12: To na pewno nie jest przypadek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jeśli dalej tutaj jesteś, to zostaw coś po sobie 💋

*


Poniedziałkowe oraz wtorkowe zajęcia zleciały z mrugnięciem oka. Skłamałabym, mówiąc, że nie byłam podekscytowana dzisiejszym wieczornym spotkaniem z Coltonem. Alex ciągle powtarzał mi, że to randka, ale to kompetnie nie było to. Prawda?

Siedziałam właśnie z Chloe, rozmawiając o pierwszym meczu, na którym dziewczyna pierwszy raz wystąpi publicznie jako cheerleaderka. Nagle drzwi pokoju otworzyły się z impetem, a do środka wparował Alex z małym talerzykiem w ręce.

Zmrużyłam oczy i posłałam mu pytające spojrzenie.

- Co robisz?- zapytałam.

- Jem ciasto - powiedział z pełnymi ustami, a kawałek czekoladowej masy spłynął mu na czysty T-shirt.

- Znowu?- wyjęczała Chloe, przewracając oczami.

Co jak co, ale Alex kochał jeść. A ciasto jadł przynajmniej raz na dwa dni. Pani z cukierni musiała znać go już na pamięć i pewnie przygotowywała dla niego specjalne porcje.

- No co?- powiedział - W tym momencie gdzieś są czyjeś urodziny. Trzeba to uczcić.

- Dobra, przekonałeś mnie - Chloe wstała, po czym wyrwała mu z ręki widelczyk i nadziała na niego kawałek ciasta.

Przewróciłam oczami, po czym wstałam i zajrzałam do szafy, zastanawiając się co powinnam ubrać na wyjście z Coltonem. A może po prostu powinnam ubrać to, co zwykle? Przecież nie powinnam się zbytnio stroić.

- Więc, Molly..- zaczął czarnowłosy, rzucając się na moje łóżko - O której jesteś umówiona na randkę?- zapytał, poruszając zabawnie brwiami.

- Co? Nie mówiłaś, że to jest randka!- oburzyła sie Chloe.

Wywrociłam oczami i wysłałam Alex'owi mordercze spojrzenie.

- To nie jest randka.

- Więc jak inaczej chcesz to nazwać?- uniósł jedną brew.

- Spotkanie integracyjne w celu lepszego zapoznania swoich osobowości?

Alex prychnął pod nosem i prawie opluł mi pościel.

- I dlatego tak zawzięcie zastanawiasz się co ubrać?

- Mam dużo brudnych rzeczy - skłamałam, wracając do przeszukiwania zawartości szafy.

- Pic na wodę, fotomontaż - Alex parsknął pod nosem, a ja jedynie przewróciłam oczami i ściągnęłam z wieszaka białą sukienkę.

W tym samym momencie usłyszałam dźwięk nowej wiadomości. Spojrzałam na swój telefon, leżący na szafce, w tej samej sekundzie, co Alex i błyskawicznie się do niego rzuciłam, ale chłopak był ode mnie szybszy. Stanął na łóżku i odblokował ekran, czytając sms'a od Coltona.

- Nie mogę się doczekać spotkania. Będę po Ciebie za godzinę. I wysłał buziaczek, no ładnie - powiedział chłopak przesłodzonym głosem, przez co palnęłam go w brzuch i próbowałam doskoczyć do telefonu, ale nic z tego.

- Oddaj to, debilu!- prawie krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jak Alex zabiera się za odpisywanie.

- Też się cieszę, że się zobaczymy. I buziak - powiedział, trzymając moją komórkę poza moim zasięgiem.

- Cholera, Alex, oddawaj ten pieprzony telefon, bo zaraz..- zaczęłam się z nim szarpać.

Chłopak w końcu zeskoczył z łóżka i oddał mi moją własność, śmiejąc się. Warknęłam pod nosem i spojrzałam na ekran, widząc, że wiadomość została już wysłana.

Zmrużyłam oczy i spojrzałam z nienawiścią na Alex'a, zaciskając dłonie w pięści.

- Zginiesz - powiedziałam tylko, ruszając w jego kierunku, ale chłopak szybko ulotnił się przez drzwi pokoju i zniknął na korytarzu.

Mogłabym za nim pobiec, ale nie miałam na to czasu. Musiałam się wykąpać i ogarnąć. Westchnęłam więc tylko i spojrzałam na Chloe, która śmiała się pod nosem, kończąc ciasto Alex'a.

- Wychodzę - powiedziałam, mierząc ją wzrokiem i zabrałam potrzebne rzeczy, a później weszłam do łazienki.

*

Punkt ósma usłyszałam lekkie pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to Colton, więc od razu poczułam przyjemne mrowienie w brzuchu i na plecach. Spojrzałam ostatni raz w lustro i ruszyłam do drzwi.

Chloe była właśnie u Sean'a i bardzo się z tego powodu cieszyłam, ponieważ przynajmniej tym razem nie prawiła mi morałów o tym, żebym wróciła w miarę wcześnie, ponieważ jutro są zajęcia. Cóż, trudno. Zajęcia muszą spaść w tym momencie na niższe miejsce w hierarchii moich planów.

Otworzyłam drzwi i poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, kiedy zobaczyłam w progu Coltona. Miał uroczo rozczochrane włosy i szeroko się uśmiechał, trzymając w dłoni pojedynczy kwiatek.

Był to czerwony goździk. Mój ulubiony. Skąd wiedział? Pomrugałam kilka razy, zastanawiając się czy aby na pewno nie powinnam była uznać tego za randkę.

- Hej - powiedziałam w końcu, uśmiechając się.

- Hej - odpowiedział tym samym i przez moment po prostu gapiliśmy się na siebie, aż w końcu Colton nie odchrzaknął - Mam coś dla Ciebie - po tych słowach wręczył mi łodygę z kwiatkiem.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, przygryzając dolną wargę i wąchając roślinę.

- To.. dziękuję - posłałam mu radosne spojrzenie, a później odłożyłam kwiatek do małego wazoniku z wodą, po czym razem wyszliśmy z pokoju.

W drodze do wyjścia, zauważyłam, że Colton nie miał przy sobie gitary, chociaż tak naprawdę namawialiśmy się na wspólne granie. Czyż nie?

- Gdzie Twoja gitara?- zapytałam, wychodząc na zewnątrz.

Colton spojrzał w dół na siebie, jakby intrument miał tam być, przewieszony przez jego ramię. Później uśmiechnął się i posłał mi tajemnicze spojrzenie.

- Myślałem, że może porobimy dzisiaj coś innego.

Zmrużyłam oczy z lekkim uśmiechem, zastanawiając się co miał na myśli.

- To znaczy?- zapytałam z uniesioną brwią.

Colton wyciągnął z kieszeni kluczyki i posłał mi oczko, chwytając mnie za rękę.

- Chcę Ci coś pokazać.

Później podeszliśmy do jego samochodu, a on otworzył mi drzwi od strony pasażera. Usiadłam, a po chwili brunet wsiadł za kierownicę i ruszył. Jego samochód był dość wielki i na pewno nie był zbyt tani, patrząc na te wszystkie bajery, które posiadał.

- Więc.. co robiłaś po zajęciach?- zapytał, ruszając prawie pustą, oświetloną latarniami drogą.

Oparłam się wygodnie o fotel i pozwoliłam sobie ściszyć radio, na co chłopak nawet nie zareagował.

- Właściwie to nic ciekawego - podrapałam się po głowie - Szczerze mówiąc, trochę się obijałam - powiedziałam, a chłopak się zaśmiał.

- Nic dziwnego, zajęcia dają w kość - spojrzał na mnie przelotnie.

- A Ty? Co robiłeś?- zapytałam bezmyślnie, ponieważ zapomniałam, że przecież mówił mi wcześniej, że idzie coś załatwić.

Myślałam, że nie będzie chciał mi odpowiedzieć, ale on tylko wzruszył ramionami i zatrzymał się na czerwonym świetle.

- Byłem spotkać się z matką - powiedział.

- Mieszka tutaj?- uniosłam brwi, ponieważ nie miałam pojęcia.

- Można tak powiedzieć. Pracuje tutaj. Czasami zatrzymuje się w hotelu, ale zazwyczaj dojeżdża tutaj z Tucson.

Przytaknęłam i chciałam zapytać o jej pracę, ale wtedy Colton spojrzał mi prosto w oczy i jakoś wszystkie słowa ze mnie uleciały. Poczułam się jakby nic wokół nie istniało, ponieważ jego oczy były tak hipnotyzujące. Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w moim kierunku, zakładając mi włosy za ucho. Patrzył mi prosto w oczy o nagle jego wzrok spadł na moje usta. Przełknęłam głośno ślinę, a później widziałam jak Colton powoli zaczyna pochylać się w moim kierunku.

I nagle rozległ się głośny klakson.

Podskoczyłam i prawie pisnęłam, czując jak szybko bije mi serce. Na sygnalizacji świetlnej widniało już zielone, więc Colton wrzucił bieg i ruszył, śmiejąc się cicho pod nosem. Sama się zaśmiałam, chwytając się za głowę i kręcąc nią, czując na policzkach rumieńce. Cholera jasna.

Jechaliśmy jeszcze kilka minut, słuchając cichej muzyki i trwając w przyjemnej ciszy, aż w końcu zatrzymaliśmy się pod jednym z wielkich budynków w centrum miasta. Wysiedliśmy z samochodu i spojrzałam w górę, widząc, że stoimy przy biurowcu najpopularniejszego magazynu w mieście. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego pytająco.

- Co tu robimy?- zapytałam.

- Daj mi rękę i chodź - powiedział tylko, po czym weszliśmy do środka oszklonego budynku, kierując się do windy.

W środku było cholernie luksusowo, przez co czułam się lekko niekomfortowo, ponieważ to, co robiliśmy chyba nie było legalne.

- Czy my możemy tutaj być?- zapytałam, kiedy winda się za nami zamknęła. Colton wcisnął guzik ostatniego piętra, a później na mnie spojrzał.

- O nic się nie martw - zaśmiał się.

Nagle atmosfera w windzie znacznie zgęstniała, gdy tak staliśmy i patrzyliśmy się na siebie. W ułamku sekundy zrobiło mi się strasznie gorąco i miałam wrażenie, jakby było tutaj jakieś pięćdziesiąt stopni.

Przygryzłam dolną wargę i mimowolnie mój oddech przyspieszył. Czułam się jakby Colton przeszywał mnie wzrokiem na wskroś.

Wtedy winda się otworzyła, a my znaleźliśmy się na najwyższym piętrze. Wyszliśmy na korytarz i od razu w oczy rzucił mi się cudowny widok miasta nocą. Pomrugałam kilka razy i czułam się naprawdę cudownie.

Ale Colton wziął mnie za rękę i wyszeptał mi do ucha:

- To nie wszystko.

Zmarszczyłam czoło, ale poszłam za nim w stronę schodów, gdzie weszliśmy jeszcze wyżej. Chłopak otworzył duże drzwi i wtedy przed moimi oczami ukazał się ogromny dach z ogrodem i basenem. O Boże.

Oczy prawie wyszły mi z orbit, kiedy to zobaczyłam. To miejsce było cudowne. Basen zajmował trzy czwarte powierzchni, a na niewielkim drzewie świeciły zawieszone na nim ledowe lampki. Drzewo na dachu? Ale obłęd.

- Wow - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić, zanim w końcu odetchnęłam.

- Więc Ci się podoba?- zapytał.

Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się szeroko. Nikt nigdy nie zabrał mnie w tak bajeczne miejsce.

- Jest przecudownie - powiedziałam.

Później Colton odwrócił się na moment i sięgnął po coś stojącego z boku, a kiedy znów na mnie spojrzał, trzymał w rękach dwa pełne kieliszki.

- Wino? Przecież jesteś samochodem..- powiedziałam zdezorientowana, marszcząc czoło, ale on tylko zaśmiał się i pokręcił głową.

- Nie, nie. Spokojnie, wiem o tym. Dlatego jest to tylko Cola.

Parsknęłam pod nosem śmiechem, odbierając od niego jeden kieliszek.

- Oryginalnie. Podoba mi się - powiedziałam szczerze, a później razem usiedliśmy na brzegu przy basenie.

Pozwoliłam zdjąć sobie z nóg buty i włożyć nogi do wody, a Colton od razu poszedł w moje ślady. Upiłam łyk pierwszej klasy pseudo-wina, a później odłożyłam kieliszek obok i spojrzałam na bruneta, mrużąc oczy. W głowie widniało mi jedno, bardzo ważne pytanie.

- Hm?- wymruczał, uśmiechając się i opierając się z tyłu ręką.

Jeszcze przez moment zastanawiałam się czy powinnam zadać owe pytanie, ale w końcu wciągnęłam powietrze i wypaliłam:

- Czy to jest randka?- zapytałam dość cicho.

Przez chwilę Colton tylko na mnie patrzył, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Albo przynajmniej piętro niżej, cokolwiek tam było.

W końcu jednak chłopak odpowiedział, sprawiając, że poczułam ulgę.

- A nie?- uniósł jedną brew - Chyba wyglada to jak randka - wysłał mi szeroki uśmiech, a ja przygryzłam wargę.

- Tak, chyba tak - zaśmiałam się.

Przez kolejne kilkanaście minut rozmawialiśmy zupełnie o wszystkim i niczym, popijając naszą Colę i śmiejąc się przy tym bardzo głośno.

- Skąd właściwie znasz to miejsce?- uniosłam jedną brew.

- Cóż.. - chłopak przejechał nieznacznie językiem po dolnej wardze i spojrzał na niebo - Moja mama.. ona jest tu szefową.

Wytrzeszczyłam oczy, zdając sobie sprawę, co właśnie powiedział.

- Co? Masz na myśli.. szefową magazynu? To jej praca?

- Bardzo kocha tą pracę - wzruszył ramionami - Czasami aż za bardzo się jej poddaje.

Skrzywiłam się lekko, czując jakiś głębszy sens w tym, co mówi. Nagle zrobiło mi się nieco przykro, ponieważ przypuszczałam, że musiało być mu ciężko bez ojca i z matką, która ma tak wchłaniająca czas pracę.

- Pewnie zajmuje jej to mnóstwo czasu i cieszysz się, gdy możecie sie spotkać - powiedziałam bez namysłu, przypominając sobie o tym, jak bardzo był zadowolony wczorajszego popołudnia na zajęciach.

- Tak. Pewnie. Jest strasznie zabiegana. Jest taka odkąd.. ojca z nami nie ma. Wpadła w wir pracy i to totalnie ją zmieniło. Ale dalej jest dobrą mamą.

Uśmiechnęłam się, ponieważ poniekąd musiałam przyznać, że zazdrościłam mu tego, że ma mamę. Mimo wszystko chyba obydwoje przeszliśmy przez coś okropnego.

- Przykro mi - odparłam - Na pewno bardzo Cię kocha.

- Tak, ja ją też - uśmiechnął się lekko, a później spojrzeliśmy w piękne, gwieździste niebo. Ostatnio coraz częściej widać było gwiazdy.

Zaczęłam się zastanawiać nad naszym losem. Dlaczego niektórzy ludzie mają w życiu tak łatwo, a niektórzy ciągle pod górkę? Czy tak po prostu musi być?

Westchnęłam i odezwałam się lekko nieprzytomnym głosem:

- Myślisz, że nasz los jest zapisany w gwiazdach? Mam na myśli.. czy całe nasze życie jest zaplanowane? Czy rządzi nami przypadek?

Wtedy Colton spojrzał wprost na mnie, a ja odwzajemniłam ten gest. Jego oczy migotały przez światełka odbijające się od tafli basenu, a usta miał lekko rozchylone. Poczułam jak jego dłoń chwyta za moją, przez co moje serce przeżyło kolejną jazdę na rollercoasterze.

W końcu brunet przełknął ślinę i odpowiedział:

- Myślę, że Ty i ja to na pewno nie jest przypadek.

Po tych słowach stało się coś, co zakręciło mi w głowie i sprawiło dreszcze na całym moim ciele, ponieważ Colton pochylił się w moją stronę i złączył nasze usta w pocałunku.

_____________________

Polsat, hehe

Wiem, że długo nic nie pisałam, ale nie miałam weny i sił, ani nawet czasu :(

Ale wróciłam z nowym rozdziałem i mam nadzieję, że był wystarczajaco emocjonujący!

Buziaki, kochani!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro