Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Lorenzo *5 czerwca.

-Nie chcę być w twojej skórze.

Damon przywitał mnie kpiącym uśmiechem tylko gdy wkroczyłem do salonu. Zmierzyłem go pytającym spojrzeniem, ale od razu pokierowałem się w stronę gabinetu Tim'a. Jednak tam go nie było.

-Tim?!-krzyknąłem.

-Na zewnątrz! - odkrzyknął. Im byłem bliżej dwornego zaplecza, tym wyraźniej słyszałem chodzącą suszarkę. - Przyszedłeś zobaczyć co odjebałeś? - prychnął nie odwracając się nawet w moją stronę.

-Nie rozumiem. Coś nie tak z silnikiem? - podszedłem bliżej by zobaczyć, że to co wczoraj wyczyściłem, dziś jest całe czarne i lepkie.

-Czym to wczoraj czyściłeś?

-Tym co zawsze. Tylko benzyna oczyści silnik ze smarów, spalin i okadzeń. Co się stało? - zapytałem dalej nie rozumiejąc.

-To, że to czego użyłeś napewno nie było benzyną a pierdolonym rozpuszczalnikiem, który przedostał się do każdej zajebanej komórki tego silnika i wyciągnął z niego każdy gram smarów na zewnątrz. Zdajesz sobie sprawę, że zalałeś wczoraj 50 tysięcy dolarów, Enzo?!

-Z całym szacunkiem, Tim, ale jestem pewny, że użyłem odpowiedniego płynu. - mruknąłem marszcząc brwi - Znałem od początku wartość tego zlecenia, nie popełniłbym takiego błędu.

-Lorenzo, nie tłumacz się już. Nic na to nie poradzisz, ale nie wypłacę się, jeśli ten silnik nie odpali. Żaden z nas się nie wypłaci.- spojrzał na mnie smutno.

-Przyniosłem drugą suszarkę. - Damon podłączył suszarkę do kilkugniazdowego przedłużacza i zaczął robić tę samą czynność co jego ojciec. - Musisz być bardziej ostrożny, koleś. - powiedział do mnie.

-Nie zalałem tego silnika. - prychnąłem - Siedzę w mechanice odkąd tylko nauczyłem się władać rękoma. Nie popełniłbym tak banalnego błędu. A może to ty? - nie chciałem oskarżać chłopaka, wiedząc, że to syn Tim'a i że napewno się nie przyzna, ale coś mi w nim nie grało już wczoraj - Co? Chciałeś żeby ojciec stracił zlecenie? Czy żeby mnie zwolnił?

-Co ty gadasz w ogóle? - zdenerwował się - To, że nie nadajesz się do tego co robisz, to już twoja wina. Może i lubisz majsterkować, ale nie umiesz zająć się poważną robotą i nie umiesz się przed sobą przyznać. Zwiększę temperaturę, tato.

-Nigdzie nie idziesz. - szarpnąłem chłopaka za ramię, które od razu wyszarpnął z mojego uścisku wściekły - Jesteś chyba trochę ode mnie młodszy, należy mi się trochę szacunku. I po drugie, nie jestem jakimś szczeniakiem, żeby licytować się kto jest lepszy, a kto gorszy. Wiem dobrze, że nie zalałem tego silnika i ty też to wiesz, bo sam to zrobiłeś.

-Dość! Enzo nie mów tak do mojego syna. - wtrącił się Tim, wyłączając na chwilę suszarkę - Przyznaj się do winy, naprawmy to i będzie po sprawie. Na przyszłość bardziej uważaj, a nie popełnisz tego błędu drugi raz.

-Ale ja nie popełniłem żadnego błędu, Tim! - wrzasnąłem teraz już wyraźnie wściekły- Zająłem się silnikiem jak należy! Nie użyłem nawet kropli rozpuszczalnika do tego elementu i jestem pewny, że nie polałem nim silnika jak pojebany, żeby dostał się w każdy najmniejszy zakamarek.

-Jak będziesz zdolny przyznać się do winy, to przyjdź. Narazie cię zawieszam, poradzimy sobie we dwójkę, prawda, Damon?

-Prawda, tato.

Uśmiech na ustach znowu suszącego silnik Damon'a mówił mi, że dobrze wiem, że nie miałem nic wspólnego z zalaniem silnika.

-A więc dobrze. - prychnąłem - Nie wrócę nigdy, bo nie przyznam się do czegoś czego nie zrobiłem. Życzę powodzenia w osuszeniu tego kloca. Gdybyś jednak potrzebował pieniędzy, żeby zapłacić zleceniodawcy, udaj się do syna.

Mocno zaciskająca się szczęka Damon'a znowu dała mi do zrozumienia, że mam rację podejrzewając, że to on zalał silnik. Wszedłem z powrotem do warsztatu, minąłem go i trzasnąłem wyjściowymi drzwiami. Zakurwiały gówniarz.

*

-To ty Lorenzo?!

-Tak! - krzyknąłem zatrzaskując za sobą drzwi. Rzuciłem klucze od domu na szafkę z butami, a buty położyłem zaraz pod nią.

-Co robisz w domu? - zdziwiła się.

-Nawet mnie nie wkurwiaj. - szepnąłem, nie chcąc wyżywać się na niej. Amelia jednak podeszła do mnie zmartwiona i złapał moje ramię. Czekała wyraźnie aż opowiem jej co się stało i ku mojemu zdziwieniu, naprawdę miałem na to chęć.- Syn Tim'a mnie wykiwał.

*

-A to gówniarz. - warknęła. Wściekła wstała z kanapy i udała się do drzwi, najpewniej w celu pójścia do warsztatu - Mogłeś powiedzieć prosto z mostu, że to Damon!

-To jego syn. Przecież by mi nie uwierzył.

-Może i lepiej, że cię zwolnił. - powiedziała zwężając oczy.- Nie możesz pracować u kogoś kto ci nie ufa.

*Amelia

Mijałam właśnie próg warsztatu czekając aż wskazówki zegara przesuną się o jeden raz. Godziny pracy Tim'a dobiegły końca, więc weszłam do środka na luzie.

-Cześć. Już zamykamy, ale jeśli to coś ważnego przyjdź jutro.

Chłopak, który mnie przywitał wycierał ręce w brudną szmatkę.

-Ty jesteś Damon, tak? - uśmiechnęłam się ciepło - Przyszłam do ciebie. Słyszałam, że jest tu nowy i jak narazie jedyny kogo tu spotkałam, więc liczę, że może mi pomożesz.

-Co tam? W czym ci pomóc? Jakiś problem z autem?

-Nie. Z tobą, fiucie. - uśmiechnęłam się fałszywie - Potrafię przejrzeć ludzi i wiem, że jesteś parszywy. Jaki interes miałeś w tym, żeby wyrzucić Lorenzo z pracy, co?

-Lorenzo sam odszedł. Nie umie znieść krytyki za błędy, które popełnił. - prychnął. Oparłam się rękoma o ruchomy wózek i pokręciłam głową.

-Dobrze wiemy całą trójką, że to Ty jesteś za to odpowiedzialny. - szepnęłam - I tak jak lubię Tim'a, ciebie nie lubię. Albo załatw tą sprawę sam i postaraj się, żeby Tim przywrócił Lorenzo albo sama mu powiem.

-Tata ci w nic nie uwierzy, słonko.- zaśmiał się, dając mi tym samym znak, że dokładnie mówię prawdę- Wierzy w winę Lorenzo, bo myśli, że tylko on zajmował się silnikiem od Camaro. Nawet jeśli powiesz mu, że to ja, nie uwierzy ci.

-Tak? - uśmiechnęłam się - To patrz. Tim! - krzyknęłam w głąb warsztatu. Wyciągnęłam rękę z kieszeni kurtki, a z niej swój telefon, którym nagrałam całą rozmowę i szybkim krokiem udałam się w stronę Tim'a - Muszę Ci coś puścić.

Uśmiechnęłam się widząc jak Damon nawet nie próbuję mnie powstrzymać. Nie mówił nawet nic kiedy Tim mówił jak się na nim zawiódł ani gdy go zwalniał. Nie odezwał się ani słowem i miałam to za dobry znak.

Nie pomyślałam, że ściągnęłam na siebie i na Lorenzo serię cholernie niebezpiecznych czynów.

*

-Chciałbym zobaczyć jego minę. - powiedział Lorenzo, kiedy opowiadałam mu, co tak naprawdę robiłam na 'zakupach'. - Wiesz, że nie musiałaś tego robić? Znalazłbym inną pracę, może nawet lepiej płatną.

-Nie chodziło o to żebyś tam wrócił. Chodziło o prawdę, Enzo. - szepnęłam wtulając się w jego klatkę - Tim oskarżył cię niesłusznie, gdy prawdziwy winowajca stał uśmiechnięty obok. Nie robi się tak.

-Masz rację, ale to nie zmienia faktu, że nie zależało mi na tej pracy aż tak. Teraz Tim jest pokłócony z Damon'em, a w końcu to jego syn.

-Jesteś zbyt dobry.- uśmiechnęłam się całując jego usta.

Nagle światła zgasły. Tylko małe diody na wypadek braku prądu świeciły się w kilkudziesięciu miejscach w każdym pomieszczeniu, ale to i tak nie pomagało. Owiał mnie strach.

-Pewnie wyskoczyły korki. - powiedział chłopak, podnosząc się z kanapy. Od razu przykleiłam się do jego boku. - Chodź, włączymy.

Po minucie światła znowu się paliły i wszystko było w porządku. Względnie. Bo jednak to dziwne przeczucie nie dawało mi spokoju aż do momentu kiedy leżeliśmy już przytuleni w piżamach.

-Myślisz, że Damon jest na nas zły, że skłóciliśmy go z ojcem? - szepnął do mnie chłopak.

-Zrobiliśmy to co słuszne. Gdyby był wobec ciebie fair, nie musielibyśmy tego robić. - szepnęłam, głęboko wierząc w te słowa. Zaraz potem oboje zasnęliśmy już spokojnie.

*Amelia *6 czerwca

Lorenzo zdążył wyjść do pracy na styk, żeby do niej zdążyć, bo przetrzymałam go w domu. Od wczorajszej sytuacji z korkami czułam ten dziwny niepokój, ale przecież nie mogłam go zamknąć ze sobą w domu ani nawet pozwolić by się przeze mnie spóźnił.

Tim i tak jest na niego już cięty przez jego pożal się Boże syna. Wiecie co? Dlaczego teraz przyszło mi do głowy, że to Damon stoi za wczorajszym chwilowym brakiem prądu? Przecież to nie możliwe. Usunęłam tą głupią myśl z głowy i złapałam swój telefon.

-Hej, An. - przywitałam dziewczynę.- Jesteś dziś zajęta Anthonym czy możemy się spotkać na jakiś zakupach?

-Hej. Nie, Anthony dziś robi coś przy samochodzie i mówił, że będzie to robił cały dzień. To znaczy... - zmieszała się wyraźnie- Mówił mi, bo był u Eric'a po jakąś część. Co nie? Rozumiesz?

-Rozumiem. Ale opowiesz mi jak się spotkamy. Za godzinę w Cafe Bristol?

*

Całą drogę, którą przemierzałam by spotkać się z Andreią, czułam się cholernie dziwnie. Za każdym razem gdy rozglądałam się dookoła, wszyscy ludzie byli zajęci sobą, więc to dziwiło mnie jeszcze bardziej.

-Hej. - uśmiechnęłam się widząc czekającą na mnie dziewczynę przy stoliku.

-Hej. - uśmiechnęła się, od razu mnie przytulając. Gdy się odsunęła była na tyle blisko bym mogła zobaczyć jej szyję, chwilo odsłoniętą przez kaskadę jej ciemnych włosów, ja również  byłam na tyle daleko, żeby zauważyć, że ona wpatruje się w ślady, które Lorenzo majestatycznie zostawił na lewej stronie mojej szyi.

-A więc to prawda co mówił Lorenzo. - zaśmiałam się siadając.

-I to prawda co mówił Anthony. - zaśmiała się. Zamówiłyśmy kawę i plotkowałyśmy chwilę o tych dwóch chłopakach. Właściwie to całkiem długo, aż moją uwagę przykuł dzwoneczek, który zabrzęczał, sygnalizując, że ktoś wszedł do środka. Z zaciekawinia odwróciłam tam głowę.

Ścisnęłam mocno łyżeczkę którą trzymałam w dłoni i zacisnęłam usta w wąską linię. Nie, nie zszokował mnie wchodzący do kawiarni król Anglii ani zabójczo przystojny chłopak. A raczej chłopak, którego zaczęłam brać za psychopatę.

Damon przeszedł obok naszego stolika nie zwracając na nas uwagi. Ale szedł na tyle wolno, że dobrze wiem, że gdyby chciał to by mnie rozpoznał. I szedł na tyle wolno bym zauważyła wisiorek na jego szyi.

Cienki rzemyk na którym zawieszony był kawałek kości, który wisiał razem z innymi drobnymi pamiątkami na haczyku obok telewizora w naszym domu.

Nie panikuj, Am. Damon może po prostu też taki ma. Albo kurwa zabrał go wczoraj wieczorem, kiedy zgasły światła w naszym domu!

-Ziemia do Amelii.

Otrząsnęłam się kiedy Andreia pstryknęła mi kilkukrotnie palcami przed nosem. Spojrzałam na nią znów, starając się, żeby mój wzrok nie wyglądał na przerażony.

-Przepraszam. Zamyśliłam się. - zaśmiałam się - Właśnie sobie przypomniałam, że muszę iść na chwilę do Lorenzo, gdy ma przerwę. Chodź ze mną, to tylko 10 minut  a potem skoczymy na zakupy.

*

Wchodząc do warsztatu czułam jak pocą mi się ręce.

-Hej, Tim! - przywitałam się - Czy mogę zająć Lorenzo dosłownie 5 minut? To cholernie ważne.

-Możesz nawet i 20. Ma przerwę. - zaśmiał się machając na mnie ręką i zniknął smutny w swoim biurze. Napewno był zawiedziony sytuacją z Damon'em.

-Am? Co tu robisz?- zwrócił się Lorenzo.

-Muszę Ci coś powiedzieć.

Złapałam za rękę szybko Andreę i Lorenzo i zaciągnęłam ich do części warsztatu, gdzie znajdują się ciężkie maszyny.

-Nie wysadziło wczoraj korków, Enzo. - powiedziałam płaczliwym tonem - To Damon.

-Co? Czemu tak myślisz?

-To ten chłopak, na którego tak patrzyłaś w barze? - zapytała mnie Andrea. Chociaż chciałabym zaprzeczyć, musiałam kiwnąć głową.

-Minął nasz stolik, Enzo. I miał na szyi ten rzemyk z tym podłóżnym kawałkiem kości, który wisiał koło telewizora. - szepnęłam, czując narastający strach. - To on był wczoraj w domu gdy zgasły światła. Jestem pewna, Enzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro