louis, wywołując tym uśmiech u przyjaciela. – Więc, na czym właściwie polegały te eliminacje? Musiałeś malować na czas?

– To nie szkolny konkurs talentów – zaśmiał się. – Pierwszego dnia rano zostaliśmy podzieleni na grupy, bo było nas kilkaset i nie zmieścilibyśmy się w jednej sali. Wszyscy dostaliśmy taki sam temat i po prostu musieliśmy puścić wodzę fantazji. Technika była dowolna, z tym oczywiście, że malarstwo było najbardziej powszechne. Mieliśmy na to cały dzień i noc, mogliśmy wychodzić i wchodzić do sali, kiedy chcemy. Dodatkowo cały czas do dyspozycji mieliśmy artystów-opiekunów, którzy nam doradzali i podpowiadali. Nie wszyscy byli jakoś szczególnie mili, potrafili wyśmiać twoją pracę, pokazać jej wady, ale jednocześnie cię pochwalić.

– I jak patrzyli na twoją pracę? – dopytał się Louis, który z zainteresowaniem przysłuchiwał się jego historii.

– Różnie, niektórzy byli zachwyceni, inni uważali to za fatalne – wzruszył ramionami. – Drugiego dnia mieliśmy okazję porozmawiać z różnymi twórcami, była tam kobieta, która wygrała ostatni konkurs. Poznałem parę ciekawych osób, zainspirowałem się.

– Dobra, ale dostałeś się dalej?

– Nie wiem – odparł Zayn, patrząc się w dół. – Mają napisać do mnie maila, ale szczerze, to wątpię, że mi się uda.

– Widziałem twoje pracę, jesteś świetny – powiedział szczerze Louis.

– Loueh, kocham cię, ale nie znasz się na sztuce – poklepał go przyjaźnie po ramieniu. – Po pierwsze, tam było kilkaset ludzi i wątpię, że znajdę się w tej dziesiątce, która przejdzie dalej. Poza tym, byłem tam jednym z najstarszych uczestników. Mam dwadzieścia pięć lat, a konkurowałem z osobami, które skończyły ASP, a są młodsze ode mnie. Nawet jeśli znalazł się ktoś w moim wieku, to od paru lat pracował w swoim zawodzie. Ja jestem architektem i, okej, ta praca wymaga zdolności manualnych, ale nie jakiegoś szczególnego artyzmu.

– Masz rację, nie znam się na tym – zgodził się Louis. – Ale wiesz, z drugiej strony powiedziałeś, że i tak zrezygnowałbyś z kursu, bo nie mógłbyś wyjechać niedługo przed ślubem.

– Właśnie – potwierdził ruchem głowy. – Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, bo widziałem zbyt dużo fanatycznych prac, żeby wierzyć, że mi się uda.

– Mam jednak nadzieję, że jesteś z siebie dumny, bo wow, sam fakt, że dostałeś się na te eliminację... – powiedział Louis, sam czując dumę z powodu sukcesu przyjaciela.

– I odkryłem, że mogę robić w życiu coś związanego ze sztuką, tak dodatkowo. Poza pracą – dodał, a Louis zmarszczył brwi. – Rozmawiałem z kolesiem, który zajmuję się projektowaniem okładek. Ma podpisane umowy z wydawnictwami i wytwórniami, i gdy jakiemuś pisarzowi czy muzykowi spodoba się jego styl, wtedy odstaje zlecenie. Wiesz, on jest dość znany w branży, ale myślę, że dałbym radę zrobić kilka takich projektów, chociażby dla własnej satysfakcji.

– A książka Liama? – podpowiedział.

– Ma już jakiś tam projekt, a poza tym mówiłem, że nie chcę być kojarzony tylko z bycia jego mężem – westchnął. – Niedługo dużo będę siedział sam w domu, to przynajmniej się nie będę nudzić, jak coś zaprojektuje.

– Jestem pewien, że gdy już wyda tę książkę to wszystko wróci do normy – zapewnił go, sam mając na to nadzieję.

– Zobaczymy – wzruszył ramionami. – Raczej martwię się tym, że spotkam się z Nickiem. Na jutro Liam zaaranżował spotkanie u niego.

– To źle? – zdziwił się Louis. – Chyba dobrze, że go wreszcie poznasz, Liam spędza z nim więcej czasu niż z tobą.

– Dzięki za pocieszenie, świetny z ciebie przyjaciel, chuju – powiedział Zayn, udając oburzenie. – Nie wiem, po prostu boję się, że to będzie jakiś niesamowicie przystojny koleś i zrobię się zazdrosny.

– Hej, przecież Liam też był zazdrosny o Gigi – przypomniał mu.

– No a teraz zgodził się zaprosić ją na ślub – dodał Zayn. – Co nie zmienia faktu, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy widzę Nicka. Przynajmniej taką mam nadzieję.

– Ta, jeszcze się okaże, że to świetny koleś – zaśmiał się Louis, stukając palcami w filiżankę.

– A co z Kate? – zagadał mężczyzna. – Odzywała się do kogoś z was?

– Nah, totalnie nas olała – odparł niezadowolony Tomlinson. Martwił się o przyjaciółkę, a ta nawet nie napisała czy bezpiecznie doleciała. – Najgorsze jest to, że nawet nie znamy adresu jej ojca.

– Czyli podsumowując, nie wiemy gdzie jest, co z nią jest, ani kiedy wróci – powiedział Zayn, składając usta w dzióbek i patrząc w dal.

– Tak.

– Zajebiście odpowiedzialna z niej osoba – uznał z przekąsem.

– Jeśli wróci chociaż w połowie tak szczęśliwa, jak ty, to będę się cieszyć, że wyjechała – stwierdził Louis. – Myślę, że każdy z nas w pewnym momencie potrzebuje czasu tylko dla siebie.

– No twój czas dla siebie trwał siedem lat – zaśmiał się, a Louis przewrócił oczami i poprawił swoje włosy, przeczesując je palcami. Wydawały mu się już trochę za długie i zastanawiał się nad obcięciem ich.

– Muszę jakoś ogarnąć fryzurę przed waszym weselem – powiadomił przyjaciela od niechcenia.

– Ta, ja też – uznał Zayn. – Porozmawiam o tym ze Scarlett następnym razem.

– Lepiej się pospiesz i zrób to zanim Niall z nią zerwie – zaśmiał się Louis. – Później będziesz musiał szukać nowej fryzjerki.

– Racja – zastanowił się przez chwilę. – Właściwie, co jeśli bym rozjaśnił grzywkę na blond?

– Wyglądałbyś jak gej – stwierdził. – Chociaż nie sądzę, że komukolwiek zrobi to różnice. W końcu to twoje wielkie gejowskie wesele!

– Gejowski mąż, świadek i drużba. Z fryzurą będę miał cały zestaw – zażartował Zayn, spoglądając na zegarek. – I jestem z ciebie dumny, przestałeś nazywać mój ślub wielką imprezą!

– Powstrzymuje się jakoś – westchnął Louis.

Porozmawiali jeszcze trochę zanim Zayn nie musiał się już zbierać, bo Liam zaczynał się niecierpliwić.

Ω

Louis wszedł w piątkowy wieczór do budynku poradni, kładąc w rogu mokry parasol. Dzisiejszy dzień był dość ciepły i deszczowy. Tomlinson, oczywiście, jak to często się zdarzało, nie ubrał się stosownie do pogody. Nie spodziewał się deszczu, dlatego miał na sobie tylko koszulę. Na szczęście w samochodzie miał małą parasolkę, która i tak nie do końca ochroniła go przed ulewą. Biały materiał był z przodu trochę przemoczony, co nie umknęło uwadze Susan.

– Louis, idziesz do psychologa, nie na konkurs miss mokrego podkoszulka – zaśmiała się i sięgnęła po papierowe ręczniki, żeby mężczyzna mógł się wytrzeć. – Chociaż pewnie Harry nie miałby nic przeciwko.

– Zabawne – odparł sarkastycznie, próbując zebrać wilgoć z koszuli. – Nie wiedziałem, że dzisiaj będzie padać, dlatego nie wziąłem płaszcza czy coś.

– Cóż, nie dziwię się, że potem tak chorujesz – prychnęła.

– Przepraszam bardzo – zaczął oburzony. – To było tylko raz!

– Oczywiście – westchnęła, nie podnosząc wzorku znad ekranu komputera. – Ale wiesz, że Harry się wkurzy, prawda? Nie lubi, gdy o siebie nie dbasz.

– Wiesz, kto jeszcze o mnie nie dba? – zagadał, a Susan zmarszczyła brwi. – Ty, bo nic mi nie mówisz, co jest między tobą a Ashtonem. Moja ciekawość czuje się zaniedbana.

– Powiedz mi, Louis, jak traktowałbyś osobę, z którą jesteś w związku, gdy jesteście oboje w pracy? – spytała o poradę.

– Myślę, że codziennie bym jej przynosił kwiaty albo czekoladki.

– Nie zrobiłbyś tego – parsknęła śmiechem Susan, kręcąc głową.

– Nie, nie zrobiłbym – zgodził się, również się śmiejąc. – Ale tutaj nie chodzi o mnie. Co Ashton zrobił?

– Właściwie, to nic – wzruszyła ramionami, patrząc na mężczyznę uważnie. – Jesteśmy oficjalnie, chodzimy na rodzinne obiady, ale w pracy wciąż taktuje mnie, jak... pracownicę.

– A czego od niego oczekujesz? – Louis oparł się o ladę, wypinając lekko tyłek. – Chciałabyś, żeby traktował cię jak dziewczynę nawet, gdy jesteście w pracy?

– Nie mówię, że oczekuję ciągłego pokazywania mi uczuć, ale, no nie wiem, buziak na przywitanie byłby okej – uznała, a Tomlinson się roześmiał.

– Dobraliśmy się, mój kochany traktował mnie jak pacjenta, twój jak pracownicę – zażartował.

– Czekaj, czekaj, czy ja właśnie usłyszałam formę przeszłą? – zaciekawiła się, a Louis pochylił się mocniej i uśmiechnął się promiennie. Był pewien, że wokół jego oczy utworzyły się małe zmarszczki, ale on naprawdę był szczęśliwy, że jego relacje z Harrym się poprawiły. – To słodkie, naprawdę. Mówiłam ci już, że bardzo do siebie pasujecie?

– Jakieś siedem razy, tak – odparł z uśmiechem, a Susan opadła na oparcie krzesła, patrząc się na niego z rozczuleniem. – Jednak ja i Harry nie jesteśmy razem.

– Ale jesteście na dobrej drodze – podpowiedziała.

– Może – zgodził się. – Mam nadzieję, że za ja...

Zmarszczył brwi, bo Susan wzrokiem wskazała na bok. Delikatnie odwrócił głowę i zauważył Harry'ego, wpatrującego się w niego uważnie z przygryziona wargą. Louis od razu się wyprostował, domyślając się, że jego tyłek był powodem przez który mężczyzna zaniemówił. Podszedł do niego bliżej, ignorując chichot, jaki wydała z siebie Susan. Harry zaczął wpatrywać się w jego mokrą koszulę i oddychał głośno.

– Nie ładnie się tak zakradać, Harold – wymsknęło mu się i doszedł do wniosku, że bardzo dawno tak na niego nie mówił. Styles uśmiechnął się delikatnie na ten pseudonim, jakby zaczął wspominać dawne czasy.

– Harold? – usłyszeli głos należący do Asha, który szedł w ich stronę z Lily u boku. – Czy to nie tak nazywała cię moja mama?

– Zdarzyło jej się – wymamrotał, a jego policzki były już od jakiegoś czasu lekko zarumienione.

– Cześć Lily, wszystko okej? – Louis zagadał do dziewczyny, ignorując rozmowę mężczyzn. Lily spojrzała na niego smutno, odsuwając się od Asha i kręcąc głową.

– Chyba się nie udało – odparła, a on spojrzał na nią pytająco. – Ja nie dam rady...

– Hej młoda, co jest? – spytał, ale jedyną odpowiedzią jaka otrzymał było ponowne pokręcenie głową. – Harry, coś się stało?

– To chyba nie twoja sprawa – wtrącił się Ashton, ale Louis znowu go zignorował.

– Harry? – powtórzył, patrząc surowo na mężczyznę. Harry musiał poczuć się jak nastolatek, bo spuścił wzrok i spoglądał speszony na swoje buty. Louis domyślił się, że nie dowie się niczego w tej chwili. – Susan?

– Louis... – jęknęła, ale Tomlinson nie miał okazji czegokolwiek dodać, bo do budynku weszła Perrie. Nastolatka od razu się do niej przytuliła.

– Cichutko skarbie, jest okej – wyszeptała kobieta do swojej siostry.

– Perrie, chcę z tobą później porozmawiać – powiedział Louis, a ona pokiwała głową, cały czas trzymając Lily w ramionach. Tomlinson złożył krótki pocałunek na jej policzku, zanim obie wyszły z budynku, mamrocząc wcześniej „,do zobaczenia". – Nie mam pojęcia, co właśnie się stało.

– I dobrze – powiedział Irwin, jakby sam do siebie. – Susan, jedziesz ze mną?

– Mieszkamy razem, idioto – oparła, lekko zdenerwowana. Narzuciła na siebie płaszcz i podeszła do Louisa i Harry'ego, żeby się z nimi pożegnać. – A, i Ash?

– Hm? – Ashotn stał z rękami w kieszeniach i spoglądał na swoją dziewczynę.

– Śpisz dzisiaj na kanapie – oznajmiła ze złośliwym uśmieszkiem, kierując się w stronę drzwi.

– Co takiego zrobiłem? – spytał zdziwiony, gdy Susan była już przy wyjściu.

– Domyśl się! – krzyknęła jedynie, a Ashton za nią pobiegł.

– Idziemy na górę? – Harry zadał to pytanie tak, że raczej brzmiało jak prośba. Louisowi serce się łamało, gdy widział jak jego ukochany jest smutny. Wyglądał na wręcz rozbitego, czasami tak bardzo nie potrafił ukrywać emocji.

Louis nie odpowiedział, tylko położył swoją dłoń na plecach mężczyzny, kiedy szli razem po schodach. Nie wiedział dlaczego, ale podświadomie czuł, że Harry potrzebuje teraz dotyku. Nie w sposób erotyczny, po prostu chciał, żeby ktoś był przy nim w trudnej chwili.

Weszli do środka i usiedli naprzeciwko siebie, tak jak robili to zawsze. Harry przywołał na twarzy swój profesjonalny uśmiech i zapytał:

– Jak się masz, Louis?

Tomlinson spojrzał na niego zdziwiony. Jeszcze kilka chwil temu był w rozsypce, a teraz pyta się go o samopoczucie.

– Tak się nie bawimy Harry – odezwał się. – Wiem, że coś jest nie tak i nie pozwolę, żebyś udawał przede mną przykładnego doktora.

– Jestem przykładnym doktorem – powiedział cicho.

– A ja jestem twoim... przyjacielem i wiem, kiedy coś jest nie tak – odparł, wahając się jakiego rzeczownika użyć. Wstał i złapał Harry'ego za nadgarstek, żeby ten też się podniósł. Mężczyzna od razu się mu poddał i pozwolił posadzić się na małej sofie. Louis usiadł obok niego i byli lekko ściśnięci, ale on po prostu chwycił dłoń młodszego, patrząc się w jego oczy. – Powiedz mi wszystko od początku.

– Jutro jest rocznica śmierci rodziców Perrie i Lily – oznajmił po chwili. Z każdym słowem mówił coraz ciszej. – Ja... myślałem, że z Lily jest już wszystko dobrze, ale się myliłem. Ona wciąż jest w rozsypce i boję się, że ja jej nie mogę pomóc. Po trzeba większych umiejętności niż moje, Lily jest w głębokiej depresji. Chcę ją wyleczyć, obiecałem, że to zrobię, ale sam chyba nie dam rady.

– Harry, kochanie – wyszeptał, nie mogąc się powstrzymać przed przytuleniem go do siebie. Ten posłusznie położył głowę na jego ramieniu i Louis miał wrażenie, że go wdycha jego zapach. – Zrobiłeś dostatecznie dużo. Nie wszystkim można pomóc, Harry, a ty i tak uratowałeś tak wiele osób. Jesteś wspaniałym człowiekiem, wszyscy cię kochają. Może rzeczywiście Ash...

– Antydeprasanty to najgorsze, co możemy jej zrobić – przerwał mu. – Ona jest za młoda, nie można tego robić szesnastolatce. Ash nie rozumie, jak łatwo to może wyjść spod kontroli.

– Tobie pomogły – przypomniał Louis, a Harry gwałtownie odsunął się od jego ramienia, żeby spojrzeć mu w oczy.

– Ty wiedziałeś? – wyjąkał, a Tomlinson delikatnie pokiwał głową. Twarz Harry'ego była bez wyrazu, nie zdradzała żadnych emocji, jakby sam nie wiedział, jak powinien się poczuć. – Jak długo?

– Harry, przepraszam, że ci nie powiedziałem – zaczął łagodnie, pocierając kciukiem jego dłoń, której ten, o dziwo, nie odsunął. – Domyśliłem się sam kilka miesięcy temu, potem jeszcze rozmawiałem z Victorią...

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – spytał z tym samym beznamiętnym wyrazem twarzy, który sprawiał, że Louis czuł się, jak gówno.

– Nie mogłem – oblizał usta, starając się poukładać myśli, żeby jak najlepiej wyjaśnić wszystko Harry'emu. – Miałem, właściwie wciąż mam, wyrzuty sumienia i nie chciałem zmuszać cię do tej rozmowy. Przepraszam cię, Harry, naprawdę. Jest mi tak przykro z twojego powodu i nienawidzę siebie za to wszystko.

– Nie jesteś na mnie za to zły? – głos Harry'ego brzmiał niepewnie, zachowywał się, jakby został przyłapany na czymś złym.

– Żartujesz chyba – prychnął.– Nie mógłbym nigdy w życiu być na ciebie zły z tego powodu. Jestem wściekły na siebie, ty jesteś tylko ofiarą mojej głupoty.

– Nie chciałem ci o tym mówić sam, bo bałem się, że się zezłościsz – przyznał Harry z lekkim wahaniem.

– Oszalałeś – stwierdził Louis, biorąc jego dłonie w swoje i ściskając mocno. Były chłodne, tak jak prawie zawsze, ale uwielbiał ich gładkość i delikatność. Rany, nawet jego dłonie są idealne. Louis nie wierzył, że Harry jest prawdziwy. – To wszystko jest moją winą. Tak bardzo cię przepraszam i, kurwa, nie wiedziałem, że to się skończy. Przepraszam.

– Ja nigdy – nie przestałem cię kochać, przez sekundę pomyślał Louis, zanim Harry nie skończył: – nie miałem do ciebie pretensji. To ja to wszystko sobie zrobiłem, niezależnie od przyczyny, powinienem był radzić sobie z tym inaczej. Teraz nie chcę, żeby ludzie popełnili mój błąd. Ale, Lou, nie możesz się obwiniać. Zapomnijmy o tym, proszę.

– Okej – zastanowi się przez chwilę, cały czas utrzymując kontakt wzorkowy z Harrym. Chciał zrobić cokolwiek, wykonać jakiś gest, żeby go pocieszyć, pokazać mu, jak bardzo go kocha, ale nie mógł. Nie potrafił się poruszyć, jakby wszystkie jego mięśnie zastygły. Trzymał jego dłonie w sowich, obserwował dokładnie jego twarz i trwali w takiej pozycji przez minuty, godziny, a może tygodnie. Czas nie istniał, bo był z Harrym. Miłością swojego życia, jedynym, który kiedykolwiek się liczył i ostatnim, którego pokochał. Nawet na chwilę nie zmieniły się uczucia wobec niego. Teraz miał swojego Harry'ego przy sobie, tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Kochał go tak bardzo i musiał mu to powiedzieć w tej chwili. Otworzył usta, wymawiając pierwsza sylabę, ale Styes przyłożył palec do jego ust.

– Nie możesz Louis – powiedział, a jego głos był łamliwy jak nigdy dotąd. – To mi złamie serce.

– Podobno już było złamane – dodał, a Harry uniósł swoje kąciki ust w lekko widocznym uśmiechu.

– Nie rozumiesz – kontynuował. – Nie mogę odpowiedzieć tym samym.

– Nie czujesz tego – wymamrotał Louis, przekonując do tego samego siebie. Oczywiście, przecież Harry nie ma obowiązku tego odwzajemniać. To całkowicie naturalne, że nie potrafi odwzajemnić jego miłości. Tomlinson przypominał sobie w głowie wszystkie złe rzeczy, które mu zrobił i wcale się nie dziwił, że Harry go nie kocha.

– Czuję aż za bardzo – odezwał się szeptem Harry, zbliżając swoją twarz do jego. – Czuję to tak mocno, że aż boli.

– Więc pozwól mi o powiedzieć.

– Kiedyś zrozumiesz, że to złamałoby nam obu serca – powiedział, wymuszając u siebie uśmiech. Louis dostrzegł, że jego oczy są wilgotne i to sprawiło, że przypomniał sobie o tym, jak mokra jest jego koszulka i automatycznie zrobiło mu się zimno. Nie miał jednak czasu na zastanowienie się nad tym, bo Harry otworzył usta: – Możesz mnie pocałować, proszę?

– Nie musisz prosić – uznał Louis, zaskoczony ta prośbą. Całowanie Harry'ego to najlepsze, co mogło mu się w życiu zdarzyć, nie licząc oczywiście seksu z nim, ale i tak kochał ich pocałunki.

Zbliżył swoje usta do jego i młodszy od razu się poddał. Pocałunek nie był namiętny, robili to raczej jak jakaś długoletnia para, która jest zbyt leniwa, żeby się starać. U nich jednak znaczyło to całkiem coś innego, bo w każdym ruchu ust czuć było „przepraszam". Louis nie potrafił tego wyjaśnić, ale miał wrażenie, że chcą sobie przekazać wszystko, co leżało im na sercu. Po raz kolejny chcieli odzyskać stracone lata.

Dłoń Louis praktycznie bezwiednie wylądowała na biodrze Harry'ego, wywołując krótki jęk u mężczyzny. Straszy niezbyt się tym przejął i po prostu kontynuował delikatny, niespieszny pocałunek. Lubił to robić w ten sposób, bo uwielbiał to, jak uległy był jego ukochany. Od zawsze, niezależne od poziomu namiętności całowania się, poddawał się Louisowi. Teraz jednak Harry niespokojnie się wiercił, jakby błagał o więcej. Tomlinson starał się ignorować to, jak dłoń mężczyzny sunęła z jego kolana coraz wyżej. Postanowił sobie, że nie będzie go wykorzystywał, bo ma mu pokazać, że nie zależy mu tylko na jego ciele. Jednak gdy Harry bezceremonialnie pomasował jego krocze, Louis odsunął się gwałtownie.

– Harry, skarbie, to nie jest dobry moment – powiedział, trzymając jego policzek, żeby pogłaskać go delikatnie. Młodszy spojrzał się na niego, marszcząc brwi, po czym, kompletnie nie przejmując się jego wcześniejszymi słowami, przysunął się, żeby pocałować jego szyję. Louis z cichym westchnięciem odsunął go od siebie, żeby spojrzeć mu w oczy. – Harry, to nie może tak wyglądać.

– Nie podobam ci się? – spytał, a Louis się roześmiał. Wiedział, że Harry się z nim droczy, bo dobrze znał prawdę. Poza tym, jego penis był już twardy i ostatkami sił bronił się przed dotykiem młodszego.

– Nie o to chodzi – złapał dłonie Harry'ego w swoje, żeby odciągnąć je od siebie i przy okazji czuć bliskość z mężczyzną. – Nie chcę, żeby to tak wyglądało. Nie chcę być kolejnym facetem, z którym się tylko pieprzysz.

– Ale mówiłem ci, że tylko z tobą robię to w ten sposób – odezwał się Harry, który brzmiał teraz na lekko zawstydzonego swoją postawą. – Proszę cię, Louis ja naprawdę cię potrzebuję...

– Nie chcę, żeby nasza relacja polegała tylko na tym, bo za bardzo cię kocham – wypalił nagle Louis. Przez chwilę milczeli, wpatrując się sobie w oczy. Tomlinson właściwie nie wiedział, co go podkusiło, żeby wyznać mu coś takiego. Harry zabronił mu powiedzieć mu o swoich uczuciach, dlatego używał jakiś eufemistycznych wyrażeń. Teraz jednak, właściwie przez przypadek, wymówił te dwa słowa, przed którymi tak długo się wzbraniał.

Harry w tym czasie patrzył się głęboko w jego oczy, jednak Louis nie mógł odczytać, co się z nim dzieje. Nie było w tym żadnych uczuć, spojrzenie wydawało się być beznamiętne. Tomlinson uznał, że wolałby, żeby mężczyzna od razu po prostu wyprosił go z gabinetu niż fakt, że przez te kilka chwil musiał żyć w takiej niepewności. Jednak Harry zastał w tej pozycji, z dłońmi splecionymi z tymi Louisa. Żaden z nich nie umiał się poruszyć, a słowa zawisły w powietrzu i teraz wydawały się być niezwykle ciężkie i starszy nie wiedział, jakim cudem udało mu się je wypowiedzieć.

Nagle Harry, wciąż nie wypowiadając ani słowa, ponownie zbliżył ich usta do siebie. Wbił się w nie gwałtownie i minęło kilka sekund zanim Louis zorientował się, co się stało. Był w szoku, dlatego nie od razu oddał pocałunek. Gdy to jednak zrobił, żądza wzięła górę i przestał myśleć racjonalnie. Może jeszcze przez chwilę z tyłu jego głowy pojawiała się myśl, że miał nie uprawiać seksu z Harrym, ale kiedy jego ukochany był tak chętny, nie mógł się oprzeć.

Złapał go za biodra, całując mocniej i w tym momencie poczuł jak Harry uśmiecha się przez pocałunek. To sprawiło, że Louis również powtórzył ten gest i oboje śmiali się sobie w usta, lekko stykając się nosami. To mogło być słodkie, ale Tomlinson nagle poczuł ogromna potrzebę wyznania mu miłości jeszcze raz. Zamiast tego po prostu wziął Harry'ego w swoje ramiona i przytulił mocno. Chciał czuć go przy sobie cały czas, móc go przytulać do końca swojego życia. Czuł, że ta miłość powoli go zabija, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Kochał go zbyt mocno, żeby przejmować się czymkolwiek innym. Styles położył głowę na jego ramieniu, jednak nie wytrzymał w tej spokojnej pozycji zbyt długo. Całował jego szyję, dłońmi błądząc po plecach, przechodząc płynnie na brzuch. Louis czuł się rozbrojony, wiedział, że teraz jest w stanie zrobić wszystko, o co poprosiłby go Harry.

Tomlinson odchylił lekko głowę, żeby ułatwić mu dostęp do swojej szyi. Miękki usta Harry'ego dokładnie pracowały nad każdym centymetrem jego skóry. Całkowicie poddał się przyjemności, jaka ujęła jego ciało. Nawet nie zauważył, że Harry odpiął jego spodnie, ocknął się dopiero gdy dotknął jego penisa. Zrobił to delikatnie, jakby dopiero poznawał jego kształt. Louis nie pozostawał mu dłużny, masował dół jego pleców, żeby schodzić coraz niżej.

– Masz rzeczy? – spytał nagle Louis, kiedy zorientował się, że nie nosi żadnego nawilżacza w kieszeni. Harry spojrzał na niego, zagryzając wargi.

– Tylko prezerwatywy – odparł, zastanawiając się przez chwilę. – Ale dam sobie radę, naprawdę.

– Oszalałeś – uznał Louis, kręcąc głową. – To niebezpieczne, kochanie.

– Okej, najwyraźniej, tak jak chciałeś, nie będziemy dzisiaj uprawiać seksu – zgodził się Harry i Tomlinson już był pewien, że zrezygnują ze wszystkiego. Właściwie powinien być wdzięczny losowi, ale czuł lekki żal. Mimo że postanowił sobie, że nie będzie się kochał z Harrym miał małą nadzieję, że będzie inaczej. – Ale możemy robić co innego.

Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Harry usiadł na jego kolanach i, trzymając tył jego szyi, delikatnie się poruszył. Włosy opadały mu lekko na twarz, dlatego straszy włożył mu niesforne kosmyki za ucho. Louis trzymał go w biodrach po prostu przyglądając się, jak mężczyzna pracuje.

– Rozbierz się chociaż – polecił mu Tomlinson, a Harry, bez zbędnego ociągania, wstał z niego, żeby zdjąć swoje spodnie wraz z bokserkami. Louis w tym czasie zrobił to samo, czekając aż mężczyzna znowu na nim usiądzie. Obserwował, jak ten odrzucał swoje ubranie w głąb gabinetu i uświadomił sobie, że będą robić to w miejscu jego pracy. Myślał przez chwilę o tym, ile ludzi musi tutaj przychodzić zwierzać się doktorowi Stylesowi ze swoich problemów, a oni będą robić sobie tutaj dobrze. To zdecydowanie było nieetyczne, ale Louisa niezbyt to obchodziło.

Harry wrócił do niego, siadając okrakiem na jego kolanach. Louis przybliżył ich do siebie, żeby go pocałować, dłonią chwytając jego penisa. Ten zrobił to samo, dodatkowo lekko się poruszając. Straszy czuł się trochę jak nastolatek, ale najważniejsze było to, że ma swojego ukochanego tak blisko. Powinien się już choć trochę przyzwyczaić do dotyku Harry'ego, jednak za każdym razem było dla niego to coś nowego. Jakby poznawał go na nowo, zawsze tak samo dochodził do wniosku, że się za tym stęsknił. Starał się równocześnie skupić nad wszystkim, począwszy do jego ust, poprzez ciało, kończąc na dłoniach czy członku. Każdy ruch Harry'ego był idealny i Louis tak bardzo chciał być świadomy tego wszystkiego, co się działo. Jednak odpływał za każdym razem, gdy dłoń mężczyzny przyspieszała czy zmieniała kąt i kończył z przeciągłym jękiem wprost w jego usta. Właściwie większość dźwięków, jakie wydawał Louis ginęła wśród tych Harry'ego. Mężczyzna był zdecydowanie głośniejszy, cały czas sapiąc czy jęcząc. Nawet żarliwy pocałunek nie był w stanie tego zatrzymać.

Louis nie mógł się nacieszyć tym wszystkim, ale czuł, że jest blisko. Próbował jeszcze trochę wytrzymać i całkowicie skupił się na pięknym mężczyźnie na nim. Palce wbił mocno w jego biodra, zapewne zostawiając ślad, a dłonią, którą trzymał na jego penisie, przyspieszył ruchy. W odpowiedni sposób wykręcił nadgarstek i kilka sekund później, Harry odsunął się do jego ust, wyginając głowę do tyłu. Louis jak zafascynowany przyglądał się widokowi jego twarzy w ekstazie i pięknie rozciągniętej szyi. Zbliżył się do bladej skóry, całując ją mocno, kiedy jego dłoń zrobiła się już mokra od spermy.

Dłoń Harry'ego zatrzymała się, cały czas trzymając jego penisa, dlatego Louis sam wypchnął kilka razy biodra, żeby dojść. Nie potrzebował zbyt wiele, widok zarumienionego i spełnionego mężczyzny wystarczył, żeby zaczął szczytować, wydając przy tym krótkie jęki.

Po wszystkim Harry opadł na niego, pozwalając Louisowi się przytulić i złożyć jeszcze jeden pocałunek w zgięciu jego szyi. Oboje oddychali ciężko, kiedy telefon Tomlinsona zadzwonił.

– Kurwa – wyszeptał, widząc imię Zayna na wyświetlaczu.

****
Byłam dzisiaj w mojej starej szkole i naprawdę stęskniłam się za gimnazjum! A co tam ciekawego u nas? Jesli chcecie, możemy znowu zrobić jakiś kącik zwierzeń i porozmawiać sobie xx

A, napiszcie jeszcze, co sądzicie o tym rozdziale, bo ten smut był trochę nieplanowany

Kocham!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro