Rozdział 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Już na klatce schodowej czułem, że to nie będzie przyjemny wieczór. Było mi zimno, jedno ze świateł w windzie nie działało, a na podłodze było pełno śladów błota.
Za drzwiami urządzenia spotkałem młodą kobietę, która odkurzała ciemny dywan, którym wyłożony był długi korytarz prowadzący bezpośrednio do kilku mieszkań.
Nie czułem się dobrze nawet, gdy kobieta odwróciła się do mnie i posłała naprawdę miły wizualnie uśmiech, za którym nie potrafiła ukryć rozpaczy.
Nasze spojrzenia były podobne.
Być może i ona czuła się samotnie oraz niepotrzebnie. Może i ona nie potrafiła uporządkować swojego życia.
- Zimny dziś wieczór. - Rzuciłem cicho, kiedy znalazłem się na drodze prowadzącej do apartamentu Chanyeol'a, w którym prawdopodobnie przebywał właściciel.
- Ponoć znowu ma padać. - Powiedziała zagłuszając cichą pracę odkurzacza.
- Ostatnio cały czas pada. - Zauważyłem, bawiąc się rękawami kurtki. Podszedłem do okna, przy którym znajdowała się brunetka. Wyjrzałem na zewnątrz. Z wysokiego piętra był naprawdę piękny widok na ulicę. Powoli się ściemniało. Uliczne światła już migotaly, ale doskonale widziałam śpieszących się ludzi. Ponownie czułem się wykluczony obserwując ich z góry. Byłem inny. Nie miałem gdzie ani do kogo się śpieszyć.
- Myślisz, że tak szybko idą, ponieważ wiedzą, że będzie padać? - Kobieta nadusiła przycisk przy odkurzaczu, który całkowicie ucichł. Zrobiło się wręcz przerażająco cicho.
Podeszła jeszcze bliżej, po czym kolanem oparła się o niski parapet sporego okna. Spojrzała w dół, a ja uważnie śledziłem każdy jej ruch.
Położyła dłoń na szybie, po czym powoli odwróciła się w moją stronę.
- Wiesz dlaczego ludzie uciekają przed deszczem?
- Prawdopodobnie nie lubią moknąć. - Kobieta uśmiechnęła się lekko na moje słowa, po czym gwałtownie podkręciła głową.
- Ponoć wraz z deszczem na ludzi spadają problemy.
- Głupota. - Zaśmiałem się cicho, po czym odsunąłem się i ruszyłem w głąb korytarza. - Miłego wieczoru.
- Tobie również. - Odparła.
Wyjąłem klucz z kieszeni spodni, ale potem uświadomiłem sobie, że nie było go potrzebne. Byłem niemal pewny, że Chanyeol jest już w środku.
Naciśnąłem klamkę, która bez najmniejszego sprzeciwu ustąpiła.
Wchodząc starałem się pozostać jak najciszej, ponieważ wiedziałem, że wystarczy jedno słowo Park'a, abym zaczął panikować.
Yuri mówiła, że nie ma nikogo prócz niego, ale ja byłem w podobnej sytuacji. Stracenie Chanyeol'a wydawało się być najgorszą możliwością, ponieważ był jedyną osobą, która przy mnie została. Jedyną, której na to pozwoliłem.
Powoli zdjąłem ze stóp buty i odwiesiłem kurtkę na wieszak.
Przechodząc obok kuchni spojrzałem w kierunku Mir'a, który spał pod krzesłem. On również podniósł głowę i otworzył oczy, ale nie podszedł do mnie. Pozostał na swoim nagrzanym miejscu. Zwykle radośnie mnie witał, ale nie miałem mu za złe, że dziś tego nie zrobił.
Każdy z nas ma czasami dni, kiedy nawet miła rutyna zdaje się nieprzyjemną koniecznością.
Wiedziałem, że jutro znowu przybiegnie, gdy tylko usłyszy dźwięk kroków.
W salonie światło wciąż byli zgaszone. To była ta pora dnia, kiedy nie jest się pewnym czy już odpowiedni moment na zapalenie go czy lepiej jeszcze trochę poczekać.
Dobrze widziałem sylwetkę siedzącą naprzeciw wyłączonego telewizora.
Pośród krawatów i drobnych dekoracji ślubnych Chanyeol zdawał się być zagubiony jak nigdy wcześniej.
Jego twarz była blada, a oczy podkrążone. Zawsze chciałem dla niego spokoju, zdrowia i zadowolenia, ale w tej chwili każdej z tych rzeczy zdawało się mu brakować.
- Cześć. - Rzuciłem cicho. Mężczyzna podskoczył na swoim miejscu, widocznie wyrwany z rozmyślań. Podniósł na mnie wzrok i ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnął się w moim kierunku dokładnie tak samo, jak zwykle.
- Dobry wieczór, Baekhyun. Gdzie byłeś tak długo?
- Musiałem się przewietrzyć.
- W tak zanieczyszczonym mieście? Stolica nie jest do tego odpowiednia.
- Nie mogłem wysiedzieć w jednym miejscu. - Odpowiedziałem, a moje słowa po części zgadzały się z prawdą. Mogłem wrócić od razu po spotkaniu z Yuri, ale nie czułem się na siłach. Wolałem nieco pozwiedzać, aby odpędzić od siebie myśli o zbliżającym się końcu. Tym razem kategorycznym.
- Mam nadzieję, że nie zmarzłeś. Pogoda jest idealna na złapanie przeziębienia.
- Jest w porządku. - Powiedziałem pochodząc bliżej. Przeniosłem wzrok na niechlujnie przerzucony przez oparcie garnitur. Spojrzenie Park'a podążyło za moim.
Zdawał się załamany, pełny wyrzutów sumienia, a to było dla mnie wystarczającą odpowiedzią.
Chanyeol podjął decyzję.
- Przepraszam. - Usłyszałem niepewny głos, na który delikatnie podkręciłem głową.
Wiedziałem, że nie będę miał już możliwości wyjść gdziekolwiek z Chanyeol'em. Nie będzie już moim towarzyszem podczas śniadań oraz, że nie będzie już komplementował mojego wyglądu. Miałem świadomość tego, że nie zapewni, że jestem dla niego ważny, że więcej nie powie, że jestem jedynym, czego potrzebuje.
Wiedziałem, że nie usłyszę już jego głosu, że nie poczuję silnych ramion, chroniących mnie przed całym światem, że nie spojrzę już w oczy tak błyszczące, jakby ktoś postanowił zebrać i uwięzić w nich wszystkie gwiazdy znajdujące się na niebie.
- To w porządku. - Odparłem wymuszając delikatny uśmiech. - Wiedziałem.
- Wiedziałeś?
- Domyślałem się.
- Przepraszam. - Powtórzył nieco mokrym głosem, a ja westchnąłem i usiadłem obok. Wciąż siedział wyprostowany i zwrócony w kierunku telewizora, dlatego zamiast go objąć po prostu ułożyłem głowę na jego ramieniu, aby dać mu świadomość, że jestem obok.
- Możesz płakać, jeśli chcesz, ale to nic nie zmieni. - Rzuciłem, kiedy przetarł swoje oczy.
- Nie chcę, żebyś odchodził.
- Wiem.
- Nie mogę nic innego zrobić.
- Wiem, Chanyeol. Nie tłumacz się. To nie twoja wina. - Powiedziałem zgodnie ze swoim zdaniem. Być może powinienem był się gniewać. Może powinienem go winić, krzyczeć i płakać, ale wiedziałem, że czujemy się podobnie.
Żaden z nas nie chciał końca tego, co stworzyliśmy. Oboje byliśmy wyczerpani, zrezygnowani i zwyczajnie nieszczęśliwi.
Wiedzieliśmy, że tak naprawdę Chanyeol nigdy nie miał możliwości wyboru, a złudnie w nią wierząc jedynie bardziej raniliśmy siebie nawzajem.
Jego przyszłość była zaplanowana, a ja spóźniłem się, aby mieć możliwość w niej uczestniczyć.
- Po ślubie wracamy do domu. - Głos Chanyeol'a przerwał panującą między nami ciszę. Żaden z nas nie wiedział o czym powinniśmy porozmawiać, zbyt świadomi, że już nigdy więcej nie będziemy mogli tego zrobić ponownie. - Nie wrócę tutaj, więc możesz być tu tak długo jak tylko chcesz.
- Nie chcę być ci niczego dłużny. Postaram się wyprowadzić jak najszybciej.
- Nie będziesz, nie przejmuj się. To mieszkanie i tak stoi puste. Zostawię Ci klucze, zwróć je do którejś z sąsiadek.
- Dziękuję. - Odparłem, a Chanyeol tylko podkręcił głową, uśmiechając się ze smutnym grymasem na twarzy.
- Czy będziemy mogli dalej się spotykać?
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł. - Odparłem, a starszy cicho westchnął. Po chwili nieco zmienił naszą pozycję i złapał za moją dłoń. Powoli dotykał każdego z moich palców, delikatnie je głaszcząc, aby w końcu opuszki dotarły do zawieszonej na nadgarstku bransoletki ze starannie wykonanym motylem.
- Pierwszy raz się w kimś zakochałem. - Powiedział cicho, badając skrzydła owada.
- Pierwsza miłość nigdy nie kończy się dobrze.
- Chciałbym, żebyś był ostatnią. - Jego dłoń ponownie zjechała niżej. Nasze palce na moment się splotły, ale po chwili kontakt został przerwany.
- Może, gdybyśmy poznali się wcześniej. - Rzuciłem na głos temat, który pojawił się między nami już jakiś czas temu. - Gdybyśmy prowadzili inne życia, nie mieli planów, obietnic, nie byli tak zniszczeni przez rzeczywistość i otaczających nas ludzi, to byłaby szansa, abyśmy byli razem szczęśliwi.
- Ale to już się stało. - Dokończył, a ja przytaknąłem.
- Już za późno, aby to zmienić.

___________
To już niemal ostatni rozdział. Został jeden.
Chciałabym skończyć to przed moimi urodzinami (06.04) więc możliwe, że ostatni rozdział pojawi się w ciągu dwóch dni :(
Ah moje serce 💔

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro