Rozdział 22 - Clarke

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


     Zrobiliśmy to.

     Nie oszukujmy się, to nie był mój pierwszy raz. Najpierw był młody Strażnik, którego poznałam na Arce i był moim chłopakiem, póki nie okazało się, że był ze mną dla zakładu. Wprawdzie później tłumaczył mi się, że po czasie naprawdę się we mnie zakochał i nawet mu uwierzyłam, jednak nie chciałam być z kimś takim. Żałowałam jedynie, że oddałam się takiemu dupkowi.

     Później był Finn, już na Ziemi. Wszystko stało się bardzo szybko, nie przemyślałam tego. Początkowo byłam nawet zadowolona z takiego obrotu spraw, ponieważ naprawdę czułam coś do Spacewalkera. Zaraz jednak pojawiła się Raven, a on okazał się kolejnym frajerem, który chciał się po prostu jakoś pocieszyć. To była druga osoba, która tak mnie skrzywdziła.

     Na końcu pojawił się Bellamy. Co jednak różniło go od reszty? To, że bezgranicznie go kochałam i oddałam mu się z miłości, a nie z powodu żądz, jakie mną targały. Wiedziałam także, że prędzej uciąłby sobie rękę, niż mnie w jakikolwiek sposób skrzywdził. W przeciwieństwie do reszty pragnął, abym sama chciała takiego zbliżenia, zamiast z góry zakładając, że jestem na to gotowa. Był w stanie poczekać.

     A ja kochałam go do takiego stopnia, że nie miałam żadnych wątpliwości co do słuszności swojej decyzji.

     Leżałam właśnie przytulona do boku Bellamy'ego, chłonąc ciepło jego ciała. Nasze nogi leżały dziwne poprzeplatane, jakbyśmy próbowali ogrzać siebie nawzajem, natomiast mocno splecione dłonie spoczywały na sercu chłopaka, przez co czułam pod palcami jego miarowo bijące serce. Nie wiem dlaczego, jednak sprawiało to, że czułam się bezpieczna jak nigdy wcześniej. Twarz miałam wtuloną w jego tors, natomiast jego lekko przekręcona głowa spoczywała na mojej, przez co słyszałam, jak za każdym razem wydychał powietrze.

     - Śpisz? – usłyszałam w pewnej chwili niski, lekko zachrypnięty głos Bellamy'ego.

     Odsunęłam nieco głowę i odwróciłam ją tak, aby móc spojrzeć na ciemnowłosego. On zrobił to samo, przez co nasze oczy się spotkały. Mimo ciemności, jaka panowała w jego pokoju, mogłam dokładnie zobaczyć jego źrenice, w których odbijało się światło księżyca wpadające przez okno.

     Podniosłam dłoń i przejechałam po twarzy Bellamy'ego. Najpierw moje palce spotkały się z jego czarnymi, niesfornymi lokami, które tak kochałam. Pachniały lasem. Później zjechałam na ciemne brwi oraz powieki. Następny był usłany słodkimi piegami, które tak w nim kochałam, nos oraz poznaczone bliznami policzki. Dopiero na samym końcu natrafiłam na różowe, pełne usta, które lekko się rozchyliły pod moim dotykiem, a ja miałam ochotę go w nie całować całą noc.

     Bellamy pochylił się nieco tak, że nasze nosy się stykały, a usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Od pocałowania go powstrzymywało mnie jedynie to, że chciał coś powiedzieć.

     - Kocham cię, Clarke – szepnął w pewnym momencie. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego. – Kocham cię tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałem i dopóki cię nie spotkałem, nie wiedziałem nawet, że takie uczucie istnieje. Chcę dbać o ciebie, zapewniać ci bezpieczeństwo i poświęcić nawet własne życie, jeśli to będzie konieczne. Czuję, że jakbym nie miał cię obok siebie, umarłbym z tęsknoty. Pragnę, byś była szczęśliwa każdego dnia i każdej nocy, nawet, jeżeli będzie to oznaczać moje cierpienie. Chcę widzieć twój uśmiech za każdym razem, gdy jesteś ze mną i wiedzieć, że jest z mojego powodu. Pożądam całej ciebie: twojego dotyku, pocałunków, spojrzenia, tego jak przytulasz, smaku twoich ust. Ponieważ dla mnie nie jesteś tylko kobietą...Jesteś całym moim światem.

     Uśmiechnęłam się i poczułam, że moje oczy stają się powoli coraz bardziej wilgotne od łez. Pogłaskałam chłopaka po policzku.

     - Zabrzmiało to trochę jak oświadczyny – zaśmiałam się.

     - Jeszcze nie mam pierścionka.

     - „Jeszcze"? – wykrztusiłam.

     Bellamy w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się tajemniczo i pocałował mnie w czubek nosa.

     - Bellamy Blake – zaczęłam. – Nie wiem, jak moje życie wyglądałoby teraz, gdyby nie było cię obok mnie, ale mam wrażenie, że przez cały ten czas egzystowałam tylko po to, aby spotkać właśnie ciebie. Myślę o tobie w każdej godzinie, minucie i sekundzie swojego życia, przez cały czas noszę cię ze sobą w sercu. Pragnę zasypiać i budzić się u twego boku. Pragnę cię rozśmieszać i być rozśmieszaną przez ciebie. Pragnę twojego wzroku skoncentrowanego tylko na mnie, twoich ust smakujących mnie oraz twoich dłoni wędrujących po moim ciele. Pragnę twego uśmiechu, który byłby zarezerwowany tylko dla mnie oraz wzroku pełnego pożądania i miłości. Po prostu chcę trwać przy tobie na dobre i za złe. Kocham cię, Bellamy. Po kraniec swoich dni.

     Bellamy zamrugał kilkakrotnie, jakby próbował sobie przyswoić moje słowa, po czym uśmiechnął się do mnie tak promiennym i szczerym uśmiechem, że aż zaparło mi dech. Chwilę później położył dłoń na moim karku i przyciągnął do siebie, obdarzając namiętnymi pocałunkami, które oddawałam bez wahania. W pewnym momencie podniosłam się nieco i przerzuciłam nogę przez Bellamy'ego, siadając na nim okrakiem. Jednak leżąc, nam obojgu było trochę niewygodnie, dlatego właśnie ciemnowłosy podniósł się do pozycji siedzącej, nie przerywając pocałunków i kładąc dłonie na moich nagich plecach.

     Naszym jedynym okryciem w tamtym momencie była kołdra, która i tak zsunęła się, zasłaniając nas jedynie od pasa w dół. Nie przeszkadzało nam to jednak, ponieważ przez nasze rozgrzane od namiętności ciała nie czuliśmy chłodu, który panował w nocy w pokoju. Moglibyśmy tak naprawdę leżeć na zimnych płytkach, a i tak nie zrobiłoby to nam żadnej różnicy. Byliśmy zbyt zajęci sobą, aby przejmować się takimi szczegółami.

     Bellamy całował powoli każdy wolny skrawek mojego ciała, rozkoszując się moim smakiem i zapachem, cały szepcząc słowa „kocham cię". Słyszałam je od niego kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt razy, a mimo to przyjemne dreszczy przechodziły moje ciało za każdym razem, gdy je powtarzał. Chciałam zapamiętać tę chwilę i odtwarzać ją w pamięci za każdym razem, gdy nie będzie obok mnie Bellamy'ego, a będę pragnęła jego bliskości, pocałunków, jego seksownego, niskiego głosu. Całego niego ze wszystkimi jego wadami i zaletami.

     - Kocham cię, Clarke Griffin – powtórzył po raz ostatni, patrząc mi głęboko w oczy i przysuwając mnie ciepłymi dłońmi bliżej siebie. – Gdyby ktoś mi się kiedyś odebrał, umarłbym, ponieważ bez serca nie da się żyć.

     W tamtym momencie nie zastanawiałam się już ani chwilę dłużej, tylko przywarłam do jego warg.




     Sama nie wiem, kiedy zasnęliśmy, ale rano obudziło nas walenie w drzwi, a chwilę później otwarcie ich w hukiem. Drgnęłam wtedy i szybko otworzyłam oczy, jednak światło dostające się przez okna poraziło moje źrenice. Musiałam ponownie zamknąć powieki i uchylić je tylko do połowy.

     - Wstawaj, braciszku! – krzyknęła Octavia. – Nadszedł nowy dzie...

     Dziewczyna stanęła w progu i spojrzała na nas skonsternowana. Wyraźnie próbowała coś powiedzieć, jednak z jej ust wydostało się jedynie kilka głosek. Zamknęła wtedy usta i zmarszczyła czoło, a po chwili na jej ustach wykwitł szeroki, piękny uśmiech.

     - No, braciszku – zaczęła. – Teraz nawet nie próbuj mi wmawiać, że jesteście tylko przyjaciółmi, bo za nic ci nie uwierzę. Jacy przyjaciele śpią bez ubrań i przytulają się do siebie?

     Bellamy spiorunował siostrę wzrokiem.

     - Swoją drogą powinnam teraz krzyknąć „Aa! Moje oczy!" i wybiec, ale jestem zbyt oszołomiona by to zrobić. Po za tym kołdra zakrywa to, co powinna, więc postoję sobie tu jeszcze chwilę i pójdę.

     - Wyjdź stąd natychmiast! – warknął ciemnowłosy.

     Octavia miała jednak gdzieś rozkazy brata, ponieważ nadal stała w tym samym miejscu z założonymi rękami i przyglądała nam się z lekko przekrzywioną głową. Bellamy naciągnął kołdrę na nas jeszcze bardziej, choć przykrywała dość, aby nie uznać nas za kompletnie gołych, jednak rozumiałam jego zażenowanie.

     - Dobra – odrzekła po kilku sekundach. – Nacieszyłam się tym widokiem, więc mogę iść. Jak coś, to patrol zaczynasz punkt dwunasta. Miłej zabawy!

     Mówiąc to, chwyciła klamkę i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

     - Czy ty coś z tego rozumiesz? – zapytałam, próbując jakoś ogarnąć to, co przed chwilą zaszło w pokoju chłopaka.

     - Ta – westchnął, przecierając twarz dłonią. – Moja siostra jest stuknięta. Ale myślę, że zdążyłaś to już zauważyć.

     - Patrząc na ciebie, to chyba u was rodzinne.

     Bellamy zastygł w bezruchu, po czym jego głowa powoli zaczęła odwracać się w moją stronę. Jego oczy były groźnie zmrużone, natomiast zaciśnięte mocno usta tworzyły jedną, wąską linię.

     - Czy ty mi zarzucasz, że jestem wariatem? – zapytał niskim, groźnym głosem. Otworzyłam już usta, żeby odpowiedzieć, kiedy Bellamy niemal rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać.

     Nie mogłam powstrzymać śmiechu, kiedy palce chłopaka błądziły po moich bokach oraz szyi. Cwaniak wiedział, gdzie zaatakować! Widać poprzedniej nocy zrobił dokładny „obchód" i zorientował się, które części mojego ciała są najczulsze na dotyk. Chciałam przekląć go za to w myślach, jednak przez łaskoczące uczucie i niepowstrzymany śmiech nie mogłam się na tym skupić.

     - Masz dość? – zapytał w końcu.

     - T-tak – wydusiłam, próbując się jakoś przed nim obronić. Na marne.

     - Przeproś – rozkazał.

     - Prze-przepraszam.

     Dopiero gdy Bellamy wreszcie dał mi spokój, mogłam opaść bezwładnie na poduszki i złapać oddech. Czułam, że jestem cała czerwona na twarzy oraz szyi, jednak ciemnowłosy nie wyglądał lepiej. Jego włosy były kompletnie rozczochrane, a policzki zaróżowione, jednak mimo to z naszych twarzy nie schodziły uśmiechy.

     - Jesteś wariatem – powiedziałam, pochylając się w jego stronę i całując go w usta. – Ale nie jakimś zwykłym. Jestem m o i m wariatem.




     Ponieważ moja zmiana w szpitalu zaczynała się dopiero popołudniu, ranek spędziłam w towarzystwie Bellamy'ego. Mimo to zaciągnęłam go ma chwilę do kliniki, gdzie pełniący dyżur Jackson ściągnął mu szwy z twarzy.

     Postanowiliśmy wspólnie, że nie mamy zamiaru kryć się z tym, że jesteśmy razem i jakoś przeżyjemy komentarze ze strony naszych przyjaciół. Okazało się jednak, że większość posyłała jedynie w naszym kierunku przyjazne uśmiechy i to jedynie Murphy oraz Raven postanowili się na nas uwziąć. Octavia również chciała się do nich dołączyć, jednak Lincoln-wybawiciel-w-sprawach-krytycznych jakoś odwrócił jej uwagę i odciągnął ją od nas. Posłałam mu jeszcze pełen wdzięczności uśmiech, na co odpowiedział pokazaniem kciuka w górę.

     - A jak tam wasze sprawy łóżkowe? – zagadnęła Raven, wkładając do ust brokuł i kontynuując z pełnymi ustami. – Planujecie może dzieci? Bo w razie czego to ja chętnie mogę się nimi czasem zaopiekować. Gdy byłam młodsza, dorabiałam sobie trochę jako niańka, więc się na tym znam.

     - A ja jestem w stanie załatwić jakieś ciuchy dla gówniarza – dopowiedział Murphy.

     - „Gówniarza"?! – oburzył się Bellamy, najwyraźniej chcąc dołączyć do tej ich chorej gry. – Czy ty właśnie nazwałeś nasze przyszłe dziecko „gówniarzem"?

     - Czyli jednak jakieś dzieci będą – mruknęła ciemnowłosa, patrząc wymownie na chłopaka. – Octavia nawet wspominała, że poczęliście jakieś kroki w tym kierunku, jeśli wiecie co mam na myśli. Swoją drogą szybcy jesteście. Jak widać z Blake'a niezły strzelec nie tylko na patrolu, ale i w łóżku.

     - W końcu ma się ten „wyjątkowo długi ładunek" – podkreślił John, po czym oboje wybuchli śmiechem.

     - Ha ha ha, bardzo śmieszne – burknął sarkastycznie Bellamy. – Dziwię ci jednak, John, że masz taki dobry humor. Zazwyczaj impotenci wolą unikać tematów seksu.

     To musiało zgasić biednego Murphy'ego, ponieważ przestał się śmiać i spojrzał groźnie na ciemnowłosego. Wywołało to jeszcze większy atak śmiechu u Raven i mnie oraz szyderczy uśmieszek u mojego chłopaka, który postanowił się nim nie przejmować i po prostu wstać.

     - Czy obrazisz się, moja droga, jeżeli cię zostawię w tym głupawym towarzystwie i wyruszę na patrol? – zwrócił się do mnie.

     - Nie martw się, nie czuję odrazy do impotentów – zapewniłam, co sprawiło, że Raven zaczęła się śmiać jeszcze bardziej. – I do nimfomanek także nie – dodałam. To zamknęło jej usta. – Mimo to pragnę odprowadzić cię do bramy, najdroższy.

     Cała ta konwersacja brzmiała tak żałośnie, że z całych sił powstrzymywaliśmy się od wybuchnięcia śmiechem.

     - Ruszajmy zatem, matko moich przyszłych dzieci.

     Wstałam, po czym ujęłam wyciągnięte ramię chłopaka i ruszyliśmy w stronę bramy, zostawiając skołowanych Raven i Murphy'ego przy stole. Biedni, próbowali ogarnąć to, co się właśnie stało, podczas gdy my zaśmialiśmy się i przybiliśmy sobie żółwika.

     Osobami, które miały wyruszyć wraz z Bellamy'm byli Harper, Monty, Lincoln z Octavią oraz Jasper, który uparł się, że musi wreszcie ruszyć się z obozu i zacząć coś robić. Choć moja mama początkowo była niezbyt przekonana do tego pomysłu, mój chłopak zapewnił ją, że to zwykły patrol, podczas którego nie ma prawa się nic wydarzyć. W końcu traktat z Ziemianami zapewniał nam bezpieczeństwo, a Azgeda nie była zagrożeniem, odkąd stała się częścią Koalicji i zaczął tam rządzić Roan.

     - Jedziemy na zachód sprawdzić teren. Wrócę wieczorem, ewentualnie gdzieś w nocy – zapewnił Bellamy, całując mnie przelotnie w usta i głaskając po policzku.

     - Trzymam cię za słowo. Mamy jeszcze wiele rzeczy do dokończenia – wymruczałam, patrząc na niego wymownie.

     - Czy powinienem uznać to za jakąś propozycję? – zapytał, łapiąc mnie za biodra i przyciągając do siebie.

     - Przekonasz się jak wrócisz – powiedziałam, odsuwając się od niego. – Uważaj na siebie.

     Nie wiedziałam wtedy jeszcze, jak dużo znaczą te słowa.



Dobraaa, przez ten początek rozdziału, z tego ff zrobił się taki trochę pornos. Postaram się nieco ograniczyć "te" sceny, ale nie wiem co z tego wyjdzie. W końcu Bellamy lubi brykać (lub bzykać, jak kto woli) xd

Było wreszcie wyznanie miłości! Cieszycie się? Oczywiście że się cieszycie (mam nadzieję). Ostatnie rozdziały były takie trochę cukierkowe, ale mam nadzieję, że to nawet dobrze. Nie wiem jak wy, ale ja lubię czasem takie przesłodzone momenty xd

Zapraszam do komentowania :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro