Rozdział 51

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Dzień przyjazdu Yuri był ponury. Nad miastem wysiały ciemne chmury, które zdawały się tyko czekać na odpowiedni moment, aby wypuścić na ludzi krople mroźnego deszczu. Okolica zdawała się szara i smutna, kiedy obserwowałem ją zza okna apartamentu. On też był zimny i pozbawiony duszy. 

Przyjazd narzeczonej Chanyeol'a był wyznaczony na godzinę dziewiętnastą, dlatego wiedziałem, że przed tą chwilą powinienem porozmawiać z mężczyzną. Powinienem był przygotować się na to, co mnie czeka, ale najpierw potrzebowałem się dowiedzieć czego mam się spodziewać. Mimo niepewności w mojej głowie cały czas pojawiała się myśl, że odpowiedzią jest rozstanie. Moje i Chanyeol'a, najprawdopodobniej. 

To nie tak, że kiedykolwiek silnie wierzyłem, że spędzimy ze sobą całe życie, że jesteśmy swoimi bratnimi duszami, ale lubiłem go. Jakimś cudem udało mi się polubić tego samolubnego mężczyznę i przywiązać się do niego jak do mało kogo, kto kiedykolwiek pojawił się w moim życiu. Nie wiedziałem czy powinienem to nazwać miłością, ale wiedziałem, że potrzebowałem go przy sobie. Potrzebowałem świadomości, że jest bezpieczny i szczęśliwy. Byłem pewien, że Yuri może mu to podarować. 

Rozmowę odkładałem od samego rana, a każde Park'owe pytanie o moje samopoczucie zbywałem milczeniem lub wzruszeniem ramionami. On też zdawał się być zawieszony w oczekiwaniu. Zdawał sobie sprawę z tego, że musimy porozmawiać i w pewnej chwili pomyślałem, że dobrze wiedział co siedzi w mojej głowie i co jest tego powodem. Odnosiłem wrażenie, że był świadom tego, że usłyszałem jego rozmowę z kobietą, z którą miał spędzić życie, z którą miał mieć dzieci i piękny dom. Coś, czego ze mną nie miał zagwarantowanego. 

Niewiele po siedemnastej usłyszałem ciężkie kroki na korytarzu. Chanyeol większość dnia spędził przechadzając się po mieszkaniu obserwując moją zastygłą w wyrazie zastanowienia twarz. Obejrzeliśmy razem serial, ale żaden z nas nie skupiał się na fabule. Potem po prostu wrócił do swojej sypialni, gdzie zamknął się wraz z Mir'em, który prawdopodobnie zamierzał uciąć sobie drzemkę pośród miękkich poduszek zebranych na łóżku. 

Teraz mężczyzna zmierzał w moim kierunku, ale chyba się zawahał, ponieważ na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, a on skręcił w stronę kuchni, gdzie nastawił wodę w czajniku i oparł się dłońmi o blat czekając. Gotująca się woda była jak klepsydra odmierzająca ile wspólnego czasu nam zostało. Siedziałem wtedy na kanapie, z nogami podciągniętymi do klatki piersiowej i oczami wbitymi w widok za oknem. 

Deszcz w końcu zaczął padać. 

Blada dłoń ściskała błękitny kubek, który wyciągnęła w moim kierunku. Unosząca się para mówiła, że piasek się przesypał, a czas się skończył.

- Napijmy się razem herbaty. - Rzucił Chanyeol wpatrując się w moją twarz, kiedy spojrzałem w jego kierunku. Przejęty przeze mnie kubek był zgodą na zakończenie tego wszystkiego. Zgodą na to, aby padły słowa, których nigdy nie chciałem usłyszeć. 

- W porządku. - Odparłem kiedy usiadł obok. W ciszy wpatrywaliśmy się w przestrzeń. Żaden z nas nie chciał rozpocząć tej rozmowy. W końcu, po kilku dłuższych chwilach uznałem, że to ja będę tym, który przerwie niezręczną ciszę. 

- Zostały dwa dni do ślubu.

- Tak. - Mruknął niepewnie spoglądając w moim kierunku. Nasze spojrzenia się spotkały. Oboje wiedzieliśmy co to oznacza, ale odwlekaliśmy tą chwilę jakby z nadzieją, że mniej zaboli. 

- Luhan przyjedzie?

- Tak. Pytał nawet o ciebie.

- O co?

- Jak się czujesz.

- To miłe. - Uśmiechnąłem się lekko, chociaż ten gest niewiele wspólnego miał ze szczęściem. Była za to niemal przepełniony akceptacją. Tak samo, jak cała moja postawa. 

- Wszystko już jest gotowe?

- Rodzice Yuri bardzo tego dopilnowali.

- Zależy im na tym ślubie. - Wywnioskowałem, na co otrzymałem krótkie przytaknięcie. 

- Wszyscy go oczekują. - Powiedział, choć żaden z nas nie potrzebował tych słów. Oboje byliśmy tego doskonale świadomi. - Wszyscy prócz nas dwóch. - Dodał marszcząc lekko brwi. Prawdopodobnie też nie mógł zrozumieć jak to mogło się stać.

Jak mogliśmy doprowadzić do takiej sytuacji?

 - Chanyeol. - Westchnąłem w końcu i odwróciłem się nieco bardziej w jego kierunku, aby ponownie zdobyć jego spojrzenie. - Chcę, żebyś wiedział, że zaakceptuję twoją decyzję niezależnie od tego jaka ona będzie. - Dokończyłem cicho, z delikatnie drżącym głosem. Tym razem to Chanyeol był tym, którego przygniotły emocje. Mężczyzna z nieco szklanymi od łez oczami odłożył kubek na niski stolik obok i westchnął kładąc swoje dłonie na twarzy.

Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie to nie ja będę w tym wszystkim najbardziej poszkodowany. To będzie Chanyeol, który tak naprawdę całkowicie stracił władzę nad swoim światem i prawo do podejmowania decyzji. Stracił je być może na zawsze decydując się na ślub z rozsądku, dla pieniędzy i zapewnionej przyszłości. 

- Każdy tego oczekuje. - Powiedział cicho nie patrząc już w moim kierunku. - Ona nie jest złą osobą. Jest dobrą i ułożoną dziewczyną. Dzięki niej mogę zyskać prawo do firmy, mogę mieć dziecko, na które moja rodzina czeka. 

- Możesz spełnić ich oczekiwania. 

- Ale ja jej nie kocham. Kocham ciebie, Baekhyun. Nie Yuri. - Wyjaśnił, a ja cicho się zaśmiałem. Z rozpaczy, ponieważ potrzebowałem Chanyeol'a, ale wiedziałem dobrze, że pozostanie przy mnie nie będzie dla niego dobre.

Mój kubek spoczął obok drugiego, a ja odchyliłem swoje ciało do tyłu i bez siły opadłem na oparcie kanapy. 

- Ze mną nie możesz mieć dzieci. Stracisz też firmę. Twój ojciec, twoja rodzina, sąsiedzi i współpracownicy nie zaakceptują decyzji o zerwaniu zaręczyn. Nie dla mężczyzny. 

- Wiem. - Odparł cicho. Ponownie zapadła nieprzyjemna cisza. W powietrzu wciąż wisiało uczucie mówiące, że oboje zostaniemy zranieni. 

Musieliśmy zranić siebie nawzajem. 

- Pojawiłem się nagle. - Ponownie się odezwałem, ostrożnie dobierając słowa, jakby to miało nas w jakikolwiek sposób uratować. - Gwałtownie i niespodziewanie. To wszystko miało być tylko zabawą, dlatego nie będę na ciebie zły, Chanyeol. Nikt z nas nie wiedział, że tak to się skończy, prawda? Nie chcę zepsuć ci życia i planów, które masz. Ty też nie możesz tego sobie zrobić. Wybaczę ci, jeśli zdecydujesz się na ślub. Wybaczę Ci i odejdę. 

- Nie chcę, żebyś odchodził. Nie chcę cię stracić. - Odpowiedział, ale jedyne co mogłem zrobić, to posłać w jego stronę uśmiech i wstać z kanapy. Herbata już wystygła. Para znikła, ale deszcz za oknem wciąż nie przestał padać.

- Już siedemnasta czterdzieści. Lepiej pojedź już na dworzec. Nie powinna na ciebie czekać. Wróćmy do tej rozmowy jutro. 

----------------------------------------------

Nie chciało mi się iść na zajęcia, więc macie rozdzialik.

Mam wrażenie, że go zniszczyłam, ale liczę na to, że emocje, które chciałam przekazać są wystarczająco ukazane, abyście je dostrzegli.

No i ten...

Co tam u was?

Mogę mówić do was elfiki? Wszyscy autorzy mają jakieś fajne nazwy na czytelników... Elfiki nawiązuje do mojego innego opowiadania " It's okay".  Myślicie, że to w porządku? 

Kocham was, elfiki ! ^ ^ 

EDIT: Potrzebuję odpowiedzi! Piszę opowiadanie, do którego nie pasował mi Baekhyun. Przeszukując moje ulubione shippy ( siedem lat w kpopie robi swoje) zdałam sobie sprawę, że o większości pewnie nawet nie słyszeliście, więc zdecydowałam się na popularny zespół... BTS. Yoongi bardzo pasuje mi na jedną z postaci, ale tu pojawia się problem. Shippuję go z Jungkook'iem oraz Hoseok'iem.

Jeśli przeczytalibyście opowiadanie YoonKook lub YoonSeok to dajcie znać, oki? Co wybrać? 

J-hope, Jungkook, czy po prostu sobie odpuścić? X3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro