5: Czy Ty mnie śledzisz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pierwszy dzień zajęć nie był dla mnie zbyt łaskawy.

Wczorajszego wieczoru Colton nie wrócił na kampus zbyt wcześnie, chociaż siedziałam w pokoju Alex'a dość długo. Tak naprawdę nie miałam pojęcia czy w ogóle wrócił, ale przez pół nocy nie spałam, zastanawiając się jak mam się przy nim zachowywać. W końcu uznałam, że przecież nie powinnam tak bardzo świrować, ponieważ w końcu zorientuje się, że coś ze mną nie tak i jeszcze się wystraszy. Tak naprawdę wiedziałam, że będzie co będzie i nie mogłam się tak tym przejmować.

Bądź co bądź, budzik zadzwonił punkt siódma, a ja myślałam, że wyrzucę telefon przez okno, ponieważ tak bardzo nie miałam siły iść na zajęcia.

Zakryłam twarz poduszką i stłumiłam nią jękniecie, a później zostałam brutalnie otrzeźwiona ze snu przez Chloe, która zrzuciła ze mnie kołdrę.

- Nigdzie nie idę - wyjęczałam, kuląc się w kłębek - Powiedz, że mam gorączkę i dreszcze.

- Jedyne dreszcze, jakie będzie miała, jeśli zaraz nie wstaniesz to te z zimna, kiedy wyleję na Ciebie wiadro wody. A teraz rusz swoje cztery litery i wstawaj. Musisz wystroić się jak milion dolców.

Przewróciłam oczami, ostatni raz wzdychając, po czym niechętnie zwlokłam się z łóżka w żółwim tempie i powędrowałam do pokojowej łazienki.

Nie miałam nawet siły się malować, ale Chloe wręcz mnie do tego zmusiła, a później kazała mi ubrać spódniczkę. Spojrzałam na nią jak na debilkę i pokręciłam przecząco głową.

- Nie mogę po prostu założyć jeansów?

- Nie - odparła krótko - Masz tylko jedną szansę, żeby zrobić dobre pierwsze wrażenie pierwszego dnia drugiego roku studiów.

Pomrugałam kilka razy, próbując przyswoić to, co do mnie powiedziała, ale byłam zbyt zaspana, żeby cokolwiek zrozumieć. W każdym bądź razie, ubrałam na siebie czerwoną spódniczkę i czarny top, a później przeczesałam włosy i wrzuciłam do torby kilka randomowych zeszytów.

- Idziemy po Alex'a? Wiesz jak zawsze przeżywa pierwsze dni - Chloe przewróciła oczami, kiedy wchodziłyśmy z pokoju.

Przez moją głowę przeszła myśl, że równało się to z prawdopodobieństwem spotkania Coltona, a ja naprawdę musiałam odpocząć od zawałów serca, jakich przy nim dostawałam.

- Idź sama. Pójdę się rozejrzeć po kampusie.

Brunetka zmrużyła oczy, ale w końcu wzruszyła ramionami i ruszyła w odpowiednią stronę, zostawiajac mnie samą. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam z akademika na świeże powietrze, uśmiechając się lekko, kiedy promienie słoneczne napotkały moją skórę.

Dookoła przewijało się wielu młodych ludzi, mieszkających na kampusie. W zeszłym roku poznałam większą część z nich, choć tak naprawdę mało co imprezowałam, podczas gdy oni robili to non stop. Z oddali zauważyłam jak Warren Sampson siedział na murku przy pomniku z logiem naszej szkoły, razem z paczką swoich znajomych i cheerleaderkami. Nazywali ich elitą, chociaż szczerze powiedziawszy oni nie byli stereotypowo wredni i zarozumiali.

Warren wychwycił mój wzrok z oddali i uśmiechnął się szeroko, a później podniósł rękę i mi pomachał. Odwzajemniłam gest i już miałam iść w stronę uczelni, kiedy chłopak do mnie podbiegł i zaczął rozmowę.

- Hej, Molly, długo się nie widzieliśmy - posłał mi jeden z tych swoich firmowych uśmieszków, przez które dziewczyną miękły kolana.

Na mnie to też kiedyś działało.

- Cześć, Warren. Co słychać?- zapytałam chyba bardziej z grzeczności, ponieważ tak naprawdę chciałam znaleźć się już na zajęciach i mieć święty spokój.

- Dyskutujemy o naborze do cheerleaderek. Może się zapiszesz?- puścił mi oczko, wkładając dłonie do kieszeni spodenek.

- Spasuję - przewróciłam oczami - Ale Chloe ma taki zamiar.

- Szkoda. Myślałem, że będziemy widywać się na treningach. Świetnie wyglądałabyś w stroju cheerleaderki.

Wspominałam już o tym, że Warren był strasznym flirciarzem? Być może właśnie dlatego przeszło mi zauroczenie. Ponieważ on podrywał wszystko co się rusza i ma cycki.

- Tak czy siak będziesz miał w czym wybierać - próbowałam nie zabrzmieć sukowato i chyba mi wyszło - Zaraz mam zajęcia, a muszę jeszcze coś załatwić. Pogadamy później?- powiedziałam małe kłamstewko, ponieważ naprawdę chciałam już zakończyć tą rozmowę.

- Jasne. Do zobaczenia później, mała - puścił mi oczko i ruszył do swojego kręgu

Westchnęłam cicho i skierowałam się do budynku uczelni, a później weszłam po schodach na piętro. Właśnie stawiałam stopę na ostatnim schodku, kiedy nagle zza rogu wyrósł mi czyjś tors, z którym niespodziewanie się zderzyłam. Moja torebka powędrowała na ziemię, a ze środka wysypały się zeszyty i teraz leżały na podłodze.

- Cholera..- wyszeptałam pod nosem.

- Znów na Ciebie wpadam, buntowniczko.

W ułamku sekundy moje serce zrobiło fikołka na dźwięk tego przyjemnego głosu. Podniosłam wzrok i spojrzałam w oczy Coltona, który wysyłał mi lekki uśmiech i również na mnie patrzył.

- Wybacz, zamyśliłem się. Powinienem bardziej uważać - znów się odezwał, pomagając zebrać mi zeszyty z podłogi i wrzucić do mojej torby.

- W porządku. Sama ciągle chodzę jak zombie - palnęłam głupio, po czym miałam ochotę walnąc się w twarz z otwartej dłoni. Serio, Molly?

Chłopak zaśmiał się cicho, po czym stanęliśmy twarzą w twarz, patrząc sobie w oczy. Poczułam się dziwnie spokojnie. Już nie stresowałam się jego obecnością.

- Muszę przyznać, że się Ciebie tutaj nie spodziewałem.

- Masz na myśli tutaj na tym korytarzu? Wiesz co, to miejsce publiczne - zażartowałam i cieszyłam się, że zrozumiał mój sarkazm, ponieważ parsknął cichym śmiechem.

- Mam na myśli ogólnie. Zaskakujący zbieg okoliczności. Czy Ty mnie śledzisz?- zmrużył oczy, również żartując.

To dziwne jak swobodnie przychodziła nam rozmowa. Myślałam, że mnie sparaliżuje i nie będę umiała z nim rozmawiać, a tu proszę. Mam wrażenie, że rozumiemy się bez słów. Nie muszę nawet się wysilać, a rozmowa sama się klei. Niebywałe.

- Niezbyt dobry byłby ze mnie Sherlock Holmes - przyznałam z cichym śmiechem.

- Niby dlaczego?

- Powiedzmy że kiedyś próbowałam zabawić się w detektywa.

Czy ja właśnie do niego mrugnęłam? Jezu, muszę się ogarnąć, zanim pomyśli sobie, że z nim flirtuję. A może pomyśli, że mam jakieś tiki nerwowe? Moje mruganie na pewno nie wygląda tak seksownie jak w tych wszystkich filmach.

- Idziesz na zajęcia?- zapytał - Ja właśnie się wracam, bo zapomniałem zabrać planu i nie do końca wiem na gdzie się udać - podrapał się po głowie lekko zmieszany, na co się zaśmiałam.

- Widzę, że nie tylko ja chodzę z głową w chmurach.

Colton odwzajemnił uśmiech, po czym wręczył mi do ręki mój ostatni zeszyt, który trzymał, a muśnięcie jego skóry spowodowało u mnie lekkie dreszcze.

- Do zobaczenia później?- zapytał, a jego oczy patrzyły tak głęboko w moje, że prawie zapomniałam jak się oddycha.

- Tak, do później - odparłam cicho, po czym Colton ominął mnie na schodach i ruszył w swoim kierunku, wysyłając mi jeszcze ukradkowe spojrzenie.

Uśmiechnęłam się sama do siebie, ponieważ ten poranek nagle stał się odmiennie miły i ciekawy. Później skierowałam się do odpowiedniej klasy, gdzie miałam właśnie zajęcia z literatury. Od razu zobaczyłam Alex'a, siedzącego w przedostatnim od góry rzędzie i machającego mi jak oszalały.

Przewróciłam oczami i ruszyłam w jego kierunku, a później rozsiadłam się na krześle obok niego i wyciągnęłam z torby byle jaki zeszyt.

- Chloe jest w innej grupie. Ale do dupy - czarnowłosy wydął wargi i oparł głowę o rękę.

- Do dupy jest to, że ciągle zmieniają nam grupy. Ciekawe kogo nam przydzielą za nauczyciela.

Alex przytaknął, a później zaczęliśmy rozmawiać dosłownie o pierdołach i zdałam sobie sprawę, że mój humor nie jest już wcale tak okropny jak kilkanaście minut temu.

Wtedy nagle skierowałam swój wzrok na paru wchodzących do klasy ludzi i przestałam słuchać przyjaciela w momencie, gdy zauważyłam tam Coltona.

Uśmiech na mojej warzy wyrażał więcej niż tysiąc słów. Miałam nadzieję, że przyjdzie usiąść na wolne miejsce obok mnie. Wtedy on również mnie dostrzegł, a ja dostałam kolejnego zawału serca na widok jego czarującego uśmiechu.

Brunet już wchodził po schodkach, kiedy nagle usłyszałam nad sobą czyjś głos.

- Nie wiedziałem, że mamy ze sobą literaturę.

Spojrzałam w bok i ujrzałam Warrena Sampsona, siadającego na miejscu obok. Postawił książki na blat i oparł się o krzesło, a później wysłał mi uśmiech i otworzył puszkę coli.

Kiedyś naprawdę cieszyłbym się z takiego rozwoju wydarzeń, ale nie dziś. Nie teraz, kiedy marzyłam, żeby to ktoś inny zajął jego miejsce.

Miałam ochotę zepchnąć go z krzesła i wygonić, ale zamiast tego pomrugałam kilka razy i zmusiłam się do krzywego uśmiechu. Spojrzałam w drugą stronę, gdzie zauważyłam jak Colton wysyła mi ukradkowe spojrzenie i siada na wolnym miejscu obok Alex'a. To nie tak miało wyglądać.

Czarnowłosy wysłał mi znaczące spojrzenie, unosząc brwi i pochylił się, żeby wyszeptać mi coś do ucha.

- Nie wierzę, że to mówię, ale Sampson mógłby dostać rozwolnienia. Chcesz, żebym dosypał mu coś do coli, którą pije?

Mimowolnie parsknęłam cichym śmiechem, a później moje oczy napotkały niebieskie tęczówki Coltona. W pierwszej chwili wyglądał jakby był czymś zmartwiony, ale później się opamiętał i wysłał mi mały uśmiech. Miałam ochotę poprosić Alex'a o zamianę miejsc, ale tego nie zrobiłam.

- Możesz jeszcze zmienić zdanie - wyszeptał cicho Alex, a ja odetchnęłam w bezsilności i oparłam się o swoje krzesło, przykładając do twarzy otwarty zeszyt i próbując nie krzyknąć.

Tak, życie mnie zdecydowanie nienawidzi.

______________________

Wiem, że ten rozdział nie jest spełnieniem marzeń, ale muszę się rozkręcić
Kolejny dopiero w następnym tygodniu

Czy jest tu ktoś, kto oglądał Never Have I Ever? Zgłoście się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro