Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wszystko w porządku? - Zapytałem mężczyzny siedzącego na kanapie. Zdjąłem z siebie kurtkę i spojrzałem na stojąca przy kuchni współlokatorke. Nie wydawała się szczęśliwa. Wyglądało na to, że po moim pojawieniu się w mieszkaniu ich rozmowa została ucięta. - Kiedy przyszedłeś? - Tym razem przeniosłem wzrok na Chanyeol'a. Siedział na miejscu znajdującym się najbliżej wyjścia. Jedna z jego nóg była ułożona na drugiej, tak, że kostką dotykał uda. Łokieć wciśnięty był w podłokietnik, a dłoń popierała przechyloną głowę. Kiedy na mnie spojrzał na jego czole pojawiły się poziome zmarszczki. Miałem ochotę to wyśmiać, ale jego nie wesoła mina mnie powstrzymała.
- Dwadzieścia minut temu. - Mówiąc to zmienił wyraz twarzy na łagodniejszy i usiadł nieco prościej na niewielkiej kanapie. Wyglądało to dość śmiesznie, ponieważ zajmował połowę jej długości.
- Pójdę przygotować się do pracy. - Mruknęła Hayoung wciąż wbijając nieprzychylny wzrok w mężczyznę.
W pomieszczeniu było duszno, dlatego od razu podszedłem do okna i otworzyłem je najszerzej jak mogłem. Rzuciłem plecak na ziemię, czując na sobie uważny wzrok srebrnowłosego.

-Zbladłeś.

- To nic. - Odparłem podchodząc bliżej i pakując się na miejsce przy nim.  Od razu poczułem ręce opadające na moje ramiona i przyciągające mnie bliżej ciepłego torsu. W pewnej chwili moja twarz wylądowała w jego ciepłej, szarej bluzie, ale nie potrafiłem go odepchnąć. W końcu to Chanyeol. Byłem przy nim bezpieczny. 

- Przyszedłem zabrać Cię na obiad. 

- Obiad? - Zapytałem niechętnie, zaciskając dłoń na jego ubraniu.

- Tak. Postanowiłem codziennie zabierać cię na jakiś posiłek. - Drgnąłem, przymykając oczy. Nie chciałem tego. Nie chciałem znowu przytyć, znowu być brzydki.

- Nie musisz.

- To nic wielkiego. - Odparł uśmiechając się i delikatnie odsuwając mnie od swojego ciała. - Mir szczekał jak cię nie było. 

- Tęsknił. - Stwierdziłem wstając i otwierając drzwi swojego pokoju. - Ostatnio nie spędzałem z nim wiele czasu. - Przyznałem podnosząc szczeniaka na ręce. - Zabierzmy go na spacer. 

- W porządku. - Chanyeol zgrabnie się podniósł i zabrał swoją kurtkę z kanapy, po czym podszedł do wyjścia. Zrobiłem to samo, głaszcząc przy tym zwierzaka. Ubraliśmy buty i nic nie mówiąc wyszliśmy. Na zewnątrz panowała ładna pogoda. Było dość słonecznie, mimo zimy. Mir nie przepadał za tą porą roku, więc zwykle wychodziłem z nim na krótkie spacery, a jego energię rozładowywałem na wieczornej zabawie. 

- Jak przygotowania do ślubu? - Mruknąłem, gdy zaczęła przeszkadzać mi cisza. Może nie był to najlepszy temat, ale nie dał o sobie zapomnieć. To duże wydarzenie wymagające wielu przygotowań. 

- Dobrze. Yuri pojechała z koleżanką wybrać biżuterię do sukni. - Westchnął, odpowiadając niechętnie. - Więc... Pomyślałem, że codziennie będę zabierał cię w inne miejsca. Szkoda, że do lata jeszcze daleko, bo pierwsze co mi przyszło do głowy to piknik.

- Dlaczego piknik?

- Nie uważasz, że to urocze?  - Zapytał zaskoczony. - Pikniki i biwaki są świetne. Zabiorę Cię kiedyś na jakiś. To świetna zabawa. Poza tym to dość romantyczne.

- Powinieneś wziąć ze sobą Yuri.

- Nie chcę Yuri tylko ciebie. - Mruknął nieco jak obrażony dzieciak, po czym odebrał z mojej dłoni smycz i pozwolił, by Mir prowadził nas wybraną przez siebie trasą. - Nie lubię jak o niej mówisz. Zapomnijmy o jej istnieniu. 

- Nie potrafię, Chanyeol. 

Spędziliśmy na zewnątrz jakieś dwadzieścia minut. Po tym wróciliśmy do mojego mieszkania, gdzie nakarmiłem Mir'a. Chwilę później ponownie wyszliśmy. Park w ciszy zaprowadził mnie do swojego samochodu i zaczął jechać w stronę centrum miasta. 

- Lubisz sushi? 

- Więc dziś sushi?

- Dokładnie. - Potwierdził ostrożnie prowadząc pojazd. Wyglądał przy tym naprawdę dobrze. Miał lekko zmarszczone czoło i skupiony wzrok. Było po czternastej, dlatego na drodze znajdywało się dużo samochodów. Widziałem, że Park stara się jeździć uliczkami, aby jak najbardziej skrócić czas naszej jazdy.

- Lubię, ale rzadko jem. Jest dość drogie. 

Na miejsce dojechaliśmy w ciągu piętnastu minut. Restauracja była duża i biała. W środku wszystko było uporządkowane i udekorowane tak, aby jak najbardziej nawiązywać do kraju kwitnącej wiśni. Zajęliśmy miejsce przy czteroosobowym stoliku. Dwa miejsca były przy ścianie i dwa na zewnątrz. Natychmiast zajęliśmy te przy ścianie. Były miękko obite i przypominały nieco długą kanapę. Na stole stało maleńkie drzewko bonsai, które lekko podskoczyło, kiedy kelnerka postawiła przed nami dwie filiżanki herbaty, którą Park zamówił od razu przy wejściu. 

- Który zestaw? - Zapytał podając mi jedną z kart leżącą na brzegu stolika. W środku było dużo ludzi, dlatego nie czułem się zbyt dobrze. Było tłoczno, ale nie głośno. Wszyscy rozmawiali cicho, mając na uwadze komfort innych gości. Z niewielką niechęcią spojrzałem na kolorowe zdjęcia w menu. Nigdy nie jadłem w restauracji sushi. Kiedyś wraz z Kyungsoo kupiliśmy sobie gotowe roladki w hipermarkecie. Nie były najgorsze, ale nie nazwałbym ich smacznymi. 

Wybrałem najbardziej kolorowe zdjęcie, a z opisu pod nim wywnioskowałem, że dominuje sushi z tofu. 

- Te. - Chanyeol wybrał jeden z bardziej klasycznych zestawów, po czym poprosił kelnerkę. Chyba wpadł jej w oko, ponieważ jej wzrok, nawet z drugiego końca sali, cały czas do niego wędrował. Nie miałem pojęcia dlaczego mi to przeszkadza, ale w głębi duszy cieszyłem się z jej kulejącego Koreańskiego. Pozostawało mieć nadzieję, że Park nie zna japońskiego, ponieważ z wyglądu kobiety wywnioskowałem, że pochodzi ona właśnie z kraju kwitnącej wiśni. 

Przez myśl przeszło mi to, że prawdopodobnie jej rozmowa kwalifikacyjna była tylko formalnością. Ze swoim pochodzeniem idealnie się tu nadawała.

Chanyeol był przystojnym mężczyzną. Nie mogłem temu zaprzeczyć.

Był wysoki, dobrze zbudowany oraz posiadał naprawdę przyjemną wizualnie twarz. Nic dziwnego, że kobiety się za nim oglądały.

- Farbuję włosy. - Rzucił, kiedy pracownica od nas odeszła.

- Cóż... Podejrzewałem, że srebrny nie jest ich naturalnym kolorem.

- Wiesz, o co mi chodzi. - Westchnął nieco zmieszany, co spowodowało lekki uśmiech na mojej twarzy. 

- Na jaki kolor? - Zapytałem łagodniej. 

- Yuri chce czarne. - Wyznał widocznie nie zadowolony. Nie umiałem wyobrazić go sobie w czarnych włosach, co najpewniej było spowodowane tym, że od początku naszej znajomości nosił jasny kolor. 

- Więc zrób czarne. - Wzruszyłem ramionami. - Ładnemu we wszystkim ładnie. - Zapewniłem widząc jego minę, która w żaden sposób nie wyrażała zadowolenia. Zmieniła się dopiero po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów. 

- Uważasz, że jestem ładny? - Uśmiechnął się szeroko, co nieco słabiej odwzajemniłem.

- Tak, Chanyeol. Jesteś ładny, przystojny. - Dodałem po chwili zastanowienia. Określenie " ładny" było dla niego zbyt łagodne. 

Park widocznie nie spodziewał się mojego potwierdzenia, ponieważ zapadła między nami cisza, podczas której widocznie nad czymś rozmyślał. W końcu jego dłoń spoczęła na mojej, pod stołem, tak, aby nikt nas nie widział. Nie potrzebowaliśmy uwagi, sensacji. 

- Ty też jesteś ładny, Baekhyun. - Powiedział, patrząc prosto w moje oczy. Nie potrafiłem odwrócić swojego spojrzenia, mimo, że bardzo tego chciałem. Czułem, jakby jego ciemne tęczówki powoli wprowadzały mnie w hipnozę. - Jesteś najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek widziałem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro